środa, 25 września 2013

Rozdział 66: Trip cz.3

Wszyscy z zepsutymi humorami rozeszli się w swoje strony. Zostali jedynie Cassidy oraz Riker, który postanowił nie mieszać się w spór przyjaciół. Jako najstarszy powinien spróbować choć trochę załagodzić sytuację, aczkolwiek zdecydował odsunąć się na bok, aby uniknąć skłócenia się z kimś. Chwilę później dosiadła do niego blondynka.

- Ale się porobiło - zaczęła.
- Szkoda gadać. Ale co zrobić? Gdybym się wtrącił wyszedłbym na tego złego. Wiesz jak jest - westchnął Riker.
- No niestety. Pogodzą się jutro czy pojutrze. Poszło o pierdoły - odparła pewnie dziewczyna.
- Zależy co tutaj można nazwać pierdołą.. Wiedziałaś, że Ratliff zdradził Emi?
- Nie. I szczerze jestem w szoku. Przecież oni zawsze byli tacy idealni. Wszystko razem, sms-y dwadzieścia cztery na dobę, kilka telefonów dziennie - ciągnęła Cassy.
- Było minęło - rzucił krótko. - Nie wiesz, że zazwyczaj te idealne związki się rozpadają?
- Jesteśmy tego żywym przykładem, nieprawdaż? - spytała. Mężczyzna wzruszył delikatnie ramionami. Przez kolejne kilka minut żadne się nie odzywało. Siedzieli na piasku, rzucając kamykami do wody, co wkrótce zamieniło się w konkurs rzucania na odległość.
- Serio? - zapytał zupełnie znienacka.
- Ale co? - zdziwiła się nastolatka. Przerwali swoją rywalizację i kontynuowali rozmowę.
- Wolałabyś mnie? - niebieskooka zamilkła na chwilę. Zaczęła bawić się piaskiem, jednak po chwili udzieliła koledze odpowiedzi.
- Serio.
- Jak to możliwe?
- Po prostu.. Dziwi cię to? - spojrzała na towarzysza.
- Szczerze? Owszem - odrzekł zgodnie z prawdą. - Zawsze byłem pewien, że jednak zależy ci na Rossie. O co chodzi?
- Nie wiem.. Naprawdę ja sama nie wiem - powiedziała, spoglądając tym razem w dół. - Ja też byłam tego pewna, gdy się z nim zeszłam.. Ale teraz.. Ostatnio coraz częściej.. Jakby to powiedzieć.. Myślę o tobie i..
- Myślisz o nas?
- Tak ,wiem.. To głupie, bo rozmawialiśmy już na ten temat wiele razy, ale no.. Ja nie wiem, Riker.. Było mi z tobą doprawdy dobrze. Jesteś opiekuńczy, odpowiedzialny, czuły.. - dziewczynie przerwał przyjaciel, nie pozwalając dokończyć jej wypowiedzi.
- Bo się zarumienię - zaśmiał się.
- I widzisz..? Nieważne jak bardzo byłoby mi źle, wystarczy, że powiesz jedno słowo a ja od razu cieszę się jak głupia.. Przy nikim nie czuję się tak jak przy tobie..
- Czyli jak? - uśmiechnął się.
- Tak.. Nie wiem jak.. Tak spokojnie..
- Nawet nie wiesz jak mi milo, gdy to mówisz.. Ale jest ktoś przy kim się czujesz tak samo..
- Kto? Ohh.. Ross, prawda? - dorosły przytaknął. - Nie, Riker.. Nie czuję przy nim tego, co przy tobie. Może i to tak wygląda z twojej perspektywy, ale ty nie wiesz, co ja wtedy czuję. I to na pewno nie jest to.. co czuję teraz - mówiła bez zastanowienia. 


To prawda, przy Rikerze mogła być po prostu sobą. Nikogo nie udawała, mówiła co chciała i zupełnie nie musiała zastanawiać się nad słowami. Był dla niej po prostu kimś najbliższym. Dziewczyna wiedziała, że może na niego liczyć, cokolwiek by się nie działo. Dlaczego akurat jego darzy takim wielkim zaufaniem? Wprawdzie ona wie to najlepiej. Może to dlatego, że jej zawsze brakowało "męskiej ręki", straciwszy ojca przed wieloma laty, a chcąc nie chcąc Riker jest już dorosłym mężczyzną. Ponadto z matką również nie spędza wiele czasu i najzwyczajniej w świecie potrzebuje opieki i kogoś, kto tą opieką ją obdarzy. Dla niej wówczas tym kimś był najstarszy z Lynchów. 

- Wiesz.. to jak mi bardzo na nim zależało, jak ja bardzo go potrzebowałam na początku przekraczało granice.. ale w tym momencie ja.. Chyba nie potrafię go już pokochać.... Nie po tym co.. co mi wtedy chciał zrobić.. w Sylwestra. Niby powiedziałam mu, że to nic, że mu wybaczam i zapominam o tym.... Wybaczyłam, ale zapomnieć nie potrafię. Choć tak bardzo bym chciała. Nie wiem, do czego on może być jeszcze zdolny..  Przecież dopiero wtedy okazało się, że ja go wcale nie znam - wydukała przygnębiona, kładąc głowę na ramieniu kolegi.
- Jaa.. Nie chcę się mieszać w wasze sprawy. Jestem bezstronny, bo obydwoje wiele dla mnie znaczycie, ale.. Cassy.. Nie pochwalam tego, co ci zrobił Ross. O mało co się z nim przez to nie pobiłem. Nie zamierzam cię również zmuszać, abyś do niego wróciła.. Ale uwierz mi, że nikomu nie zależy na tobie tak bardzo jak jemu. Jest moim bratem i znam go doskonale.. On cię już nigdy nie skrzywdzi - uśmiechnął się, obejmując przyjaciółkę. Ta w podzięce za kolejno razową pomoc dała mu całusa w policzek, a następnie zasiedli w zupełnej ciszy, obserwując jezioro, od którego tafli odbijał się blask księżyca, powodując połyskiwanie całego zbiornika.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Niedługo później wszyscy ponownie zgromadzili się w domku. Niestety nie wyszło im to na dobre, gdyż wynikła z tego kolejna kłótnia a zaraz za nią następna, ponieważ młodzież nie mogła się dogadać w kwestii kąpieli. Każdy był już śpiący, więc chciał jak najszybciej się wykąpać i położyć spać.

- Dobra dość!! Zamknijcie wreszcie swoje jadaczki! - wykrzyknął najstarszy z obecnych, nie mogący już znieść ciągłego przekrzykiwania się przyjaciół. - Mam dosyć waszych pieprzonych kłótni i wrzasków! Jutro strzelamy z łuku i albo się wtenczas dogadacie i pogodzicie, albo wracamy do domu, zrozumiano?! - zgromadzeni z rozszerzonymi oczami przytaknęli delikatnie głowami. Chyba jeszcze nigdy nie widzieli Rikera w takim stanie, ale nie ma się co dziwić. Jako jedyny nie szuka dziury w całym i nie rozwleka każdej pierdoły a nasłuchiwanie siedmiu wzajemnie na siebie krzyczących osób do najprzyjemniejszych rzeczy nie należy. - A teraz do kąpieli - odparł znacznie łagodniej, jednak widząc tłum pchający się do schodów, postanowił kontynuować interwencję. - Pojedynczo! Co wy chcecie w tej łazience jakieś orgie odgrywać? - spytał zgryźliwie.
- A czy..
- Nie Ross, nie możecie!! - krzyknął starszy blondyn, przerywając bratu. Wszyscy jednocześnie ze zdziwieniem spojrzeli na chłopca.
- Ale ja wcale nie.. - urwał, widząc iż pozostali wciąż na niego spoglądają, tym razem z niedowierzaniem  - No dobra.. Chciałem o to spytać.. - odparł po cichu, osuwając się w tył. Riker potrząsnął głową.
- No dobra.. Pierw dziewczyny. Pierwsza Emi, później Rydel i Cassy. Nie Ross, nie razem! - uprzedził zapytanie młodszego. - A później Luca, Ratliff, Rocky, Ross i ja. Jasne?
- Ja..
- Jakiś problem?! - przerwał dorosły.
- Ja.. - brunet ponownie przerwał, widząc wzrok brata.
- No to mówisz czy się będziesz gapił?
- To ty się gapisz.. Przerażasz mnie.. Ale chodzi o to, że ja się nie będę prosił Ratliffa o..
- Czy pozwoliłem ci zwracać się o mnie na ty? - oburzył się Ell.
- Ugh! A więc.. Ja się nie będę prosił szanownego pana Ellingtona o wodę oraz nocleg, a zatem śpię dziś na tarasie!
- Taras także jest mój - uśmiechnął się drugi brunet.
- A zatem śpię dziś na trawie!
- W sumie, to ona też jest..
- No to na drzewie! Ale ono należy do ciebie! To w takim razie będę na plaży! Czy piasek też jest twój?!! - zdenerwował się Rocky.
- Noo.. Teore..
- Nie odpowiadaj!!! Będę w wodzie! Chyba, że ona też jest twoja!!!! - dziewiętnastolatek przymrużył oczy po czym z hukiem przeszedł przez drzwi.
- Umm.. Wszedłeś do schowka.. - spostrzegł Ellington. Nastolatek od razu opuścił pomieszczenie.
- Tak, tak wiem! Byłem w TWOIM schowku! Przewaliłem TWOJE miotły i złamałem TWOJE wiaderko. A teraz stąpam po TWOJEJ podłodze i oddycham TWOIM powietrzem! - w tym momencie chłopiec wyszedł z budynku, a po chwili pozostałych dobiegł głośny huk. - I spadłem z TWOICH schodów.. - krzyknął na odchodne. Młodzież przez krótką chwilę spoglądała w stronę drzwi wejściowych wciąż nie mogąc "ogarnąć" co się właściwie przed chwilą wydarzyło.
- To ja coś zjem.. - odezwał się po chwili Ross. - Umm.. To znaczy.. Rocky! Nic ci nie jest?! - krzyknął w stronę drzwi, jednakże nie uzyskał odpowiedzi. - Czyli, że ok - uśmiechnął się. - Idę jeść.


Chłopiec tak też uczynił, natomiast pozostali kolejno brali kąpiel. Około dwóch godzin później leżeli już w łóżkach, próbując usnąć. Jako, że między Lucą a Rossem owego dnia wzrósł konflikt, Włoch przeniósł się do pokoju Ratliffa, ponieważ jego współlokator tak jak wcześniej postanowił, spał na podwórzu. Rydel, która wciąż nie pogodziła się z Emily, skorzystała z okazji i zdecydowała się przenocować u dwojga braci.


- Riker.. Czy możesz przestać tak głośno stukać w tę klawiaturę? Twoje paluchy brzmią jak stado małych słoni - zaczął narzekać Ross, który od dłuższego czasu próbował zasnąć.
- Sorki Ross, ale to bardzo ważne.
- Ugh! To ty się gap w ten komputer, a ja śpię na dole! Dotrzymam towarzystwa mojemu kochanemu braciszkowi, który chyba jako jedyny nie gra mi dzisiaj na nerwach! - krzyknął zdenerwowany Ross. Złapał kołdrę i poduszkę, a następnie zszedł na parter. - Głupi Riker. Nawet wyspać się nie pozwala - mówił sam do siebie.
- Umm.. Co znowu się stało? - spytała Cassidy, siedząca właśnie na blacie w kuchni.
- Wali w tę klawiaturę, jakby nie wiem co, ekran mi daje po oczach i spać nie mogę. A ty? Co robisz?
- Siedzę, nie widać? Mam problem z zaśnięciem w nowym miejscu.
- Proponuję nocny spacerek do lasu - uśmiechnął się blondyn. - To dobrze nam zrobi na sen.
- Nie za bardzo kręci mnie chodzenie w nocy po ciemnym lesie z tobą. Idę do łóżka, dobranoc - rzuciła nastolatka. Nie zdążyła dojść do schodów, gdy kolega złapał ją na ręce i zmierzył w stronę wyjścia. - Ała puść mnie - zaśmiała się Cass, jednak osiemnastolatek nie posłuchał, tylko szedł dalej. Po chwili znajdowali się już na tarasie przed domkiem. Tam postanowił postawić przyjaciółkę.
- Jesteś mi coś winna za.... umm.. wybranie Rikera - odparł ściszonym głosem.
- Twierdzisz, że jestem dwulicowa.. Jesteśmy kwita.
- Nic takiego nie powiedziałem.
- Poparłeś Rocky'ego.. To jest jednoznaczne.
- Umm.. No dobra.. Przepraszam, ale mam wrażenie, że jednak trochę jesteś.. - zaczął blondyn, powolnym krokiem kierując się z dziewczyną w stronę lasu. Ta zaczęła uważnie słuchać kolegi. - Nie bądź na mnie zła.. Niby się przyjaźnimy, ale czasem mam wrażenie, że ze mną flirtujesz.. Może i nie przeszkadzałoby mi to, gdybyś jednocześnie nie kręciła z Rikerem. Nie wiem czy robisz to specjalnie, ale to boli.. nawet bardzo - wygadał się chłopiec. - O.. i widzisz? Już  jesteśmy przy lesie - dodał na zmianę tematu.
- To możemy już wracać. Wiesz dobrze, że przerażają mnie ciemne miejsca - odparła Cassidy, odwróciwszy się na pięcie w przeciwną stronę.
- Jesteś ze mną, chodź - zachęcał osiemnastolatek. Wkrótce jednak dziewczyna zgodziła się i poszli nieco głębiej w las. Usiedli na ławeczce i po chwili milczenia kontynuowali dyskusję.
- Nie wiedziałam, że tak to odbierasz - rozpoczęła Cass. - Nie chciałam żeby tak wyszło ani tym bardziej, żeby cię bolało. I serio nie wiem czemu tak bardzo obawiasz się o Rikera. To przyjaciel, jest dla mnie jak brat.
- To kim ja jestem? - spytał markotnie.
- Tyy.. Ty jesteś Ross.
- Dzięki.. - westchnął. 


Blondynka zaśmiała się a następnie oparła głowę na ramieniu kolegi. Ross uśmiechnął się, spojrzawszy na dziewczynę. Może i faktycznie trochę przesadzał z zazdrością. Przecież to, że Cassidy spędza wiele czasu z Rikerem wcale nie oznacza, że coś się między nimi dzieje. On też dużo przebywa w towarzystwie Emi, a są tylko i wyłącznie przyjaciółmi i nigdy nawet nie przeszło im przez myśl coś innego. Chłopiec wciąż nie spuszczał wzroku z nastolatki. Lubił mieć ją blisko siebie, czuł wtedy, że jednak jest do czegoś potrzebny, że ona wybaczyła mu te wszystkie złe chwile i że wciąż ma jakieś szanse na przywrócenie tego dobrego co było między nimi. Cassidy poczuwszy na sobie długotrwały wzrok blondyna, podniosła głowę z pytającym wyrazem twarzy.

- O co chodzi? - spytała. Nie odpowiedział. Jedną ręką odgarnął jej włosy i od razu zaczął zbliżać się do niej. - Umm.. co to było? - zapytała Cassy z małym lękiem.
- Ale co? - zdziwił się Ross. - Chciałem coś zrobić, ale ty jak zwykle mi przerwałaś. Czy coś jest ze mną nie tak?
- Co? Uhh niee.. Nie chodzi mi o ciebie. Po prostu coś słyszałam.
- Ja nic.. Ee.. Dobra, jednak też coś słyszałem - rzucił, usłyszawszy szelest liści. - Liście, to tylko wiatr, spokojnie.
- Nie, Ross. To nie wiatr.. Proszę chodźmy stąd. - Cass z natury była bojaźliwą osobą. Wystarczyło małe stuknięcie, aby nabawić ja strachu. Tym razem jednak przestraszyła się naprawdę mocno. W końcu nic dziwnego, będąc w gęstym, ciemnym lesie i to w środku nocy.
- Usiądź - skinął ręką na ławkę, po czym sam skierował się stronę krzaka, z którego dobiegał odgłos. Rozejrzał się, jednak nic nie zauważył. - Widzisz? Mówiłem, że wiatr - uśmiechnął się. Wówczas niespodziewanie wybiegła przed nich niewielka sarna, wywołując tym samym u obojga krzyk.
- Mówiłam, że coś tam jest - westchnęła Cassidy, łapiąc ciężko oddech.
- O niee.. to TY! - krzyknął Ross, wskazując na zwierze.
- Umm.. znacie się? - zdziwiła się Cassidy.
- Tak! To ta wstrętna sarna, która przerwała nam poprzednim razem w lesie. A teraz znów to zrobiła!!
- Co? Czy ty się dobrze czujesz? W lesie żyją tysiące saren. Nie sądzę, aby tamta przybiegła tutaj specjalnie z Miami, aby tylko zrobić ci na złość.
- A jednak! To ona! Ma taki sam wredny uśmiech! Niech ja cię tylko dorwę wstrętny bydlaku! Zniszczę ciebie i twoją rodzinę też!! - krzyknął w stronę, gdzie zwierzę uciekło.
- Możemy już wracać - zaśmiała się siedemnastolatka. Cmoknęła brązowookiego w policzek, po czym razem ruszyli do domku. 


Cassidy wróciła do pokoiku, w którym Emily już  dawno spała, natomiast Ross postanowił dotrzymać towarzystwa Rocky'emu, śpiącemu na dworze owinięty jedynie kocem. Siedemnastolatek widząc to zabrał ówcześnie z salonu jakąś pościel dla siebie i brata, a następnie ułożył się około dwóch metrów dalej. Trzeba przyznać, że zrobiło mu się żal bruneta i mimo faktu, iż nieopodal od nich znajdował się las, który nieco blondyna przerażał, postanowił dzielnie towarzyszyć bratu.

____________________________

Heej!
Uff w końcu dodaję ten cholerny rozdział. Wybaczcie, że kazałam Wam tyle czekać.
A co z nowym wyglądem bloga? I proponuję spojrzeć w zakładki bohaterów, gdyż są tam małe zmiany oraz nowe postacie.

~ DarkAngel 
Template by Elmo