środa, 30 października 2013

Rozdział 70: True feelings.

PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTKI POD ROZDZIAŁEM :)

____________________________


Nazajutrz najwcześniej ze wszystkich zbudził się Ross. Zazwyczaj to właśnie on wstawał jako pierwszy z rodzeństwa. Nazywali go czasem rannym ptaszkiem, gdyż od godziny siódmej nad ranem potrafił już siedzieć w salonie i grać na konsoli. Do tak wczesnych pobudek przyzwyczaił się w trakcie nagrywania serialu. Wówczas już od najwcześniejszej pory musiał być na nogach, aby niedługo później znajdować się na planie. I choć od dłuższego czasu ma przerwę w kręceniu nowych scen, tak mu już zostało. Co prawda czasami tak jak każdy lubi sobie dłużej pospać, aczkolwiek nie zawsze. W tym momencie siedział przy stole w kuchni, sącząc sok jabłkowy, gdy po chwili na kanapie, usiadła nie do końca przytomna Cassidy. 

- Hej. Co jest? - spytał, podchodząc do dziewczyny i siadając obok niej. 
- Nic. Mam okropne problemy ze snem tutaj a słyszałam, że ktoś chodzi po kuchni, więc też postanowiłam wstać - wyjaśniła. Odsunęła się od przyjaciela a w następnej kolejności położyła głowę na jego kolanach. Trzeba przyznać, że dosyć mocno go to zdziwiło, jednakże nie mógł narzekać, gdyż ani trochę mu to nie przeszkadzało. 
- Coś się stało? - zapytał skołowany a zarazem zadowolony. 
- Nie, dlaczego? 
- Położyłaś się na mnie i to bez mojej zachęty. 
- Ohh.. Umm.. Przepraszam - rzuciła, próbując podnieść głowę. Początkowo odniosła wrażenie, że chłopcu to nie odpowiada. 
- Nie, proszę, leż dalej - uśmiechnął się, kładąc rękę na brzuchu nastolatki. Ta również zareagowała uśmiechem, zatem tak jak została poproszona, tak też postanowiła zrobić. 
- Jesteś pewien? - posłała zadziorny uśmieszek. 
- Byłem - zaśmiał się Ross. - Jestem, jestem.. A cooo? 
- Jest mi teraz lepiej niż w łóżku, więc jeśli zasnę będziesz musiał siedzieć dopóki nie wstanę - ułożyła się w wygodniejszej pozycji i zamknęła oczy. Blondyn zachichotał delikatnie. 
- Jest ci lepiej niż w łóżku? - powtórzył, pytając retorycznie z wciąż nieschodzącym zadowoleniem. - Muszę być bardzo dobry w takim razie.. Zwłaszcza, że jeszcze nic nie zrobiłem - zażartował.
- Zboczuchuu! - delikatnie uderzyła kolegę w ramię, podśmiewając się przy tym. - Nie wiem czy jesteś dobry - wytknęła język w stronę Rossa. 
- Zawsze możesz się przekonać - mrugnął żartobliwie. 
- Zawsze? W każdej chwili? Poważnie? - analizowała sarkastycznie. 
- Eee tak? Jestem młody i gotowy w każdym momencie - odpowiedział, otrzymując na to kolejny niemocny cios w ramię. - Ej ej, koleżanko.. Nie pozwalaj sobie. Kto ci pozwolił mnie bić? 
- Przestanę cię walić, gdy ty przestaniesz być zboczuchem - mówiła wciąż utrzymując humor. 
- Ale ty mnie na walisz - uśmiechnął się diabelsko. Cassy oczywiście nie miała problemu ze zrozumieniem kolejnej "zbereźnej" myśli towarzysza. Zakończyło się to rzecz jasna ponownym uderzeniem. 
- O nieee.. doigrałaś się moja droga. Co mam ci teraz zrobić za karę? - po chwili zaczął łaskotać przyjaciółkę, która na marne starała się wywinąć. 
- Ała, ała.. proszę, misiu, przestań. Boli mnie noga - blondyn momentalnie zaprzestał. 
- Umm.. Jak mnie nazwałaś? - uśmiechnął się. 
- Co? Ee.. Jestem strasznie śpiąca - zmieniła temat. To spowodowało jeszcze większe zadowolenie na twarzy Rossa. 
- To śpij jak ci wygodnie - pogłaskał siedemnastolatkę po głowie. Korzystając z sytuacji zaczął przybliżać usta do niej. 
- No heej, co tam? - do salonu weszła Emily, witając przyjaciół. - Co wy macie takie niezadowolone miny? Coś się stało? 
- Nie - odparowała Cass przez zaciśnięte zęby. 
- Ojej.. Przeszkodziłam wam w czymś? 
- Niee, no coś ty - zaśmiała się druga. - Ja właśnie zasypiałam. 
- Mhm, dokładnie. To bardzo miło, że przyszłaś tutaj akurat w tym momencie.. a nie chociażby dwie minuty PÓŹNIEJ - bąknął ze sztucznym uśmiechem Ross.  


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 


Podczas, gdy trójka przyjaciół dyskutowała na dole, Rocky wraz Lucą i Rikerem od samego rana przeglądali internet. Co prawda jeszcze wczoraj między Włochem a drugim brunetem było małe spięcie, tymczasem chłopcy zdążyli się już pogodzić i wyjaśnić sobie, że zaistniała sytuacja była tylko wypadkiem. W tym momencie całe trio umawiało się z dziewczyną znalezioną wczoraj na portalu. Na pierwszy ogień idzie Riker. Ustalili z Tess, że spotkają się dzień po powrocie młodzieży do Miami, o godzinie 13 w jednej z tamtejszych kawiarenek. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Cassidy wciąż jeszcze leżała z głową na kolanach przyjaciela, Emily natomiast gawędziła z Rossem. Wtem rozległ się dzwonek telefonu blondynki. Ta jednak była na tyle zmęczona, że nawet nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Poprosiła zatem brunetkę, by oznajmiła rozmówcę, iż śpi. Emi zgodnie z prośbą odebrała. 

*** -Heej, Derek. Sorki, ale Cassy właśnie śpi - rzuciła do telefonu. 
(- Derek?! - zdziwiła się, podnosząc głowę. - Nie śpię!!! - krzyknęła, gwałtownie podnosząc się z kanapy, w pośpiechu zabierając przyjaciółce telefon.)
- Heeej, co tam? - odezwała się z szerokim uśmiechem. - ...Nie, nie, wszystko ok... Serio?... Jasne, pewnie że tak... Okej, dzięki że zadzwoniłeś. Nie mogę się doczekać... Papa - rozłączyła się z wciąż nie  chodzącym zadowoleniem i od razu cała rozradowana pobiegła do Emily. *** 

- O Bożeeeee!!!! Dereeeek - krzyknęła wniebowzięta. 
- Ee.. Kim jest Derek? - zapytał niezbyt ogarnięty Ross. 
- Ciachem! - odparła Cass. - Bujam się w nim od kiedy tylko chodzę do tej szkoły a teraz.. - umilkła na moment, próbując uspokoić zachwyt. - Zaprosił mnie do kina!! - dokończyła. Jednocześnie wybuchła, piszcząc ze szczęścia. 
- Serio?! To świetnie!!! - ucieszyła się druga dziewczyna, dołączając do koleżanki. 
- Tak.. Wspaniale.. - powiedział sam do siebie chłopiec, będąc wyraźnie smutnym. - To wy się tutaj cieszcie a ja pójdę sprawdzić czy chłopacy już wstali - oznajmił, podnosząc się z kanapy. Towarzyszki nawet nie zareagowały na jego słowa. Były tak wszystkim przejęte, że zupełnie nic do nich nie docierało. - Dziewczyny! - krzyknął, chcąc zwrócić na siebie ich uwagę. 
- Dobra, spoko - powiedziała na odczepne blondynka, wciąż nie słuchając kumpla. 

Ten mając już dość ich zachowania, poszedł do pokoju. Najpierw prawie się z nim całuje a chwilę później umawia się na randkę z jakimś kolesiem. Chłopiec stwierdził, że skoro Cassidy właśnie tak postępuje, nie ma co dalej starać się na marne o jej względy. Po co ma tracić tylko czas i nerwy, jeśli ona i tak tego nie doceni. Miał nadzieję, szczerą, ogromną nadzieję, że tym razem się uda. I pomylił się, znowu. Obwiniał o to po części Emily, gdyż był święcie przekonany, że gdyby ona w tamtym momencie im nie przerwała,  pocałowaliby się. A zresztą co z tego? Tak czy inaczej zaraz zadzwoniłby Derek i wszystko by zniszczył. "Tak widocznie miało być" pomyślał blondyn. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 


Kolejne dni mijały w ekstremalnie szybkim tempie. Słusznie powiadają, że im lepsza zabawa, tym szybciej płynie czas. W tym przypadku nie da się zaprzeczyć, iż rozrywki młodzieży nie brakowało. Co prawda po ostatnim wypadku odpuścili sobie strzelanie z łuku, jednakże to nie była jedyna atrakcja wyjazdu. Prawdę mówiąc, będąc w gronie przyjaciół nie potrzebne są żadne dodatkowe przyjemności. Te ostatnie chwile przebywania nad jeziorem, spędzili głównie na kąpieli, grze w piłkę oraz wspólnych wygłupach. Ostatniej doby postanowili jednak zabawić się trochę bardziej. Wszyscy zapomnieli o zakupionym już na początku wyjazdu alkoholu a przecież nie można go zmarnować. O zabraniu go do domu tym bardziej nie ma mowy. Toteż nie pozostało nic innego, jak skonsumować cały zapas. Swobodnie dałoby się rozdzielić cały zapas na osiem osób. Niemniej jednak najmłodszy z męskiego grona twardo zaznaczył, że pić nie zamierza, Cassidy  natomiast otrzymała od Luci zakaz spożycia więcej niż dwóch piw. Na marne zdały się jej próby przekonywania, że przecież nic się nie stanie, jeśli ten jeden raz pozwoli sobie na trochę więcej, Włoch ostatecznie jej tego zabronił. Sam zresztą zastrzegał, iż nie zamierza pić do nieprzytomności, aczkolwiek poprzez namowy kumpli jego postanowienie stało się tylko pustymi słowami. 

- Haha, czyżbyśmy zostali jedynymi w pełni świadomymi osobnikami? - zaśmiała się Cass, siadając na schodach obok Rossa. 
- Jak widać - uśmiechnął się. Trzymał w ręku butelkę z piwem, które sączył już od dobrych kilkunastu minut, jednakże jakoś nie mógł go skończyć. Po chwili skierował flaszkę do koleżanki z jednoznaczną propozycją. Oczywiście nastolatka nie odmówiła i wzięła kilka łyków trunku. 
- Zauważyłam, że Riker będąc pijanym ma tendencje do rozbierania się - powiedziała po chwili rozbawiona dziewczyna. 
- Taa.. On się rozbiera, Rocky skacze jak opętany, a ja jestem skurwielem - rzucił chłopiec. 
- Nie mów tak. Przecież to nieprawda. 
- Pierwszym razem spieprzyłem wszystko, drugim razem spieprzyłem ostatnie co mi zostało.. - wyliczał, podnosząc się z miejsca. - ..moją godność. 
- Oj przestań, głuptasie - zaśmiała się blondynka i od razu ustała naprzeciw przyjaciela. - Jesteś świetny, bez względu na wszystko. Wierz mi na słowo - uśmiechnęła się po czym mocno objęła chłopaka. Ten natomiast nie odwzajemnił tego. Stał tylko w bezruchu a po krótkiej chwili wyślizgnął się z uścisku. - Umm.. co jest? - spytała zdziwiona i lekko speszona Cassy. 
- Nic takiego. Po prostu wydaje mi się, że przyjaciele tak się nie przytulają - odpowiedział całkiem pewnie. Siedemnastolatka uśmiechnęła się delikatnie. 
- Ale przecież my.. - zaczęła, chwytając dłoń partnera. Blondynowi najwidoczniej to nie odpowiadało, co pokazał zabierając rękę. To spowodowało, że Cassidy poczuła się jeszcze gorzej. - Oł.. Prze.. przepraszam - odezwała się ze spuszczoną głową. 

Nie spodziewała się takiego zachowania ze strony kolegi. Dotychczas nie przeszkadzały mu uściski czy całusy w polik. Wręcz przeciwnie. Sam zawsze starał się być jak najbliżej przyjaciółki a tym razem z zupełnie nieznanej jej przyczyny, zbywał ją. Niebieskooka, której wyraźnie głupio się zrobiło, skierowała się w stronę pokoiku. 

- Idziesz już spać? - zapytał chłopak. 
- Tak. 
- Strasznie wcześnie - zaśmiał się. - No nic, dobranoc. Słodkich snów - uśmiechnął się ciepło do blondynki. 
- Dobranoc, Rossy - rzuciła zadowolona, próbując cmoknąć towarzysza w policzek. Po raz kolejny bezskutecznie. 
- Cassidy.. - powiedział w sposób, dający do zrozumienia, iż nie życzy on sobie takich zachowań. - Idź już spać. - Kompletnie zdziwiona i zarazem rozczarowana dziewczyna, mimo iż nie potrafiła zrozumieć co ugryzło Rossa, od razu zmierzyła do sypialni.


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


* Dzień wyjazdu / powrotu* 

Mimo, iż pobyt nad jeziorem był naprawdę rewelacyjny dla wszystkich jego członków, to chcąc nie chcąc trzeba było kiedyś wrócić do domu. Tego dnia młodzież niechętnie pakowała swoje manatki do toreb i walizek. Najgorzej przychodziło to chłopakom, którzy dnia poprzedniego pozwolili sobie na tyle, że obecnie męczył ich ogromny ból głowy. Jedynie Ross, który postanowił oszczędzić sobie "wrażeń" w pełnie sprawnie dziś funkcjonował. Największy problem jednak dotyczył prowadzenia aut. Wiadomo, jednym zajmie się osiemnastolatek, ale co z drugim? Przecież chłopcy w takim stanie nie powinni siadać za kierownicę. A nóż widelec silny ból głowy  dekoncentruje kierowcę i wówczas ten spowoduje wypadek. Postanowiono zatem, że kółka przejmie Rydel, która jako jedyna prócz chłopców posiadała prawo jazdy. Składy w samochodach były takie same jak poprzednio z wyjątkiem tego, że tym razem Ellington zamienił się miejscem z Lucą, aby móc być z Emily oraz by "nie narażać swego życia, pozwalając Rydel prowadzić". Tak więc z blondynką jechali Riker, Luca oraz Cassy a z Rossem Ratliff, Emi oraz Rocky. Podróż trwała nieco dłużej niż poprzednim razem, ponieważ natrafili na dosyć długi korek, z którego uwolnienie się zajęło im co najmniej godzinę. Nic więc dziwnego, że Ross był u schyłku wytrzymałości, gdyż cały czas musiał wysłuchiwać jak to jego brata i Ratliffa bolą głowy. Jedynie Emily, którą Rockliff wyrzucił na przednie siedzenie, dotrzymywała chłopcu towarzystwa i jakoś go uspokajała. Przeciwnie było u Delly, która non stop słyszała bezsensowne rozmowy Rikera i Luci pomieszane z narzekaniami na kaca a Cassidy, usiadłszy wygodnie na siedzeniu zasnęła. Jeszcze bardziej denerwujący był fakt, iż Włoch usiadł z przodu, zatem co rusz odwracał się w tył do blondyna. Tak jak odjechali około godziny 11, tak na miejsce zajechali o 18. Aczkolwiek trzeba jeszcze wliczyć w to kilka postojów, zażądanych przez "skacowanych" chłopców, którym jeszcze gorzej robiło się od długiej jazdy. Gdy zajechali już na do Miami, pierw odwieźli pod hotel Cassy, Emi oraz Lucę. 

- Dzięki za wszystko - uśmiechnęła się Cassidy. - Było rewelacyjnie. 
- Mogło by być lepiej, gdyby nie noga - zaśmiał się Rocky. 
- Co prawda, to prawda - wtrąciła Emily. - Ale mimo wszystko można by to jeszcze kiedyś powtórzyć. 
- Koniecznie - przytaknął Ross. 
- To jeszcze raz wielkie dzięki i do zobaczenia - odparł Luca, który jak najszybciej chciał się znaleźć już w swoim łóżku. 

Kilka minut później Lynchowie odjechali a przyjaciółki wraz z brunetem ruszyli do wnętrza hotelu. Chłopak zmierzył od razu do swojego pokoju, gdyż bardzo nie chciał pokazywać się w takim stanie cioci. Momentalnie straciłaby zaufanie do niego, bo co jak co, ale na alkohol Katie była, że tak powiem "uczulona". Emily wraz z Cassidy podeszły pod drzwi apartamentu, które o dziwo były otwarte. 

- Ee.. Mama? A co ty tutaj robisz? - zdziwiła się blondynka. Była pewna, że jej rodzicielka jest obecnie w Denver w pracy. Jeszcze większą jej uwagę przykuły dwie osoby, siedzące na kanapie. Był to dorosły mężczyzna oraz chłopak mniej więcej w jej wieku. - I widzę, że mamy gości. 
- Tak kochanie, mam teraz kilkudniowy urlop. A to jest George i jego syn Harry - przedstawiła kolejno kobieta. 
- Umm.. Jakieś sprawy biznesowe? To spoko, nie będziemy wam przeszkadzać, pójdziemy do pokoiku - oznajmiła niezbyt zainteresowana całą sytuacją nastolatka i wraz z brunetką zmierzyły w kierunku pomieszczenia. 
- Poczekaj, Cassidy - odezwał się mężczyzna. 
- Pan mnie zna? - zdziwiła się. 
- Twoja mama wiele mi o tobie opowiadała - odpowiedział. 
- Suuuuper, gratuluję - rzuciła obojętnie, coraz bardziej zaskoczona. - Chodźmy, Em. 
- Casidy musimy ci z mamą coś bardzo ważnego powiedzieć - zatrzymał dziewczynę. - Jesteśmy razem od jakiegoś czasu i planujemy niebawem razem zamieszkać - oznajmił. Cass otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. 
- Pan sobie żartuje, prawda?! - wzburzyła się. 
- Mów mi George, proszę - uśmiechnął się dorosły. 
- Nie, nie zamierzam mówić do pana, George! Co to ma znaczyć, że jesteście razem?! - skierowała do matki. - Jak długo? I że niby kiedy zamierzaliście mi o tym powiedzieć, co?! - bulwersowała się. 
- Cassidy, spokojnie.. - uspokajała dorosła. 
- Nie zamierzam być spokojna. I tak w ogóle to nie życzę sobie sprowadzania jakichś ludzi do mojego mieszkania. 
- Nie przesadzaj. 
- Przesadzać to ja dopiero mogę zacząć, mamo. Śpię dzisiaj u Luci a jutro jak wrócę ma tutaj nikogo z was nie być! - rzuciła, zabierając ze sobą nierozpakowaną jeszcze walizkę. 
- Cassidy uspokój się! - krzyknęła zdenerwowana kobieta. - Jesteśmy razem szczęśliwi i.. 
- Mam to gdzieś! - odparła Cass, przerywając matce wypowiedź. - Żegnam was! - wrzasnęła, opuszczając pomieszczenie. 

Zaraz za nią wybiegła Emily. Nie chciała zostawiać jej teraz samej zwłaszcza, że nie miała pojęcia co tak bardzo ją wzburzyło. Przyjaciółki zatrzymały się dopiero pod drzwiami od pokoju Luci. Blondynka zapukała a ponieważ nikt nie otwierał przez dłuższą chwilę, zaczęła coraz mocniej uderzać. 

- Luca!! - rzuciła na marne, licząc iż chłopak ją usłyszy. 
- Pewnie śpi, głowo go bolała - odezwała się Emi. Cass tupnęła w miejscu nogą i zaczęła iść wzdłuż korytarza do windy. - Gdzie ty idziesz? 
- Nie wiem, jak najdalej.. - odparła. 
- Czyli do hotelowego ogrodu? 
- Tak - rzuciła blondynka. Em zaśmiała się delikatnie. Gdy zaszły na miejsce, usiadły na ławeczce z zadaszeniem. Oczywiście brunetka od razu rozpoczęła przesłuchanie. 
- A teraz gadaj o co biega. 
- Z czym? 
- Żartujesz sobie? Moment temu zrobiłaś mamie awanturę przy jej nowym facecie. 
- Pff - parsknęła druga. 
- Aha! I tu cię mam - wykrzyknęła triumfalnie brunetka, wskazując palcem. - Chodzi o to, że twoja mama kogoś ma? 
- Ahh.. No chyba tak, ale.. Ja sama nie wiem co mnie ugryzło, nie chciałam być aż tak niemiła - odparła, oparłszy brodę na dłoni. - Po prostu, jak ona mogła mi o tym wcześniej nie powiedzieć? Tylko dopiero teraz. Sprowadza sobie jakiegoś gacha i o. 
- Może chciała być pewna, że dobrze wybrała zanim ci powie - zasugerowała Em. 
- Ale co ona sobie w ogóle wyobraża? Zapomniała już o tacie? Chce go zastąpić? Jego nikt nie zastąpi, nigdy nie będę mogła pomyśleć o tym kolesiu jako o moim ojcu. 
- Twoja mama na pewno nie chce nikogo zastępować i zapewne wciąż bardzo kocha twojego tatę - uśmiechnęła się przyjaciółka i objęła delikatnie towarzyszkę. - Spróbuj ją zrozumieć. Jest sama od wielu lat, przecież nawet taka tragedia jaka spotkała ją przed laty, nie może jej trzymać z dala od miłości. Jestem pewna, że twój tata chciałby, aby mama była szczęśliwa z kimś, kto będzie dla niej dobry - rozprawiała. 

Trzeba przyznać, że brunetka ma dar poprawiania humoru. Zawsze potrafi zachować powagę sytuacji wtedy, kiedy tego potrzeba. Nie ma problemu z wysłuchaniem innej osoby oraz zawsze doradzi w potrzebie. Nawet. najbardziej ciężkich sytuacjach umie zachować spokój i obdarzyć nim również osobę, z którą rozmawia. Nic więc dziwnego, że Cassidy niemalże pp każdej rozmowie z przyjaciółką czuje się znacznie lepiej. Tak również było i tym razem, jednakże wciąż nie zamierzała wrócić do apartamentu. Chciała jeszcze trochę ochłonąć na świeżym powietrzu. 

- Dziękuję ci - uśmiechnęła się. - Może i masz rację.. Jeśli jest im razem dobrze, to nic mi do tego. Powinnam ją wspierać - stwierdziła. - Ale to trochę dla mnie trudne, chyba rozumiesz.. 
- Rozumiem, ale przyzwyczaisz się. Poza tym masz mnie - pocieszała Emily, obejmując mocno koleżankę. 
- Wiem.. Nie obraź się, że tak zmieniam temat, ale mogę ci coś jeszcze powiedzieć? - spytała niepewnie, odzywając się delikatnie od dziewczyny. 
- Oczywiście, jak zawsze - zaśmiała się, jednak widząc całkiem poważny wyraz twarzy kumpeli, ta również spoważniała. - Co jest? 
- Podczas naszego wyjazdu jaa.. Chciałam pocałować Rossa, ale jakoś nie potrafiłam i zostałam tylko przy policzku. A wtedy, gdy ty weszłaś.. To ja tego tak strasznie chciałam i szczerze miałam ochotę cię udusić za to, że przerwałaś - powiedziała. Wywołało to lekkie zdziwienie na twarzy Emi, ale i za razem zadowolenie. 
- I co teraz? - zapytała z uśmiechem. - A co ważniejsze ee.. co z Derekiem? 
- Umm.. Odwołałam nasze spotkanie - wyjaśniła Cassy. 
- Jak to? Przecież tyle czasu na to czekałaś. 
- Ale.. Ross za to o wiele dłużej czeka na mnie. A ja już nie potrafię trzymać go na dystans, nie mogę wiecznie brać pod uwagę jednego głupiego błędu. Chyba wciąż go kocham - uśmiechnęła się. - Jak tylko go spotkam, powiem mu, że chcę spróbować jeszcze raz. 
- To rewelacyjnie! - rzuciła podekscytowana brunetka. Bardzo chciała, aby w końcu para do siebie wróciła. - Już się nie mogę doczekać, żeby to zobaczyć. Czy ty sobie wyobrażasz jego radość? Przecież on tak bardzo tego chce, to chyba nawet niemożliwe, aby chcieć czegoś bardziej - ciągnęła  rozradowana Emily. Emocje dosyć często zbytnio ją ponosiły. 
- Em, uspokój się - zachichotała blondynka. - On jest zwyczajnie kochany. I taki słodki.. i miły.. i czarujący, zabawny, opiekuńczy, czuły, silny, męski, przystojny, i gdy trzymałam głowę na jego kolanach i on się bawił moimi włosami i patrzył mi w oczy.. - rozmarzyła się nastolatka, opadając na ławkę. 
- Wow, nieźle cię wzięło. 
- Ojeej.. Tak strasznie chcę go już zobaczyć i powiedzieć mu o wszystkim. Jak go przytulę to już chyba nigdy nie wypuszczę... - wyjęła z kieszeni komórkę i wybrała numer do osiemnastolatka. Momentalnie jednak się rozłączyła. - Ale on od wczoraj zupełnie mnie olewa. Wkurza się, jak chcę go złapać za rękę, odsuwa, gdy się o niego opieram i odpycha mnie, gdy przytulam - wycedziła niezadowolona. Rzeczywiście trudno było zrozumieć zachowanie chłopca, zwłaszcza, że zawsze "narzucał" się dziewczynie. 
- Może.. - zaczęła Emily. Wówczas rozległ się dźwięk telefonu drugiej nastolatki. Dziewczyna od razu odebrała. 

*** - Heej, Ross. Co chcesz? - uśmiechnęła się do słuchawki. 
- Ee.. No nic, to ty do mnie dzwoniłaś. Miałem w nieodebranych, więc oddzwoniłem - wyjaśnił. 
- Ahh.. No tak. Um co robisz? - spytała. Miała uczucie, że chłopiec nie za bardzo miał ochotę na rozmowę. 
- Właśnie ee.. siedzę w wannie. 
- Oł.. Beze mnie? - zażartowała. 
- Jak chcesz to chodź. Zaczekam na ciebie, nawet doleję gorącej wody - odparł. 
- Jesteś trochę za daleko - kontynuowała w żartobliwy sposób. 
- Poczekam tak długo, jak będzie trzeba - zaśmiał się. - A tak na poważnie, sorki, że wczoraj byłem taki oschły. Nie miałem zbyt dobrego humoru. Poza tym staram się trochę ograniczyć moje czułości.
- Nie ma sprawy. Co jutro robisz? 
- Planowałem pójść na zakupy z rodzeństwem a co? 
- Nic, muszę ci coś powiedzieć, ale nie chcę przez telefon. 
- O czym? - spytał ciekawsko. 
- Zobaczysz. 
- Okej - uśmiechnął się. - Kończę już, bo woda mi stygnie a ciebie wciąż nie ma, więc już nie czekam. 
- Wyobraź sobie, że jestem. 
- Wolę nie - rzucił. - Um.. to paa - dodał i rozłączył się. ***

____________________________


Hej!

I mamy za sobą rozdział 70. Jest on o wiele dłuższy niż zwykle, a to wszystko z powodu ROCZNICY BLOGA (która była w sobotę)! 

Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy już razem tak długo. Tak bardo się cieszę, że byliście ze mną przez te 12 miesięcy i że zawsze mnie wspieraliście. Gdy miałam problemy, wy cierpliwie wyczekiwaliście rozdziałów i trzymaliście za mnie kciuki w komentarzach. Tak naprawdę, gdyby nie wasze słowa, nie zaszłabym tam daleko. Na początku byłam przekonana, że po maksymalnie 5 rozdziałach, pisanie mi się znudzi, ale Wy motywowaliście mnie do tego, aby to ciągnąć. I zobaczcie czego dokonaliście? Z tych 5 rozdziałów zrobiło się 70! Cieszę się niezmiernie z 46 obserwatorów, ponad 56 tysięcy wyświetleń i ponad 1500 komentarzy, aż mi się mordka cieszy jak to widzę. Niestety nie przygotowałam dla Was żadnych bonusów, konkursów itp., ponieważ niestety nie mam wystarczająco wiele czasu, ale w ramach tego powstał długalaśny rozdział. 

I jeszcze jedno.. (tak wiem, mam wiele wymagań, ale ten jeden jedyny raz chyba mogę sobie pozwolić, prawda? :P) Nie piszcie tego w jednym zdaniu. Proszę Was, zróbcie mi taką przyjemność i pod tym rozdziałem napiszcie swoje przemyślenia (szczere) i to co tak naprawdę sądzicie o blogu. 
Wierzę, że wysłuchacie moich próśb. Dziękuję jeszcze raz za wszystko. Motywujecie mnie do dalszego pisania. Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział to dopiero połowa naszej wspólnej hmm.. "historii".


~ DarkAngel <3

sobota, 19 października 2013

Rozdział 69: Trip cz.6

Chłopiec zamarł. Siedział w bezruchu, wyczekując chwili. "Czy ona naprawdę chce to zrobić? Ale jak to? Przecież zawsze.." nie dokończył swych rozmyślań, otrzymując całusa w polik. "I na co ty liczyłeś, durniu?" pomyślał po czym wymusił niewielki uśmiech. 

- Umm.. moglibyśmy już wrócić do pozostałych - wydukała po chwili Cassidy. Blondyn wzruszył delikatnie ramionami, po czym podniósł się i skierował do drzwi.
- Dasz radę zejść czy może jednak mam ci pomóc, kaleko? - zaproponował uśmiechnięty.
- Gdy leżałam w szpitalu tak samo mnie nazywałeś - zaśmiała się dziewczyna. Osiemnastolatek mrugnął do niej okiem a następnie obydwoje zeszli na dół.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*W tym samym czasie*
Niezadowolony i zarazem lekko przytłoczony Rocky siedział właśnie na piasku, wpatrując się w taflę wody. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Nawet rodzina nie chce mu uwierzyć, że to wszystko to był tylko głupi wypadek. Fakt, trochę podejrzanie to wyszło, ale on nie jest na tyle nierozważny, aby móc w kogoś strzelić z tak niebezpiecznej broni. Ba, on nie mógłby strzelić w nikogo z żadnej broni. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłby takiego czegoś a przecież co jak co, ale do wrogów Cassidy nie można było zaliczyć. Była ona po prostu osobą, której brunet zwyczajnie nie lubił. Największym plusem jest to, iż Rocky nie trafił w kość lub co gorsza w inną cześć ciała jak głowa czy klatka piersiowa, gdyż wtedy najprawdopodobniej zakończyłoby się to tragicznie. Tak czy inaczej przytłaczała go myśl, że teraz każdy się od niego odwrócił. Choć z drugiej strony trochę im się nie dziwi, że trudno uwierzyć w jego niewinność. Rzeczywiście ostatnimi czasy nie był specjalnie miły dla Cassidy a przed tym felernym strzałem sam powiedział, że chciałby w nią trafić. A jak widać życie lubi zaskakiwać, niekoniecznie w pozytywny sposób. Brunet podniósł się, otrzepał z piasku i zmierzył w stronę domku. Przecież nie może jak dziecko całego dnia przesiedzieć z fochem gdzieś na dworze a później udawać, że nic się nie stało.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



*Parę minut wcześniej w domku*
- Jak noga? - spytał Ratliff, siedzącą na schodach blondynkę.
- Boli - odparła.
- To co, amputować będzie trzeba? - zażartował chłopiec.
- Chcesz się podjąć zabiegu? - zaśmiała się Cass.
- Nieee, nie lubię ucinać nóg - machnął ręką brunet.
- A co lubisz? - spytał Riker.
- Różnie to bywa.. Ale nogi nie są dla mnie - odpowiedział.
Zaskakujący był fakt z jaką powagą Ellington potrafił nie raz żartować. Zawsze był tym, który najwięcej się wygłupiał a czasem ni stąd ni zowąd robił się zupełnie poważny i trudno było się zorientować, czy aby na pewno on wciąż żartuje.
- Ee.. dobraa.. Przepraszam za Rocky'ego raz jeszcze - odezwała się Rydel.
- A ja raz jeszcze powtórzę, że nic się nie stało. Sorry, ale gdyby na mnie chciało usiąść jakieś robactwo, to też zapewne któreś z was by na tym ucierpiało - rzuciła Cassidy. Wprawdzie nie było jej miło z powodu zachowania Rocky'ego w ciągu ostatniego czasu, aczkolwiek nie sądziła, że mógłby posunąć się do czegoś takiego.
- O mało co nie doszło do tragedii a ty wciąż twierdzisz, że to tylko wypadek? - spytał Luca.
- Tak, Luca. Tak właśnie twierdzę - odparła. - Możemy już zmienić temat? 


Chwilę później każdy rozszedł się w swoją stronę. Luca z Rikerem poszli do pokoju na górę grzebać coś przy laptopie. Emily z Rossem poszli się przejść, natomiast Rydel z Ellingtonem usiedli w milczeniu na kanapie i zaczęli oglądać telewizję. 


- Możemy porozmawiać, Cassy? - spytał Rocky, podchodząc do dziewczyny. Ta oczywiście się zgodziła, więc chłopiec przysiadł obok niej na schodach. - Słyszałem co mówiłaś - odezwał się po chwili. - Dziękuję, że mnie broniłaś po tym wszystkim. To miłe.
- Po prostu powiedziałam prawdę.. To znaczy mam nadzieją, że to była prawda.
- Słuchaj. Wiem, że to trochę głupio wyszło, ale ja w życiu nie mógłbym celowo cię skrzywdzić - powiedział z przejęciem chłopak, wpatrując się w dziewczynę. - I przepraszam, że byłem takim chamem. Nie chodziło mi oto, aby cię urazić.
- No właśnie.. Więc o co ci chodziło? - spytała zdezorientowana nastolatka. Kompletnie nie rozumiała o co teraz brunetowi chodzi. Skoro nie chciał jej sprawić przykrości, to po co mu to wszystko było?
- Umm.. Nie mogę ci powiedzieć - odpowiedział tajemniczo, aczkolwiek Cassidy nie zamierzała odpuścić.
- Rocky. Chcę wiedzieć, dlaczego to wszystko? Proszę. Naprawdę możesz mi wszystko powiedzieć - przekonywała, nie dając za wygraną.
- No dobra.. Chodzi o to, że.. Umm.. Po prostu..


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



*Ross i Emily*
Ross zauważywszy, iż brunetka opuściła mieszkanie, postanowił za nią pobiec. Szli wzdłuż jeziora, rozmawiając o mało istotnych sprawach, jednak wkrótce chłopiec postanowił zmienić temat. 

- Too.. jak tam z Ratliffem? - spytał.
- A jak ma być? Niedobrze - odparła krótko, zgodnie z prawdą.
- I tobie serio chodzi tylko o ten jeden pocałunek w sylwestra? Tylko o to? Przecież wiesz o tym od dawna, więc czemu akurat teraz wzięło cię na fochy?
- Oh proszę cię.. Przecież to ewidentnie widać, że jego ciągnie do twojej siostry - burknęła Emily.
- Ellington i Rydel? - wybuchł śmiechem. - Przecież to tak jakbym ja miał z nią chodzić. To absolutnie wykluczone - zaznaczał.
- Pocałowali się.. Coś to musi oznaczać. Ludzie się nie całują, gdy czegoś do siebie nie czują.
- Jesteś pewna? Czy aby na pewno? Zapomniałaś o czymś? - spytał podchwytliwie chłopiec. Emily zdawała się nie zrozumieć o czym on mówi.
- O czym ty mówisz? - zdziwiła się, zatrzymując się i wychodząc przed blondyna.
- Przypomnij sobie, o czym mi mówiłaś - uśmiechnął się delikatnie. Po nastolatce wyraźnie było widać, iż zastanawia się nad czymś. Zapewne starała się przypomnieć sobie sytuację, o której mówi kumpel.
- Ee.. Mieliśmy tego nie wspominać - rzuciła lekko zakłopotana. - Było minęło..
- Owszem, mieliśmy - odparł z nutką ironii.
- Chwila słabości..
- Jesteś niesprawiedliwa. Skoro to była tak jak to sama przed chwilą powiedziałaś "chwila słabości".. - ujął, tworząc palcami cudzysłowie - ..to równie dobrze Ell mógł mieć takową.
- Ale.. Ale to nie to.. - zaczęła, jednakże Ross nie pozwolił jej dokończyć, wtrącając swoje słowa.
- To nie to samo? Masz rację. Ellington i Rydel są w bardziej "korzystnej" o ile można to tak ująć, sytuacji. Więc skończ za przeproszeniem pierdzielić głupoty i wypominać mu tego jednego całusa, gdy ty wcale nie jesteś niewiniątkiem i w tej chwili idź z nim porozmawiać - powiedział wprost. 


Choć nikt nigdy specjalnie uwagi nie zwracał na relacje tej dwójki, byli oni ze sobą naprawdę blisko. Jadą na stosunkach czysto przyjacielskich a za razem zupełnie szczerych. Nawet jeśli coś mogłoby urazić drugiego z nich, i tak mówią to co w głębi siebie uważają. Podobnie jak w tej sytuacji. Ross mógł sformułować to w nieco inny sposób, aczkolwiek po co? Miał udawać, że wszystko jest ok, i że to Ratliff zawinił? Otóż nie. Umawiali się na szczerość, choćby była ona najbardziej bolesna. 


- Zgoda. A ty przestań się pitolić i zrób coś z twoją byłą - odezwała się.
- Ale co ja mam z nią zrobić? Coraz częściej myślę, że te wszystkie moje starania i podchody są na nic. Ona nic sobie z tego nie robi. Czasem się tylko przez to pokłócimy, a innym razem uda, że niczego nie było i zapomni. Serio chyba sobie odpuszczę. Nie wiem co jest gorsze. Czy odpuszczenie sobie, czy może jednak fakt, że na marne wbijam sobie do głowy, że mam jeszcze jakieś szanse i się oszukuję - wygarnął, gdyż doprawdy czuł się z tym wszystkim coraz gorzej.
- Nie mam pojęcia, Ross. Ale widzę, że związki to same problemy - westchnęła na co chłopiec przytaknął a następnie ruszyli razem z powrotem do domku. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Luca i Riker* 

Luca wraz z Rikerem pobiegli do pokoju na górę, po czym od razu dorwali się do laptopa. 

- I jak? Mówiłem, że to strata czasu - odezwał się Włoch.
- Taa.. Niby odezwało się już kilka dziewczyn, ale same jakieś takie dziwne - powiedział Riker, przeglądając dalej portal randkowy, który został niedawno założony przez chłopców w celu żartu. - Albo jakieś takie pasztety - dodał.
- Jesteś powierzchowny - rzucił Luca.
- Uuueeee! Wybacz pasztecie! - krzyknął starszy, odwracając głowę w przeciwną stronę od ekranu laptopa. Jego mina mówiła sama za siebie.
- Liczy się wnętrze.. - zaczął deklamować brunet, idąc w stronę kolegi, aby udowodnić mu, że na pewno przesadza. - ..a nie to co OOO MATKO!!!! - wydarł się, podskakując w miejscu na widok obrazu w komputerze. - Czy to ząb?! - spytał zdziwiony, wskazując palcem pewien punkt na zdjęciu.
- Na poliku? - zdziwił się blondyn. - Myślałem, że to mucha wkradła się wkradł - odpowiedział z obrzydzeniem.
- Mucha? Taka włochata?! - chłopcy spojrzeli na siebie, wykonując dziwny gest, spowodowany widokiem czegoś odrażającego. - Coś mi się wydaje, że ten wąsik rozrósł się nieco zbyt po twarzy.
- Zobaczymy czy na następnym zdjęciu będzie w tym samym miejscu. Jeśli nie, to znaczy, że również muchy mogą mieć problem z nadmiernym włosieniem. Jeśli tak.. To znak, że jakieś dziwne, niezidentyfikowane coś z zupełnie nieznanych przyczyn, wyrasta jej z policzka.. lub nosa.. nie mam pojęcia gdzie jest jej nos.
- Hehe.. Wiadomo czemu Voldemort chciał wszystko zniszczyć, mając taką dziewczynę - zażartował dziewiętnastolatek, na co drugi wybuchł gromkim śmiechem. Po chwili jednak przesunął myszką na następne zdjęcie, czego szybko obydwoje pożałowali.
- Aaaa WYŁĄCZ TO!!! - krzyczał, zasłaniając oczy.
- Boże!! Będę miał koszmary! - wykrzyczał Riker i od razu uczynił polecenie przyjaciela. - W życiu nie widziałem, żeby ktoś miał tyle włosów na czole.
- A ja w życiu nie widziałem, aby ktoś miał dwa rzędy zębów.. Niczym u rekina - rzekł z przerażeniem w głosie.
- Liczy się przecież wnętrze, nie to co widać - dokuczył blondyn, przedrzeźniając drugiego.
- Chrzanić to! Liczy się wygląd!
- Luca! - zdziwił się Riker. - Czy ty powiedziałeś "chrzanić to"? Nie mogę uwierzyć. Przecież ty nigdy..
- Oj cicho bądź. Zobaczyłem najokropniejszą rzecz w moim życiu, więc mogłem zgłupieć.
- Ohh.. Jesteś wredny.. Ty nigdy nie byłeś wredny. Mój mały Luca.. Będą z ciebie ludzie - powiedział ze wzruszenie..
- Przestań gadać jak gej.
- Nie gadam jak gej!
- Certo.
- Co ty tam gadasz? - zapytał, nie rozumiejąc co miał ma myśli chłopak. Za grosz nie znał Włoskiego.
- Nie nic - uśmiechnął się chłopak. - Pokaż co tam masz dalej. 


Riker nie zawracając sobie dłużej głowy na zastanawianie się, co mogło oznaczać słowo wypowiedziane przez Włocha, postanowił przejrzeć ostatnią wiadomość, znajdującą się w powiadomieniach. Po tym co widział kilka minut wcześniej niezbyt uśmiechało mu się dalsze oglądanie, aczkolwiek przełamał się i już chwilę później był na profilu jakiejś dziewczyny. Nazywała się Tess. Mieszkała w Miami, tak samo jak oni, a po jej zainteresowaniach można było stwierdzić, że jest całkiem interesującą osobą. Niestety urokiem tego wszystkie jest to, iż jako, że mają to być randki w ciemno, bardzo mało osób dodaje swoje zdjęcia. Tak samo było w przypadku Tess, która postanowiła jedynie opisać z grubsza swój wygląd. Średniego wzrostu szatynka, szczupła. Kręcone włosy i zielone oczy. No cóż, zbyt wiele o sobie nie napisała, ale tak jak było ustalane na początku - na pierwszą randkę pójdzie najstarszy z chłopców. Pierw oczywiście musieli poinformować trzeciego z nich, bo co jak co, ale bez niego nic nie powinni robić na ich profilu. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Rydel i Ratliff* 

Gdy wszyscy porozchodzili się parami w swoje strony, Rydel postanowiła usiąść na kanapie przez telewizorem, gdzie od kilku minut spoczywał również Ellington. Zasiadła po zupełnie przeciwnej stronie, nie odzywając się nawet słowem. Akurat leciał jakiś program kulinarny, który nie za bardzo interesował obojga z nich, jednakże żadnemu nie chciało się ruszyć po pilota, leżącego na telewizorze. 

- Umm.. I co? Zamierzamy nie odzywać się do siebie do końca życia? - zaczął Ratliff, przysuwając się do przyjaciółki.
- Ja nie wiem. To ty zgoniłeś wszystko na mnie, jakby to była tylko i wyłącznie moja wina - odpowiedziała lekko zasmucona. - A nie była i ty dobrze o tym wiesz. Oboje zawiniliśmy.
- Tak, masz rację. Ale jakoś szczerze nie bardzo tego żałuję - uśmiechnął się.
- Możesz mi teraz szczerze powiedzieć, co jest między nami? - rzuciła pewnie blondynka.
- A co ty byś chciała, aby było? Odpowiedz zgodnie z prawdą bez względu na wszystko.
- Przyjaźń. Chcę żebyśmy byli przyjaciółmi - odpowiedziała krótko po chwili zastanowienia.
- Ja też - uśmiechnął się brunet. - Chyba nie potrafiłbym z tobą umm.. być. Jesteś moją siostrą - zaśmiał się, szturchając delikatnie dziewczynę. Ta od razu go objęła, co Ell oczywiście odwzajemnił. 


Wówczas do domu weszli Ross z Emily. Brunetka widząc swojego chłopaka w objęciach z Delly posłała blondynowi spojrzenie, mówiące "a nie mówiłam", po czym momentalnie opuściła domek, jednak Ratliff zdążył ją złapać na tarasie. 


- Oj puść mnie! - krzyknęła dziewczyna.
- Nie - odparł krótko. - Dałabyś już spokój. Przecież ja tylko przytuliłem przyjaciółkę na zgodę - wyjaśnił.
- Przyjaciółkę? Akurat - burknęła nie dowierzając.
- Oczywiście, że tak. Gdyby była kimś więcej nie olałbym jej ot tak, aby wybiec za tobą - uśmiechnął się, gładząc policzek nastolatki. - Nic, absolutnie nic do niej nie czuję - powiedział, patrząc prosto w jej oczy.
- Wierzę ci.. Ale co z nią? Może ty ją traktujesz przyjacielsko, ale ona.. Ona tylko czeka, kiedy mnie z tobą nie ma. Dlaczego zawsze, gdy ja wracam ona z szerokim uśmiechem sterczy przy tobie? - burzyła się Emily.
- Ee.. I co w związku z tym? - spytał lekko "przestraszony". Nie wiedział czego może teraz oczekiwać od partnerki a spodziewał się już nawet najgorszego.
- Chcę, żebyś ograniczył trochę kontakty z nią.
- Słucham? Ale jak to? Przecież to niemożliwe. My mieszkamy razem, gramy razem.. Jak ty to sobie wyobrażasz? - mówił z drżącym głosem.
- Przecież ja ci nie zabraniam się z nią przyjaźnić. Po prostu chcę, żebyś to OGRANICZYŁ. Bez tych ciągłych przytulanek, wygłupów.. To boli, gdy widzę jaki z nią jesteś szczęśliwy.
- Jeśli tego właśnie chcesz.. Zgoda - uśmiechnął się, objąwszy ukochaną.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Gdy Emily wraz z Ratliffem wyszli, Ross doszedł do siostry, aby dowiedzieć się co nieco o jej relacjach z brunetem. Oczywiście usłyszał to samo, co chłopiec powiedział swojej dziewczynie. Był przekonany, że to prawda, bo przecież gdzieżby to Rydel miała kręcić z Ellingtonem. Tego zwyczajnie nie da się wyobrazić. Posiedzieli jeszcze chwilę, a po pewnym czasie zdecydował się wziąć prysznic, aby mieć już głowy późniejszą walkę o kolejkę do łazienki. Z uśmiechem na twarzy, towarzyszącym mu po rozmowie z siostrą, zmierzył ku schodom. Jego mina kompletnie zrzedła, gdy zobaczył Rocky'ego i Cassidy, siedzących mu na drodze.


- Co wy robicie?! - spytał zdezorientowany i zarazem lekko poddenerwowany blondyn.
- Nic? - odparła dziewczyna. - Tylko siedzimy i rozmawiamy.
- Rozmawiacie - powtórzył z ironią. - Jasne.. Widzę, że serio się bardzo bardzo nie lubicie - bąknął.
- Rocky spytał mnie czy jego perfumy ładnie pachną, więc chciałam powąchać - uśmiechnęła się, wyjaśniając sytuację, zaistniałą na oczach Rossa. Brunet przytaknął.
- Naprawdę? - zapytał dla pewności młodszy.
- Oczywiście, że tak - zaznaczała rozbawiona siedemnastolatka. 


Chłopiec nie miał już więcej wątpliwości. Przecież to niedorzeczne jak mógł sobie pomyśleć, że oni razem coś.. Nie mniej jednak zapomniał o całej tej sytuacji i poszedł dalej do łazienki. Pozostała dwójka spojrzała na siebie, wymieniając między sobą delikatne uśmiechy.

________________________


Hej! 
Dzisiaj mam kilka kwestii do omówienia, więc rozdzielę je na punkty ;p

1. Rozdział
Jak widać systematyczność w dodawaniu rozdziałów wróciła do normy! Otóż dzisiaj jest on wyjątkowo długi i mam nadzieję, że to docenicie w komentarzach. Starałam się skupić na wszystkich bohaterach, nie tylko na kilku i wydaje mi się, że mi się udało.

2. Nowe postacie
Jak zapewne już zauważyliście (ja chyba też o tym wspominałam jakiś czas temu) w zakładkach oraz w zakładce "Bohaterowie" pojawiły się dwie nowe postacie płci żeńskiej. Jest to Jolene, która powinna się pojawić za około 2-5 rozdziałów oraz Lexie, która pojawi się za mniej więcej 8-10 rozdziałów. Na razie nie chcę zdradzać więcej szczegółów, gdyż wtedy nie będzie niespodzianki. Oprócz tych dwóch dziewczyn pojawi się ktoś jeszcze, kto nie widniejsze (na razie) w zakładkach, aczkolwiek znajduje się na nagłówku. Rzecz jasna mowa o Kelly, która pojawi się niedługo, lecz trudno mi jeszcze określić kiedy.

3. Rocznica
25 października mija ROCZNICA BLOGA! :D (tak naprawdę to 21.10, ale my będziemy ją obchodzić 25, gdyż wtedy przeniosłam się do blogspota) W związku z tym zamierzam zorganizować coś mam nadzieję, że ciekawego. Więcej informacji na ten temat dowiecie się w notce, którą dodam 24 października. Mam nadzieję, że każdy z moich czytelników ją przeczyta. 

4. Kontakt
Już o tym mówiłam, ale napiszę dziś raz jeszcze. Otóż bloga prowadzę samodzielnie, jednakże mile widziane są wszelkie pomoce. Jeśli macie jakieś pomysły co do opowiadania, skontaktujcie się ze mną. Podobnie w kwestii niejasności w opowiadaniu itp.
e-mail : better--together@wp.pl

Przepraszam za mega długą notkę, ale po prostu chciałam Wam wszystko napisać.

~ DarkAngel 

sobota, 12 października 2013

Rozdział 68: Trip cz.5

Młodzież zamurowało. Kompletnie nie wiedzieli jak zareagować. Zapłakana dziewczyna zwijała się z bólu na ziemi, na trawie powoli zbierało się coraz więcej krwi a oni znajdują się na odludziu, gdzie złapanie zasięgu to nie lada wyzwanie. Po chwili bezczynnego wpatrywania się w poszkodowaną, towarzystwo momentalnie znalazło się przy niej.
- Boże Cassidy, przepraszam. Naprawdę. Nie chciałem tego zrobić - zaczął mówić przestraszony i roztrzęsiony sprawca wypadku. - Nic ci nie jest? - spytał równie zaniepokojony Ross. - Serio?! Mam w nodze strzale!! Nie, nic mi nie jest, taka teraz moda!! - krzyknęła zdenerwowana dziewczyna. Nie ma się co dziwić jej nieuprzejmości w takiej sytuacji. - Mała.. bardzo cie boli? - zapytał łagodnie Riker. - Jak cholera - odparła wciąż zapłakana. - Ratliff biegnij szybko do domku po komórkę i zadzwoń na pogotowie - wydała polecenie Rydel na co brunet nie zwlekał. Od razu w biegu ruszył w stronę budynku, jednak zatrzymała go blondynka. - Niee! Stój! - krzyknęła za kumplem. - Żadne pogotowie! - Faye, musisz pojechać do szpitala. To nie jest jakaś tam drzazga, tylko strzała, a to.. - Powiedziałam nie! - przerwała wypowiedź kuzyna. - Jeśli zadzwonicie, to już nigdy się do was nie odezwę. Nic mi nie będzie.. Już boli coraz mniej - powiedziała przekonująco. Wkrótce przyjaciele niechętnie zgodzili się przystać na prośbę Cassidy. Włoch podszedł do niej, by ją podnieść, co wywołało kolejny krzyk i atak szlochu. Nie zważając na to, chłopiec wziął ją na ręce, po czym zaniósł do kwatery. - I co teraz? Co z nią robimy? - spytał Ellington. - Umm.. Połóż ją na stole - skierowała w stronę Włocha Emily. W tym wypadku była ona "głową" całej sytuacji, gdyż najlepiej wiedziała co w takich sytuacjach najlepiej należy zrobić. Szóstkowa uczennica, w dodatku zawsze marzyła o studiach medycznych. Chłopak uczynił zgodnie z jej poleceniem. - Ja wam mówię, że potrzebne jest pogotowie - odezwał się Ross, widząc jak bardzo zapłakana jest Cassidy. - Ty lepiej nic nie mów! Wystarczy wyjąc strzałę i po wszystkim! - wtrąciła dziewczyna, dla której Ross był teraz obiektem, na którym można wyładować ból. - Nieprawda, przecież może się wdać zakażenie. - Nie popieram robienia tego nam bez żadnych kwalifikacji, ale skoro Cassy tak bardzo nie chce jechać do szpitala, to zawsze można użyć spirytusu - oznajmiła Emily. - Taaak. Spirytus byłby idealny - potwierdził Luca. - Może, ale przemywanie spirytusem jest okropne. Będzie cię strasznie bolało - zwrócił z troską do przyjaciółki. Ta natomiast złapała jedną ręką koszulę blondyna a następnie przyciągnęła go do siebie. - Powtórzę to po raz kolejny.. - zaczęła przez zaciśnięte zęby. - Mam strzałę w nodze!! Więc jeśli sądzisz, że jakiś pieprzony spirytus zrobi mi różnicę, to jesteś w błędzie!! - Dobra, starczy! Trzeba to wyjąc - przerwała Emi. - Kto to zrobi? - zapytał Ell. - Riker - odparła krótko Cassidy, spoglądając na dorosłego. - Słucham? Ja nie dam rady - rzucił roztrzęsiony. - On mówi prawdę, słabo mu na widok takich rzeczy - oznajmiła Rydel. To prawda. Chłopakowi już od dziecka z trudem przychodziło oglądanie takich wypadków. Na pobieraniu krwi spojrzenie w stronę igły kończyło się zawrotami głowy, bądź nawet omdleniami. - Nie pozwolę, aby ktoś inny to zrobił. Riker zrobi to najdelikatniej. Ufam mu. - On prędzej zemdleje.. Może.. - Rocky urwał, gdyż przerwała mu poszkodowana. - Powiedziałam, że tylko Riker! I jeśli nie on, to sama ja sobie wyjmę, a później wbiję ją w Rossa! Chcecie tego?! - wykłócała się. - Dlaczego we mnie? - zdziwił się osiemnastolatek. - Bo jesteś najbliżej! - Rocky i Luca są bliżej.. - I co z tego?! - Uumm.. Może lepiej się odsunę - zdecydował. - Nie! Masz tu stać! - krzyknęła, zabraniając Rossowi odejść. - Dobrze, ja to zrobię - zgodził się Riker, widząc, że blondynka ma już dość. - Ale ty masz mi mówić co i jak - dodał, kierując do Emily.
Po chwili dziewczyny przyniosły potrzebne rzeczy takie jak ręcznik, gaza, bandaż czy spirytus. Dwudziestojednolatek niechętnie zabrał się za "zabieg". Wziął do ręki obcęgi, po czym uciął część strzały, wystającą po drugiej stronie rany (patrz. zdjęcie 1). Następnie zaczął przymierzać się do wyciągnięcia przedmiotu (patrz zdjęcie 2). Jedną dłonią mocno trzymał nogę blondynki, drugą koniec strzały. Przez dłuższą chwilę stał w osłupienie, nawet nie drgnąwszy.
- No na co ty czekasz?! Wyjmij to wreszcie! - krzyknęła zapłakana Cass, trzymając rękę Rossa. - Dobra, już.. - odparł Riker. Złapał głęboki oddech po czym jednym, gwałtownym ruchem wyciągnął ów przedmiot (patrz zdjęcie 3). Na raz w pokoju rozległ się głośny wrzask. - Mała, przepraszam. Zdezynfekuje ci to i za parę minut przestanie boleć.
- No to teraz będzie zabawa - westchnęła z ironią, z ledwo otwartymi ze zmęczenia oczami.
Najstarszy tak jak powiedział, zaczął przemywać ranę przyjaciółki. Ta wówczas wtuliła się mocno w osiemnastolatka, by jak najbardziej stłumić krzyk. Ross miał rację - bolało jak cholera.
- Spokojnie - odezwał się chłopiec. - Ohh zamknij się!! Niby jak mam być do cholery spokojna??!!
- Chciałem tylko pomóc - rzucił markotnie.
Kilkanaście minut później było już po wszystkim. Emily zabandażowała nastolatce ranę a z braku środków przeciwbólowych, chłopcy podali jej niewielką ilość alkoholu, by choć trochę załagodzić cierpienie. Jednakże nie tylko Cassidy wyszła z tego poszkodowana. Również dla Rossa było to dosyć bolesne przeżycie. Na szczęście w jego przypadku zakończyło się na śladach paznokci, które wbiła w niego dziewczyna, zaciskając z bólu dłonie na jego rękach. Tak czy inaczej z czasem siedemnastolatka ochłonęła.
- Rocky, jakim cudem w nią trafiłeś? - spytała Rydel, przerywając ciszę. - Przez przypadek - odparł chłopiec. - Serio mi przykro, Cassy. - I my mamy uwierzyć, że przez przypadek zmieniłeś kąt strzału o prawie dziewięćdziesiąt stopni i zamiast ucelować w tarczę, strzeliłeś w Faye? - wtrącił kpiąco Włoch. - Sugerujesz coś?! - spytał z lekkim bulwersem brunet. - Co masz na myśli, Luca? - zdziwił się Ratliff. - Przecież on już od jakiegoś czasu jest na nią cięty. A chwilę przed wypadkiem wyraźnie powiedział, że chciałby w nią trafić. Przypadek? - ciągnął niemiło dorosły. - Faktycznie mówił coś takiego - potwierdził Riker. - Oj no przestańcie. Przecież to przez tego szerszenia. Usiadł na mnie i tak jakoś.. Widziałaś go Rydel, powiedz im - bronił się Rocky. - No wiesz... Ja słyszałam coś tam o jakimś szerszeniu.. ale nic nie widziałam - odparła niepewnie siostra. - Jak możesz być przeciwko mnie? Ross.. ty mi na pewno wierzysz. - To faktycznie trochę głupio wygląda - dorzucił Ross. - Zwłaszcza, że noo.. Cass nie stała w pobliżu tarczy, tylko zupełnie po innej stronie. - Nie chciałem tego zrobić! - A może ty po prostu chciałeś ją trochę nastraszyć i trafić w drzewo obok a ci nie wyszło i o.. ? - starała się załagodzić Emily. Choć sama i tak zdawała się wierzyć, iż chłopak zrobił to celowo. - Akurat - burknął Luca. - Chciałeś trafić w Faye i każdy o tym wie. Sam to powiedziałeś po tym jak chciała, żebyś spudłował. - Skończcie pieprzyć głupoty! Riker zrób coś - westchnął prosząco. Starszy pokiwał tylko przecząco głową. - Cassy mówię prawdę.. - odpowiedziała mu cisza. Mając już dość wysłuchiwania oskarżeń, udał się na zewnątrz, zatrzaskując za sobą drzwi. - Nie mogę uwierzyć, że Rocky mógł zrobić coś takiego - powiedziała Rydel. - A jednak - odparł Riker. - Wybacz za niego Cassidy, nie mam pojęcia co mu odbiło. - Może on mówił prawdę. Co jak co, ale przecież na pewno nie chciałby mnie zabić.. Prawda? - spytała niepewnie. - Wątpię. Tak czy inaczej najważniejsze, że on nie ma cela i trafił tylko w nogę - rzucił Luca, obejmując mocno siostrę. - Nie wiem, nieważne.. Umm.. Ross, możemy porozmawiać? - zwróciła się do blondyna, kulejąco odchodząc z nim nieco ma bok. - A nie zrobisz mi krzywdy? - zażartował, nawiązując do jej niemiłego zachowania sprzed kilku chwil. - Jeśli będziesz grzeczny to nie - zaśmiała się, po czym skierowała w stronę schodów. Aczkolwiek z powodu urazu nogi ma małe utrudnienie z chodzeniem. - No proszę.. Dać Cassy trochę procentów i od razu prowadzi chłopaków do pokoju - zaśmiał się Ellington, na co powitał go niemiły wzrok Luci. - Przecież ja tylko żartuję - zaśmiał się. - Mnie pasuje - zażartował Ross, śmiejąc się do kumpla. - Ekhem! - kaszlnęła znacząco dziewczyna. - Ja chcę tylko porozmawiać. - Tak się mówi - kontynuował Ratliff. - Zazdrościsz? - nastolatka wytknęła chłopakowi język. - Mam może iść z wami? - rzucił Włoch, wsłuchujący się w całą sytuację. Oczywiście nie mówił tego zupełnie poważnie. Po prostu rzecz jasna opiekuje się i troszczy o swoją jedyną tak bliską kuzynkę. Nie zniósłby, gdyby coś jej się stało, zwłaszcza będąc pod jego opieką. A z Rossem nigdy nie miał szczególnie przyjacielskich relacji. Zapewne z powodu wszelkich historii, które słyszał od Cassy za czasów rozstania tej dwójki. - Nie trzeba - zaśmiała się siedemnastolatka, po czym zmierzyła do pokoiku i usiadła na łóżku. - Strasznie cię przepraszam. Nie chciałam być taka niemiła, ale to strasznie bolało i tak jakoś wyszło - wyrzuciła, kładąc dłoń na kolanie kolegi. - Nie ma sprawy, nic się nie stało. Ale taka mała prośba.. Obetnij paznokcie - uśmiechnął się żartobliwie. - Nie ma sprawy.. A tak w ogóle to.. Mam nadzieję, że nikt się nie dowie o wszystkim, co wyczytałeś w moim pamiętniku - zmieniła nieśmiało temat. - Oczywiście, że nie. Cóż za pytanie? Tak na marginesie to bardzo przepraszam. Nie powinienem był tego czytać, to było totalnie chamskie. - Nie wiem, co cię do tego skłoniło, ale muszę być po prostu pewna, że nikt oprócz nas o tym nie wie i się nie dowie. Wiesz.. Wolałabym, abyś o niektórych sprawach umm.. bardziej intymnych się nie dowiadywał - ciągnęła nastolatka. Na kolegę nie spoglądała, wpatrywała się w zabandażowaną nogę, bo chyba nie bardzo chciała utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. - Umm.. Słucham? - spytał zaintrygowany chłopiec. Wydawał się nie wiedzieć o czym dziewczyna mówi.
- Co jak co, ale na przykład fakt, iż umm.. jeszcze tego nie.. nie robiłam, powinien być tylko i wyłącznie moją sprawą - wyrzuciła z niepewnością w głosie. Wyraźnie było widać, że jest skrępowana i ów temat przysparza jej niemałe problemy. Wypowiedziawszy te zdanie, zaczęła w sumie żałować ponownego wywlekania sprawy z tym pamiętnikiem. Ross praktycznie nic o tym nie wspominał, zdawał się nawet zapomnieć, teraz na pewno kontynuują rozmowę. Jednakże jak to zazwyczaj z dziewczynami bywa - najpierw robią, później myślą. Chłopiec jednak potraktował tę wypowiedź całkiem serio a na jego twarzy pojawił się nawet niewielki, aczkolwiek wyraźny uśmiech. - Nie mam zielonego pojęcia, o czym ty do mnie mówisz. Czytałem tylko i wyłącznie wpisy z wakacji - zaśmiał się delikatnie. Rzecz jasna nie robił tego w sposób wyśmiewania koleżanki. Ta natomiast tylko jeszcze bardziej się speszyła. - Ale jakoś nie rozumiem twojego zachowania. Krępujesz się mnie? - Ee.. Nie.. Nie wiem. Po prostu to trochę.. no wiesz.. - Jakie? Kicia, ja nie należę do tych, którzy wyśmieją dziewczynę za bycie dziewicą. Cieszę się. Przynajmniej mam pewność, że czekasz na tego wyjątkowego.. A ponieważ byłem twoim pierwszym chłopakiem na serio i już dwa razy bezczelnie nam przerwano, wnioskuję, że to ja jestem tym wyjątkowym - uśmiechnął się, szturchając dziewczynę. - Pozwól, że tego nie skomentuję - zaśmiała się lekko speszona blondynka. - Lubię z tobą rozmawiać. Ogólnie cieszę się, że choć trochę udało przywrócić się to co było. I przepraszam za wszystko. Wiem, że to tylko i wyłącznie ja spieprzyłem. - Nie mów tak.. Widocznie tak miało być - uśmiechnęła się, kładąc dłoń na kolanie towarzysza. - Jest dobrze. Cały czas się kłócimy, później godzimy.. Zupełnie jak kiedyś, za starych, dobrych czasów - zaśmiała się. - Stare, dobre czasy.. - powtórzył Ross. - Bardzo. Aż niecały rok temu - dodał sarkastycznie ze śmiechem. - Ojj nie łap mnie za słówka - rzuciła chichocząc. - Tak naprawdę nie da się złapać za słowa. To fizycznie niemożliwe - odpowiedział na przekór Cassidy. - Ross.. - westchnęła. Osiemnastolatek nie odezwał się, zrobił jedynie jedną ze swoich słynnych minek, spoglądając na przyjaciółkę. Niebieskooka odwzajemniła spojrzenie i stopniowo zaczęła zbliżać się do siedzącego obok partnera.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zdjęcie 2

Zdjęcie 3

Zdjęcie 1

_______________________________________

Hej!
Tak jak mówiłam, postaram się dodawać rozdziały regularnie, więc proszę bardzo :) Jest on dłuższy, ponieważ ostatni był nieco krótki. Mam nadzieję, że się Wam podoba. Nie mam zbyt wiele czasu na rozpisywanie się, więc już uciekam. Bardzo proszę o komentarze :)
Jeśli macie blogi, to podajcie adres pod komentarzem. Mam małe braki i z chęcią bym je nadrobiła.

~ DarkAngel <3


Ps. Wypadek Cassidy został zainspirowany zdarzeniem z pewnego filmu co możecie zauważyć na zdjęciach powyżej, które dodałam, abyście mogli sobie lepiej to wyobrazić ;)

środa, 2 października 2013

Rozdział 67: Trip cz.4

Nazajutrz najwcześniej wstali Ross z Rockym, którzy już po 7 byli rozbudzeni. Jako, że brunet uparł się, iż nie zamierza ani na moment wejść do domki, blondyn poszedł do kuchni skołować trochę jedzenia, a następnie wraz z bratem zaczął spożywać posiłek. Niedługo później obudził się Luca a zaraz po nim kolejno reszta młodzieży. W pewnym momencie Rydel postanowiła wyjść do chłopców i przekonać ich, aby zjedli śniadanie z nimi, jednakże niczego tym nie wskórała. Choć może to i lepiej. Co gdyby wynikły z tego kolejne kłótnie? A przyznać trzeba, że atmosfera przy stole nie była ani trochę przyjemna i zapewne gdyby nie obecność Rikera, łagodzącego całą sytuację, nastolatkowie znów wszczęli by spór. Tak czy inaczej udało im się zjeść bez żadnych chamskich odzywek, po czym najstarszy zaproponował, aby wszyscy się ubrali i poszli postrzelać z łuku, tak jak było wcześniej planowane. Pomysł w sumie każdemu się spodobał, więc nie było z tym żadnych problemów i około godziny później znajdowali się na polu, gdzie porozstawianych było kilka tarcz. Dziadek Ellingtona pomyślał chyba o wszystkim, budując to miejsce. Chłopcy rozpoczęli przygotowywać łuki (były ich dwa), podczas gdy dziewczyny siedziały sobie na ławce, przyglądając się ich pracy. 

- Umm.. Czy możesz podać mi tę strzałę? - Ratliff spytał po cichu Rocky'ego, wskazując na przedmiot, leżący obok jego nogi.
- Umm.. Sądzę, że mogę - odparł również niepewnie, biorąc w rękę strzałę. Następnie podał ją koledze. - Proszę..
- Dziękuję..
- Umm.. Ja ten.. Mam coś dla ciebie - zaczął Rocky ze spuszczoną głową, po czym wyjął z torby pluszowego kota i skierował go w stronę Ella. - Chciałem dać ci prawdziwego, ale nie widziałem tutaj żadnych kotów. W lesie jedyne kotowate to zapewne kuny.. i pumy a wolałbym, abyś nie kończył jako ich pokarm.. - mówił kręcąc stopą w trawie.
- Oooooojeeeeeej.. Rocky - uśmiechnął się Ellington. - To najlepszy pluszowy kot jakiego widziałem! Zawsze chciałem mieć kosmicznego kota - cieszył się chłopak. - I.. ja też mam coś dla ciebie. Ale będzie czekało w domu, bo umm.. stąd byłby problem to zabrać..
- Zgaduję, że to leniwiec - zażartował młodszy.
- Eee.. nie? - zmieszał się Ratliff, podśmiewając nerwowo. - No ten.. czekają już na nas. Chodźmy..
- Boję się ciebie - westchnął Rocky.
- Też cię kocham. Zgoda? - uśmiechnął się, rozkładając ręce w stronę przyjaciela.
- No jasne! W ogóle była jakaś kłótnia? 
- Ohh jak słodko widzieć was znów razem - zaśmiał się Riker, obejmując obojga chłopców. - Aż się łezka kręci w oku. Gdyby tylko pozostali poszli po trochę rozumu do głowy i wzięli z was przykład.. I co ja w ogóle gadam? Brać z was przykład? Wtedy byśmy zginęli - podsumował, odchodząc od zdezorientowanych chłopaków. Ci tylko wzruszyli ramionami, po czym dołączyli do grupy. 

Ponieważ było osiem osób i dwa łuki, podzielili się a czteroosobowe drużyny. W pierwszej Cassy, Emi, Riker i Ross, w drugiej Rocky, Ratliff, Luca i Rydel. Oczywiście konkurs polegał na tym, że ta drużyna, która będzie miała lepszą celność wygrywa. Nagrodą miało być to, że przegrani do końca wyjazdu zmywają naczynia oraz robią śniadania. Zaczęło się w miarę wyrównanie, dopiero z czasem przewagę zaczęła zdobywać grupa Ellingtona, który spośród wszystkich najlepiej radził sobie z łukiem. Równie dobrze szło Luce oraz Emily. Pozostali też sobie dobrze radzili, jednakże nie mieli co mierzyć się z wymienionymi wcześniej osobami.
Tym razem przy jednym łuku był Rocky, a przy drugim Riker. Rzecz jasna obydwoje chcieli być lepsi od siebie wzajemnie. Pierwszy strzelił najstarszy, trafiając prawie w sam środek, wytykając jednocześnie bratu język. 

- No dobra, to teraz patrz i ucz się - odparł Rocky z uśmieszkiem.
- Nie trafisz - wtrąciła Cassy.
- Uhm.. Skąd taka pewność?
- Po prostu.. No wiesz, ty prawie za każdym razem mi przeszkadzałeś na mojej kolejce, więc teraz ja mówię, że spudłujesz.
- Zabawna jesteś. I ja ci wcale nie przeszkadzałem, po prostu kichałem. To nie moja wina, że mam alergię - zdenerwował się brunet. 
- Jasne.. - parsknęła blondynka.
- Mam teraz straszną ochotę strzelić w ciebie - burknął chłopak.
- No dawaj.
- Dość! - krzyknęła Rydel. - Rocky strzelaj.
Chłopiec zaczął przystawiać się do strzału. Skierował łuk w stronę tarczy i już  gotowy był do wystrzelenia strzały. Wówczas w koncentracji zaczął mu przeszkadzać owad, latający wokół jego rąk.
- Zjeżdżaj.. noo już, sio! - wymachiwał bronią, próbując odgonić natrętnego szerszenia. Widząc jednak, że to na nic, ponownie przystawił się do strzału. - Cholera, usiadł na mnie! - krzyknął z przerażeniem po czym niefortunnie wystrzelił strzałę. Wszyscy momentalnie rozszerzyli oczy ze strachu, gdy ułamek sekundy później rozległ się głośny krzyk a jedna osoba z towarzystwa upadła na ziemię.

 ___________________________


 Hej! 

Dzisiejszy rozdział bardzo krótki, ponieważ chciałam, aby zakończył się w takim a nie innym momencie. 


 ~ DarkAngel <33

Template by Elmo