piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 36: Jealous.

- Jeej.. co się stało, że tym razem ty wychodzisz z taką inicjatywą, a nie ja? - uśmiechnął się blondyn, którego był bardzo ciekaw odpowiedzi.
- Nie rozumiem. Z jaką inicjatywą? Czy ja ci coś zaproponowałam, zasugerowałam? - uśmiechnęła się blondynka. - To, że chcę być z tobą trochę bliżej, wcale nie znaczy, że myślę nie wiadomo o czym.
- Serio? - posmutniał. - Za to ja myślę.. - zachichotał, spychając z siebie dziewczynę i kładąc się na niej. - Ale.. wiesz co... nie. Nie musimy się z niczym śpieszyć. Nie chcę na ciebie naciskać i w sumie, to będzie nawet lepiej, jeśli jeszcze z tym poczekamy. Masz dopiero szesnaście lat i domyślam się, że to ci nie przychodzi łatwo, więc poczekam, aż będziesz gotowa i obiecuję więcej nie naciskać. - powiedział po chwili zastanowienia, co wywarło na blondynce zdziwienie, ale i zarazem zadowolenie.
- Jesteś słodki.
- Wiem to.
- Ross, Cassy! - do drzwi zaczął dobijać się znajomy głos. No tak, Rocky. - Chodźcie na dół, będziemy oglądać film! Później się pomiziacie! - wykrzyczał roześmiany, po czym zszedł do salonu, w którym czekał już Riker.
- Mówiłeś, że jesteśmy sami.
- Bo tak myślałem…  Ahh.. Jak ja kocham rodzeństwo. - odparł ironicznie rozbawiony Ross.
- Ojj.. chodź, nie marudź.

Po chwili para dołączyła do chłopców. Cassy siadła koło najstarszego z braci, więc niezadowolony blondyn musiał przysiąść na fotelu naprzeciw Rocky'ego.

- A więc co oglądamy? - spytał brunet. - "Męsko-damska rzecz" czy może "Oszukać przeznaczenie 3". "Oszukać przeznaczenie"? Nie ma sprawy. - podjął decyzję praktycznie za wszystkich, lecz nikt nie miał nic przeciwko. Tak więc po chwili na dużym telewizorze, rozpoczął się film.
- Łooo... Mogliście nie wsiadać na tą kolejkę, durnie! - skomentował Rocky początek filmu.
- Wiesz braciszku, że oni cię nie słyszą? - dokuczył Riker. Kolejne kilkanaście minut seansu minęło w ciszy, dopóki ciemnowłosemu znów nie włączyła się opcja 'komentatora'.
- Ouuu... Ale się zjarały. - powiedział ze skwaszoną miną, oglądając scenę, gdy dwie przyjaciółki spaliły się żywcem na solarium. - I bardzo wam tak dobrze, lafiryndy! Trzeba było pójść na plażę, a nie! - krzyczał do telewizora. - Dlatego ja nigdy nie korzystam z solarki.
- A nie dlatego, że jesteś chłopakiem, a solarium jest raczej dla dziewczyn? - odparł uszczypliwie Ross. - Choć w sumie, to przecież w sam raz dla ciebie.
- Ogól pięty, pacholiżcu! - odgryzł się Rocky, jednak po jego obeldze wszyscy łącznie z młodszym bratem wybuchli śmiechem.
- Pacholiżec? - zaśmiał się Ross.
- Tak!
- A co to jest?
- Taki ktoś kto ee.. liże pachy? - odparł brunet i chyba sam nie wiedział, co tak naprawdę przed chwilą powiedział. Prawdopodobnie pierwsze, co mu wleciało do głowy.
- Dobra, wróćmy do oglądania filmu. - zaproponowała rozbawiona całą sytuacją Cassy, na co chłopcy jednogłośnie się zgodzili.

W pewnym momencie Ross wstał po dolewkę napoju, gdyż pierwsza butelka już się skończyła oraz po drugą porcję popcornu. W tym czasie Riker wraz z Rockym zaczęli rzucać się poduszką. Brunet w pewnej chwili tak bardzo zapatrzył się na scenę, gdy kij flagi narodowej przebił jedną z bohaterek filmu na wylot, że nie zauważył, jak rzucany przedmiot uderzył w stół, przewracając pojemnik z pomidorowym sosem od pizzy, w ten sposób, że cały znalazł się na ubraniach najstarszego brata oraz Cassidy. Obydwoje, rzuciwszy wcześniej młodszemu spojrzenie, ruszyli do łazienki na piętro. Gdy tylko do niej weszli, wybuchli gromkim śmiechem.

- Masz sos na włosach. – roześmiała się blondynka.
- Tak? A ty na dekolcie. – odparł równie rozbawiony.
- To gdzie się gapisz? – spytała z uśmiechem.
- Ahh.. Zmieńmy temat. – powiedział zmieszany, biorąc do ręki gąbkę i próbując sczyścić czerwoną plamę z koszuli. Niebieskooka widząc nieudolność chłopaka, zlitowała się nad nim i ruszyła z pomocą.
- Daj to, gamoniu. – zaśmiała się. – Przede wszystkim, to chyba powinieneś zmoczyć tę gąbkę, bo suchą to nic nie zdziałasz. I trochę płynu też się przyda. – po wykonaniu tego, co poradziła swojemu koledze, zaczęła delikatnie ścierać sos z jego koszulki. – Widzisz, od razu lepiej.
- Tak, znacznie lepiej. – rzucił przez uśmiech. – Gdyby nie fakt, że mam już przemoczoną całą klatę od wody.
- Umm.. Racja. Zdejmij koszulkę. – rzekła, rozpinając kolejno guziki.
- Jeej.. zostajemy na chwilę sami, a ty już mnie rozbierasz. – zażartował Riker.
- Ha, ha, zabawne. – w tym momencie dorosły do końca zdjął koszulę. Niebieskooka zmierzyła go od stóp do głów i z uśmiechem i bardzo wyraźnym podziwem zatrzymała wzrok na jego dobrze zbudowanym torsie. Chłopak, zauważywszy to również nie skrywał zadowolenia, w końcu to dla niego duży komplement.
- Widzę, że ci się spodobałem bez koszulki. – Riker spojrzał na przyjaciółkę z uniesionymi brwiami.
- Umm.. – zarumieniła się, jednak po chwili pewna siebie odpowiedziała. – Tak.. W sensie.. Jesteś dobrze zbudowny.. Dobrze wyglądasz. 
- W takim razie dziękuję, ale nie mogę powiedzieć ci tego samego, bo niestety nie widziałem cię bez bluzki. – stwierdził, a blondynka rozszerzyła oczy. – Ee… Nie, nie.. Jaa.. ja niczego nie sugeruję. Sorry, jeśli tak to zabrzmiało. – podrapał się nerwowo po głowie.
- Spoko, nic się nie stało. Zresztą ja nie mówiłam tylko o klacie, choć ona zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Ogólnie, to cały jesteś przystojny.
- I teraz mogę powiedzieć, że wzajemnie.
- Dziękuję. – zachichotała. Po chwili bujania w obłokach, ocknęła się. – Ee.. Jak wy wszyscy.. Dobre geny - uśmiechnęła się nerwowo. - Tak właściwie, to czemu męczymy się z tą koszulą, skoro możesz wziąć czystą z szafy? – trafnie spostrzegła.
- Słuszna uwaga.. ee..
- Poczekaj, chyba nie pójdziesz z takimi włosami? Daj je.. - roześmiana zaczęła grzebać coś przy włosach Rikera, który po chwili również zaczął się śmiać. Niepostrzeżenie w drzwiach pojawił się Ross, a jego mina mówiła sama za siebie. – Hej, Rossy. Coś nie tak?
- Hmm? Pytasz serio? Zostawiam brata z moją dziewczyną na chwilę i co widzę? – bulwersował się nastolatek.
- Co widzisz? Że pomaga mi się pozbyć sosu z włosów? Aż tak cię to boli? Darowałbyś już sobie. – zdenerwował się lekko starszy.
- Ty zawsze znajdziesz jakąś wymówkę. I wciąż tylko czekasz, aż mnie nie będzie, żeby móc się do niej przyczepić. – wskazał na blondynkę.
- Tak, wiesz. O niczym innym nie marzę, jak zabrać dziewczynę bratu. – mówił poirytowany Riker. – Jeśli chciałbym dalej ciągnąć coś z Cassidy, to byśmy się nie rozstawali. A ty i ta twoja zazdrość, to już przegięcie, darowałbyś sobie. Przez jakieś twoje widzimisię nie może zadawać się z chłopakami? Może najlepiej zamknij ją w klatce, co? Stamtąd na pewno nie miałaby jak się ze mną widywać, ani tym bardziej z innymi. – ciągnął wzburzony. – Jeśli liczysz na to, że po raz kolejny ci ustąpię i jeszcze zerwę z Cassy przyjaźń, to jesteś w wielkim błędzie. Już i tak wystarczająco dla ciebie poświęciłem, a jeśli ty nie potrafisz tego docenić, to już twój problem, BRACISZKU. – zakończył, poklepując po policzku młodego, a następnie udał się na dół do Rocky’ego. Blondynka po chwili wpatrywania się w Rossa, poszła w ślady starszego kolegi i również dołączyła do bruneta.
- Dobra chłopcy, to co robimy? – spytała uśmiechnięta. – Jest już dosyć późno, więc może zamiast oglądania filmu, to w coś zagramy.
- A co proponujesz? Butelkę? – zażartował Rocky.
- Spoko, ale będziesz całował Rikera..
- Umm.. To może zagrajmy w coś innego. – brunet podszedł do półki z najprzeróżniejszymi grami. – Kalambury! – wykrzyczał zadowolony i wyciągnął pudełko z hasłami. – Ja pierwszy, ja pierwszy! – wylosował frazę. – Umm.. Eee.. Yyy.. Jaa..
- W kalamburach się nie mówi. – zwrócił uwagę najstarszy.
- No.. no, bo.. noo.. ojeny.. nooo.. nie chcę tego pokazywać. Ktoś tu wrzucił jakieś trudne słowa i o! Niby jak mam pokazać prestiż?!
- Ty nie możesz być moim bratem. – załamał ręce Rik. – Losuj nowe, ale jeśli znów nie będziesz wiedział, to siadasz na kanapę i czekasz dwie kolejki.
- Dobraa.. O! Mam fajne, a więc okej. – zaczął pokazywać.
- Ee.. Rower! Jeździć na rowerze! – krzyczała Cassy.
- Tańczyć! Tańczyć jak dureń! Czyli jak Rocky.. – dodał po cichu, a młodszy posłał mu groźne spojrzenie. – Zabijać robaki!
- Bić się z kimś?
- Boks?!
- Kopać w piasku!
- Aaaaa! To kajakarstwo!!! – wykrzyczał zdenerwowany Rocky. – Jaki boks?! Przecież pokazywałem, że wiosłuję!
- Jeśli to było wiosłowanie, to ja jestem naszą babcią.. – wykłócał się Riker.
- Ty weź nie obrażaj babci!
- Dobra, dobra, dosyć. – uspokoiła dziewczyna. – Teraz ty, Rik.
- Hej, mogę się dołączyć? – do salonu wszedł Ross, pytając po cichu.
- Hmm… No nie wiem, nie wiem. – podrapał się po głowie najstarszy z braci, a po chwili poczochrał włosy najmłodszemu. – Możesz, głupku. Chwila, chwila. Kompletnie zapomniałem. Przecież trzeba szykować imprezę..
- Taaak, impreza! – podskoczył Rocky. – Jaka impreza?
- Jak to jaka? Przecież za trzy dni Sylwester, a jutro urodziny Rossa. – oznajmił blondyn.
- Nie wyprawiam w tym roku urodzin. Bez Ella to nie to samo, Emily też nie będzie, a Rydel nawet nie pamięta i pojechała do rodziców. – odparł obojętnie Ross.
- Czy ty się słyszysz? Stary, kończysz jutro osiemnaście lat i nie chcesz tego opić? W dodatku zorganizujemy wszystko w Nowy Rok. -  mówił zaskoczony Rocky.
- Czy ja wiem..
- Ross, w końcu po raz pierwszy pozwolę ci się napić, a ty mówisz, że nie wiesz? My i tak wszystko zorganizujemy, więc nie masz wyjścia, braciszku. – zażartował Riker.
- Chyba mnie przekonałeś. – zgodził się nastolatek.
- A ja nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii? – zaśmiała się Cassy, podpierając głowę na ramieniu swojego chłopaka.
- Wybacz kochana, ale tym razem nie. Należy mu się. – zarechotał brunet.
- Spokojnie, potrafię się kontrolować. – uspokajał Ross.
- Przecież ja nic nie mówię, nie będę cię ograniczać w twoje święto. – przytuliła mocno chłopaka.
- To teraz trzeba tylko zorganizować ludzi.
- Muzykę i nagłośnienie.
- Napoje.
- I jedzenie.
- Dekoracje.
- Oświetlenie. – wymieniało na zmianę dwóch najstarszych.
- Alkohol. – powiedzieli zgodnie, po czym przybili sobie ‘żółwika’.
- Kula dyskotekowa! Zawsze chciałem mieć taką na imprezie. – zacieszał blondynek.
- Młody, takie rzeczy to za kilka lat, na dwudzieste pierwsze.
- Oj no weeeź zgódź się.. Prosszzzęęę… - wraz z Rockym zaczęli robić proszące miny.
- Zgoda, ale rachunek wysyłamy rodzicom. – zaśmiał się Riker, na co chłopcy zgodnie przytaknęli. – Alee niee noo.. Nie możemy robić takiej imprezy bez Ratliffa. Bez niego to nie to samo.
- Jakoś to będzie. Ale wydaje mi się, że już dziś powinniśmy zacząć wszystko załatwiać, bo nie starczy nam czasu. – zauważył słusznie brunet. – Oo.. I jeszcze fajerwerki! Przecież to Sylwester.
- Fajerwerki to najmniejszy problem. Dobra, kładźmy się spać, bo rano musimy wstać. – zegar właśnie wskazywał pięć po drugiej, więc każdy niezwłocznie udał się do łóżek.

_____________________________

No więc dodaję znów rozdział, choć miał być dopiero po Sylwestrze, ale za namową pewnych dziewuch (:p) wstawiam go dzisiaj. W poprzednim wpisie pisałam Wam, że od następnego (czyli od tego) rozdziału zacznie się wiele emocji, ale tak jakoś wyszło, że jednak ten rozdział udało mi się przeciągnąć i dopiero następny będzie bardziej ciekawy.
Jak Wam się podoba? Pisałam go dosyć długo, więc mam nadzieję, że wyszedł w miarę ciekawy.


~DarkAngel ;**

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 35:

Para niezwłocznie udała się na dół, aby porozmawiać z dorosłymi o ich wspólnym wyjeździe. Po godzinnej konwersacji oraz wielu negocjacjach, matka Ratliffa oraz Cassy zgodziły się, co bardzo uszczęśliwiło dwójkę zakochanych.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*27 grudnia*
Nadszedł dzień odlotu do Kalifornii. Emily wraz z Ellingtonem oraz przyjaciółmi czekali już na przylot samolotu, który lada moment miał się pojawić. Faktycznie, niespełna dziesięć minut później stalowy ptak nadleciał. Młodzi pożegnali się z każdym po kolei, a następnie zajęli swoje miejsca w wygodnych fotelach, w końcu lecieli pierwszą klasą. Podróż minęła im bardzo szybko, tym bardziej, że z Ratliffem nie można się nudzić, gdyż jest on chyba najzabawniejszy z całego swojego zespołu. Bez przerwy się śmiali, co doprowadziło do dziwnych spojrzeń pozostałych pasażerów. Po trzech godzinach lotu, samolot wreszcie wylądował. Obydwoje wyszli z niego, a im oczom ukazał się piękny widok, co wywarło na ich twarzach szerokie uśmiechy. Zadowoleni, złapali pierwszą lepszą taksówkę i pojechali do hotelu, w którym czeka już na nich zamówiony apartament. W nim znajdowały się jeden duży pokój z dosyć sporym dwuosobowym łożem, w którym miała spać Emily oraz jeden mniejszy pokoiczek z niedużym łóżkiem, gdzie sypiać miał Ellington.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Dochodziła właśnie siedemnasta. Ross i Cassidy szykowali się już do wyjścia na maraton filmowy, który miał się rozpocząć o dwudziestej drugiej, ale przedtem chcieli jeszcze pójść sobie na spacer. Na początku wybrali się do do parku, później do kawiarenki na lody, a stamtąd wzdłuż plaży, co okazało się być dużym błędem.

- Kotkuu.. masz trochę loda na ustach. – uśmiechnął się chłopiec i zbliżył do dziewczyny.
- Z tego co wiem, to nie lubisz waniliowych. – droczyła się blondynka.
- No wiem, ale dla Ciebie zrobię wyjątek. – wypowiedziawszy te słowa, sunął w stronę dziewczyny i cmoknął ją czule w usta. – Mmm.. W takich okolicznościach mógłbym jeść cały czas lody waniliowe.
- Powinniśmy się już zbierać do kina, jest dziesięć po dziewiątej. – oznajmiła Cassidy, spoglądając na zegarek.
- Dobrze, więc chodźmy. – odparł blondyn.

Zdążyli przejść kilka metrów, gdy do chłopaka podbiegły trzy dziewczyny z prośbą o autograf. Oczywiście nie stanowiło to dla niego żadnego problemu, co więcej, zrobił sobie z wielbicielkami zdjęcie. Zajęło im to nie więcej niż dziesięć minut, więc spokojnie, wolnym krokiem mogli iść w stronę kina. Gdy doszli nieopodal budynku, dochodziło za pięć dziesiąta, więc trzeba było trochę przyśpieszyć. I może wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dosyć spora grupka fanek R5, które koniecznie musiały mieć autograf oraz zdjęcie z jednym ze swoich idoli. Początkowo niechętnie, lecz w końcu zupełnie na luzie zgodził się i robił sobie pamiątkowe fotki z każdą dziewczyną po kolei. Mimo wcześniejszych próśb Cassy, aby to nie trwało zbyt długo, gdyż nie chce spóźnić się bardzo na seans, chłopiec nie zrobił sobie z tego nic wielkiego. Jego rozdawanie autografów, które w końcu zamieniło się w zwyczajną rozmowę trwało około godziny. Blondynka w tym czasie siedział na ławce w pobliżu, grzebiąc coś w telefonie. Gdy wielbicielki brązowookiego w końcu odeszły, Ross podszedł do swojej dziewczyny.

- To co, kicia? Idziemy? – zapytał i ruszył w stronę kina, jednak zauważywszy, że blondynka nawet nie drgnęła cofnął  się do niej i usiadł obok. – Co jest? Przecież kazałaś mi się śpieszyć, a teraz nie idziesz?
- Właśnie, teraz nie idę. – odparła obojętnie.
- Kotuś, o co chodzi?
- Słucham?! Żartujesz sobie? – oburzyła się Cassy. – Wiesz co, ja idę do domu. – powiedziała, po czym skierowała się w stronę taksówki.
- Jak to do domu? Toć mieliśmy iść do kina. – spostrzegł Ross.
- Zabierz którąś ze swoich fanek. One na pewno nie będą miały nic przeciwko, że zabierasz je na końcówkę filmu. – rzuciła i wsiadła do pierwszej lepszej taryfy. – Poproszę do hotelu…
- Na Brickell Ave*. – przerwał Ross, który wszedł za dziewczyną do samochodu.
- To do hotelu, czy Brickell Ave? – spytał dla pewności kierowca.
- Nie, nie, do żadnego hotelu. Na pewno na Brickell Ave. – potwierdził chłopiec, spoglądając na dziewczynę, która tylko wyglądała przez okno.

Po dwudziestu minutach zajechali na miejsce. Pierw wysiadł Ross, a zaraz za sobą pociągnął Cassidy.

- Po co mnie tu przywiozłeś? – spytała niezadowolona.
- Nie cieszysz się? – uśmiechnął się chłopak. – W samochodzie jakoś nic nie mówiłaś. – dodał zwycięsko.
- No bo.. No bo nie. – odpowiedziała.
- Głuptasek. – zaśmiał się Ross. – A zostaniesz dzisiaj u mnie na noc, prawda? – zaproponował.
- A to niby dlaczego?
- No wiesz, rodzice już wyjechali, Rydel razem z nimi na kilka dni, a Ell pojechał z Emi, więc mam wolny pokój. – powiedział z uśmiechem.
- I co, że masz wolny?
- Ee.. No.. ee.. możesz tam spać. – wydukał skołowany blondyn.
- Spoko. – odpowiedziała, po czym wraz z Rossem weszli na górę do jego pokoiku.
- To co chcesz porobić. – spytał, obejmując dziewczynę w pasie.
- Po pierwsze, nie dotykaj mnie. Jestem już śpiąca, więc poszłabym się umyć, ale nie mam piżamy.
- Nie ma sprawy, zaraz coś ci dam. – rzucił zrezygnowany i sięgnął z szafy jedną ze swoich bluzek i szorty.

Blondynka wzięła je i poszła do toalety, z której wyszła po około pół godziny. Nie zwlekając dłużej położyła się do łóżka, gdyż nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać z Rossem. On również poszedł w ślady dziewczyny, lecz położył się w drugim łożu – Ratliffa, bo wiedział, że gdyby teraz ułożył się obok Cassy, nie byłoby zbyt przyjemnie. Po niedługim czasie chłopak skapitulował i postanowił zaryzykować. Wstał i powoli ruszył do dziewczyny.

- Hej, uznałem, że nie będziesz miała nic przeciwko? Łóżko Ella jest strasznie twarde. – powiedział z niepewnością w głosie.
- Spoko. – odparła zaspana. – Ale masz leżeć na swojej połowie, a jeśli spróbujesz wtargnął na moją, to.. domyśl się. – dodała.
- Dasz mi wtedy buziaka? – uśmiechnął się słodko, aczkolwiek zobaczywszy niezadowoloną minę koleżanki, dał sobie spokój i umilkł. – Cassy przepraszam. – zaczął. – Wiem, że głupio wyszło, ale co ja miałem zrobić? Powiedzieć im, żeby spadały, bo wolę iść do kina? Może nie potrzebnie jeszcze z nimi rozmawiałem tyle czasu, ale cóż stało się… czasu nie mogę cofnąć, choć bym chciał. – odparł, lecz dziewczyna wciąż leżała, nie zwróciwszy na to najmniejszej uwagi. Po dłuższej chwili odwróciła się do blondyna, przysunęła do niego, a następnie mocno w niego wtuliła.
- Ja na twoją połowę nie mogę wejść, a ty na moją możesz? – spytał poprzez uśmiech Ross.
- Nie chcesz to nie. – rzuciła, po czym puściła chłopaka, który zatrzymał jej rękę.
- Oczywiście, że chcę. Ale ejj.. co się dzieje? – spytał, zauważając smutek na twarzy Cassy.
- To jest bez sensu. – rzekła.
- Co takiego?
- My, Ross. Nie możemy być razem, nie powinniśmy. Ja nie pasuję do twojego życia. Ty jesteś sławny, masz masę fanek, które cię kochają, a ja jestem zwykłą dziewczyną. Tak jak dzisiaj będzie wyglądało każde nasze wspólne wyjście. Gdziekolwiek nie pójdziemy, tam zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał sobie z tobą zrobić zdjęcie, a ja nie chcę cię od tych ludzi odciągać, ale uwierz, że to wcale nie jest dla mnie proste. Nie chcę, żebyś przeze mnie zawiódł swoich fanów i zniszczył swoją karierę, a do tego już wiele nie brakuje. Wydaje mi się, że lepiej będzie dla nas, dla mnie, a zwłaszcza przede wszystkim dla ciebie, jeśli się rozstaniemy. – wyrzuciła z siebie.
- Cassy! Jak możesz tak mówić? Kocham cię i nie ma dla mnie znaczenia czy jesteś sławna, bogata, biedna czy nie wiem jaka jeszcze. Na serio to się dla mnie nie liczy. Przy tobie mogę się poczuć jak normalny chłopak, a nie jak ktoś znany. Wiem, że liczy się dla ciebie Ross, zwyczajny nastolatek, a nie Ross, aktor i piosenkarz. I za to jesteś taka cudowna. Nie pozwolę ci mnie zostawić. – powiedział, obejmując dziewczynę, która po chwili zaczęła go całować. Robiła to coraz namiętniej, tak, że już po chwili znalazła nad swoim ukochanym.
- Jesteś pewien, że jesteśmy sami w domu? – spytała znacząco, zadowolona.
- Tak, a co? – zaśmiał się. Nie trudno było się domyślić, że wiedział o co chodzi, ale wciąż chciał to usłyszeć od blondynki.
- To dobrze. – odpowiedziała i zaczęła muskać szyję chłopaka.


____________________________


*Brickell Ave - jedna z ulic Miami, jest ona prawdziwa, ale żeby nie było - Ross, ani nikt inny na niej nie mieszkają. Tak jest tylko w moim opowiadaniu.

Kolejny rozdział prawdopodobnie dopiero po Sylwestrze, ale za to pocieszę Was tym, że od następnego rozdziału czeka nas wieeeele emocji ;D. 

A jak Wam się podoba ten rozdział? Mi ostatnio się nie podobają żadne z moich rozdziałów. Jak tak sobie czytam te stare, powiedzmy okolice 10 - 20, to aż mi się płakać chce, dlaczego nie piszę tak jak dawniej. 

BARDZO PROSZĘ O ZAGŁOSOWANIE W ANKIECIE NA NOTKĘ BONUSOWĄ!!! ;))

I dziękuję bardzo 'LadySound' za podsunięcie mi pomysłu z fankami ;**

~DarkAngel ;**


Jeśli macie bloga, to bardzo proszę o dodanie linku w komentarzu, a na pewno na niego zajrzę! ;* Wiem, że już sporo osób mi nie raz reklamowało swojego bloga w komentarzach, ale nie miałam pewnie czasu żeby zajrzeć, a teraz nie chce mi się sprawdzać wszystkich po kolei, więc proszę, abyście mi pod dzisiejszym wpisem podały linki ;))

środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 34: Christmas time cz. 2

Ponieważ było wiele osób, a prezentów jeszcze więcej, ustalono, aby każdy po kolei począwszy od chłopców, podszedł i rozdał kolejno każdemu prezent, który mu zakupił (umówmy się, że nie będę pisała wszystkich prezentów po kolei, bo to byłoby zbyt denne, więc napiszę tylko co niektóre). Jako pierwszy do choinki podszedł Riker. Następnie padła kolej na Rocky'ego, później Ellington. Następnie Ross i Ryland, dalej Rydel, Cassidy i Emily, aż w końcu kolejno podeszli dorośli. Najbardziej zachłannie swoje pakunki rozdzierali rzecz jasna chłopcy. Nie da się ukryć, że sprawiało im to wielką frajdę, a papiery, w które były zapakowane prezenty, latały po całym salonie. Rocky, który jako pierwszy wszystko rozpakował, otrzymał między innymi srebrną bransoletkę, bluzkę, zielone słuchawki oraz nowy wzmacniacz; Riker - perfumy, niebieskie słuchawki, bluzę i gitarę; Ratliff - bluzę z wąsami, ciemno-zielone słuchawki, pałki perkusyjne, a od Emily perfumy oraz ramkę cyfrową; Ross - zegarek, żółte słuchawki, zestaw playboy'a, natomiast Cassidy podarowała mu srebrną bransoletkę, skórzany pasek do gitary oraz srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie łamanej połówki serduszka  z napisem ‘forever’; Ryland – bluzę, full capa, czerwone słuchawki, konsolę Xbox 360 oraz Kinecta; Emily – bransoletkę, tusz do rzęs, srebrne kolczyki, spódniczkę, a od Ratliffa  bilet dla dwojga na tygodniowy wyjazd do Kalifornii i dużego misia; Rydel – spódniczkę, dużego misia Hello Kitty, kamizelkę z ćwiekami, łańcuszek z różowym kamieniem, perfumy ‘Pink Sugar’; Cassidy – torebkę, tunikę, tusz do rzęs, natomiast Ross jej podarował łańcuszek z niebieskim kryształkiem, album  z ich wspólnymi zdjęciami, dużego misia z napisem ‘Crazy 4 U’ oraz dwa bilety do kina na nocny maraton czterech wybranych filmów. Nie da się ukryć, że dosłownie każdy był zadowolony ze swoich prezentów.

- Taak! Nowa gitara, ta o której marzyłem! – zacieszał Riker. – Dziękuję wam, jesteście najlepsi. – zwrócił się do rodzeństwa, od którego dostał wymarzony prezent.
- Nie wierzę! To są Ahead Lars Ulrich Signature! Zawsze o nich marzyłem, a nigdzie nie mogłem ich znaleźć. Rocky skąd je wziąłeś? Jesteś super! – cieszył się Ratliff, z trzymanych w ręku pałek perkusyjnych.  – Teraz zobaczycie, jak będę świetnie grał. – dopowiedział. – Ojeej.. Dziękuję, skarbie. – skierował do swojej dziewczyny równie zadowolony po odpakowaniu prezentu od niej. – Później ci lepiej podziękuję. – dodał szeptem.
- Nowy wzmacniacz, świetnie! – zadowalał się Rocky.
- A ja dostałem Xboxa i Kinecta! – radował się Ryland. – Dzięki!
- No młody, to dziś gramy całą noc. – oznajmił Riker.
- Pff.. Chyba raczej JA gram. – odparł Ry.
- Jeśli będziesz stawiał opór, to powiesimy cię za oknem, jako ozdobę. – zaśmiał się Ellington.
- No coś ty! Przecież to Wigilia, a nie Halloween. – zażartował Rocky.
- Psssst.. Pamiętajcie, że to on ma grę. – szepnął Ross.
- Ryland! Żartujemy.. Gdzież byśmy śmieli ci to zrobić? – uśmiechnął się starszy brunet. Po chwili całe towarzystwo wybuchło śmiechem.
- Nie no, ale tak na serio, to tylko żartujemy, młody. – powiedział tym razem poważnie, Riker.
- Jasne, przecież nie znam was od wczoraj. – uśmiechnął się najmłodszy.
- Przepraszam was bardzo, ale czy wy chcecie mi coś zasugerować, dając mi zestaw różnych pachnideł z Playboya? – spytał rozbawiony Ross.
- Owszem, że śmierdzisz. – uśmiechnął się najstarszy z braci.
- No bo wiecie, to, że Rikerowi daliście perfumy, to się wcale nie dziwię, bo jemu się przydadzą, no ale mi? – dokuczył Ross. – A tak na poważnie, to dzięki, świetny zapach. A prezent od ciebie otworzę później. – rzekł uśmiechnięty w stronę swojej dziewczyny.
- Oo.. Dziękuję, właśnie mi się tusz kończy. – ucieszyła się Emily i zaczęła rozpakowywać następny pakunek. – Ojej … Aww.. Dziękuję! – wykrzyczała i uradowana rzuciła się swojemu partnerowi na szyję. – Jesteś kochany!
- Ojjeej.. Dzięki, Ryd. Właśnie tę torebkę chciałam. – ucieszyła się blondynka, obejmując przyjaciółkę. Dziewczyna już zaczęła zabierać się za rozpakowywanie następnego prezentu, gdy zatrzymał ją blondyn.
- Poczekaj, otworzymy później razem. – uśmiechnął się. – Ja swój i ty swój, zgoda?
- E.. Jasne. – zgodziła się niebieskooka.
- Ross! Kochany braciszku, jakie cudo! – wykrzyczała podekscytowana Rydel, oglądając łańcuszek, który podarował jej blondasek. – Ojejj.. I ten miś, Cassidy dziękuję. – zachichotała przytulając się w słodkiego pluszaka. – Aww.. Emily, kupiłaś mi tę kamizelkę! – cieszyła się.

Gdy wszyscy otworzyli i obejrzeli swoje prezenty, dorośli usiedli z powrotem do stołu, a młodzież porozdzielała się po kątach. Ryland poszedł do pokoju, wypróbować nową konsolę, a zaraz za nim poleciał Rocky z Rikerem oraz Rydel. W ich ślady chciał również pójść Ratliff, lecz zatrzymała go Emily, mówić, że chce spędzić z nim trochę czasu razem, więc chłopiec od razu się zgodził i razem z dziewczyną weszli do jego pokoiku. Ross i Cassidy natomiast rozsiedli się na schodach, gdyż obydwa pokoje na piętrze były zajęte, a para chciała pobyć sobie tylko w swoim towarzystwie. Para wzięła się za otwieranie prezentów. Jako pierwszy zrobił to Ross.

- Cudowny prezent, kotku. – ucieszył się szczerze blondyn. – A to co? – spytał spoglądając na jeszcze jedno małe pudełeczko, które po chwili otworzył. Na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. – ..forever . – przeczytał napis z zadowoleniem. – A gdzie druga połówka?
- A kto powiedział, że w ogóle jest druga? – droczyła się dziewczyna.
- Jak to? Myślałem, że.. ee.. – zmieszał się chłopiec.
- Dobrze myślałeś. – zaśmiała się blondynka. – Ja mam drugą. – uśmiechnęła się i pokazała chłopakowi wisiorek.
- Together.. Widzę, że w końcu wzięłaś nasz związek na poważnie.
- A czy ja go kiedyś nie brałam na poważnie? – zdziwiła się dziewczyna.
- No nie, ale… Nieważne, otwórz swój prezent.
- Dobrze. – odparła, po czym wzięła się za rozpakowywanie. – Ojejkuu.. Rossy. – zwróciła z uśmiechem do blondyna, spoglądając na łańcuszek. – Jesteś kochany! A ten miś jest przesłodki, a album cudowny.
- I tam jest coś jeszcze.
- Bilety do kina dla dwojga. – zachichotała.
- Tak, gdybyś chciała kogoś ze sobą zabrać. – odparł znacząco chłopiec.
- Oo.. świetnie. Spytam Emily. – powiedziała żartobliwie.
- Ohh.. Zapomniałem dodać, że możesz ze sobą zabrać tylko osobę, której imię zaczyna się na ‘R’. – uśmiechnął się. – I kończy na ‘oss’. – dodał.
- Ehh.. No trudno.. Skoro muszę. – rzekła ze zrezygnowaniem.
- Musisz. – rzucił Ross ze śmiechem.
- No dobrze. To teraz podejdź, bo chyba muszę ci jakoś podziękować. – zachichotała blondynka.
- Okeej.. Pokoje są zajęte, więc na nic wielkiego nie liczę, ale zgoda. – odparł Ross.
- Ahh.. tak? Więc pocałunek to dla ciebie nic wielkiego? Dobrze, zapamiętam to sobie. W takim razie go nie dostaniesz. – skrzyżowała ręce dziewczyna.
- Kotek, nie o to mi chodziło.
- Wiem o co ci chodziło.
- Ojj.. no chodź.. Nie każ się prosić, wiem, że tylko udajesz. – ciągnął Ross.
- Nie udaję. – przekonywała Cassidy.
- To daj mi buziaka. – uśmiechnął się.
- Nie.
- Daj, daj.
- Nie.
- Cassyy.. – chłopiec nachylił się do dziewczyny.
- Nie. Powiedziałam nie! – powiedziała stanowczo, jednak po chwili wybuchła śmiechem.
- A jednak. – ucieszył się Ross i jeszcze bardziej sunął w stronę blondynki, która się od niego odsuwała. – Kotku, nie odsuwaj się ode mnie.
- Bo co? – spytała.
- Bo to. – odpowiedział, po czym zaczął łaskotać dziewczynę.
- Haha! Niee.. – śmiała się niebieskooka. – Przestań głupku!
- Głupku? – chłopak przerwał na moment.
- Tak.
- Jesteś tego pewna?
- Jestem. – odparła, a nastolatek ponownie wrócił do wcześniejszej czynności. – Niee.. Proszę, przestań! – chichotała. – Nie jesteś głupkiem!
- Więc jaki jestem? – ciągnął młodzieniec.
- Kochany!
- Iiii?
- Fajny?
- Słaboo ci to idzie. – stwierdził i wciąż nie wypuszczał towarzyszki.
- Kochany, słodki, miły, wspaniały, cudowny, przystojny, najwspanialszy.. – wydukała na jednym wdechu, a wtedy chłopiec ją puścił. – I cały mój. – dodała, a następnie zbliżyła swe usta do jego.
- Co tu się wyrabia? – spytała z niezadowoloną miną Stormie a tuż obok niej stała Katie, której wyraz twarzy był identyczny.
- Właśnie, Cassidy. Możesz mi to wyjaśnić? – rzuciła druga kobieta.
- Ee.. Ja mogę wyjaśnić proszę pani. – rzekł Ross, wstając, jednak spoglądając na wzrok swojej i Cassy matki, zrezygnowany usiadł z powrotem. – Może jednak nie.
- Ross możesz mi powiedzieć, dlaczego  całujesz dziewczynę swojego brata? – zapytała matka chłopaka.
- Ee.. Ale ja.. – zaczął blondyn, jednak po chwili umilkł, podpierając czoło ręką.
- No bo to nie taak.. – kontynuowała blondynka, lecz po chwili poszła w ślady chłopaka i dalej nic nie mówiła.
- Dobra, dobra, o co tu chodzi? Idę do kuchni się napić, a zastaję was kłócących się na schodach. – odparł zdezorientowany Riker. – Coś mnie ominęło?
- Riker wytłumacz to mojej i twojej mamie. – powiedziała Cassy.
- Spoko. – uśmiechnął się blondyn. – Droga mamo Cassidy i moja. Chodzi o to, że.. – urwał. – Ee.. Właściwie to o co chodzi? Co ja mam tłumaczyć?
- Dlaczego twój brat całuje twoją dziewczynę? – odpowiedziała Stormie.
- Umm.. Cassy? – spytał rozbawiony Riker. – To nie jest moja dziewczyna, tylko Rossa. – dodał uśmiechnięty i zupełnie pewny siebie.
- Słucham? Jak to?
- Ojeenyy.. Dajcie im spokój. Są młodzi, a wtrącacie się w ich związek i jestem pewien, że ich to irytuje. To ich sprawy, więc nie wypytujcie ich tak o wszystko. – wygarnął Riker. – A skoro tak bardzo chcecie wiedzieć, to ja i Cassy uznaliśmy, że chcemy zostać tylko przyjaciółmi i tak jest nam lepiej. I naprawdę cieszę, że Ross z nią jest, bo do sobie pasują. A teraz was proszę, dajcie im trochę czasu dla siebie. – odparł najstarszy z rodzeństwa, a na twarzy obydwu kobiet pojawiło się zdziwienie. - To by było na tyle, zapraszam panie na dół, a tych dwójkę zostawmy tutaj. – powiedział, ciągnąc za sobą na dół Katie wraz ze Stormie. – Dziękuję. – uśmiechnął się słodko, zabrał z lodówki napój i z powrotem ruszył do swojego pokoju.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


W tym samym czasie Ellington wraz z Emily leżeli na łóżku i prowadzili rozmowę na temat ich wyjazdu do Californii. 
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Że oleję wszystko i ot tak sobie wyjadę? – spytała brunetka.
- Taak. Dlaczego nie? – zdziwił się chłopak.
- Jak to dlaczego? Przecież ja tu nie mieszkam na stałe. Po Sylwestrze wyjeżdżam do domu, a poza tym nie mogę olać sobie szkoły. Zwłaszcza teraz, kiedy jestem w środku liceum.
- A co by się stało, gdybyś została kilka dni dłużej i pojechała ze mną? – naciskał chłopiec. – Przecież wyjeżdżalibyśmy za trzy dni, a wrócimy czwartego stycznia, więc ominiesz tylko dwa dni nauki.
- Czy Ty się słyszysz? Nie wiesz jakich mam rodziców? – posmutniała dziewczyna.
- Skarbiee.. To w takim razie Cię porwę i  oddam za dwa tygodnie, a wtedy będziesz miała usprawiedliwienie. – zaśmiał się brunet.
- Ale z Ciebie głuptas. – uśmiechnęła się Emily i pocałowała partnera.
- Albo porwę i już nigdy nie wypuszczę, żebyś została tu na stałe. – odparł, obejmując nastolatkę. – Plosssę.. Pojedź ze mną. Spytaj się mamy Cassidy do kiedy zostaniecie.
- Mimo wszystko nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Plossssssęęę… Zlób to dla mnie. – prosił Ratliff z miną małego szczeniaczka.
- To na mnie nie działa, misiu. – zachichotała brunetka.
- A to? – spytał, po czym cmoknął dziewczynę.
- Może troszkę, ale nie wystarczająco żeby mnie przekonać. – uśmiechnęła się.
- A teraz? – zapytał, ponownie całując brązowooką.
- Lepiej, ale jeszcze za mało.
- Teraz na pewno Cię przekonam. – powiedział, a następnie namiętnie pocałował ukochaną.
- Chyba Ci się udało. – zaśmiała się Emily.
- Wiedziałem. Przecież ja każdego przekonam. W końcu jestem taki boski.. – zachichotał.
- Owszem, jesteś.
- Wiem. – uniósł dwukrotnie brwi. – Dobra, to teraz tylko trzeba porozmawiać z mamą Cassy i będziemy mogli się pakować. – cieszył się Ratliff.


_______________________________________________

A więc dziś dodaję kontynuację poprzedniego rozdziału, która w przeciwieństwie do pierwszej części w ogóle mi się nie podoba :< może dlatego rozdział nie wyszedł zbyt ciekawy, gdyż pisałam go w nocy (mniej więcej od 2 do 5) i kończyłam przed chwilą. Ale ostateczną ocenę zostawię wam ;)). 
A tak w ogóle, to dziękuję LadySound za pomoc ;))


~DarkAngel <3

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział 33: Christmas time.

Niebawem Ross ubrał się i wrócił do domu, gdyż niecierpliwa Rydel dzwoniła do niego kilka razy. W sumie nie ma się co dziwić, w końcu to jej brat, niepełnoletni, dochodzi północ, a jego jeszcze nie ma i w dodatku nie raczył się nawet słowem odezwać. 

Przyjaciółki leżały w swoich łóżkach nieco przed pierwszą. Noc minęła im praktycznie bezsennie, ponieważ ciekawska Emily nieustannie zadawała pytania na temat związku Rossa i Cassidy. Jeszcze jakiś czas temu blondynka znając życie zbywałaby przyjaciółkę i unikała jakichkolwiek odpowiedzi, ale tym razem nie protestowała. Odpowiadała zgodnie z prawdą na każde z zapytań. Swój wywiad, który wkrótce zmienił się w zwyczajne babskie dyskusje, Emi zakończyła dopiero po kilku godzinach. Nie można się temu dziwić. Dziewczyny nie rozmawiały ze sobą tak szczerze praktycznie od wakacji. Niby wszystko było między nimi dobrze, ale dopiero teraz można powiedzieć, że w ich przyjaźni jest tak, jak było wcześniej, za czasów gimnazjum - idealnie. Mimo nieprzespanej nocy, po ósmej nastolatki stały już na nogach, jedząc w miłym nastroju śniadanie.

Po skończonym posiłku zmyła naczynia, a brunetka poszła się ogarnąć. Wkrótce do apartamentu przyszła Katie oraz Suzie, które wraz z dziewczynkami dostała zaproszenie na obiad do domu Lynchów. O 15 były na miejscu. Tam zastała je cała piątka, a właściwe to szóstka młodzieży, gdyż wraz z rodzicami przyjechał najmłodszy z braci - Ryland, oraz dwójka dorosłych. Goście zostali bardzo miło przyjęci przez każdego z domowników. Pozostało tylko zapoznanie się z nowo poznanymi osobami.

- Czeeeść. Jestem Cassy, a ty zapewne Ryland. Twoje rodzeństwo to straszne gaduły i na serio wiele mi o tobie opowiedzieli. - przedstawiła się miło blondynka.
- Cześć, zgadłaś. - uśmiechnął się chłopiec. - Ale ja o tobie też się wiele nasłuchałem. Głównie od Rydel, ale od pozostałych też. - ciągnął wesoło Ry. - Jesteś dziewczyną Rikera prawda? - postawił jasno pytanie.
- Eee... - zmieszała się dziewczyna. - A znasz już Emily? - drastycznie zmieniła temat.
- Heeej. - uśmiechnęła się brunetka. - Świetnie, że wreszcie poznałam ostatniego z grupy.
- Hej. O tobie też wiele się nasłuchałem. - zaśmiał się brunet. - Rydel to prawdziwa papla. Na serio musi was bardzo lubić, bo na ich niedawnej trasie wciąż o was wspominała.  Chłopacy też cię trochę poobgadywali. - zaśmiał się.
- Dobrze wiedzieć. - zachichotała brunetka.

Po chwili mama większości młodzieży - Stormie zwołała wszystkich na obiad. Za moment każdy zajadał  się kurczakiem w sosie słodko-kwaśnym przygotowanym przez panią Lynch. Atmosfera, panującą wśród zgromadzonych była bardzo sympatyczna. Niestety została ona naruszona poprzez zadanie przez Stormie jednego, feralnego pytania.

- Cassy, może troszkę nie powinnam o to pytać, ale nie mogę się powstrzymać. - zaczęła kobieta,  wywierając na dziewczynie już samym wstępem małe zdumienie. - Jak wam się układa? - spytała. - Z Rikerem. - dodała.

Nastolatka, która właśnie popijała sok, zakrztusiła się, gdyż kompletnie nie spodziewała się takiego pytania. Właściwie, to nie tylko ona poczuła się niezręcznie. Podobną reakcję można było zauważyć u wspomnianego blondyna.

- Mamo. Riker i Cassidy nie są razem. - powiedział przez zaciśnięte zęby Ross.
- Coś się stało? - zdziwiła się Stormie.
- Chwila, chwila. Czyli, że jesteście razem, a ja nic o tym nie wiem? - zdziwiła się Katie.
- Owszem są. - potwierdziła druga kobieta.
- To świetnie, kochani. - ucieszyła się ciemnowłosa. - Coś się między wami zepsuło? - spytała ze smutkiem, nawiązując do słów wypowiedzianych przez Rossa.
- Dokładnie, Riker. Coś nie tak? - dodają wyraźnie zasmucona Stormie.
- Niee.. - zaczął niepewnie, skołowany Rik.
- Między nami wszystko w porządku. - uśmiechnęła się blondynka.
- Właśnie, jest dobrze. - dodał chłopak, spoglądając ze zdziwieniem na przyjaciółkę.
- Czyli, że wy...
- Tak, tak, mamy się dobrze. - przerwała uśmiechnięta Cassy, matce.
- Na pewno?
- Na pewno, mamo. - odpowiedział delikatnie uśmiechnięty Riker.
- Dziękuję, najadłem się. - burknął niezbyt miłym tonem Ross, a następnie skierował się do swojego pokoju.
- Co go ugryzło? - wtrącił się Mark - ojciec Lynchów.
- Ee... Od rana ma gorszy dzień. - próbowała wyratować całą sytuację Rydel, co chyba jej się udało.

Obiad oraz reszta spotkania, do końca przebiegł przyjemnie, choć bez obecności Rossa, który zaszył się w pokoju na górze. Pod wieczór Mark odwiózł gości do hotelu. Rydel miała rację, jej matka bardzo się ucieszyła z wizyty Suzie oraz Katie. W ciągu zaledwie kilku godzin zdążyły się zaprzyjaźnić i poznać tak dobrze, jakby znały się znacznie dłużej. Nic więc dziwnego, że Stormie postanowiła zaprosić je na święta, z czego reszta domowników także się ucieszyła. Początkowo Katie nie była przekonana, jako że nie chciała się narzucać, ale wkrótce dała się przekonać. Kobiety umówiły się, że każda z nich coś przygotuje. W dodatku w przeddzień Wigilii miała zawitać również Cheryl - mama Ellingtona. Teraz pozostało tylko zakupienie każdemu z młodzieży prezentu. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejne dni leciały na pełnych obrotach - porządki, gotowanie, zakupy, pakowane prezentów. Nim się wszyscy spostrzegli nadszedł wreszcie długo wyczekiwany dzień - Boże Narodzenie. Dookoła panowała przyjemna, świąteczna atmosfera. Każdy wobec  każdego zachowywał się z szacunkiem i życzliwością. Cały krajobraz przepełniony był świątecznymi ozdobami. Gdzie się nie spojrzało, tam widniały przepiękne stroiki. Od pięknie przyozdobionych  świecących choinek, przez najprzeróżniejsze kolorowe ozdobniki wiszące w oknach oraz na drzwiach, aż po sztuczne bałwanki i mikołaje stojące w ogrodach. Zastanawiacie się zapewne, co z Rossem i Cassidy? Ich drobna sprzeczka, która zaszła podczas obiadu, odeszła w niepamięć tak szybko, jak się zaczęła. Co więcej, od tamtej pory każdą wolną chwilę spędzali wspólnie. Mimo to, nieustannie wykłócali się o najdrobniejsze rzeczy i rzadko się ze sobą zgadzali. Lecz jedna rzecz ich łączyła - oboje nie potrafili długo się na siebie gniewać. Wbrew wszystkich sprzeczek, zawsze się ze godzili.
Ilekroć któreś z nich miało inne zdanie od drugiego, zawsze wybuchała wojna. Tak było i tym razem, choć sprawy zaszły o wiele dalej, niż zwykle, a konsekwencje.. były dla nich obojga nieciekawe.

Tego dnia Cassy wraz Emily już od rana urzędowały w domu Lynchów, gdyż Stormie prosiła je, aby pomogły Rydel, bo na chłopców w takich sprawach nie można liczyć. Gdy wszystko było już przygotowane, pozostało tylko chwilę odpocząć i wyczekiwać pozostałych gości, którzy niebawem się zjawili, a Riker wraz z Rossem przywieźli ostatnie prezenty, które od razu położyli pod pięknie przystrojoną choinką.

- Dla ciebie też coś mam. - mrugnął Rik do Cassidy, stojącej obok niego.
- A co takiego? - spytała słodko przyjaciela. 
- Nie mogę powiedzieć, to prezent. - uśmiechnął się. - Zobaczysz.
- Niech ci będzie. - zaśmiała się dziewczyna. - Ja też ci coś kupiłam.
- A co takiego? - zapytał rozbawiony.
- Nie mogę powiedzieć, to prezent. - zachichotała blondynka.
- Cześć, KOTKU. - powiedział Ross, obejmując dziewczynę. 
- Ee.. Hej, Ross. - przywitała się Cassy. - Przepraszam, ale chyba powinnam pomóc dziewczynom. - odparła, oswobadzając się z objęć chłopaka, a następnie poszła do kuchni. Wzięła jedną z sałatek i ruszyła w stronę stołu, wpadając po drodze na Rikera.
- Heej, heej..  Lecisz na mnie. - zażartował blondyn.
- Teoretycznie. - wytknęła język chłopakowi.
- A praktycznie? - spytał podchwytliwie. 
- Chciałbyś. - zachichotała niebieskooka. 
- Pomóc ci, kotku? - zaproponował Ross, który pojawił się zupełnie niespodziewanie.
- Jasne, dzięki. - uśmiechnęła się blondynka.
- A ty może zająłbyś się czym pożytecznym, a nie tylko stoisz i nic nie robisz. - młodszy zwrócił uwagę swojemu starszemu bratu.
- Wyluzuj.
- Nie mów mi co mam robić! -  oburzył się chłopiec. - Ty lepiej siebie pilnuj!
- Ross! O co ci chodzi? - wtrąciła Cassy.
- Ty już powinnaś wiedzieć. - burknął, odszedłszy od dwójki.
- Co go znowu ugryzło? - zapytała nastolatka.
- Ehh.. Nie wiem. Ostatnio łazi obrażony na cały świat. - odpowiedział Riker. - A taam.. mniejsza z tym. Chodźmy może do stołu.
- Ale są święta. A ja nie chcę się z nim teraz kłócić. - powiedziała wyraźnie smutna dziewczyna, spuszczając głowę. - Ostatnio bez przerwy... - urwała. - Ehh.. Nieważne. Nie będę cię tym zanudzać.
- Ejj.., mała. Co się dzieje? - spytał z troską chłopiec. - Chcesz porozmawiać?
- Ee.. Tak, chyba tak. - odpowiedziała.
- W takim razie, od czego ma się przyjaciół. - uśmiechnął się delikatnie i pociągnął przyjaciółkę za sobą, a następnie razem usiedli na schodach. - Więc o co chodzi?
- O wszystko, Riker. O wszystko.
- A możesz troszkę bardziej szczegółowo? - zaśmiał się blondyn.
- O mnie i Rossa... - wydukała.
- Ołł.. - westchnął ciężko, bezradnie. - No dobra, więc słucham.
- No bo.. Miało być tak dobrze. Miało być idealnie. Mieliśmy być ze sobą szczęśliwi, a tymczasem wszystko się chrzani. - zaczęła.
- Nie jest między wami zbyt ciekawie?
- Nie jest zbyt ciekawie? Proszę cię. Jest źle. Jest fatalnie. 
- Cassy..., nie zawsze w związkach musi być perfekcyjnie. Przecież kłótnie się zdarzają. - Riker starał się pocieszyć przyjaciółkę.
- Wiem, że nie zawsze wszystko musi być tak jak powinno, ale my jesteśmy ze sobą dopiero kilka dni, a już bezustannie się kłócimy.. Tylko pomyśl, co będzie za tydzień, za miesiąc, za rok. - rzuciła, ledwo co powstrzymując łzy. - A mi już też nie jest łatwo ciągle tego znosić. Nie dość, że nie potrafimy się teraz ze sobą dogadać, to jeszcze przez ten durny związek, nasza przyjaźń się rozpada.
- Mówisz tak, jakbyś chciała to zakończyć.. - zauważył chłopak.
- Sama nie wiem. Po co dalej to ciągnąć? Jeśli skończymy z tym teraz, to niebawem się pogodzimy i może będzie jeszcze tak jak dawniej. A jeśli będziemy to ciągnąć, to ta przyjaźń już doszczętnie się zniszczy, a my wzajemnie się znienawidzimy. - odparła, zaczynając delikatnie łkać.
- Nie mów tak. Nawet jeśli jest źle, to nie znaczy, że macie od razu zrywać.
- Riker! Jest fatalnie! Od kiedy jesteśmy razem, nie było chyba dnia bez kłótni. Dosłownie. A z każdą kolejną jest coraz gorzej i gorzej. - rzekła w stronę przyjaciela. - Gdy my byliśmy razem, nigdy nie mieliśmy takich problemów. - stwierdziła, opierając głowę o jego ramię.
- Wiem.. - uśmiechnął się lekko chłopiec.
- Właśnie. Nie kłóciliśmy się, nikt się na nikogo nie obrażał, mogliśmy normalnie ze sobą być i się przyjaźnić... - w tym momencie zapadła cisza. Po dłuższej chwili przerwała ją Cassidy. - Może w ogóle nie powinniśmy się wtedy rozstawać.
- Może.. - westchnął ciężko. - Ale do czego zmierzasz?
- No nie wiem... Po prostu.. Gdybyśmy wtedy nie zerwali, to teraz zapewne siedzielibyśmy razem z innymi przy stole i każdy byłby szczęśliwy. A tak Ross jest obrażony i siedzi u siebie w pokoju, ja mam już wszystkiego dosyć, ty jesteś przeze mnie zanudzany, a moja przyjaźń z Rossem lada moment może się rozpaść..
- Wow optymistka z ciebie. - zażartował blondyn.
- I widzisz? Znów to robisz.
- Co takiego? - spytał niepewnie.
- Rozśmieszasz mnie. - uśmiechnęła się Cassy.
- To chyba dobrze. 
- Bardzo dobrze.
- Już ci lepiej?
- Tak, znacznie lepiej. - odparła przekonująco. - Już nie będę sobie tym zaplątać głowy. I jeśli to zakończymy, to może uda się jeszcze ocalić resztki tej przyjaźni.
- Mała, nie mów o rozstaniu. Wiem, że czujesz do niego coś więcej niż tylko przyjaźń. - ciągnął Riker, starając się wykluczyć złe myśli przyjaciółki.
- A co jeśli do ciebie wciąż też? - spytała, ze wszystkich sił starając się powstrzymać od ponownego płaczu.
- Słucham? - zapytał z niedowierzaniem chłopak. - Ty coś do mnie czujesz?
- Nie wiem, czy czuję. Ale.. Byliśmy ze sobą dość długi czas i niełatwo jest mi wymazać z pamięci wszystkie te dobre chwile spędzone z tobą. A ty zapomniałeś?
- Ee.. Oczywiście, że nie. - odparł.

Jak widać, nie tak łatwo jest zapomnieć o dawnej miłości, gdy wciąż widuje się nią tak często. Dla Cassidy również to nie było prostym zadaniem. Niby byli tylko przyjaciółmi, ale wspomnienia zaczęły się przebijać, czego wynikiem był ten impuls. Właśnie, jedynie impuls. Nie uczucia, tylko zwyczajna potrzeba wzajemnej bliskości. Zbyt wiele razem przeżyli, aby ot tak o sobie zapomnieć. Oboje zaczęli się do siebie zbliżać z zamiarem pocałunku.

- Niee, niee.. - przerwał Riker, odsuwając się od dziewczyny.
- Co my robimy.. - załamała ręce dziewczyna.
- Właśnie. - odpowiedział Rik. - Cassidy, tak nie można. Jesteś z Rossem, kochacie się, a ja jestem jego bratem. To przed chwilą, to był głupi impuls.
- Świetne określenie. - potwierdziła blondynka. - I pomyśleć, że przez jeden głupi błąd, mogłabym zaprzepaścić ten związek. - westchnęła dziewczyna. - Tak jak powiedziałam, jest ciężko, ale.. dam nam jeszcze trochę czasu. Chyba naprawdę mi na nim zależy.
- Wiem. - uśmiechnął się szczerze mężczyzna. - Więc teraz chodźmy do stołu, bo podejrzewam, że tylko na nas czekają, a później porozmawiaj z Rossem.
- Spoko. Dziękuję, jesteś niesamowity i naprawdę strasznie się cieszę, że cię mam. - rzuciła uradowana blondynka w stronę przyjaciela, rzucając mu się na szyję. Niefortunnie na całe zajście natrafił Ross, który właśnie zmierzał na wigilijną kolację. Jego mina mówiła sama za siebie. Była to złość wymieszana ze smutkiem, zazdrością, żalem oraz bezradnością i zwyczajnym załamaniem, innymi słowy - mieszanka wybuchowa wszystkich najgorszych uczuć. Czemu on musiał właśnie w tym momencie schodzić na tą cholerną kolację? Akurat teraz, gdy wszystko miało szansę się ułożyć. Przecież to wygląda jednoznacznie, a Ross z pewnością nie będzie chciał teraz słuchać żadnych wyjaśnień, zważywszy na wydarzenie sprzed około godziny. 
- Tsaa.. Widzę, że najlepszym prezentem dla ciebie byłby Riker, skoro tak się cieszysz, że go masz. - rzucił ironicznie. - Świetnie! Życzę wam szczęścia. - burknął z niemalże zaszklonymi oczyma, po czym skierował się do stołu, próbując zachować resztki udawanego zadowolona.
- Ross! - krzyknęła Cassy za chłopakiem. - Super! - wykrztusiła chowając twarz w dłoniach.
- Ciii... Spokojnie, nic się nie stało. Porozmawiacie po kolacji i na pewno wszystko się ułoży. - pocieszał przyjaciółkę, objął ją na moment, a następnie razem ruszyli do przygotowanych już potraw.

Wszyscy ze smakiem zajadali się każdym z dwunastu przepysznych dań. Nie trudno się domyślić, kto najbardziej się objadał.. - oczywiście Rocky.

- Rocky, żarłoku. Przystopuj trochę, bo niebawem nie zmieścisz się w drzwiach. - dokuczyła Rydel.
- Spokojna twoja rozczochrana, siostrzyczko. Ja mogę jeść ile tylko będę chciał, a i tak zawsze będę seksi. - odparł zadowolony. 
- Ciekawe, z której strony? - powiedział uszczypliwie Ryland. 
- Nie przeginaj, młody. - zaśmiał się brunet.
- Kiedy otworzymy prezenty? - marudził niczym małe dziecko Ratliff.
- Gdy wszyscy skończą jeść. - uśmiechnęła się Cheryl.
- Ale już skończyli. - zauważył. - Więc otwórzmy prezenty.
- Nieprawda, jeszcze Rocky je.
- Ale on się nie liczy... Otwórzmyyy preezeentyyy... - niecierpliwił się Ell.
- Ale ja jeszcze jem, więc zachowuj się przyzwoicie. - dokuczył Rocky i zaczął jeść znacznie wolniej, aby jak najmocniej podjudzić przyjaciela.
- Robisz to specjalnie. - oburzył się Ellington. - Ale dobrzeee...  Jedz sobie, jedz. Ten największy prezent jest dla ciebiee... - powiedział podchwytliwie z diabelskim uśmieszkiem.
- Dobra, skończyłem jeść. OTWIERAMY PREZENTY!!!! - krzyknął uradowany i rzucił się w stronę stosu pakunków.
- Chwila, chwila. Nie tak szybko. - zatrzymała go Stormie. - Twój brat chyba nie jest w najlepszym nastroju. - powiedziała, spoglądając na Rossa. - Więc proszę usiądź, dopóki nie dowiemy się, co jest grane.
- Nic mu nie jest. Za dużo ryby zjadł. - odparł Rocky. Podbiegł do brata i palcami ułożył jego usta w uśmiech. - Widzisz, jest szczęśliwy. To teraz otwieramy prezenty. - zacieszał. 
- Taaak. - przybił mu piątkę Ratliff.
- Chłopcy! - krzyknął Mark. - Usiądźcie, proszę was.
- Okeeej. - rzucili mizernie i z miejsca usiedli na podłodze.
- Co się dzieje, Ross? - zapytał mężczyzna. Siedemnastolatek wciąż wpatrywał się w pusty talerz, stojący przed nim.
- Nic. - burknął niechętnie.
- Dobrze, więc może wasza dwójka mi coś powie? - skierowała do siedzącej pary - Rikera i Cassy.
- Coś się z wami dzieje? - spytała Katie. Nagle przy stole rozpętał się huk, dźwięk tłuczonego szkła i coraz szybciej sącząca się krew.
- Matko Boska, Ross! - przestraszyła się Cassidy.
- Ross, coś ty zrobił?! - przeraziła się Stromie, a wraz z nią Katie, Suzie, Rydel oraz Emily. Męska część młodzieży pozostała temu obojętna.
- Idiota, no idiota. - skomentował krótko rozbawiony Ryland.
- Taak, piona, młody. - zgodził się Rocky.
- Daj, trzeba to szybko zatamować. - stwierdziła Suzie.
- Nic mi nie jest! - krzyknął rozdrażniony chłopiec, po czym gwałtownie wstał i pobiegł na górę. 
- Dywan ubrudzisz tą krwią, baranie! - krzyknął za nim roześmiany Rocky.
- Rocky!! - krzyknęła zgodnie reszta towarzystwa.
- Co się z nim dzieje? - zmartwiła się Stormie.
- To przeze mnie. - odparła blondynka. Po chwili podniosła się i ruszyła za blondynem na górę.

Na piętrze panowała zupełna ciemność, nigdzie nie paliło się nawet najmniejsze światełko. Jedynym tropem były drobne plamki krwi widoczne na dywanie, dzięki światłu z telefonu. Prowadziły do łazienki. Dziewczyna otworzyła szeroko drzwi i zapaliła światło. Widok, który tam zastała przeraził ją. Roztrzęsiony Ross siedział na podłodze, a pomiędzy jego nogami rosnąca kałuża krwi.

- Ross! Co ty wyrabiasz? - powiedziała przestraszona. - Trzeba to zatamować.

Złapała dłoń chłopca i zaciągnęła go do zlewu. Ten nawet nie protestował, od razu wstał i ruszył za dziewczyną, lecz robił to zupełnie obojętnie. Nastolatka skierowała strumień zimnej wody na ranę, by jak najmocniej zatamować krwotok. Nie było to łatwe, gdyż pech chciał, że kawałek szła z pękającej szklanki, przeciął chłopcu jedną z żył, co spowodowało strumień czerwonej cieczy nie do zahamowania.

- Cholera.. Trzymaj rękę pod wodą, a ja znajdę coś czym można to zatamować. - powiedziała.

Nie musiała długo szukać, gdyż na grzejniku przy zlewie wisiała wisiała szmatka. Cassidy wzięła ją i niezwłocznie, bardzo mocno obwiązała na ręce chłopaka, by krew miała słabszy przepływ. Udało się. Ciecz zaczęła znacznie wolniej lecieć, więc dziewczyna na spokojnie mogła przemyć ranę wodą utlenioną.

- Troszkę teraz zaboli. - oznajmiła chłopaka, po czym wylała strumyk destylowanej wody na zranienie.

Blondyn cicho syknął z bólu, a już po chwili niebieskooka zabandażowała jego dłoń i nadgarstek, a następnie zdjęła tymczasową opaskę uciskową. Ross spojrzał przelotnie na dziewczyną i ruszył bez słowa do swojej sypialni, siadając na podłodze, opierając się plecami o łóżko. Blondynka poszła za nim i usiadła tuż obok.  Przez kilka minut siedzieli w kompletnej ciszy. Żadne nawet na siebie nie spojrzało. Cassy wkrótce skapitulowała i nie była w stanie dłużej tego ciągnąć. Wpadła w histerię i zaczęła płakać. Chłopak objął ją mocna i wtulił w siebie.

- Prze... przepra.. szam. - wydukała z trudem poprzez łzy, wtuliwszy się w ukochanego. - Ja... na.. na pra.. - ciągnęła, lecz przez jej szloch nie mogła wykrztusić z siebie normalnego słowa.
- Ciii... - chłopiec pocałował blondynkę w głowę. - Spokojnie.. Już dobrze. Jestem przy tobie, uspokój się. - łagodził dziewczynę, która już po chwili była zupełnie wyciszona. - Lepiej?
- Mhmm.. - skinęła twierdząco. - Ross.. Ja wiem, jak to wyglądało, ale między mną a Rikerem naprawdę do niczego nie doszło. Kocham cię.. Proszę cię, uwierz mi. - odparła, a jej oczy ponownie zaszły łzami.
- Wiem, co widziałem. - odpowiedział chłopak. - I nie wiem, co mam o tym sądzić.
- Nie dziwię ci się, ale uwierz, że po prostu wyszedłeś w momencie kompletnie wyjętym z kontekstu. Naprawdę.. - rzekła, a słone krople wypłynęły z jej oczu. 
- W takim razie.. muszę ci uwierzyć - uśmiechnął się do siebie, wciąż obejmując partnerkę. 
- Nie zdradziłabym cię - wypowiedziawszy te słowa, dziewczyna rzuciła się na chłopaka z długim i namiętnym pocałunkiem.
- Mmm... Uwielbiam to. - uśmiechnął się. - Więc możesz kontynuować. - zachichotał delikatnie.

- Teraz twoja kolej. - wyszczerzyła zęby dziewczyna, ocierając resztki łez z jej policzków.
- Ale wiesz, jak to się zawsze kończy, gdy ja zaczynam działać. - zaśmiał się Ross.
- Wiem, ale musisz się kontrolować, łobuzie. - uśmiechnęła się.
- Przy tobie nie potrafię. - odpowiedział zadowolony. - Więc na prawdę będzie lepiej, jeśli ty to pociągniesz dalej.
- A jeszcze lepiej będzie, jeśli zaraz obydwoje ruszycie na dół, bo przez was nie można otworzyć prezentów. - oznajmił poirytowany Ellington, który pojawił się nie wiadomo skąd ani kiedy, w futrynie drzwi, a obok nie niego Rocky.
- Tak w ogóle, to to obrzydliwe. - zażartował Rocky.
- A czy ktoś kazał ci tu wchodzić? - uśmiechnął się Ross.
- Dobra, dobra, już, już na dół. Wolę was tutaj nie zostawiać samych, bo nie wiem, do czego jesteście zdolni, zwłaszcza ty narwańcu. - skierował do Rossa rozbawiany Rocky. Po chwili cała czwórka zeszła razem na dół.


___________________________

Ufff... Napisałam!!
Męczę się z tym od mniej więcej 23.. I chyba bym nie dała rady, gdyby nie Małgosia, która wspierała mnie w pisaniu i to o tej godzinie <3.
Jak Wam się podoba? Pisałam go, jak widać późno, więc wybaczcie mi ewentualne błędy, ale mój mózg nie funkcjonuje już pełni po północy, więc i tak się dziwię, że cokolwiek napisałam. Jest to rozdział bardzoo długi - taki prezencik świąteczny ode mnie dla Was.
Kontynuację dodam jeszcze dziś (ale w nocy) albo jutro nad ranem ;). 



A teraz chciałabym Wam złożyć serdeczne życzenia.
Wiele radości, pogody ducha, mile spędzonego czasu z rodziną przy wigilijnym stole. Aby te święta były dla Was jak najwspanialsze, a prezenty takie, jakie sobie wymarzyliście. I aby każdy kolejny dzień, przynosił Wam nowe, wspaniałe zmiany. A także szczęśliwego Nowego Roku!! :D




~DarkAngel ;**





WESOŁYCH ŚWIĄT !! ;**

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 32: It's official.

- Co-ty-tu-robisz? - wydukała do półnagiego blondyna.
- Ee.. - zmieszał się chłopiec, drapiąc nerwowo po głowie. - Niezręczna sytuacja.
- No co ty. - odparła sarkastycznie. - I to w samych bokserkach. - spostrzegła. - Różowych? - zachichotała.
- Masz coś do moich różowych bokserek? - spytał szeptem Ross.
- Nieee.., skąd. Tylko teraz proszę mi wyjaśnić, co robisz w moim pokoju? W samych bokserkach! - pytała rozbawiona Emily.
- Ciiiszeeej. Bo ktoś nas usłyszy. - brązowooki uciszył przyjaciółkę, kładąc jej palec na ustach.
- Spoko, sorry. Słucham wyjaśnień. 
- No więc chcesz wiedzieć co ja tu robię tak? - pytał speszony Ross.
- Taak oraz dlaczego jesteś w bokserkach?
- Eee... - zaczął skrępowany. - No więc.... Cassy... to znaczy myy..... no dobra, jaa... - dukał spięty.
- Yhyyymm.. co ty? - pytała dalej ciemnowłosa.
- Oj no, dałabyś mi spokój. Czuję się niekomfortowo w takiej sytuacji, a ty mnie jeszcze męczysz. - zrobił smutną minę.
- Ooo.. pseplasam. - Emily poklepała Rossa po plecach. - A teraz gadaj.
- Już wiem, czemu się przyjaźnicie z Cassy. Obie jesteście takie wredne. - zażartował blondyn.
- Taaak. - uśmiechnęła się Em. - A teraz słucham.
- No dobra. Bo ja ee... - zawahał się. - Dobra. Oboje wiemy dlaczego Cassy jest taka spięta, a ja jestem zamknięty w samych bokserkach w jej pokoju, podczas gdy was ani nikogo innego nie było w domu. Więc zostaniemy przy tym, czy mam teraz wymyślić w pośpiechu jakąś bajeczkę typu, że moje wszystkie ciuchy zostały zeżarte przez niespodziewany atak plagi moli? - odparł Ross.
- Ee.. - Emily wybuchnęła śmiechem. - Domyślam się, co tu się działo.
- Coo? Ee.. Niee. Do niczego nie doszło. - odparł zmarnowany, usiadłszy na łóżku.
- Czyżby? - spytała podchwytliwie brunetka, siadając przy koledze.
- Tak, na pewno. Bo przyszła jej mama, a później wy. - powiedział smutny.
- Ohh.. Biedaczku. - zachichotała, kładąc głowę na ramieniu Rossa. - Biedny jesteś.
- Ja wiem. - przytaknął chłopiec, oparłszy łepetynę o głowę przyjaciółki.

Po kolejnych dwudziestu minutach rozmowy, Emi postanowiła wrócić do reszty towarzystwa. W salonie toczyła się właśnie rozmowa na temat wigilijnych planów. Wszyscy aktywnie uczestniczyli w dyskusji, lecz mimo to nie uszło uwadze Cassidy, to, że brunetka jest wyraźnie zadowolona.

- Co robiłaś tam tak długo? - spytała podejrzliwie przyjaciółkę.
- Musisz wszystko wiedzieć? - uśmiechnęła się Emi. - Później sobie porozmawiamy.
- Co ty produkowałaś tam te ciuchy? - spytał Rocky.
- A może znalazłaś sobie nowego chłopaka i przetrzymujesz go w pokoiku, hmm? - zażartował Ellington.
- Tak, wiesz. Przetrzymuję tam wysokiego, brązowookiego blondyna. - odpowiedziała sarkastycznie brunetka.
- Rossa? - zaśmiał się najstarszy z towarzystwa. Po chwili Emily wraz z Cassidy również zaczęły chichotać.
- A tak właściwie, to gdzie jest Ross? - spytała Rydel, zauważywszy nieobecność brata. - Był z tobą na plaży. - skierowała ze znaczącym uśmiechem do drugiej blondynki.
- Ee... No, no był, ale już poszedł. - odpowiedziała.
- Dokąd?
- Do domu chyba. Ale wspominał coś, że jeszcze do sklepu po resztę prezentów musi iść. - wyjaśniła przekonująco blondynka.
- To spoko. A my już się chyba powinniśmy zbierać, jest strasznie późno. - zauważyła Rydel.
- Ehh... - zrobił smutną minę Rocky, spoglądając na słodkości.
- Może weźmiecie sobie ciasto do domu, ja jutro kupię nam nowe. - zaproponowała Katie, zauważywszy smutek Rocky'ego.
- Niee, nie, na praw...
- Ohh... z miłą chęcią, skoro tak pani nalega. - przerwał siostrze uradowany brunet, po czym zabrał ciasto. - Ee.. a ma pani może jakąś reklamówkę?
- Tak, mam. - kobieta zaczęła się śmiać i podała chłopcu torbę.
- Dziękuję bardzo za przepyszne ciacho, którym nie podzielę się z Ratliffem. Do widzenia. - pożegnał się Rocky.
- Chciałbyś. - burknął Ell. - Łaskę zrobisz, że mi dasz!
- Owszem, zrobię.
- No to zaraz zobaczymy! - krzyknął Ellington w stronę starszego. - Do widzenia. - skierował do kobiety i pobiegł za brunetem, uciekającym właśnie do samochodu.
- Do widzenia. - śmiała się dorosła.
- Ja strasznie za nich przepraszam. - zaczęła Rydel. - To są takie duże dzieci i nie zawsze potrafią się zachować.
- Ależ nie ma sprawy. - uśmiechnęła się Katie. - To bardzo mili i sympatyczni chłopcy. Naprawdę, nie przejmuj się ich zachowaniem, są młodzi. - zaśmiała się.
- Oo.. dziękuję. - zdziwiła się Rydel. - No cóż, ja już też będę się zbierała. A może przyszłaby pani jutro do nas? Nasi rodzice przyjeżdżają, a mama z pewnością by się ucieszyła. W Miami nie zna praktycznie nikogo.
- Z miłą chęcią, kochanie.
- To świetnie. Do widzenia. Pa dziewczyny, do jutra. - pożegnała się z przyjaciółkami całusem w polik i pobiegła do samochodu.
- No dobrze dziewczynki, ja już też pójdę do Suzie. - oznajmiła kobieta, a następnie wyszła.
- Uff... - odsapnęła blondynka, rzuciwszy się na łóżko. - Ross! Możesz wyjść! - krzyknęła w stronę pokoiku, z którego już po chwili wyszedł wspomniany blondyn.
- Jeeeenyyy... Co tak długo? - spytał chłopiec.
- Twoje rodzeństwo to straszne gaduły, a Rocky to żarłok, więc powinieneś wiedzieć. - odpowiedziała rozbawiona Cassidy.
- Dobra, koniec o rodzeństwie Rossa. Teraz oczekuję wyjaśnień. - powiedziała Emily.
- Wyjaśnień? Jakich wyjaśnień. - zapytała Cass.
- No czy wyy.. jesteście razem? - zachichotała uradowana brunetka.
- Tak. - odparł stanowczo uśmiechnięty Ross.
- Nie. - powiedziała Cassy, równocześnie z blondynem.
- Nie? - posmutniał chłopak.
- Tak? - zdziwiła sie dziewczyna.
- Umm... - zdumiła się Emi. - To jesteście parą, czy nie?
- Teraz to ja już sam nie wiem. - oburzył się Ross. - Jej się spytaj. - powiedział, siadając na sofie.
- Czego nie wiesz? To takie trudne do zrozumienia? - zadała pytanie niebieskooka.
- Najwidoczniej tak. - irytował się chłopiec. 
- Ee.. Dobra, to bez sensu, skończcie się kłócić. - próbowała złagodzić sytuację Emily.
- My się nie kłócimy, tylko prowadzimy konstruktywną dyskusję. - odparł Ross.
- Właśnie, że się kłócimy. - parsknęła Cassy.
- To nie jest kłótnia, kotku, tylko konstruktywna dyskusja.
- Podejrzewam, że ty nawet nie wiesz, co to słowo oznacza.
- Nieprawda! Właśnie, że, że wiem. - skłamał chłopiec. - No dobra, nie wiem. I co z tego? Chodzi o to, że wszystko było okej, a ty teraz nagle mi mówisz, że nie jesteśmy parą?! Więc niby co w tym jest takiego zrozumiałego?
- A jesteśmy? Jakoś nic mi o tym nie wiadomo, nikt mnie o tym nie poinformował. 
- Okeeeej, to ja się pójdę umyć. - oznajmiła brunetka, a następnie ruszyła do łazienki.
- Mam ci to na papierze wydrukować? - dokuczył.
- Nie! Teraz już mi niczego nie musisz drukować i nad niczym się już nie musisz zastanawiać! - zdenerwowała się dziewczyna i skierowała w stronę pokoju.
- Kotek! - rzucił Ross, łapiąc dziewczynę i przyciągając ją do siebie. - Skończmy tę kłótnię.
- Przecież to nie kłótnia, to konstruktywna dyskusja.
- Ojj.. ty. - uśmiechnął się chłopak, próbując pocałować nastolatkę, która go odepchnęła.
- Nie dotykaj, puść mnie. - powiedziała niezbyt przekonująco.
- Nie puszczę cię. - zaśmiał się delikatnie.
- Puść! Nie chcę z tobą rozmawiać. - ciągnęła wciąż niepewnie.
- Wiem, że chcesz. - mrugnął do niebieskookiej, ponownie nachylając się w stronę jej ust.
- Nie. Nie chcę, masz mnie puścić.
- Kicia, uspokój się. - mówił czule chłopiec, po raz kolejny próbując cmoknąć dziewczynę.
- Nie chcę się uspokajać. Puść mnie.
- Dobrze. - odparł zrezygnowany, wypuszczając dziewczynę z objęć.
- Dobrze. - powtórzyła dziewczyna.
- Dobrze. - ponowił chłopak.

Po niezręcznej chwili milczenia i wpatrywania się w siebie wzajemnie, chłopiec podszedł do blondynki i jeszcze raz zbliżył się do jej ust, aby móc ułożyć swe wargi na jej. Tym razem Cassidy z chęcią odwzajemniła pocałunek i mocno wtuliła się w chłopaka.

- Kotkuuu... - zaczął niepewnie chłopiec, obejmując partnerkę.
- Co?
- Już w porządku?
- Nie.
- Ee.. Okeeej. - odparł skołowany, a dziewczyna jeszcze mocniej się do niego przytuliła. Przez kolejne kilka minut stali w objęciach w zupełnej ciszy. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem, dopiero Cassidy w końcu raczyła przemówić.
- Przepraszam. - wydukała po cichu.
- Za co? Nic nie zrobiłaś.
- Zrobiłam. Rozpętałam niepotrzebną kłótnię. 
- Ojj.. tam, nie przesadzaj. To nie była kłótnia, tylko konstruktywna dyskusja. - zaśmiał się chłopiec. - A zresztą miałaś rację, nie jesteśmy parą.
- Jak to? - spytała dziewczyna.
- Nawet ci tego nie zaproponowałem, a jako chłopak powinienem. - uśmiechnął się.
- Widzę, że mnie rozgryzłeś. - zachichotała.
- Jeszcze nie, ale jestem coraz bliżej. - powiedział zadowolony. - Więc Cassidy, zostaniesz moją dziewczyną? - spytał wesoły.
- Ale ty jesteś głupi. - zaśmiała się blondynka. - Oczywiście, że tak. Ale wiesz, że zrobiłeś z tego wydarzenie, jakbyś mi się oświadczał.
- Jeszcze nie dziś. - uśmiechnął się Ross. - Z tym jeszcze troszkę poczekajmy.
- Jesteśmy ze sobą dopiero od minuty, a ty już masz takie plany. - zażartowała.
- Plany to ja mam już od dawna. - odparł, po czym czule pocałował dziewczynę.

_________________________________________________________________

Heeej :*
Macie tutaj kolejny rozdział :). Ta część wydłużyła mi się tak bardzo, że rozdział świąteczny dodam dopiero następnym razem, przepraszam. Postaram się dodać go jutro (a właściwie, to już dzisiaj) wieczorem, bądź w poniedziałek (tj. Wigilia) wcześnie rano, gdyż później nie będę miała czasu ;).

Dobranoc dziewuszki ;*. Ja również spróbuję już zasnąć, ale od dwunastej w nocy męczę się z dokończeniem tego rozdziału, aby móc go Wam wstawić jak najszybciej, gdyż jutro mnie nie będzie przy komputerze prawdopodobnie cały dzień. Ale w razie, gdybym napisała rozdział sobie na telefonie, a nie dała rady osobiście go wstawić, to poproszę Gosię, aby mnie wyręczyła :).

~DarkAngel ;**
Template by Elmo