czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 85: Getting back together.


*Rocky i Lexie*

Rocky o umówionej dzień wcześniej porze, stawił się przy wejściu do wesołego miasteczka. Dziewczyny jeszcze nie było, zatem postanowił usiąść na pobliskiej ławce i na nią zaczekać, w międzyczasie robiąc sobie zdjęcia z kilkoma fankami, które zauważywszy swojego idola, nie mogły przejść obojętnie. Wkrótce, po kilkunastu minutach wyczekiwania, dwudziestolatka się zjawiła. Ubrana była w krótkie szorty i luźną, białą bluzkę z nadrukiem. Chłopiec z uśmiechem na twarzy przywitał blondynkę, po czym wspólnie weszli na teren lunaparku.

- To co, gdzie idziemy na początku? – zapytał z uśmiechem Rocky.
- Pozwolę tobie wybrać – odpowiedziała równie zadowolona dziewczyna.
- Więc może na początek coś lekkiego na rozgrzewkę? Diabelski młyn? – zaproponował brunet, wskazując dłonią w stronę karuzeli.
- To ma być dla ciebie lekkie? – zaśmiała się dziewczyna. – Ale dobrze, niech ci będzie. Tylko, że wiesz.. Taka wysokość trochę mnie przeraża, więc nie zdziw się, jeśli przez całą drogę będę cię trzymała – uprzedziła żartobliwie.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się Rocky, po czym objął dziewczynę w pasie.
- Jeszcze nie weszliśmy na karuzelę - dziewczyna spojrzała na partnera roześmianym wzrokiem.
- Umm.. To chodzenie trochę mnie przeraża, więc lepiej będzie, jeśli będę cię trzymał - odparł w żartobliwy sposób brunet, starając się rozbawić towarzyszkę. Po raz kolejny mu się udało, a dziewczyna wybuchła gromkim śmichem.
- A to ciekawe - rzuciła przez śmiech. Chłopak puścił dwudziestolatce oczko, a następnie wciąż nie zabierając swojej ręki z jej talii, para zmierzyła do kasy w celu zakupienia biletów dla siebie i Lexie. Jak każdy z Lynchów, Rocky był dobrze wychowany, zatem nie zamierzał pozwolić na to, by partnerka płaciła.


Po kilku minutach czekania w kolejce, parze udało się wreszcie wejść na karuzelę. Rocky wraz z rodzeństwem dosyć często zabawiali się w wesołym miasteczku, więc owa atrakcja nie wywoływała u niego strachu, jako że nie była to dla niego żadna nowość. Wręcz przeciwnie było natomiast z Lexie, która nigdy wcześniej nie odważyła się wejść na diabelski młyn. Nic więc dziwnego, że od kiedy tylko maszyna ruszyła, blondynka mocno trzymała się ręki partnera. Dodatkowego strachu przysporzyło jej zatrzymanie się karuzeli niemalże w połowie drogi na dół. Rocky natomiast jedynie zaczął się śmiać, widząc panikę dziewczyny.


- I z czego się śmiejesz? Bawi cię to? - spytała, siedząc wtulona w dziewiętnastolatka.
- Trochę tak - odpowiedział przez śmiech.
- No to świetnie. Utknęliśmy kilkadziesiąt metrów nad ziemia, a ty się śmiejesz.
- Oj spokojnie, nigdzie nie utknęliśmy - powiedział. - Oni zawsze to robią, żeby dodać odrobinę adrenaliny. Za moment znów ruszymy - uspokoił pewnie brunet.
- Jesteś pewien? - spytała nieco spokojniejsza Lex.
- Oczywiście. Już kilka razy mi się to przytrafiło.


Zgodnie z zapewnieniami chłopaka, karuzela niebawem ponownie ruszyła, a para szczęśliwie zeszła na ziemię. W następnej kolejce postanowili pójść na roller coaster oraz do nawiedzonego domu. Później natomiast skorzystali z kilku mniejszych karuzeli, aż wreszcie opuścili teren lunaparku. Dochodziła wtedy godzina 17. Po krótkim namyśle Rocky zdecydował się skorzystać z wcześniejszej propozycji rodzeństwa i zaprosił dwudziestolatkę do siebie. Ta bez zawahania przystała na propozycję chłopca, zatem obydwoje spacerkiem ruszyli w wyznaczone miejsce.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Będąc na miejscu, brunet ustał plecami do drzwi wejściowych i spojrzał na partnerkę.
- Ehh.. Więc tutaj mieszkam – powiedział Rocky.
- Bardzo ładnie – skomplementowała Lexie. – A wpuścisz mnie do środka? – zapytała lekko speszona.
- Tak – odpowiedział krótko. Dziewczyna zrobiła krok na przód, jednak zatrzymał ją Lynch. – Alee.. Uprzedzam, że moje rodzeństwo jest.. Umm.. Mogą być trochę natarczywi i mówić różne głupie rzeczy, także proszę, nie słuchaj ich i nie zwracaj uwagi na to, co mówią. Oni lubią mi dokuczać i czasem wymyślają różne historie, żeby mnie ośmieszyć – wyjaśnił z przejęciem.
- Nie ma sprawy – zaśmiała się dziewczyna. – Możemy teraz wejść?
- Alee.. – dziewiętnastolatek ponownie zablokował przejście. – Pamiętaj, że mnie lubisz – uśmiechnął się słodko.
- Oj nie może być aż tak źle – zaśmiała się starsza.
- Mhmm – westchnął ironicznie Rocky, po czym niepewnie otworzył drzwi, wpuszczając do środka swoją towarzyszkę. 
Ellington i Riker, siedzący wówczas na kanapie w salonie, momentalnie spojrzeli na brata i ze zdziwieniem zmierzyli koleżankę brata. – Umm.. Hej wam, to jest Lexie – powiedział lekko skrępowany. 

Dotychczas nigdy wcześniej nie przyprowadził do domu żadnej dziewczyny, gdyż żadna nie wydawała mu się być na tyle ważna, by była taka potrzeba. Z Lexie było natomiast inaczej. Mimo, że znali się dopiero od niedawna, wiedział, że może wyjść z tego coś więcej i zamierzał się o to postarać.

- No proszę, proszę – zaczął donośnie Riker, przyglądając się dwójce, stojącej na przedpokoju. – Czyżby Rocky wreszcie przyprowadził dziewczynę?
- A może to tylko dziewczyna od ulotek? – wtrącił Ratliff. Obydwoje chłopców spojrzeli na siebie znacząco.
- Umm.. To może my już sobie pójdziemy – powiedział zakłopotany Rocky, wycofując się w stronę drzwi.
- Ależ dokąd idziesz, braciszku? – wstał z miejsca najstarszy. Zaraz za nim ruszył Ellington. – Nie poznaliśmy jeszcze twojej dziewczyny.
- Ee.. To nie jest moja dziewczyna – rzucił coraz bardziej skrępowany dziewiętnastolatek.
- Widzisz, mówiłem, że nie jest jego dziewczyną – odparł Ratliff, rzucając spojrzenie starszemu koledze.
- Przeestaańciee – wydukał przez zaciśnięte zęby, zmarnowany Rocky.
- Ojeej, mój mały braciszek się zawstydził – rzucił z uśmiechem Riker, poklepując młodszego po policzku. – Oj nie ma czego. A pamiętasz jak zawsze mówiłeś, że nie dasz się uwiązać? – Rocky z zażenowaniem spojrzał na swoją partnerkę.
- Uhm, chodźmy Lex, nie zwracaj uwagi na tych dwóch pajaców, nie znam ich – powiedział, wskazując dziewczynie drogę na górne piętro. Ta zaśmiała się delikatnie, ale zgodnie z prośbą chłopaka, zmierzyła w kierunku schodów. Sam natomiast cofnął się na moment do kolegów. – A z wami policzę się później – zagroził, mrużąc oczy.
- Ależ o czym ty mówisz, słodziaczku? – zapytał ironicznie Ellington. Młodszy ponownie rzucił dwójce groźne spojrzenie, po czym pobiegł do dziewczyny.
- Ehh.. przepraszam za nich – odezwał się Rocky.
- Nic się nie stało – zaśmiała się starsza. – Są zabawni.
- Zabawni powiadasz? – zdziwił się brunet. – Nie, oni po prostu robią starają się uprzykrzyć mi życie na tysiąc możliwych sposób – zażartował.
- Od czego ma się braci – uśmiechnęła się Lexie.
- Riker, ten blondyn, to mój brat. Ten drugi, to mój najlepszy kumpel – wyjaśnił brunet. – A to dlaczego mieszkamy razem, już ci wyjaśniałem.
- Tak, tak – przytaknęła dwudziestolatka. – A resztę rodzeństwa gdzie podziałeś?
- Ross, ten najmłodszy, zapewne lata gdzieś z dziewczyną. I może to i lepiej, bo przynajmniej od niego nie będziemy wysłuchiwali głupich komentarzy – zaśmiał się chłopak. – A Rydel.. pewnie jest u siebie w pokoju.
- Mhm.. Ją też mi przedstawisz? – uśmiechnęła się przekonująco Lexie.
- Umm.. No w sumie, to czemu nie. Ona jest chyba jedyną w miarę rozgarniętą osobą w tym domu – powiedział Rocky. – No poza mną oczywiście – dodał. W następnej kolejności delikatnie zapukał w drzwi od pokoju siostry, a następnie wszedł do środka. Dziewczyna akurat w dziwny sposób siłowała się z materacem od łóżka, próbując coś spod niego wyciągnąć. – Powiedziałem w miarę… - westchnął brunet. – Ehh, cześć Rydel – przywitał się zmarnowany.
- Cześć, cześć. Może zamiast stać i się gapić, pomógłbyś mi z tym cholernym materacem? Wyobraź sobie, że jest on dosyć cię.. – urwała, zauważywszy nieznajomą dziewczyną, stojącą obok Rocky’ego. Momentalnie puściła materac i poprawiła włosy, by ukazać się w jak najlepszym świetle. – Czeeeść – uśmiechnęła się, podchodząc do gościa z wyciągniętą ręką. – Jestem Rydel, starsza siostra Rocky’ego. A ty jesteś?..
- Lexie – uśmiechnęła się rówieśniczka. – Koleżanka Rocky’ego. Miło cię poznać.
- Mnie również – ucieszyła się Rydel. – Wiesz, cieszę się, że Rocky wreszcie przyprowadził jakąś dziewczynę. Nigdy wcześniej..
- Rydel! – wtrącił się Rocky. – Zdążyłem jej powiedzieć, że jesteś tutaj jedyną rozgarniętą osobą.. Nie zepsuj tego. -  Obydwie dziewczyny się zaśmiały.
- Nie martw się, jeszcze zdążę ci wiele o nim opowiedzieć – zachichotała Rydel, szepcząc drugiej na ucho.
- Ja to słyszałem – mruknął chłopiec. Blondynki ponownie się zaśmiały.
- Jejku, jakie ty masz śliczne włosy – skomplementowała z uśmiechem Lexie, przerzedzając kosmyk włosów rówieśniczki.
- Ah dziękuję – ucieszyła się dziewczyna. – Twoje też są bardzo ładne.
- Może, ale twoje są takie gęste i zdrowe.
- Wiesz, chodź to ci pokażę czego używam. Mam taką super maseczkę na włosy, jest naprawdę świetna – uśmiechnęła się Rydel. Złapała nowopoznaną za rękę i pociągnęła za sobą do łazienki, pozostawiając Rocky’ego samego.
- Ale.. – zaczął brunet. – Co ze mną? – westchnął ze smutkiem, po czym niechętnie ruszył na dół do pozostałych chłopców.
- A tobie co? – spytał Ratliff, widząc grymas na twarzy przyjaciela.
- Rydel zabiera mi dziewczynę – westchnął niezadowolony. Starsi chłopcy wybuchli śmiechem.
- Hahaha, co? – spytał przez śmiech Riker.
- No.. Lexie mówi do Rydel ‘’masz ładne włosy’’, na co Rydel ‘’dzięki, ty też’’, a Lexie ‘’ale nie tak jak twoje’’ – powiedział, naśladując głosy dziewczyn. – I teraz siedzą w łazience i oglądają szampony…
- No popatrz Rocky, dwie randki, a ona już cię olała – dokuczył bratu starszy.
- I to dla dziewczyny – dodał przez śmiech Ellington.
- Ha, ha. Lepiej dla siostry, niż dla jakiegoś gacha – westchnął Rocky.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Sobota, godzina 15; dzień ślubu; dom R5*

- Luca, Luca, Luca.. – zaczął Riker, zamykając drzwi od swojego pokoiku. 


Był w nim wówczas sam na sam z Włochem, który siedział obecnie na łóżku, nie będąc do końca pewnym co się właściwie dzieje. Gdy tylko zdążył wejść do mieszkania przyjaciół, dwudziestojednolatek od razu zaciągnął go do swojego pokoju i zamknął drzwi. Następnie ustał obok zakłopotanego bruneta, oparłszy się o parapet i zaczął mu się przyglądać. Całość wyglądała dla młodszego dosyć krępująco, zatem siedział w bezruchu na łóżku i starał się nie spoglądać na kolegę. 

- Jeśli proponujesz mi seks, to wiedz, że wolę dziewczyny.. – odezwał się wreszcie speszony Luca.
- Co?! – rzucił zszokowany przypuszczeniami kumpla. – Nie, nie proponuję ci żadnego seksu. Boże, nie jestem gejem!
- No ja nie wiem, czego ty tam możesz chcieć, przyjacielu - rzucił Włoch. – Ale proszę cię zatem, abyś kontynuował to, do czego zmierzałeś. O ile to się nie wiąże z seksem..
- Stany mają na ciebie dziwny wpływ.. No ale dobra.. Posłuchaj mnie – zaczął ponownie starszy. – Przyjaźnimy się od pewnego czasu i naprawdę bardzo cię lubię, ale teraz zapomnijmy o przyjaźni i porozmawiajmy o czym innym – kontynuował, siadając obok coraz bardziej zdeterminowanego Luci.
- Uhm.. Jesteś pewien, że nie chodzi ci o seks? – ponownie napomknął dwudziestolatek, którego myśli chodziły już po najróżniejszych drogach.
- Ty weź się jebnij – mruknął Riker, uderzając młodszego w tył głowy.
- Beh1, mów dalej – rzucił krótko brunet.
- No więc chodzi o to, że z zupełnie nieznanych mi przyczyn, zaprosiłeś moją siostrę na wesele.
- Oh, czy to jakiś problem? Nie wiedziałem, że powinienem cię spytać o zdanie. Naprawdę, mi scusi2 – odparł z przejęciem młodszy.
- Nie, nie, nie, spoko – uspokoił Riker. – Po prostu nie sądziłem, że ją lubisz.. Że ją aż TAK lubisz – poprawił się.
- Bardzo ją lubię, jest taka.. meraviglioso – uśmiechnął się chłopiec.
- Że niby jaka jest?
- No, że cudowna – wyjaśnił młodszy.
-  Tak, tak, jest cudowna. Zatem tylko spróbuj ją skrzywdzić, a wierz mi na słowo, że ja skrzywdzę cię o wiele, wiele gorzej – zagroził dwudziestojednolatek. Włoch spojrzał na niego z przerażeniem. – Rydel to moja młodsza siostra, więc bez względu na to czy się przyjaźnimy, jeśli ją zranisz, to nie będę brał pod uwagę naszych relacji – wyjaśnił Riker.
- Oh, jakbyś mnie nie znał. Przecież ja bym muchy nie skrzywdził, a co tu dopiero mówić o takiej słodkiej kobiecie – oburzył się Luca.
- Znam cię i wydaje mi się, że jesteś mądrym chłopakiem, który nie zrobiłby niczego głupiego, ale po prostu cię uprzedzam. Taka jest rola starszego brata – uśmiechnął się blondyn, poklepując młodszego po ramieniu.
- Wiem, rozumiem. Ale serio możesz mi ufać. Sam byłbym w stanie skrzywdzić, gdyby ktoś coś zrobił Faye, także nie martw się. Zaopiekuję się nią, nic jej przy mnie nie grozi – zapewnił pewnie dwudziestolatek.
- Okej, okej, ufam ci – uśmiechnął się Riker, podniósłszy się z łóżka. Zaraz za nim to samo zrobił młodszy i razem zmierzyli do schodów. – Ej.. – zatrzymał bruneta.
- Hm?
- Ty wiążesz z Rydel coś większego? – zapytał.
- Umm.. Nie wiem, naprawdę ją bardzo lubię i chciałbym, żeby coś z tego wyszło. Dlaczego pytasz?
- Bo wiesz, jeśli nie czujesz nic więcej, to zwyczajnie sobie odpuść. Ona nigdy tak naprawdę chłopaka nie miała. Wiem, że cię lubi, więc nie chcę, żeby później cierpiała.
- Riker,  już ci mówiłem. W życiu bym jej nie skrzywdził, wierz mi. Lo giuro – uśmiechnął się brunet. – Czyli przysięgam – wyjaśnił.
- Dobra, zatem powodzenia – powiedział z uśmiechem. – Ah, mógłbyś mieć też oko na Rossa? Z nim to różnie bywa – zaśmiał się starszy.
- Ha, muszę mieć na niego oko. Będzie z moją Faye, także..
- Starszy brat czuwa – uśmiechnął się Riker.
- Zawsze – zaśmiał się Luca.
- A wam co tak wesoło? – spytała Rydel, podnosząc się z kanapy.
- A co? Takie tam męskie rozmowy – odpowiedział rozbawiony mężczyzna. – Co nie, Luca?
- Dokładnie – przytaknął z zadowoleniem. – Jeeej, ślicznie wyglądasz – skomplementował z uśmiechem partnerkę.
- Dziękuję, ty też niczego sobie – odparła usatysfakcjonowana dziewczyna. – Ale wiesz, to zasługa Kelly, ona mnie tak urządziła – przyznała, zwracając się w stronę przyjaciółki.
- Skądże znowu, ja tylko pomagałam – zarzekała się brunetka.
- Ładnemu we wszystkim ładnie – sprostował Luca. – Ale dobra, chyba powinniśmy się zbierać, bo za pół godziny się zacznie - powiedział, spoglądając na zegar. Ślub miał się odbyć o szesnastej, a wówczas było parę minut po wpół do. Rydel zatem zgarnęła jeszcze tylko torebkę i była gotowa do wyjścia.
- Ekhem – kaszlnął Riker. – Ręce przy sobie – powiedział, mrugnąwszy do kumpla, widząc jak ten obejmują dziewczynę w pasie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*hotel Suzie’s, godzina 15*

- Mamooo, długo jeszcze?! - krzyknęła niecierpliwie Cassidy, dobijając się do drzwi od łazienki, w której od dłuższego czasu przebywała jej rodzicielka. - Ja też muszę się pomalować przed wyjściem.
- Chwila, masz jeszcze dużo czasu - odkrzyknęła dorosła.
- Mhm, dużo czasu.. Pół godziny to wcale nie tak.. - urwała, słysząc dzwonek do drzwi. - Otworzę! - oznajmiła, po czym wykonała czynność. W drzwiach stał ubrany w garnitur Ross. - Jakie ciacho - rzuciła Cassy, zagapiając się na kolegę. Ten zaśmiał się delikatnie.
- Hahaha, co? - zapytał rozbawiony.
- Uhm.. Chcesz coś do picia?
- Kto przyszedł? - krzyknęła z łazienki dorosła.
- Eeeeeeeee... - Cassidy wahała się z odpowiedzią, jako że do tej pory nie poinformowała matki, kto będzie jej towarzyszył na weselu. Wiedziała, że gdyby zrobiła to wcześniej, kobieta by się nie zgodziła, zatem zgodnie z radami przyjaciółki, zdecydowała postawić ją przed faktem dokonanym. Przecież w takiej sytuacji nie będzie kazała mu sobie iść... Przynajmniej taką nadzieję miała nastolatka. W tym momencie dorosła wyszła z toalety, a widok Rossa co najmniej ją zaskoczył. Mina na jej twarzy również na zadowoloną nie wyglądała.
- Dzień dobry - przywitał się z uśmiechem blondyn.
- No ja nie wiem czy taki dobry. Cassidy, pozwól na słówko - zwróciła się do córki, a następnie razem udały się do pokoiku.
- Mamuusiu, nim się zaczniesz złościć, to wiedz, że ślicznie wyglądasz, a złość piękności szkodzi - uśmiechnęła się sztucznie.
- Kiedy zamierzałaś mnie poinformować, że go zaprosiłaś? - zapytała stanowczo kobieta.
- Um.. Jakoś mi wyleciało z głowy. Ale teraz już wiesz - uśmiechnęła się szeroko Cass.
- Czy ja wyraziłam się niejasno, gdy zabroniłam ci się z nim zadawać?
- Wyraziłaś się bardzo jasno.. Ale czy ja niejasno staram się dać ci do zrozumienia, że go bardzo lubię? - rzuciła, będąc coraz bliżej płaczu, nie mogła dłużej znieść podejścia jej mamy do Rossa.
- Cassidy, rozmawiałyśmy o tym już wiele razy i nie zamierzam znów do tego wracać. Doskonale znasz moje zdanie i nie licz na to, że je zmienię - odparła zdecydowanie Katie. – Mam ogromną nadzieję, że nie zwiążesz się z tym chłopakiem. Jestem więcej niż pewna, że on od razu zaciągnąłby cię do łóżka. - Nastała chwila ciszy, którą przerwała siedemnastolatka.
- Ross taki nie jest! – zaprzeczyła stanowczo Cassidy.
- A w Sylwestra w piękny sposób to udowodnił.
- Ugh! Dlaczego ty mi to robisz? Jeśli nie pozwolisz mu pójść na to wesele, to wiedz, że choćby nie wiem co, ja też się na nim nie pojawię - rzuciła przez łzy, a nie otrzymując od matki żadnej odpowiedzi, wyszła z pokoju i ruszyła do łazienki.
- Um.. Domyślam się, że mam iść do domu? - odparł zrezygnowany Ross, podnosząc się z kanapy.
- Nie lubię cię, ale skoro już tutaj jesteś, to przecież cię nie wyrzucę. Tylko i wyłącznie ze względu na Cassidy.
- I to właśnie w pani lubię, bezpośredniość - speszył się chłopiec, ponownie siadłszy na sofie.
- Cassidy, pośpiesz się, bo Ross się zaraz tutaj zgrzeje w tym garniturze - powiedziała Katie, delikatnie pukając w drzwi od łazienki. 


Na te słowa nastolatce wyraźnie poprawił się humor. Była niemalże pewna, że jej rodzicielka mimo wszystko zdecyduje się wyprosić Lyncha, co skutkowałoby jedynie kolejną kłótnią. Na jej szczęście myliła się, zatem od razu chwyciła za kosmetyki i kilka minut później była już gotowa do wyjścia. Z domu wyruszyli za dwadzieścia czwarta, więc na miejscu byli dosłownie chwilę przed czasem. Sama ceremonia trwała około godziny, do czego doszło jeszcze składanie życzeń i wręczanie prezentów, a jako, że gości było doprawdy sporo, całość zakończyła się przed osiemnastą. O tej porze wszyscy zaproszeni udali się do lokalu, gdzie miało odbyć się wesele. Rzecz jasna miało ono miejsce u Suzie's, gdyż panna młoda była siostrzenicą rudowłosej właścicielki hotelu.

- Zatańczymy? - zaproponował z uśmiechem Ross, wyciągając rękę do Cassidy. Ta uśmiechnęła się i razem z blondynem odeszła na parkiet. - Coś czuję, że to będzie przełomowa noc w naszym związku - powiedział zadowolony chłopak.
- Związku? - powtórzyła pytająco Cass.
- Mhm - przytaknął Ross. - Całą noc tylko ty, ja i jacyś ludzie, którzy tylko stanowią tło - uśmiechnął się. - Ah, no i oczywiście twoja mama, która najchętniej by mnie teraz zabiła - zaśmiał się.
- Głupiutki..
- Auuustiiin!!!! - para usłyszała donośny krzyk, a chwilę później mała dziewczynka gwałtownie rzuciła się na Rossa z mocnym uściskiem.
- To nie jest Austin - odezwał się chłopiec, stojący obok i obserwując całe zdarzenie. Miał około ośmiu lat, dziewczynka natomiast wydawała się być trochę młodsza.
- Cześć, dziewczynko - uśmiechnął się osiemnastolatek, próbując oswobodzić się z jej uścisku. - Nazywam się Ross, nie Austin - na te słowa, dziecko od razu puściło chłopaka.
- Widzisz, mówiłem ci. On nawet nie jest do niego podobny - odparł przemądrzale starszy maluch.
- Słucham?! - oburzył się Ross. - Przecież to ja!
- Kłamczuch! Przed chwilą mówiłeś co innego - wykłócało się dziecko. Lynch z politowaniem spojrzał na obserwującą całe zdarzenie, roześmianą Cassidy.
- Ross jest aktorem, gra Austina w serialu - wyjaśniła rozbawiona blondynka. Dzieci spojrzały na siebie pytającym wzrokiem.
- To ty nie jesteś prawdziwy? - spytała zdeterminowana dziewczynka.
- Ee.. No jestem prawdziwy, ale.. - Ross nie zdążył dokończyć zdania, gdyż małolatka ponownie rzuciła się na niego z objęciami. Ten mając już dość bezskutecznego tłumaczenia, po prostu odwzajemnił uścisk.


Przez kolejny, dłuższy odcinek czasu młodzieniec zmuszony był zabawiać dwoje maluchów. Dziewczynka imieniem Lena, okazała się mieć siedem lat, natomiast jej brat - Daniel, był o rok starszy. Ten, w przeciwieństwie do swojej młodszej siostry, która wręcz była zapatrzona w osiemnastolatka niczym w obrazek i nie odstępowała go na krok, wciąż sceptycznie podchodził do rzekomego aktorstwa blondyna. Ośmiolatek twierdził, że Ross jest oszustem, bo niby jakim cudem Austin poszedłby na wesele z jakąś inną dziewczyną niż Ally? Mniej więcej tak przebiegła następna godzina wesela. A mianowicie, Lynch "niańczył" kuzynostwo Cassidy, podczas gdy ta z rozbawieniem przyglądała się całemu zajściu. Gdy nareszcie dzieci zostały zawołane przez swych rodziców, Ross z ulgą dołączył do swojej partnerki. Niestety ich "przełomowa noc" została po raz kolejny zakłócona. Tym razem przez jedną z ciotek blondynki.


- Lucy, pamiętasz, to jest Cassidy? I jej chłopak.. przypomnisz jak się nazywasz, chłopcze? - odezwała się kobieta, przedstawiając parę drugiej, stojącej obok.
- Jestem Ross - odparł zadowolony chłopiec.
- Ale my nie jesteśmy parą - odezwała się zawstydzona Cassidy. W tym momencie do grupy podeszła kuzynka niebieskookiej, z którą dziewczyna nigdy nie miała dobrych stosunków, zatem, gdy tylko dowiedziała się, że ona również przyleciała na ślub, postanowiła sobie omijać ją szerokim łukiem.
- Przecież to było oczywiste, że nie przyjdzie tutaj z chłopakiem - rzuciła z pogardą wspomniana wcześniej Caroline. - I to tym bardziej z takim.
- Pozwól mi skończyć - dziewczyna na poczekaniu zaczęła wymyślać jak utrzeć nosa kuzynce. Od kiedy tylko pamięta, za każdym razem, gdy się widziały, Car zawsze dokuczała jej w kwestii chłopaków. Ciągle powtarzała, że dziewczyna nigdy nie znajdzie sobie chłopaka, bo nikt jej nie będzie chciał. - Chciałam powiedzieć, że nie jesteśmy parą.. od długiego czasu. I teraz cię zdziwię, Ross to mój chłopak - uśmiechnęła się z dumą i złapała blondyna za rękę. Osiemnastolatek z zadowolony i zarazem ciekawy tego, co jest grane pomiędzy dziewczynami, bez zastanowienia odwzajemnił uścisk przyjaciółki.
- Ahh tak? - parsknęła z niedowierzaniem brunetka. - A jak długo jesteście razem?
- Umm.. dwa tygodnie - odpowiedziała Cassy.
- Od grudnia - powiedział równocześnie z niebieskooką.
- Haha, ciekawe - zaśmiała się lekceważąco Caroline.
- Za dwa tygodnie będzie pół roku - wykręcił się Ross. - Chodź, kochanie, zatańczymy - rzucił, mając dość wysłuchiwania brunetki, po czym ruszył w stronę parkietu.
- I tak wiem, że to nie twój chłopak. Za wysoka ranga jak dla ciebie. Ale jak dla mnie, to w sam raz - powiedziała zarozumiale, zatrzymując na moment kuzynkę. Ta bez żadnej odpowiedzi, skierowała się do Rossa, a następnie razem zaczęli tańczyć.
- Ross.. - zaczęła niepewnie dziewczyna. - Pocałuj mnie.
- Co? Chyba się przesłyszałem - rzucił z niedowierzaniem blondyn. Cassidy zaśmiała się delikatnie.
- Nie, głupku. Zrób to teraz - osiemnastolatek bez chwili zawahania, z uśmiechem na twarzy, zrobił to, czego chciała partnerka. Ucieszyło go, że wreszcie, po tak długim czasie do siebie wracają. Teraz mogło być już tylko lepiej. - Dzięki. Całkiem miło - uśmiechnęła się Cassidy.
- Rewelacyjnie! Aż trudno uwierzyć, że w końcu sama..
- Myślisz, że Caroline to widziała? - wtrąciła, rozglądając się dookoła. - Obserwowała nas przed chwilą, ale już jej nie widzę.
- A miała widzieć? - zdziwił się starszy.
- No, tak. Dlatego chciałam, żebyś mnie pocałował.
- A nie przypadkiem dlatego, że jestem twoim chłopakiem? - odparł przytłoczony, gdyż dopiero zaczynało do niego docierać, o co tak naprawdę chodziło Cassidy.
- Przecież ty nie jesteś moim chłopakiem - zaśmiała się, jednak po chwili, widząc wyraz twarzy chłopaka, domyśliła się co miał na myśli. - Ojej Ross..
- Wykorzystałaś mnie - przerwał siedemnastolatce. - Ale ze mnie idiota.. Jak mogłem w ogóle pomyśleć, że ty wreszcie.. A zresztą wiesz co? Daj mi spokój - odparł kompletnie zrezygnowany, ruszywszy do wyjścia.


Chłopiec w nerwach opuścił salę, na której odbywało się wesele, by następnie zmierzyć na hotelowy parking, gdzie zaparkował samochód. Co prawda wypił wcześniej kilka drinków i nie był w pełni trzeźwy, jednakże w obecnej chwili nie przejmował się tym i jedyne, czego chciał, to znaleźć się jak najszybciej i jak najdalej od miejsca zdarzenia, ponieważ jego nerwy coraz bardziej dawały się we znaki. Był zarazem nieco zasmucony faktem, że dziewczyna w taki sposób go potraktowała, aczkolwiek złość mimo wszystko brała nad nim kontrolę.
Gdy tylko doszedł do auta, ustał na moment w miejscu, po czym wyciągnął z kieszeni marynarki kluczyki i wsiadł do pojazdu. 


- Ross.. – rzuciła Cassidy, nim jeszcze chłopak zdążył odpalić samochód.
- Nie interesuje mnie to. Mam już dosyć tych twoich gierek. Bez przerwy robisz ze mnie idiotę i chyba celowo igrasz sobie z moimi uczuciami, bo wiesz, co do ciebie czuję. Powtórzę jeszcze raz.. Daj mi spokój – powiedział nieprzyjemnym tonem Ross, po czym zamknął drzwiczki i włożył klucz do stacyjki. Blondynka natychmiast ponownie je otworzyła.
- Masz prawo się wściekać i doskonale cię rozumiem, ale proszę wyjdź z auta. Piłeś, więc nie powinieneś prowadzić.
- Nie jestem pijany – burknął z wciąż nieprzyjemnym tonem chłopak.
- Wiem, że nie jesteś, ale mimo wszystko nie powinieneś jechać. Wyjdź i porozmawiajmy na spokojnie.
- Na spokojnie powiadasz? Dobrze – rzucił poirytowany, wychodząc raptownie z samochodu. – Proszę bardzo, wyszedłem. Czy teraz twoja kuzynka może nas lepiej zobaczyć?!
- Nie mów tak, przepraszam. Nie to miałam na myśli, po..
- Jak zwykle – burknął blondyn, przerywszy dziewczynie.
- Przepraszam, nie powinnam była tego mówić, nie pomyślałam o tym, że mogę cię zranić – zaczęła, podchodząc do Rossa. Widząc, że ten ponownie zamierza się odezwać, uprzedziła go. – Powiem ci coś.. – odparła szybko, by nie pozwolić osiemnastolatkowi niczego powiedzieć. - ..co zamierzałam powiedzieć już wcześniej, ale jakoś nigdy nie mogłam się za to zabrać – kontynuowała tym razem dosyć powolnym tempem. Lynch bacznie, z zaciekawieniem przyglądał się towarzyszce. – Umm.. Jakiś czas temu uświadomiłam sobie.., żeee.. tak naprawdę umm.. – mówiła z wyraźnymi zawahaniami. -..nigdy nic specjalnego do ciebie nie.. nie czułam..
- Oh, no dzięki. Mogłem się domyśleć – wtrącił z wyraźnym zażaleniem. Gwałtownie zabrał rękę z uścisku blondynki i chwycił za drzwi auta.
- ALE.. – ponownie zaczęła mówić Cassidy, raz jeszcze chwytając dłoń kolegi. – Teraz wiem, że..uhm.. jesteś dla mnie naprawdę bardzo, bardzo, bardzo.. ważny i chyba cię.. – urwała, spoglądając w oczy blondyna. – Um.. No wiesz.. – rzuciła nieśmiało, spuściwszy w dół głowę.
- Nie, no właśnie nie wiem – odparł ze znacznie lepszym humorem Ross. Siedemnastolatka powtórnie na niego spojrzała.
- Umm.. – zająkiwała się, a po chwili żwawym ruchem delikatnie cmoknęła usta chłopaka, po czym przytuliła go, nawet na niego nie spoglądając. Blondyn zaśmiał się donośnie.
- A ty co? – rzucił przez śmiech. – Zrobiłaś to tak, jakbyśmy nigdy wcześniej tego nie robili – powiedział rozbawiony, szturchając delikatnie dziewczynę.
- Ojej no.. To było tak dawno temu.. – odparła nieśmiało, wciąż nie podnosząc wzroku na partnera.
- Dobra, dobra – zaśmiał się Ross. – Mimo wszystko, to był mój trzeci ulubiony pocałunek.
- Trzeci? – spytała po cichu Cassidy, tym razem spoglądając na chłopaka. Blondyn skinął głową. – A pierwsze dwa?
- Drugi, to nasz pierwszy pocałunek, na plaży – uśmiechnął się.
- A pierwszy?
- Chcesz wiedzieć? – spytał z szerokim uśmiechem.
- Mhm – kiwnęła głową. 


Chłopak z zadowoleniem przygryzł wargę, a następnie zbliżył się do nastolatki i czule musnął jej wargi. Zaraz po tym kolejny raz, i jeszcze jeden, aż wreszcie tkwili w długim, namiętnym pocałunku. Po dłuższej chwili para przerwała.

- To był ulubiony – uśmiechnął się Ross, mrugnąwszy do Cassidy. Ta uśmiechnęła się szeroko, po czym delikatnie zachichotała, ponownie obejmując chłopaka. – Ja też cię kocham – odparł, cmoknąwszy dziewczynę w głowę.


_____________________________



~DarkAngel <3
Template by Elmo