wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 96: This is not the end, it's the beginning.

*Apartament dziewczyn*

Cassidy wciąż siedziała przy stole wraz z ze swoją matką, jej partnerem oraz jego synem. Generalnie atmosfera była dość przyjemna, a siedemnastolatka starała się jak mogła, by stwarzać pozory zadowolonej. Stwierdziła, że chyba rzeczywiście jej niechęć do George’a była nieco przesadzona, a przecież każdemu należy dać szansę. Poza tym Katie zdawała się być szczęśliwa, więc nie ma co stać im na przeszkodzie.

- Cassidy, może oprowadzisz Harry’ego po hotelu? – zaproponowała dorosła, spoglądając na dwójkę młodzieży, która prawie że w ogóle nie udzielała się w rozmowie.
- Muszę? – zapytała smętnie Cass. Chłopak spojrzał na nią z delikatnym uśmieszkiem i zaśmiał się pod nosem.
- Owszem. Może lepiej będzie wam się rozmawiało na osobności. Niedługo będziecie mieli się na co dzień, więc najwyższa pora, żeby zacząć się dogadywać – odparła kobieta.
- Jak to na co dzień? – zapytała ze zdziwieniem szesnastolatka.
- Niedługo z twoją mamą zamierzamy zamieszkać razem – odpowiedział z uśmiechem George, wywołując u Cass okrzyk zdziwienia.
- CO?! – rzuciła, wstając gwałtownie z krzesła. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Przecież dopiero co nie tak dawno dowiedziała się o tym, że jej matka z kimś się spotyka, a teraz nagle postanawiają razem zamieszkać. – I że niby tu? – zapytała z oburzeniem, wskazując palcem na podłogę. – Nie ma takiej opcji.
- Nie bądź głupia, upatrzyliśmy już dla nas dom. Jutro idziemy go obejrzeć – odparła Katie, starając się zachować spokój.
- W takim razie idźcie sobie obejrzeć ten WASZ dom. Mój dom jest tutaj i w nim zostanę – powiedziała stanowczo.
- Masz dopiero siedemnaście lat, więc póki co, to ja decyduję o tym, gdzie mieszkasz. Przeprowadzamy się i to już jest postanowione, Cassidy.
- Ugh, nie będę mieszkała z jakimś obcym facetem! Dlaczego ty podejmujesz takie decyzje, nie pytając co JA o tym sądzę?! – krzyczała zdenerwowana blondynka, zakładając bluzę.
- Przecież zostaniemy w Miami. Będziesz miała nawet jeszcze bliżej do tego swojego kochasia – przekonywała Katie, chcąc uspokoić córkę. Na nic się to jednak nie zdawało.
- Nie interesuje mnie to! Powiedziałam już, nie będę mieszkała z obcymi facetami! Śpię dziś u Rydel, bo nie mam nawet ochoty na nikogo z was patrzeć – odparła, następnie w pośpiechu opuszczając apartament.
- Cass.. – zaczęła dorosła, idąc w stronę drzwi, jednak zatrzymał ją George.
- Zostaw ją. Porozmawiacie na spokojnie, gdy trochę ochłonie. To dla niej coś nowego – powiedział, obejmując kobietę.
- Przepraszam cię za nią, nie wiem, co w nią wstąpiło. Myślałam, że się ucieszy – odezwała się ze smutkiem Katie. Odkąd tylko przeprowadziły się z Cass do Stanów,  planowały kupno domu, zatem sądziła, że będzie to dla niej miła niespodzianka.
- Jest nastolatką – zaśmiał się mężczyzna. – Przejdzie jej – dodał, chcąc pocieszyć partnerkę.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*U Emily*

Nastolatkach w nerwach kierowała się do hotelowego wejścia, roniąc coraz to więcej łez. Nie dochodziło do niej, że przed momentem rozeszła się z Ellingtonem. A przecież od samego początku ich związku zdawać by się mogło, że byli wręcz idealną parą. I tak było, dopóki nie pojawiła się osoba trzecia, a mianowicie Kelly. Bynajmniej tak twierdziła szesnastolatka. Pomimo słów bruneta, wciąż uważała, że za wszystkim stoi jego była, i że to tylko i wyłącznie z jej winy związek się rozpadł. 

- Emily! – usłyszała za sobą męski krzyk. Zatrzymała się na schodach i niepewnie odwróciła, licząc na to, iż Ellington zrozumiał jaki popełnił błąd. Niestety się pomyliła. Zobaczyła jedynie Włocha, biegnącego w jej stronę z reklamówką. – Ojej, co się stało? – zapytał, zauważywszy, że twarz nastolatki była pokryta łzami. Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko wtuliła głowę w ramię kolegi. – Kogo mam pobić? – spytał, objąwszy mocno przyjaciółkę.
- Faceci są beznadziejnie –wycedziła, przerywając uściski, następnie ocierając policzki.
- Wypraszam sobie – oburzył się brunet, poprawiając kołnierzyk od koszulki. – Chodź, pogadamy – zaproponował, otwierając przed dziewczyną drzwi. Po krótkim zastanowieniu weszła do hotelowego holu, a tuż za nią Włoch, po czym razem ruszyli do jego apartamentu. – A więc?
- A więc.. Rozeszłam się z Ratliffem.. – odparła, a jej oczy ponownie zaszkliły się.
- Czemu? – zdziwił się Luca.
- Przez tą głupią zołzę, Kelly – wycedziła rozgniewana brunetka, siadając na kanapie. Zaraz do niej dosiadł się chłopak.
- A co ona zrobiła? – spytał, chcąc dowiedzieć się od przyjaciółki nieco więcej informacji. Nigdy nie wtrącał się on w jej związek, zatem był on na bieżąco ze wszystkimi sprawami. Dotychczas był przekonany, że wszystko między nimi jest w jak najlepszym porządku.
- Wbiła klin między nasz związek i jeszcze zmanipulowała Ellingtona, żebym to ja wyszła na tą najgorszą! A on głupi jak gdyby nigdy nic poszedł za nią. Wiesz jak to boli, gdy ktoś, na kim ci tak bardzo zależy, wierzy jakiejś głupiej zdzirze, zamiast tobie? – mówiła nerwowo, od czasu do czasu roniąc łzy. – Przez cały czas udawała przy mnie miłą, żeby móc pokazać Ellingtonowi jaka to ona nie jest wspaniała, a ja zła.
- Ona naprawdę to zrobiła? Może coś źle rozumiałaś.. – zasugerował Włoch, starając się znaleźć bardziej racjonalne wytłumaczenie sytuacji.
- Tak, oczywiście! Znasz mnie już tyle lat, a ją widziałeś może ze dwa razy i ty tez wierzysz jej?! – oburzyła się Emily.
- Jasne, że nie, Emily. Pewnie, że ci wierzę. Po prostu wiesz, że nie lubię oceniać ludzi, których nie znam. Ale nie mam powodu, żeby ci nie wierzyć. Jeśli to wszystko rzeczywiście tak wygląda, to z Ellingtona jest okropny frajer. Tak się kobiet nie traktuje – powiedział zasmucony całą historią Włoch. Przyjaźnił się z brunetką od bardzo wielu lat, zatem oczywistym było, że to jej uwierzy, a nie komuś, kogo imię ledwo co pamięta. Było mu przykro, widząc jak siedemnastolatka cierpi. Przysunął się do niej trochę bliżej i objął jedną ręką.
- Jemu to powiedz. Ja jestem tą najgorszą.. Ale o tym jak się całował w sylwestra z Rydel to już zapomniał.. Nie dość, że chłopak, to jeszcze najlepsza przyjaciółka – żaliła się brunetka, nie mogąc pojąć zachowania dwudziestolatka.
- Uhm.. Aż ciężko mi uwierzyć, że Rydel to zrobiła. Wiesz, może za dużo wtedy wypiła i w ogóle emocje i wszystko.. – mówił, nie chcąc obarczać winą Delly, gdyż za bardzo ją lubił, aby móc powiedzieć o niej w zły sposób.
- Już mnie to nie interesuje. Niedługo będę miała spokój od nich wszystkich – powiedziała, będąc zupełnie nieobecną wzrokiem.
- Co masz na myśli? – zapytał niepewnie Włoch, mając najgorsze myśli w głowie.
- Nie mówiłam o tym nikomu poza Cass i w sumie, to sama niemalże o tym zapomniałam.. Kilka miesięcy temu złożyłam podanie do jednej z najlepszych szkół i jakiś czas temu odpisali mi, że się dostałam.. Stwierdziłam wtedy, że nie mogłabym tego zrobić, bo za bardzo tęskniłabym za Cass.. za Ellingtonem.. i za pozostałymi, ale teraz.. Co mi teraz stoi na przeszkodzie? – mówiła spokojniejszym tonem niż dotychczas. – Fakt, jest jeszcze Cassidy, ale kiedyś i tak byśmy się rozeszły.. A to było moje marzenie. Jutro napiszę do nich w tej sprawie.
- Ale jesteś tego pewna? Nie podejmuj pochopnych decyzji, Emily. To poważna sprawa – powiedział Luca, chcąc przemówić dziewczynie do rozsądku. Nie zależało mu na tym, aby na siłę ją zatrzymywać, zależało mu jedynie na tym, by na pewno dobrze zdecydowała, żeby później nie żałowała. Zawsze trzymał się on zasady, że aby podjąć ważną decyzję, pierw trzeba z tym przespać i dobrze zastanowić, a nie decydować pod wpływem impulsu.
- Jestem pewna. Już wcześniej o tym myślałam, a teraz jestem już na sto procent pewna – odpowiedziała zdecydowanie.
- Skoro tego właśnie chcesz – westchnął Włoch. – Ale wiesz, Cassidy cię tak łatwo nie puści – zaśmiał się dwudziestolatek, szturchając przyjaciółkę łokciem.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Ross i Rocky*

- Rocky, potrzebuję cię – odezwał się Ross, siadając na krześle obok brata w ogrodzie.
- Co się stało? Nie masz zbyt ciekawej miny – stwierdził Rocky, zerkając kątem oka na młodszego. Leżał on na leżaku w samych kąpielówkach i korzystał ze słońca.
- Riker cały dzień jest dla mnie jakiś oschły.. – odparł ze smutkiem, ściągając koszulkę.
- Dlaczego? – zapytał ze zdziwieniem. Gadał wcześniej z dwudziestoparolatkiem i miał on bardzo dobry humor.
- Chciałbym wiedzieć.. Nie mam pojęcia – pokręcił głową młodszy. – Chciałem z kimś pogadać, ale każdy ma ważniejsze sprawy na głowie.
- Ojej, aż mam ochotę cię przytulić – zaśmiał się dziewiętnastolatek, po czym mocno uścisnął brata. – A teraz wal, od czego masz mnie – uśmiechnął się, targając włosy blondyna.
- Dzięki, Rocky.. Um.. Jestem z Cassidy – powiedział z zadowoleniem.
- Naprawdę? To super! – ucieszył się starszy, po czym z szerokim uśmiechem przybił bratu żółwika. – W końcu – zaśmiał się. – Cieszysz się, hm?
- No pewnie! Jestem najszczęśliwszy na świecie! – odparł podekscytowany. Ucieszył się, że nareszcie znalazł kogoś, kto raczył go wysłuchać i kto zdaje się podzielać jego szczęście. – Ale..
- Aleee? Nie podoba mi się to zawahanie.
- Pamiętasz, że za dwa tygodnie wyjeżdżam kręcić film? – zapytał z przejęciem.
- No tak, w międzyczasie mamy mini trasę po Australii – odpowiedział Rocky.
- Cassidy o tym nie wie – odparł zmartwiony. – Jak jej teraz o tym powiem, to się wścieknie..
- Oj tam, przesadzasz. Nie może być aż tak źle – pocieszał go starszy.
- Rocky, łącznie nie będziemy się widzieli pół roku – odezwał się coraz bardziej przejęty blondyn. 


Wiedział o wyjeździe już od dosyć dawna, jednakże zawsze coś mu wypadało i jakoś zapominał poinformować o tym siedemnastolatkę. Dopiero teraz uświadomił sobie, że popełnił błąd, nie mówiąc jej o tym. Co innego, gdyby to był krótki, miesięczny wyjazd. Tym razem jest to coś poważniejszego i zdecydowanie dłuższego. Pierw czekał go wyjazd do Australii w celu nakręcenia drugiej części Teen Beach Movie. Następnie wraz z zespołem kilka koncertów na kontynencie, a na końcu zostaje trasa po Stanach, promująca jego serial.


- Nie mam pojęcia jak mogę ci pomóc, Ross. Powinieneś z nią jak najszybciej o tym pogadać, a nie zwlekać, tak jak to robiłeś do tej pory – poradził dorosły. Niespodziewanie ktoś zaczął dzwonić do drzwi. Ross westchnął ciężko, po czym postanowił sprawdzić, kogo przywiało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Pokój Rydel, kilkanaście minut wcześniej*

Rydel wraz z Kelly leżały w pokoiku na swoich łóżkach, odpoczywając po basenie. Brunetka czytała książkę, natomiast jej rówieśniczka skakała po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego na zapicie nudy. Ostatecznie zatrzymała się na odcinku Hell’s Kitchen. Nie zdążyła się dokładnie wdrążyć w temat programu, gdy do pomieszczenia niespodziewanie wszedł Riker.

- Hej, Rydel. Jest spra.. I hej, Kelly – uśmiechnął się, spoglądając na brunetkę.
- Um.. Hej – odezwała się dwudziestolatka, spoglądając pierw na chłopaka, a następnie na blondynkę. – Chcecie porozmawiać?
- Umm.. – zająknął się dorosły. Rydel spojrzała na niego podejrzliwie.
- Tak, zdecydowanie chcemy pogadać – odpowiedziała na pytanie przyjaciółki.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęła się Kelly. – Zostawię was – dodała, wychodząc z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Riker stał jeszcze chwilę w miejscu, po czym podszedł do siostry i usiadł obok niej.
- Już dawno nie przyszedłeś do mnie w tak zakłopotanym stanie – zaśmiała się dwudziestolatka, kładąc dłoń na kolanie starszego.
- Rydel, to nie jest śmieszne.. – powiedział zupełnie poważnie Riker. Dziewczyna momentalnie się wyprostowała i przybrała pokerową twarz.
- Więc mów – odezwała się, nie będąc przekonaną, czego może się spodziewać. Riker często zwierza jej się z problemów, jednak tym razem zdawał się być szczególnie przejęty.
- Nie wiem od czego zacząć – odparł z coraz mniej ustabilizowanym oddechem. – Wiedziałaś o.. Rossie i Cassidy? – zapytał, starając się zachować resztki spokoju, który stopniowo go opuszczał.
- Umm.. że są razem? – mężczyzna skinął głową. – Wiesz.. Cassidy prosiła, żebym zachowała to dla siebie, ale skoro ty już wiesz.. Tak, wiedziałam. A czemu pytasz? – zapytała badawczo, zdając sobie sprawę o co może chodzić jej bratu.
- Rydel.. – zaczął posępnie. - ..ja wiem, że to złe.. ale nic na to nie poradzę..
- Riker co się dzieje? – dwudziestolatka zaczęła masować brata po plecach, chcąc sprawić, by poczuł się nieco bardziej komfortowo.
- Nie wiem.. Gdy Ross powiedział mi dzisiaj, że jest z Cass.. – przerwał, łapiąc głęboki oddech, po czym odchylił się do tyłu, kładąc na łóżku. – Poczułem jakby zazdrość.. – wydusił z siebie po chwili milczenia. – I w dodatku na niego naskoczyłem.. A on tylko szukał w kimś wsparcia.. Co ze mnie za starszy brat? – żalił się dorosły, będąc bliskim płaczu.
- Uhm.. Nie wiem, co powiedzieć.. – odezwała się wyraźnie zszokowana Rydel. Spodziewała się, że o to chodzi, gdy tylko blondyn zapytał ją o związek Rossa i Cassidy, aczkolwiek mimo wszystko było to dla niej zaskoczeniem. – Na.. na pewno nie jesteś złym bratem. Jesteś wspaniały.. Ale jeśli naskoczyłeś na Rossa bez żadnego konkretnego powodu, wydaje mi się, że należą mu się przeprosiny.. Poza tym, nie sądzisz, że poczułbyś się lepiej, gdybyś mu o tym powiedział? Może tego ci właśnie potrzeba? – zasugerowała Rydel, opierając się na łokciu koło brata.
- Słucham? Nie ma takiej opcji. Ja zaczynam żałować, że tobie o tym powiedziałem, a co dopiero jemu.. Wiesz, że mu na niej zależy. Znienawidziłby mnie – odparł stanowczo Riker. Rydel zazwyczaj dobrze radziła, jednakże tym razem nie zamierzał on jej słuchać. Wiedział jaki był niegdyś stosunek Rossa do jego relacji z Cass, zatem wyjawienie prawdy, wzbudziłoby tylko groźny konflikt.
- Więc co zamierzasz z tym zrobić? – zapytała Delly.
- Nie wiem.. A co miałbym zrobić? Będę starał się nie dać niczego po sobie poznać..
- Mhm i co ci to da? Będzie okej, dopóki nie zobaczysz ich razem lub dopóki Ross nie będzie chciał ci się z czegoś zwierzyć. A wtedy co? – kontynuowała nieco przemądrzale Rydel. – Doskonale wiesz, że unikanie ich będzie najgorszym, co możesz w tej sytuacji zrobić.
- Nie wiem.. – westchnął. - Posłuchaj, tutaj nie tyle chodzi o Cass, co.. ostatnio ciąglę obserwuję, jak każdy kogoś ma, a ja.. ona była mi najbliższa.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*U Rossa*

Chłopiec podszedł do drzwi, a następnie je otworzył. Ujrzał w drzwiach zapłakaną Cassidy, która momentalnie rzuciła mu się w ramiona, mocno obejmując jego szyję. Bez zastanowienia odwzajemnił uścisk. 

- Cassy, słońce, co się stało? – zapytał roztrzęsiony, odgarniając włosy z twarzy nastolatki. Jego myśli zaczęły chwytać się najgorszych scenariuszy.
- Mam wszystkich dosyć – wycedziła, wycierając w nadgarstki oczy. – Mogę wejść?
- Tak, oczywiście – powiedział, zamknąwszy za nastolatką drzwi, a następnie razem rozsiedli się na kanapie w salonie. – Co się stało, kotku? – zapytał troskliwie, pocierając dłonią policzek blondynki.
- Moja mama – wycedziła w nerwach. – Wiesz co mi przed chwilą oznajmiła? Że jutro idziemy obejrzeć dom, w którym zamierza mieszkać z tym swoim facetem i jego synem – odparła, starając się opanować łzy.
- To źle? – zapytał lekko zdezorientowany Ross.
- Uh, tak! Ja tego faceta prawie że nie znam, ani tego jego syna tym bardziej. Poza tym postawili mnie przed faktem dokonanym. Ustalili to już wcześniej, a ja dowiaduję się jako ostatnia. Dlaczego nikt nie zapytał mnie o zdanie?! – irytowała się dziewczyna.
- No to rzeczywiście nieciekawie.. - westchnął osiemnastolatek, oparłszy głowę na ramieniu partnerki. Jedną rękę trzymał na jej kolanie, delikatnie pocierając je, drugą natomiast obejmował ją. – Wiem, że to, co teraz powiem będzie banalne, ale nie przejmuj się.. Jakby coś się działo zawsze możesz przyjść do mnie – uśmiechnął się delikatnie, po czym zaczął cmokać partnerkę po szyi, powoli przesuwając się w stronę ust z coraz większą namiętnością.
- Jakoś dam radę.. – odezwała się przez delikatny chichot, wywołany przez pieszczoty ze strony chłopaka.
- Aww powiedziałeś jej i wszystko jest w porządku – powiedział słodkim głosikiem Rocky, który właśnie wszedł do kuchni. Cassidy spojrzała na niego zdezorientowanym wzrokiem, Ross natomiast starał się dać mu sygnał, by nie drążył dalej tematu. – Ouh, nie powiedziałeś jej? – zapytał speszony.
- O czym on mówi? – spytała zmieszana nastolatka, odwracając się w stronę osiemnastolatka. Ross momentalnie niewinnie się uśmiechnął, gdyż chwilę wcześniej za plecami dziewczyny dawał starszemu bratu sygnały ostrzegawcze.
- Um.. – zawahał się blondyn.
- To ja was zostawię – zaśmiał się nerwowo Rocky. Chwycił w pośpiechu sok z lodówki i najszybciej jak mógł pobiegł na górne piętro.
- ROSS – zaczęła zdeterminowana Cassidy, patrząc groźnie na speszonego blondaska.
- Tak? – zachichotał nerwowo starszy.
- Chcesz mi może o czymś powiedzieć? O co chodziło Rocky’emu? – zapytała podejrzliwie.
- Ehh.. Nie wiedziałem jak ci o tym powiedzieć – odezwał się, zapominając o wszelkich głupotach, siedzących mu w głowie.
- O czym? – spytała podwyższonym i zlęknionym głosem, chwyciwszy osiemnastolatka za dłoń.
- Chodzi o to, że.. wyjeżdżam na pół roku.. – odparł, wlepiając wzrok w patrzałki ukochanej. Wyraz jej twarzy diametralnie zmarkotniał.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Nastoletnia szatynka o ciemnej karnacji i brązowych oczach siedziała wraz z przyjaciółką na ławce w parku, rozkoszując się koktajlem malinowym. Pomimo iż jej towarzyszka nieustannie ruszała ustami, ciemnowłosa zdawała się jej nie zauważać. Z przejęciem szperała w telefonie z widniejącym na jej twarzy delikatnym uśmieszkiem. Zdawać by się mogło, że dosłownie przed momentem wpadł jej do głowy ciekawy plan, który właśnie zamierzała wprowadzić w życie. Spojrzała na przyjaciółkę i zagryzła dolną wargę.

- Wyglądasz jakbyś właśnie coś uknuła – odezwała się dziewczyna o włosach nieco jaśniejszych niż jej przyjaciółki. Nie była ona również tak urodziwa. Prawdę mówiąc szatynce trudno było dorównać urodą oraz sylwetką. Była ona szczupła z doskonale wyeksponowanymi biodrami oraz biustem. Twarz natomiast miała tak delikatną, że nawet bez makijażu, mogła przyćmić wiele rówieśniczek swym urokiem.
- Skądże znowu – zachichotała szatynka. – No może troszkę – uśmiechnęła się dumnie. – Odzyskam go – powiedziała dumnie, próbując wysączyć resztki napoju z kubka. – Ugh, nic już nie ma. Przydaj się do czegoś i skocz po jeszcze jeden – rozkazała towarzyszce. Ta bez zastanowienia zrobiła to, o co została ‘’poproszona’’.  Szatynka ponownie spojrzała w ekran telefonu, po czym zaczęła stukać w klawiaturę.


______________________________

Heeej! 
Właśnie przeczytaliście ostatni rozdział tego opowiadania... Uczcijmy to minutą ciszy.. Albo niekonieczne. Wystarczy jak każdy, kto to czyta ładnie skomentuje pod spodem. :)

Minęło 2,5 roku od kiedy zaczęłam pisać to opowiadanie.. W życiu nie sądziłam, że tak długo wytrwam. Byłam przekonana, że zakończę pisanie po kilku rozdziałach, a tutaj proszę.. Jest ich aż 96!
Chciałabym Wam strasznie podziękować za wszelkie komentarze, które pisaliście pod każdym rozdziałem. To one dodawały mi motywacji do dalszego tworzenia. Wielokrotnie miała ochotę zawiesić to opowiadanie, ale teraz muszę przyznać, że byłby to dla mnie największy błąd. Także OGROMNE dzięki dla Was za wielkie wsparcie, za to, że dopingowaliście mnie pod wszystkimi rozdziałami oraz że podtrzymywaliście mnie na duchu w chwilach zwątpienia. Nie zdajecie sobie nawet sprawy jak wielkie znaczenie i jak wiele radości sprawiają mi Wasze pozytywne opinie. Do tej pory jest ich AŻ 1813! To jest po prostu niesamowite..


Jednak nie tylko ilość komentarzy wywołuje u mnie wielką radość, a również ogromna ilość wyświetleń bloga. 











Największa ilość wyświetleń na moim blogu w ciągu jednego dnia była w sylwestra 2013 haha.











Jednak niedawno udało nam się dobić niemalże tyle samo wyświetleń, bo tylko o 3 mniej! Było to kilka dni temu. :) (nie wiem czemu zdjęcie ma taki brzydki kolor :( a 59 dlatego, że screen był robiony wcześnie rano :p)












Tutaj macie najczęściej wyświetlane posty:





Oraz liczbę wyświetleń w różnych krajach:





No dobra.. Wielcy fani Rossidy oraz tego opowiadania.. Nie smućcie się. Po sporej ilości komentarzy okazujących smutek z powodu końca tej historii, postanowiłam zrobić coś, czego nikt inny chyba jeszcze nie zrobił. :P 

A mianowicie.... SEQUEL!!!!!!!! 

Tak, dokładnie tak.. Jeśli teraz dużo ilość z Was będzie tym zainteresowana, to za jakiś czas napiszę jakby część dalszą tego właśnie opowiadania. Stąd też tyle nowych wątków w tym rozdziale. Nie jestem aż taką zołzą, żeby narobić tyle zamieszania w jednym rozdziale i zostawić Was w zamysłach "CO DO CHOLERY BĘDZIE DALEJ?!". Zatem decyzja zależy od Was. 

~DarkAngel <3

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 95: It's a bit too much, too late.

- Emily, naprawdę nie każ mi tego robić.. – powiedział spokojnie Ellington, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Stała bacznie z rękoma skrzyżowanymi na piersi, wpatrując się ze stanowczą miną na chłopaka. Wyraźnie było widać, że wcale nie żartowała i naprawdę oczekuje od niego wyboru. – Nie mogę uwierzyć.. – westchnął, podszedłszy bliżej nastolatki. – Gdy cię poznałem, myślałem, że jesteś inteligentną, wyrozumiałą, fajną dziewczyną, która mimo swojego wieku, jest już wystarczająco dojrzała, aby wejść w prawdziwy związek. Niestety okazuje się, że zupełnie się pomyliłem i że wcale cię nie znam. Nie spodziewałem się po tobie czegoś takiego.. – przerwał, by złapać głęboki oddech, po czym znów zaczął mówić. – Wydaje mi się, że to nie ma dalej sensu.. Powinniśmy się rozejść – wydukał, spoglądając to na partnerkę, to na ziemię.
- Słucham? Chyba sobie żartujesz.. Po tym wszystkim chcesz mnie zostawić dla swojej byłej, która jak gdyby nigdy nic się tak nagle pojawiła? – zapytała oburzona brunetka. Trzeba jednak przyznać, że mimo swojej dezaprobaty była również dość zasmucona.
- Nie, nie zostawiam cię dla niej. Po prostu nie widzę sensu w dalszym ciągnięciu tego związku, jeśli ty każesz wybierać mi pomiędzy sobą a przyjaciółmi.. Zresztą sama powiedziałaś, że ostatnio ciągle się kłócimy – odparł brunet.  Z jednej strony czuł jakby ulgę, z drugiej natomiast sam nie mógł uwierzyć w przebieg sytuacji.
- Kazałam ci wybrać tylko między mną, a twoją byłą. I wybrałeś kogoś, kogo już w ogóle nie powinno być w twoim życiu, Ellington. Widać jak bardzo ci zależy – wycedziła, starając się powstrzymać łzy, które właśnie zaszkliły jej oczy.
- Nie dałaś mi wyboru, Emily. Nie obwiniaj mnie.
- Więc to wszystko to moja wina, tak? – rzuciła coraz bardziej zdenerwowana Emily, która wciąż utrzymywała swoje stanowisko odnośnie byłej dziewczyny partnera.
- Tego nie powiedziałem. Zapewne każde z nas gdzieś popełniło błąd, ale cóż.. Stało się – odparł, będący już coraz mniej przejęty Ratliff.
- Mam dość. Straszny z ciebie frajer. No tak, po co miałbyś się spotykać z taką szarą myszką, skoro możesz mieć co tydzień inną, prawda? Przecież jesteś sławny – mówiła donośnie, powoli pozwalając nerwom przejąć kontrolę.
- Po co jeszcze wciągasz w to karierę? Przecież to nie ma nic do rzeczy! – wzburzył się dwudziestolatek. – Zachowujesz się jak dziecko.
- Świetnie! Więc już kończę. Idź sobie do Rydel, do Kelly lub najlepiej do obydwóch. Jesteś zwykłym dupkiem! – krzyknęła na odchodne, szybkim krokiem zmierzając dróżką z powrotem do hotelu. Ellington powędrował za brunetką wzrokiem, jednak wszelkie komentarze zachował już dla siebie.


Gdy nastolatka zniknęła z pola widzenia, usiadł smętnie na ławce i zaczął bawić się rękoma. Jego myśli spiętrzone były wokół całego zajścia sprzed chwili. Wciąż nie docierało do niego rozstanie. Nie żałował go, żałował jedynie tego w jaki sposób do wszystkiego doszło. Jak by nie patrzeć, był on z Emily dość długi czas i nie jest mu ona zupełnie obojętna, zatem o wiele lepiej byłoby mu pozostając z dziewczyną w przyjaźni.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- Riker.. – zaczął dość nieśmiało osiemnastolatek. – Mogę ci o czymś powiedzieć?
- Ha, wiedziałem, że już od jakiegoś czasu czaisz się, żeby mi coś powiedzieć – zaśmiał się dorosły. – O ile nie chcesz mi powiedzieć, że kogoś zabiłeś, możesz mówić – uśmiechnął się żartobliwie do brata.
- Nie no, aż tak to nie – powiedział przez śmiech młodszy. – Mnie za to prawie zabito, ale przetrwałem.
- Czyli musiałeś nieźle nabroić. Zatem słucham. Co przeskrobałeś? – spytał, odwracając się do Rossa i z wyraźnym uśmiechem wpatrywał się w niego podejrzliwie.
- Uhm.. Jesteś moim starszym bratem i mogę ci WSZYSTKO powiedzieć i nie będziesz się śmiał? – zapytał dla pewności, będąc coraz bardziej zawstydzonym.
- Tak, jasne – odparł powstrzymując śmiech Riker.
- Spałem z Cassy – wydukał z siebie na jednym tchu, po czym momentalnie spuścił głowę w dół.
- Co? – zapytał po chwili milczenia Riker z szeroko otwartymi oczami.
- Noo…
- W sensie, że.. spałeś OBOK niej, tak? – dopytywał starszy, mający już znacznie poważniejszą minę. Nie wyglądał jakby ta wiadomość w jakikolwiek sposób go ucieszyła. Może nawet wręcz przeciwnie.
- Um.. No nie.. Wiesz, o co mi chodzi.. – odparł, zasłaniając oczy z zawstydzenia. Z jednej strony cieszył się, że wygadał się o tym starszemu, z drugiej był tym strasznie onieśmielony, gdyż nigdy nie rozmawiał z nim na takie tematy.
- Aha.. – odparł krótko, odwróciwszy głowę w przeciwnym kierunku.
- Wszystko w porządku? – zapytał Ross, kładąc rękę na ramieniu brata, a następnie delikatnie się do niego zbliżył. - Ty dzisiaj cały dzień chodzisz jakiś naburmuszony – mruknął z niezadowoleniem młodszy.
- Nie chodzi o to, Ross. Po prostu.. nie spodziewałem się tego. Mam nadzieję, że się chociaż zabezpieczyłeś – odparł, rzuciwszy bratu sugestywne spojrzenie.
- Tak! Pewnie, że ta.. – urwał, zdając sobie sprawę, że wcale tego nie zrobił. Nie chciał jednak pogorszyć swojej sytuacji w oczach starszego, zatem postanowił go o tym nie informować. – Tak.
- Na pewno.. – parsknął pod nosem Riker, następnie wychodząc z pokoju, pozostawiając zdenerwowanego Rossa samego.

____________________________

Jeśli ktoś jeszcze nie zauważył, W DNIACH 24.02 - 25.02 BLOG BĘDZIE NIECZYNNY ZE WZGLĘDU NA WPROWADZANE NA NIM ZMIANY.  


I pytania do Was:
1. Czy Ratliff słusznie wybrał Kelly?
2. Co uważacie o rozstaniu Ratliffa i Emi? Dobrze się stało?
3. Czo ten Riker odpierdziela? 

Odpowiedzi w komentarzach. :)


~DarkAngel <3

poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 94: Is it right or is it wrong?

Ratliff wyszedł z mieszkania i w nerwach wszedł do samochodu z zamiarem spotkania się z Emily. Sam nie był do końca pewien, co zrobi oraz co jej powie, gdy już zajedzie do hotelu. Jedynym czego był pewien było to, iż na pewno zamierza dowiedzieć się, czego dotyczyła jej rozmowa z Kelly. 

Na hotelowy parking zajechał po około pół godziny, gdyż tyle mniej więcej zajmował dojazd z domu Lynchów. Po krótkiej chwili zastanawiania się, wysiadł z auta i ruszył do wnętrza budynku. Gdy znalazł się pod drzwiami apartamentu dziewczyn, zapukał w nie kilkakrotnie. Otworzyła mu mama Cassidy, która od razu zaprosiła go do środka. Chłopak zauważywszy dość sporą grupę ludzi w salonie nieco się speszył, zatem poprosił swoją dziewczynę, aby przenieśli się w nieco bardziej ustronne miejsce. Poszli więc do hotelowego ogrodu i usiedli razem na ławce.

- Coś się stało? Dopiero co się pożegnaliśmy, a ty już wróciłeś? – uśmiechnęła się Emily, objąwszy bruneta w pasie. Ten wymigał się z uścisku i odsunął kawałeczek dalej, wywołując u nastolatki mieszane uczucia.
- Owszem, stało się – przytaknął Ell, ze stanowczą miną spoglądając na partnerkę. – Nie będę owijał w bawełnę, zapytam wprost. Dlaczego zachowujesz się w taki sposób wobec Kelly?
- Słucham? W jaki niby sposób? – zapytała z lekkim oburzeniem Em, nie dając po sobie poznać, jakoby rzeczywiście coś się między nimi wydarzyło.
- Nie udawaj. Ona mi o wszystkim powiedziała – odparł nie do końca szczerze. Wprawdzie dwudziestolatka nic mu nie chciała powiedzieć, ale brunet stwierdził, że może w ten sposób uda mu się trochę więcej od nastolatki wyciągnąć.
- Taka z niej dorosła, że skarży się wszystkim dookoła? – rzuciła drwiąco Emily.
- Nie skarżyła się, tylko to ja naciskałem, żeby mi powiedziała – stanął w obronie przyjaciółki.
- A ty jej oczywiście uwierzyłeś. Po czyjej jesteś stronie?
- Nie jestem po niczyjej stronie, ale w tej sytuacji jestem bardziej skory wierzyć, że jednak coś jej powiedziałaś – powiedział Ratliff, odwróciwszy się nieco mocniej w stronę Em.
- Świetnie. Więc co takiego ci powiedziała? – spytała coraz bardziej zdenerwowana, krzyżując ręce na piersi.
- Wszystko. Nie rozumiem, dlaczego ją tak potraktowałaś. Przecież żadne z nas nie daje ci powodów do zazdrości, wiele razy ci mówiłem, że to tylko przyjaciółka. Ona nawet się do mnie nie zbliża. Nie raz pytała mnie, co zrobić, żebyś ty choć trochę zmieniła do niej nastawienie. To nie jest typ dziewczyny, która wpycha się w cudze związki. Dlaczego nie możesz zachować się jak ona i choć spróbować być miłą?
- Pf, ona tylko stara się być miłą, żeby za wszelką cenę zwrócić twoją uwagę, żeby cię mieć po swojej stronie. I widzę, że póki co świetnie jej wychodzi, dajesz się ogłupić i wierzysz jakiejś ‘’koleżance’’ – powiedziała, stawiając nacisk na dane słowo – zamiast swojej dziewczynie.
- Kelly taka nie jest. Nawet nie dałaś jej szansy, tylko z góry ją oceniłaś. Myślałem, że jesteś bardziej dojrzała, Emily. Wiesz, że ona przez to chciała się wyprowadzić? – odparł, starając się zachować jak największy spokój.
- I bardzo dobrze. Jak widać zrozumiała, że mam rację – powiedziała zuchwale brunetka.
- Ah tak? Więc to ty jej kazałaś się wyprowadzić? – zapytał, będąc coraz bardziej rozdrażniony całą sytuacją. W życiu się nie spodziewał, że Emily byłoby stać na takie coś. Wiedział, że jest ona strasznie zazdrosna, ale nie, żeby aż tak.
- Powiedziałam jej, aby usunęła się z naszego życia. Tylko tu zawadza!
- Nie mogę uwierzyć, że posunęłaś się aż do tego stopnia – uniósł się z niedowierzaniem.
- A ja nie mogę uwierzyć, że taki z ciebie naiwny dupek! – wybuchła brunetka, nie mogąc już dłużej opanować nerwów. - Czy ty nie widzisz, że odkąd ona się pojawiła, w naszym związku jest coraz gorzej?!
- To nie przez nią. To przez to, że ty wiecznie starasz się wiercić dziurę w całym! Nie masz żadnego powodu, aby być zazdrosną o Kelly, a mimo to ciągle się jej czepiasz! – mówił Ellington, który również dał się ponieść nerwom.
- Nie mam?! A to, że twoja była z tobą mieszka nie jest wystarczającym powodem?! A to, że teraz ślepo bronisz jej, zamiast stanąć po mojej stronie też ci nie wystarcza?! – wyrzuciła, podnosząc się na równe nogi.
- Nie stał bym po jej stronie, gdyby nie była poszkodowana. Uwzięłaś się na nią, choć od samego początku ona stara się z tobą zaprzyjaźnić. A to, co jej dziś powiedziałaś, przeszło już wszelkie granice, Emily! – powiedział, wciąż nie dając się przekonać słowom dziewczyny.
- Wiesz, co jeszcze przekroczyło wszelkie granice? To jak świetnie bawiłeś się z Rydel w Sylwestra! I ty jeszcze śmiesz twierdzić, że to ja przesadzam?! Najpierw Rydel, a teraz Kelly, tak?! – wycedziła donośnie, nie zwracając uwagi na ludzi, przechodzących obok.
- Mieliśmy tego nie wspominać! – oburzył się dwudziestolatek.
- Tym razem jednak nie dałeś mi wyboru. Powiedz szczerze, czy ja coś dla ciebie w ogóle znaczę? – zapytała spokojniej, podchodząc bliżej chłopaka, spoglądając w jego oczy.
- Cóż za pytanie? Oczywiście, że tak. Jesteś dla mnie.. najważniejsza. W przeciwnym razie nie byłbym z tobą. Po prostu nie podoba mi się to jak traktujesz moją przyjaciółkę – odpowiedział z lekkim zawahaniem.
- Udowodnij to, Ratliff.
- Jak?
- Zdecyduj się. Ja albo ona – powiedziała stanowczo, starając się powstrzymać łzy, napływające do jej oczu.
- Słucham? Nie, nie możesz kazać mi wybierać – rzucił zaskoczony brunet. Tego zupełnie się nie spodziewał po dziewczynie.
- Mogę – odparła pewnie. – I właśnie to robię. Ja.. czy ona? Masz mi odpowiedzieć tu i teraz – dodała, wywołując u dwudziestolatka kompletny mętlik w głowie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Dom R5*

Ross siedział znużony na kanapie w salonie wciąż nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Zachowanie Rikera wciąż nie dawało mu spokoju. Starał się uwierzyć, że rzeczywiście chodziło mu tylko o złe samopoczucie, jednak i tak nie do końca dawał się do tego przekonać. Niemniej jednak stwierdził, że może trochę wyolbrzymia całą sprawę, zatem raz jeszcze postanowił spróbować zagadać do brata. Chcąc sprawić mu trochę przyjemności, przygotował uprzednio gorącą herbatę z miodem, cytryną i sokiem malinowym. Jest ona dobra przy chorobie, poza tym Riker ją uwielbiał.
Bez pukania wszedł do pokoiku, w końcu należał on również do niego, a następnie podszedł do łóżka brata i postawił na półeczce obok kubek z napojem. 


- Pomyślałem, że taka herbata dobrze ci zrobi. Lepiej, żebyś już teraz zaczął działać, zamiast czekać aż cię choroba rozłoży – odezwał się do starszego. Ten spojrzał na niego i delikatnie się uśmiechnął.
- Dzięki, Ross – powiedział, podnosząc się do pozycji siedzącej i poklepał miejsce koło siebie, dając osiemnastolatkowi znak, żeby usiadł obok. – Przepraszam, że byłem taki chamski. Trochę przesadziłem.
- Trochę.. – powtórzył blondas. – Spoko, nic się nie stało. Do każdego czasem przypałęta się jakieś choróbsko – uśmiechnął się wyrozumiale, wzruszywszy ramionami.
- Tak, pewnie.. Umm.. Pogramy w coś? – zapytał, wskazując głową w stronę xboxa.
- Jasne! – odparł zadowolony, po czym podszedł do urządzenia i sięgnął dwa pady, następnie wręczając jeden z nich bratu. – NBA?
- Może Mortal Komba?
- Okej. Znów chcesz przegrać? – uśmiechnął się zadziornie Ross, wkładając do konsoli płytę z grą.
- Ha! Dawałem ci fory. Dziś już na nie nie licz. Pokażę ci jak gra prawdziwy mistrz – powiedział z pewnością Riker, dumnie poprawiając koszulkę.
- Tia, już to widzę. Zniszczę cię tak jak ostatnio – odparł z przekonaniem młodszy, kładąc się obok brata na łóżku.
- Zobaczymy.
- Skoro jesteś taki pewny, umówmy się, że ten kto przegra będzie musiał zrobić jakieś zadanie – zaproponował z uśmiechem Ross, będąc pewnym, że tak jak z reguły bywa znów ogra starszego.
- Spoko – zgodził się bez zastanowienia. – Ah i Ross..
- Hm?
- Jakbyś chciał o czymś jeszcze pogadać, to możesz śmiało mówić – powiedział, przerywając na moment przekomarzanki.
- Dzięki, to chciałem usłyszeć – ucieszył się Ross. – Kocham cię.
- Ja ciebie też – uśmiechnął się Riker, po czym jedną ręką objął mocno osiemnastolatka. – Dobra, dzienny limit słodkości wyczerpany – zaśmiał się, przerywając czułości. – Teraz zamierzam skopać ci dupsko.
- Pf, to raczej ja skopię twoje!


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Nieco wcześniej dom R5*

Rydel siedziała przy barku w kuchni, jedząc kanapkę i z niecierpliwością czekała na jakikolwiek znak ze strony Ratliffa i Kelly. Była strasznie ciekawa czy chłopakowi udało się wyciągnąć jakieś informacje z Voosen oraz czy przekonał ją aby została. Im dłużej oczekiwała na jakiś sygnał, tym bardziej miała ochotę po prostu wparować im do pokoju i dowiedzieć się jak przebiegają sprawy. Zapewne, gdyby jeszcze kilka minut więcej spędziła na zastanawianiu się, nie wytrzymałaby i zajrzała na górę. Na szczęście – dla niej – niespodziewanie na dół zszedł Ellington i bez kompletnie żadnego słowa wyszedł z domu. Wydawał się być dość zdenerwowany i roztrzęsiony.
Jeszcze bardziej zaintrygowana Rydel, od razu pobiegła na górę do przyjaciółki. Zastała ją siedzącą na łóżku, gapiącą się przed siebie bez żadnego słowa.


- Ej, co jest? Co się stało? I gdzie poszedł Ratliff? Wydawał się być nieźle wpieniony – odezwała się Delly, siadając koło brunetki i delikatnie szturchając ją w ramię.
- N.. Nie wiem – odpowiedziała krótko, wciąż w szoku wpatrując się przed siebie.
- O co chodzi? – zapytała zdziwiona blondynka, machnąwszy dłonią przed oczami przyjaciółki.
- Umm.. O nic – odparła Kelly, potrząsając głową. – Przepraszam, zamyśliłam się.
- O czym rozmawialiście? – dociekała dwudziestolatka, widząc, że brunetka jest wyraźnie czymś rozproszona.
- Możemy o tym na razie nie rozmawiać? Obiecuję, że pogadamy o tym, ale wieczorem, dobrze? Mam mały bałagan w głowie.
- Jasne, nie ma sprawy. Ale NA PEWNO pogadamy – powiedziała z naciskiem Delly.
- Obiecuję – uśmiechnęła się brunetka, opadając plecami na łóżko.
- Więc mnie jeszcze nie opuszczasz? – spytała z nadzieją, położywszy się przy koleżance.
- Na to też odpowiem ci wieczorem – zaśmiała się Kelly. – Póki co muszę pomyśleć nad kilkoma sprawami.
- Najlepiej się myśli w basenie. Idziemy się pomoczyć? – zaproponowała blondynka, wstając z łóżka.
- W sumie.. Czemu nie – ucieszyła się jej rówieśniczka i razem poszły do ogrodu, gdzie następnie wskoczyły do basenu.


____________________________

Hej! ;*
Lecimy z kolejnym rozdziałem! Mam nadzieję, że Wam się on podobał. :)
Cieszę się bardzo, że pod poprzednim rozdziałem pojawiła się pokaźna suma komentarzy i mam nadzieję, że pod tym będzie tak samo, a nawet i jeszcze lepiej! Nie będę się zbytnio rozpisywała, tylko króciutko napiszę to, co istotne.

Po pierwsze, chciałabym poprosić wszystkie osoby, komentujące z anonima o używanie chociażby jakiegoś podpisu (ksywki, imienia, inicjałów, czegokolwiek), aby łatwiej było mi Was rozpoznać oraz wiedzieć mniej więcej kto konkretnie komentuje.
I tu dziękuję Cleo M. Cullen za doradzenie mi takiego rozwiązania.

Po drugie, pod poprzednim rozdziałem ktoś uznał, że jestem nieuprzejma (proszę o nie rozpędzanie teraz kłótni na hejty w komentarzach :) ), choć osobiście uważam, że nic niemiłego nie napisałam. Niemniej jednak, jeśli ktoś ma jakieś skargi, zażalenia co do mojej osoby, bądź co do bloga, możecie śmiało pisać na mojego maila ( better--together@wp.pl ) i wtedy razem jakoś rozwiążemy ten problem. :) Oczywiście możecie pisać do mnie w każdej sprawie, nie tylko w negatywnej.


I na koniec pytanka do Was:
1. Kto ma rację Ratliff czy może Emily?
2. Kogo wybierze Ellington? A może nie będzie w stanie wybrać?
3. Co gryzie tego Rikera?


Odpowiedzi w komentarzach. I do następnego! ;)

~DarkAngel <3

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 93: The heart wants what it wants.

Około godziny czternastej do domu wrócił Ross wraz z Rydel. W drodze powrotnej rozmawiali trochę o wydarzeniach z wesela, a gdy zajechali na miejsce od razu rozeszli się po swoich kątach. Delly udała się na górę do swojego pokoju, aby przebrać się w bardziej wygodne ciuchy, osiemnastolatek natomiast, zauważywszy na kanapie w salonie Rikera, od razu z uśmiechem ustał naprzeciw telewizora, zasłaniając tym samym bratu obraz.

- Czeeeeeeść – odezwał się młodszy.
- Hej, możesz mi odsłonić? – zapytał lekko poirytowany Riker, który właśnie był w trakcie oglądania meczu.
- Nie zapytasz jak było? – zasmucił się Ross.
- Umm.. Jak było? – spytał starszy, wychylając się na wszystkie strony, usiłujac zobaczyć telewizję.
- Spoko – odparł obojętnie blondas, wzruszając ramiona.
- No to spoko, czy teraz możesz się przesunąć?
- A nie spytasz co robiłem? – nalegał młodszy.
- Ehh co robiłeś? – westchnął Riker, będący coraz bardziej zmęczony zachowaniem brata.
- Hmm.. Nic takiego – odpowiedział tajemniczo Ross, starając się zaciekawić starszego.
- Okej – rzucił Rik, pokazując osiemnastolatkowi, by przesunął się z jego pola widzenia.
- Nie interesuje cię, co KONKRETNIE robiłem? – oburzył się nastolatek. Dorosły pokiwał przecząco głową. – Dobra! Oglądaj sobie ten głupi mecz! – burknął, po czym w nerwach skierował się do kuchni.
- Taki właśnie mam zamiar – odpowiedział Riker, wiedząc, że w ten sposób jeszcze bardziej zdenerwuje młodszego. Słusznie twierdził. Ross popatrzył przez moment na dorosłego i w końcu nie wytrzymał.
- No dobra! Powiem ci! Już nie musisz tak nalegać! – krzyknął, ponownie podchodząc do brata. – A więęęc.. – zaczął, wskakując na kanapę i zajmując miejsce koło dwudziestodwulatka.
- Przecież ja nic nie mówiłem..
- Riker ciii – uciszył starszego, kładąc mu palec na ustach. – Rozumiem, jesteś ciekawy, już nie musisz mnie tak wypytywać. Opowiem ci o wszystkim – odparł, kiwając przy tym głową. Starszy patrzył jedynie na brata z ubolewaniem, jednak nic mu nie odpowiedział, tylko pozwolił kontynuować swoje wywody. – To będzie dłuuuga i emocjonująca historia, mój bracie.
- Yey – rzucił bez żadnych emocji Riker.
- A więc tańczyłem, ee.. jadłem, piłem, później znowu tańczyłem i.. i to tyle – uśmiechnął się podekscytowany Ross. Riker spojrzał na niego z jeszcze większym politowaniem.
- Wow, to było niesamowite – powiedział cierpliwe dorosły.
- A wiesz co w tym wszystkim jest najlepsze? – kontynuował coraz bardziej nabuzowany.
- Nope.
- Jestem z Cassy – rzucił dumnie z zadowoleniem.
- Co? – zdziwił się Riker, momentalnie skupiając całą swoją uwagę na bracie.
- Noo – ucieszył się blondyn.
- Jesteście razem, bo TY tak mówisz? Ona chociaż o tym wie? – odezwał się cynicznie starszy.
- Uh, oczywiście, że tak! Całowaliśmy się! – odpowiedział pewnie osiemnastolatek. – Cudownie, prawda?
- Świetnie – Riker wstał z kanapy. - A teraz idę do sypialni, gdzie w spokoju będę mógł obejrzeć telewizję – mruknął niezbyt przyjemnie, zmierzając w stronę schodów.
- Okej – zasmucił się Ross. – Wiesz, mieliśmy z Cass o tym na razie nikomu nie mówić, ale tobie mówię o wszystkim.. Myślałem, że będziesz się cieszył razem ze mną.. – powiedział do odchodzącego blondyna. Następnie lekko przytłoczony jego zachowaniem, usiadł smętnie na kanapie.
- Ross.. – starszy odwrócił się na pięcie, a następnie wrócił do brata. – Przepraszam.. Cieszę się. Po prostu.. źle spałem i trochę kiepsko się czuję, chyba będę chory – odparł, położywszy rękę na karku młodszego.
- Naprawdę? Coś cię boli? – zapytał z przejęciem osiemnastolatek.
- Naprawdę. I nie, po prostu kiepsko się czuję. Pogadamy o tym kiedy indziej, ok? Teraz chciałbym pójść do pokoiku i trochę poleżeć – wyjaśnił, prawie że nie spoglądając na towarzysza. Co jakiś czas rzucił jedynie na niego okiem.
- Okej, przepraszam, nie wiedziałem, że źle się czujesz. Nie zawracałbym ci tak to głowy.
- Spoko – uśmiechnął się delikatnie Riker. Wstał z sofy i ponownie ruszył na schody.
- A co będziesz tam sam robił? – zapytał Ross, idąc za dorosłym.
- Obejrzę końcówkę meczu.
- Może obejrzymy razem? – zaproponował z zadowoleniem młodszym.
- Nie. Zrozum, Ross, jestem zmęczony, chcę trochę odpocząć. Wybacz – powiedział stanowczo, po czym wszedł do pokoiku i zamknął drzwi tuż przed nosem osiemnastolatka.
Ten nie wiedząc jak zareagować, postanowił poszukać towarzystwa w innych częściach domu. Pierw zajrzał do Rocky’ego i Ellingtona, a nie zastawszy ich, skierował się do Rydel. Zapukał delikatnie w drzwi, a następnie wszedł.
- Wow, co się stało? – zapytał, zauważywszy zapłakaną brunetkę w ramionach siostry.
- Ross, idź sobie – odezwała się Delly, wyraźnie nie chcąc stawiać przyjaciółki w niekomfortowej sytuacji. Przecież nikt nie lubi, gdy wszyscy się na niego gapią w takiej sytuacji.
- Ale chcę wiedzieć o co..
- Później porozmawiamy – przerwała chłopakowi, dając mu do zrozumienia, aby od razu opuścił pomieszczenie.

Blondyn bez słowa wyszedł, nie chcąc się już dłużej napraszać. Po raz kolejny napadło go uczucie lekceważenia i to jeszcze gorsze niż zeszłej nocy, gdy to przyjaciele nie zwracali zbytnio uwagi na to co mówi. Tym razem został dość niemiło ‘’olany’’ przez rodzeństwo, któremu przecież nic złego nie zrobił. Chciał jedynie porozmawiać i wygadać się przed kimś, kto by go wysłuchał. Tym kimś miał być Riker, gdyż to jemu zawsze zwierzał się dosłownie ze wszystkiego. Pomimo, iż kochał całe swoje rodzeństwo jednakowo mocno, to z najstarszym miał najlepszy kontakt i najlepiej się dogadywał. Pomimo tego, że dorosły twierdził, iż źle się czuje, coś Rossowi nie dawało z tym spokoju. Niby od samego początku nie był on szczególnie zainteresowany opowieściami osiemnastolatka, jednakże jego nieprzyjemny ton pod koniec rozmowy oraz to jak zatrzasnął mu drzwi przed nosem, było aż zbyt chamskie. Rydel natomiast mogła powiedzieć w nieco delikatniejszy sposób, że chce pobyć z Kelly sama. Poza tym, jakby nie patrzeć brunetka to też jego przyjaciółka, więc może byłby w stanie jakoś załagodzić sytuację. Ale nie, przecież najłatwiej jest go od razu wyprosić, bez żadnego słowa wytłumaczenia.
Zrezygnowany udał się na parter, gdzie właśnie dostrzegł ściągającego buty Ratliffa. Po raz kolejny pojawiła się w nim odrobina nadziei, że może chociaż on będzie na tyle łaskaw, by spędzić z nim trochę czasu.

- Hej, Ell – odezwał się smętnie, stając koło kumpla.
- A ty co masz taką minę? – zapytał, idąc do kuchni, po czym wyciągnął z lodówki karton soku.
- Chciałem z kimś pogadać, ale każdy mnie zbywa. W dodatku są niemili – odpowiedział, biorąc z suszarki dwie szklanki, następnie stawiając je koło bruneta.
- Sorry Ross, ale mam ważniejsze sprawy do roboty – wzruszył ramionami Ell i zaczął odchodzić od młodszego, który jedynie wydał z siebie jęk oburzenia. Momentalnie jednak zawrócił i z delikatnym śmieszkiem powiedział – żartowałem. Mów co się dzieje – szturchnął blondyna łokciem, po czym nalał do szklanek trunku.
- No bo sporo się wczoraj wydarzyło i chciałem o tym pogadać z Rikerem, ale on kompletnie olał to, co powiedziałem i w dodatku zatrzasnął mi drzwi przed nosem, tłumacząc się, że ‘’będzie chory’’ i chce pooglądać telewizję – wygarnął, biorąc łyk soku.
- Riker? – zdziwił się Ratliff. – Jeszcze ze dwie godziny temu śmiał się i nie wyglądał na.. złego ani chorego tym bardziej.
- Ah tak? To świetnie, teraz czuję się gorzej. Tym bardziej, że przecież nic nie zrobiłem – wycedził będąc w coraz większej rozsypce. – Poszedłem zatem do Rydel, ale ona też mnie wygoniła! A chciałem pomóc, bo widziałem jak Kelly płacze. Dzięki Bogu, że teraz chociaż ty raczysz mnie wysłuchać.
- Powiedziałeś, że Kelly płacze?
- Tak. Ale póki co, to to i tak nieistotne, bo Rydel już się tym zajmuje. Chodzi o to, że ja już naprawdę nie wiem..
- Tak, tak – wtrącił się Ratliff, dość szybkim krokiem odchodząc od blondyna. – Yy.. później pogadamy, Ross – dodał, wbiegając po schodach na górę.
- Ratliff.. – westchnął po cichu Ross, nie mogąc znieść, że kolejna osoba go zostawiła. Przez moment dosłownie zebrały mu się w oczach łzy. W ostateczności wyciągnął z kieszeni komórkę i postanowił zadzwonić do Cassidy, wiedząc, iż ona na pewno znajdzie dla niego trochę czasu.

***- Słucham? – odebrała po kilku sygnałach.
- Hej, kotku – uśmiechnął się, gdy tylko usłyszał głos ukochanej. – Co robisz? – zapytał, siadłszy na kanapie.
- Siedzę z mamą i tym jej gachem. Przylazł tu i teraz jestem zmuszona z nimi siedzieć i udawać szczęśliwą – odpowiedziała z niezadowoleniem.
- Aż tak źle? – zaśmiał się blondas.
- Tak. Nie wiem czemu, ale jakoś go nie lubię. A jak by tego brakowało, zaraz ma przyjść jego syn – westchnęła ciężko siedemnastolatka.
- Przyjdź do mnie – zaproponował zachęcająco.
- Chciałabym – uśmiechnęła się. – Na szczęście jest ze mną Em.
- Dobre i tyle – zaśmiał się Ross. – Wiesz, że nie mogę zapomnieć o tym, co robiliśmy – powiedział, zmysłowo zmieniając głos.
- Ja też, bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też. Zobaczymy się jeszcze dzisiaj? Nie mieliśmy zbyt wiele okazji, żeby pobyć we dwoje.
- Wiem.. Dzisiaj nie dam rady, bo zapewne oni prędko nie pójdą, ale jutro możemy – powiedziała z przekonaniem. – I teraz przepraszam, ale muszę już kończyć, bo mnie wołają. Papa, kocham cię. Później zadzwonię.
- Ehh.. Okej. Pa.. – westchnął, następnie zakańczając połączenie.***

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Nieco wcześniej w domu R5, po godzinie 13*

Kelly weszła do pokoiku, zamknąwszy za sobą drzwi i bezradnie rozłożyła się na łóżku. Sytuacja z Emily wciąż nie dawała jej spokoju. Z każdą chwilą rozmyślań, coraz bardziej obwiniała się ona za całe zajście. Może nie powinna była przyjmować oferty Ratliffa i poszukać sobie innego miejsca zamieszkania, zamiast pakować mu się do domu. Wtedy zapewne nie było by takich problemów i nieporozumień ze strony szesnastolatki.
Dziewczyna podniosła się z łóżka i włączyła laptopa. Po około półgodzinnym szperaniu w Internecie, podeszła do półki z ubraniami i bez pośpiechu zaczęła wyciągać z niej swoje ciuchy. Niespodziewanie do pokoiku weszła Rydel, a zauważywszy, że brunetka pakuje swe rzeczy do torby, od razu postanowiła zainterweniować.

- Co się dzieje? – zapytała, wyciągając z rąk przyjaciółki garstkę koszulek, po czym odłożyła je na łózko. – Czemu się pakujesz?
- Chyba najwyższa pora, żebym znalazła sobie jakieś mieszkanko – odpowiedziała brunetka, ponownie biorąc ubrania do ręki i pakując je do walizki.
- Nie, dlaczego? – zdziwiła się Rydel, wyciągając rzeczy rówieśniczki, nie pozwalając jej się zapakować.
- No bo ile można mieszkać u kogoś na garnuszku? Źle się z tym czuję – odpowiedziała, siadłszy na łóżku blondynki.
- Nie mieszkasz u nas na garnuszku. Przecież znamy się od wielu lat, a poza tym składasz się z nami na wszystko, co kupujemy – zwróciła uwagę Rydel, dosiadając się do przyjaciółki.
- Ale i tak.. Nie wiem, naprawdę mi dziwnie.
- Na pewno? Bo mi się wydaje, że chodzi o coś innego – analizowała blondynka, nie dając się przekonać słowom dziewczyny.
- Na pewno – uśmiechnęła się Kelly, kontynuując pakowanie ubrań.
- Pokłóciłaś się z Ellem? – zapytała, kucnąwszy przy przyjaciółce.
- Nie, no coś ty – odpowiedziała jednoznacznie i z przekonaniem.
- Więc o co chodzi? – dociekała Rydel. Była ona doprawdy ciekawską osobą, więc gdy coś ją zaintrygowało, nie odpuszczała, dopóki nie dowiedziała się prawdy.
- O nic – rzuciła krótko, zerkając w oczy rówieśniczki. Po chwili spoglądania się w nią łzy zaczęły napływać do jej oczu, więc odwróciła głowę przeciwnym kierunku, nie dając nie po sobie poznać.
- O nic, jasne. I dlatego płaczesz, tak? – burknęła Rydel, objąwszy mocno Voosen. Nie mówiąc nic, pozwoliła, by się trochę wypłakała przed dalszą częścią wywiadu, którego mimo wszystko nie zamierzała odpuścić. Wkrótce rozległo się ciche pukanie, poprzedzające wejście Rossa.
- Wow, co się stało? – zapytał, zauważywszy zapłakaną brunetkę w ramionach siostry.
- Ross, idź sobie – odezwała się Delly, wyraźnie nie chcąc stawiać przyjaciółki w niekomfortowej sytuacji. Przecież nikt nie lubi, gdy wszyscy się na niego gapią w takiej sytuacji.
- Ale chcę wiedzieć o co..
- Później porozmawiamy – przerwała chłopakowi, dając mu do zrozumienia, aby od razu opuścił pomieszczenie. Blondyn bez żadnego więcej słowa, postąpił zgodnie z wolą dorosłej.
- Dzięki, nie chcę w to wszystkich mieszać – odezwała się Kelly, pociągając nosem.
- Spoko, ale mnie akurat masz w to wmieszać – odpowiedziała Rydel, powtórnie próbując wyciągnąć z przyjaciółki jakieś informacje.
- Nie widzę takiej potrzeby, Rydel. Doceniam to, że chcesz mi pomóc, ale choćby nie wiem co, nie powiem ci. Przepraszam.
- Mogłabym ci jakoś pomóc, jestem twoją przyjaciółką – nalegała.
- Wiem, ale ja nie potrzebuję pomocy. Nic takiego się nie stało, naprawdę. Po prostu jestem trochę zbyt emocjonalna – zaśmiała się Kelly, ocierając z policzków łzy, które wciąż co jakiś czas wypływały z jej oczu.
- Niech ci będzie, ale nie pozwalam ci się stąd wynieść. Nie w takim momencie. Wyciągaj te ciuchy – podeszła do torby dziewczyny, po czym zaczęła ją rozpakowywać.
- Delly, proszę cię.. – przerwała jej Kelly.
- Ja ciebie też.
- Co się stało? Ross mówił, że płakałaś – wtrącił się Ellington, który zupełnie bezszelestnie wtargnął do pokoju dziewczyn.
- No jeszcze ciebie mi tu brakowało – westchnęła niezadowolona brunetka.
- I bardzo dobrze, że przyszedł. Może on coś z ciebie wyciągnie. Zostawiam was – odparła Rydel, odchodząc od przyjaciółki. – A ty.. – skierowała do Ratliffa. - ..jeśli nie przekonasz jej, że ma tutaj zostać, to zarobisz porządnego kopa – zagroziła z uśmiechem i wyszła. Brunet  pociągnął za nią wzrokiem, a następnie zbliżył się do drugiej przyjaciółki.
- Płaczesz, chcesz się wyprowadzić.. O co biega? – zapytał Ell, podtrzymując przesłuchania Rydel.
- O nic. Czy nie możecie po prostu odpuścić? Jest okej, chcę tylko znaleźć sobie jakieś mieszkanie, a nie ciągle siedzieć na waszym – powiedziała, starając się przekonać dwudziestolatka.
- I dlatego płakałaś? Kelly, znam cię jak nikt inny. Nie widziałem cię przez rok, czego strasznie żałuję, ale wciąż potrafię rozpoznać, kiedy kłamiesz i kiedy coś jest nie tak. Więc teraz w tej chwili masz powiedzieć, co się stało. Chcę ci pomóc, jestem twoim przyjacielem – wypowiedział się stanowczym, donośnym tonem Ellington. Poza tym, że znał on brunetkę na tyle dobrze, że doskonale wiedział, kiedy coś ukrywa, dziewczyna nie była zbyt dobrym kłamcą, zatem nie trudno było zauważyć, kiedy mija się z prawdą.
- Nie powiem ci, więc skończ – rzuciła. Rzeczywiście kłamczucha była z niej marna, jednak uparta jak mało kto.
- Czy to ma coś wspólnego z Emily? – zapytał, zupełnie jakby czytał dziewczynie w myślach.
- Nie – odparła krótko.
- Kłamiesz.
- Nie, nie kłamię – twardo stała przy swoim. Nie chciała się ‘’skarżyć’’ z głupich, dziecinnych kłótni. W końcu nie ma już pięciu lat. Poza tym Ell mógłby się wściec i uznać, że dziewczyna kłamie, bądź, co według Kelly było mniej prawdopodobne, mógłby niepotrzebnie pokłócić się z siedemnastolatką.
- Spójrz mi w oczy i to powtórz – rozkazał, chwytając dziewczynę delikatnie za policzki tak, by patrzyła mu w oczy. Nie odezwała się nawet słowem. Od razu odchyliła głowę w przeciwnym kierunku. – Co ci powiedziała?
- To nie twój interes, Ratliff – wycedziła, chcąc ukryć prawdę.
- Owszem, mój. Powiedz mi, porozmawiam z nią o tym – odezwał się nieco spokojniej, jednak wciąż w sposób zdecydowany.
- Powiedziałam nie i zdania nie zmienię. Skończ drążyć temat – burzyła się brunetka.
- Dobrze, więc sam się jej o to zapytam! Pasuje? – krzyknął Ratliff, będąc coraz bardziej zdeterminowanym całym zajściem.
- Po cholerę?! Daj spokój tej dziewczynie! Czemu to cię tak bardzo interesuje?! Dlaczego nie możesz odpuścić?!
- Interesuje mnie, bo mi na tobie zależy! – wyrzucił się siebie, wprawiając brunetkę w osłupienie. Momentalnie zaniemówiła. – Nie mogę znieść tego widoku! Nie mogę patrzeć jak płaczesz i jak jesteś smutna! I nie mogę pozwolić, żeby ktoś cię krzywdził! Czuję się jak kompletny idiota, że pozwoliłem, aby kontakt zupełnie nam się urwał.. Ale myślałem, że tak będzie lepiej. I dla mnie i dla ciebie. Myślałem, że zapomnę – wyspowiadał się początkowo donośnie, jednak z każdym słowem coraz spokojniej, stojąc nieopodal brunetki i nieustannie wpatrując się w nią. Stali przez moment w milczeniu. – Byłaś dla mnie najważniejsza.. – wydukał, opuszczając pokój, zatrzaskując za sobą głośno drzwi. – Jesteś.. – powiedział szeptem do siebie, obierając drogę na dół. Założył buty i bluzę, po czym wyszedł z domu.  

_________________________________

Hej!
Oto obiecany rozdział. :) Jakże emocjonujący.


A teraz kilka pytań do Was:
1. Co uważacie o zachowaniu Rikera wobec Rossa? 
2. Jak byście się czuli na miejscu Rossa?
3. Czy Kelly słusznie postępuje, chcąc się wyprowadzić i broniąc Emily?
4. Co uważacie o wyznaniach Ellingtona?
5. Jak po tym wszystkim zmienią się relacje Emily, Ratliffa i Kelly?




~DarkAngel <3

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 92: Here we go again.

*Dom R5*
Nazajutrz najwcześniej z domowników wstała, rzecz jasna, żeńska część towarzystwa. Jako pierwsza Kelly, nieco później Lexie i Emily. Chłopcy natomiast gnili jak gdyby nigdy nic w łóżkach, zatem dziewczyny postanowiły przygotować im małą niespodziankę i zorganizować śniadanie. Z taką inicjatywą wyszła najstarsza z dziewczyn, chcąc trochę załagodzić sytuację między młodszymi koleżankami, które od samego rana nie odezwały się do siebie ani słowem. Kelly niemalże od razu się zgodziła, Emily natomiast, chwilę pokręciła nosem, jednak ostatecznie również się zgodziła. 
Postanowiły przygotować coś zwyczajnego, tradycyjnego, bez żadnych niestworzonych wymysłów. Przecież liczy się dobry gest, a chłopcy na pewno będą równie zadowoleni. Poprzestały zatem na jajkach na bekonie i tostach. 
Gdy tylko zdążyły rozstawić naczynia i prowiant na stole, chłopcy, a właściwie to już mężczyźni, zjawili się. Nie można zaprzeczyć, że widok śniadania, czekającego na stole, pozytywnie ich zaskoczył.

- No nieźle – uśmiechnął się Rocky, spoglądając na smakowicie zastawiony stół.
- Dziewczyny się postarały – przyznał Riker i bez zwlekania zasiadł z kolegami do posiłku.
- Miłe przywitanie? – zapytała blondynka, stając przy brzegu stołu.
- Najlepsze – odpowiedział z pełną buzią Ellington.
- Proszę dziękować tej pani, to był jej pomysł – powiedziała z zadowoleniem Kelly, obejmując w pasie Lexie.
- Ale wykonanie wspólne – odparł do brunetki uśmiechnięty Riker. – Wy nie jecie?
- Jemy, jemy – odpowiedziała Emily, a następnie razem z dziewczynami dosiadły się do chłopaków. 


Rozmowa przebiegała przyjaciołom dość przyjemnie i praktycznie cały czas towarzyszyło im rozbawienie, gdyż chłopcy co rusz prześcigali się w opowiadaniu kawałów. Najlepiej wychodziło to Ratliffowi, jako iż to on miał największy talent komediowy. Niemniej jednak pozostali chłopcy również dobrze sobie radzili i nie mieli problemu w rozbawieniu towarzystwa. Śmiechom nie było końca, do momentu, gdy Rocky nieumyślnie strącił talerz Emily wprost na jej koszulkę. Tragedii nie było, jednakże znajdowały się na nim resztki jajek, które wylądowały na ubraniu brunetki.


- Ups – zaśmiał się pod nosem dziewiętnastolatek. – Wybacz.
- Ale jaja – skomentował Ellington. – Czaicie? – zapytał z uśmieszkiem. Riker wyciągnął rękę i przybił kumplowi żółwika.
- Ha, ha, zabawne – mruknęła nastolatka, podnosząc się od stołu. Ratliff słodko się uśmiechnął i posłał jej buziaka.
- Serio przepraszam – odparł Rocky, spoglądając na koleżankę.
- Spoko, nic się nie stało – uśmiechnęła się brunetka. – Pójdę do łazienki i nie będzie śladu – ruszyła w stronę schodów, prowadzących na górne piętro.
- Umm.. Pomogę ci – zaoferowała się Kelly, zmierzając za nastolatką.


Zdawać by się mogło, że młodsza nie usłyszała propozycji Voosen, gdyż nawet tego nie skomentowała. Udała się do łazienki, zupełnie nie zwracając na znajomą uwagi. Dopiero, gdy dwudziestolatka zapukała do drzwi, po czym powolnym krokiem weszła do środka, spojrzała na nią i się odezwała.


- Po co tu przyszłaś? – zapytała Emily, sięgając z umywalki gąbeczkę.
- Chciałam ci pomóc – odpowiedziała Kelly, podchodząc bliżej nastolatki.
- Uważasz, że nie potrafię wyczyścić bluzki? – siedemnastolatka spojrzała zbulwersowana na towarzyszkę.
- Nie, nie o to mi chodziło.. – odparła zmieszana. – Po prostu chciałam być miła i uznałam, że to dobra okazja, aby nieco załagodzić nasze relacje. Ellington na pewno by się ucieszył.
- Wiem lepiej co cieszy Ellingtona. I najlepiej by było, gdybyś w ogóle się stąd usunęła. Myślisz, że jestem idiotką? Tylko udajesz taką miłą, żeby mu się przypodobać, żeby myślał, że ty jesteś taka.. wspaniała, a ja tylko wiecznie mam jakieś problemy, tak? W takim razie uświadom sobie, że trafiłaś na niewłaściwą osobę. Odczep się od Ratliffa i zniknij z naszego życia najszybciej jak się da, zamiast niszczyć nasz związek. On i tak będzie po mojej stronie. Skończ to – powiedziała stanowczo wzburzona Emily, wprawiając dwudziestolatkę w osłupienie. Następnie opuściła pomieszczenie i wróciła do reszty towarzystwa, w ogóle nie dając po sobie poznać, co miało miejsce przed kilkoma minutami.


Kelly stała jak wryta przez dłuższy moment, kompletnie nie wiedząc jak zareagować. Zamknęła drzwi od środka, a łzy same zaczęły napływać jej do oczu. Z reguły nie zwraca uwagi na słowa innych i nie daje ze sobą w ten sposób postępować. Tym razem jednak nie wytrzymała i emocje wzięły nad nią kontrolę. Słowa siedemnastolatki tak bardzo ją dotknęły, że aż się zanosiła, byle tylko się nie rozpłakać. Przecież ona nic takiego nie zrobiła, a została tak potraktowana. Została oskarżona o coś, czego wcale nie miała w zamiarze zrobić, wręcz przeciwnie. Jej intencje wobec nastolatki były doprawdy dobre i jedyne na czym jej zależało, to zburzenie tej okropnej niechęci między nimi. A Ellington.. Jego traktowała jedynie jak przyjaciela. Fakt, był dla niej kimś bardzo ważnym, ale cieszyła się tym, że jest on szczęśliwy z kimś innym. W życiu nie zabrała by się za zajętego faceta, ani tym bardziej nie próbowałaby rozbić jego związku.


– Wróciłam – uśmiechnęła się Emily, siadając obok ukochanego.
- A Kelly? – zapytał zaciekawiony nieobecnością przyjaciółki.
- Zaraz przyjdzie, jest w łazience. Poprawia włosy czy coś – odpowiedziała, po czym cmoknęła bruneta.
- A to za co? – zaśmiał się Ell.
- Za nic. Kocham cię – powiedziała, raz jeszcze składając na jego ustach pocałunek. Tym razem jednak bardziej namiętny.
- Już jestem – oznajmiła dwudziestolatka, wchodząc do pokoiku. – Coś mnie ominęło? – zapytała, starając się stworzyć wrażenie zadowolonej.
- Jedynie pokazy czułości.. – przekręcił oczami Riker, którego od pewnego czasu prześladował ‘’syndrom singla”.
- Widzę właśnie – odparła, spoglądając na Ratliffa i Emi, której uśmiech mówił sam za siebie. Dwudziestolatek zerknął na nią speszonym wzrokiem, a następnie od razu spuścił głowę w dół.
- Nie ma nic lepszego niż siedzieć samotnie przy stole z dwiema parami zakochańców – westchnął niezadowolony Riker. – Pociesza mnie jednak fakt, że nie jestem jedyny w tej rodzinie – dodał z wyrazem zadowolenia.
- Tak bardzo zdesperowany, co bracie? – szturchnął starszego Rocky. Ten spojrzał na niego groźnym wzrokiem. – Umm.. Więc jak tam poszło wam w łazience? – zapytał brunetki, zmieniając temat. – Obie jesteście w jednym kawałku, uśmiechnięte, więc chyba nie tak źle?
- Nieee, jest okej, prawda? – odpowiedziała z uśmiechem Emily, zerkając na starszą. Kelly spojrzała na Ellingtona, a następnie ponownie wróciła wzrokiem do siedemnastolatki.
- Tak, jakoś udało nam się.. Jest okej – odpowiedziała nieszczerze uśmiechając się. Nie chciała pokazywać przy wszystkich, że coś jest nie tak. Tym bardziej nie zamierzała nikomu mówić, co wydarzyło się na górze. Wiedziała, że wtedy wszystko wskazywałoby na to, że niby rzeczywiście chce podłożyć młodszej świnie.
- Ooo cieszę się, że w końcu się dogadałyście – powiedział triumfalnie Ellington, będąc wyraźnie zadowolonym. Zależało mu, aby dziewczyny się dogadały, gdyż każda z nich była dla niego ważna. 


Młodzież chwilę jeszcze podyskutowała, aż wreszcie zdecydowali się zrobić porządek po śniadaniu. Tradycyjnie nastąpił podział obowiązków. Tym razem znoszeniem naczyń zajął się Rocky z Kelly, zmywaniem Emily z Lexie, natomiast odkurzeniem Riker z Ellingtonem. Po skończonych czynnościach powoli zaczynali rozchodzić się w swoje strony. Dziewiętnastolatek z dziewczyną wyszli na spacer, Em poprosiła Ratliffa, by odprowadził ją do domu, zatem w mieszkaniu pozostali jedynie Riker oraz Kelly, którzy również z czasem porozdzielali się po swoich pokojach.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Hotel Suzie’s*

Rydel i Cassidy obudziły się mniej więcej w tym samym czasie, około godziny dwunastej. Nie była to zbyt wczesna pora, aczkolwiek zasnęły one grubo po szóstej, zatem miały prawo pospać trochę dłużej.
Po przebudzeniu około pół godziny leżały jeszcze w łóżku, dyskutując o swoich snach i różnych innych pierdołach. Powylegiwałyby zapewne dłużej, gdyby nie przypomniało im się o chłopcach, których wczoraj zostawiły na pastwę losu. 


- Wiesz, chyba powinnyśmy sprawdzić co u chłopaków – od
ezwała się Rydel, opierając się na łokciu i patrząc na blondynkę.
- Ojejku! Kompletnie o nich zapomniałam! – rzuciła Cassidy, wstając z łózka. – W sumie to w nocy ich jakoś nie słyszałam. Trochę się obawiam, że mam w salonie rzeź – zaśmiała się, zakładając kapciuszki.
- To nie jest zabawne, oni naprawdę są zbyt cicho – powiedziała Delly, podchodząc szybko do drzwi, po czym od razu je otworzyła i weszła do salonu. Nie spostrzegając żadnego z nich sprawdziła jeszcze w drugim pokoiku, jednak tam również ich nie zastała. – Nie ma ich – odparła lekko oburzona.
- Możee.. Nie chcieli mi zakrwawić dywanu – wyszła z pewną sugestią młodsza.
- Tak, albo poszli do Luci – rzekła bardziej racjonalnie dwudziestolatka.
- Pf, moja opcja też jest możliwa.. – rzuciła pewnie blondynka, następnie wychodząc ze starszą z mieszkania. Chwilę później znalazły się przed drzwiami do apartamentu Włocha. Siedemnastolatka wyciągnęła z kieszeni kartę, którą następnie bezproblemowo otworzyła wejście.
- Masz kartę do jego pokoju? – zdziwiła się dorosła.
- Tak, on też ma do mojego – odpowiedziała siedemnastolatka, wchodząc do środka. Od razu chwyciła przyjaciółkę za bluzkę i przyciągnęła do siebie. – Nie żyją – powiedziała, patrząc na nią.
- Albo się upili i teraz śpią – stwierdziła brązowooka, pukając młodszą w głowę, wskazując drugą ręką na stół, na którym stały dwie puste butelki po alkoholu. Na kanapie przy stole leżeli natomiast dwa zaginieni. Dosłownie jeden przy drugim. Można by nawet powiedzieć, że po części jeden NA drugim.
-Po dłuższym namyśle stwierdzam, że to też jest jakaś opcja – pokiwała głową młodsza, następnie podchodząc do śpiącej dwójki z zamiarem obudzenia ich.
- Poczekaj! – krzyknęła szeptem (genialne, DarkAngel, genialne..) starsza, wyciągając z tylnej kieszeni komórkę. – Ja muszę zrobić zdjęcie. Nigdy nie wiadomo, kiedy ten mały gnom zalezie mi za skórę, a ja będę potrzebowała go trochę poszantażować – oznajmiła przebiegle, następnie strzelając chłopcom kilka zdjęć.
- Jesteś podła – powiedziała krótko Cassy. – Wyślesz mi je później – uśmiechnęła się podstępnie, a następnie kilkakrotnie szturchnęła nastolatków. Obydwaj po chwili powolnie otworzyli oczy i przeciągli się, jednak byli tak zaspani, że nawet nie zwrócili zbytniej uwagi na swoją wzajemną bliskość. Dziewczyny wymieniły się spojrzeniami. – Uhm.. Bardzo się cieszę, że się dogadaliście, ale nie do końca rozumiem wasze namiętne uściski.. Trochę mnie ten widok peszy – zwróciła się do nich Cassidy, widząc, że nic z tym nie robią.
- Coooo? – wyjąkał przez zaspany głos Luca, w dalszej kolejności wymieniając się z leżącym na nim Rossem spojrzeniami. Obaj chwile na siebie popatrzyli, a wraz z momentem przeanalizowania całej sytuacji, od razu gwałtownie podnieśli się z sofy.
- Widzę, że noc się udała – zaśmiała się Rydel.
- Słyszałeś coś, mój drogi przyjacielu? – zapytał bruneta Ross, rozglądając się po pokoju.
- Hmm.. Nie, amico mio (mój przyjacielu) – odpowiedział  z pewnością Włoch. – Wiesz, chyba napiję się herbaty, chcesz też? – zapytał, udając się w stronę kuchni.
- Si – odpowiedział Ross. – Pomogę ci, kumplu – dodał, idąc za starszym.
- Dobraaa, o co chodzi? – spytała zdezorientowana Rydel, opierając się o blat w kuchni.
- Zwykłą czy owocową? – Luca wyciągnął z szafki dwa pudełka, następnie pokazując je młodszemu.
- A zrobię wyjątek, niech będzie owocowa. Zaszaleję – zaśmiał się blondyn.
- Możecie nam wyjaśnić o co wam na litość boską chodzi? – wtrąciła się Cassy, widząc jak chłopcy zupełnie nie zwracają na nie uwagi.
- Idźcie stąd sobie, przeszkadzacie nam w naszych męskich rozmowach – rzucił Luca, naśladując ton dziewczyn sprzed zeszłej nocy.
- Uh, właśnie – przytaknął Ross. – Mamy dzisiaj męski dzień. W ogóle wiesz co, Luca, kupiłem sobie tą nową grę.
- Outlasta?
- Tak! Jeszcze nawet nie miałem okazji, żeby pograć – odpowiedział. Dziewczyny stały w miejscu i bacznie przyglądały się chłopakom.
- Ależ wy jesteście głupi – skomentowała Delly.
- Jeszcze tu jesteście? – rzucił w ich kierunku Ross.
- Ah tak? Jesteś pewien, że chcesz w to grać, Ross? Naprawdę? – odezwała się do niego Cassidy.
- Umm.. Ugh.. Nie – odpowiedział zrezygnowany, po czym podszedł do siedemnastolatki i mocno ją przytulił. – Kochaj mnie.
- A co z męską solidarnością?! – oburzył się Włoch.
- Wybacz, bracie. Lepiej się poddać, póki mamy okazję – powiedział blondas, kładąc rękę na ramieniu bruneta.
- Babbeo! (frajer!) – odparł na to Włoch.
- Nie wiem, co powiedziałeś.. ale to odwołaj – rzucił wzburzony blondyn.
- Zmuś mnie – wzruszył ramionami dwudziestolatek.
- Ah tak?
- Chłopcy! Dość! – wtrąciła się Rydel. – Jeszcze chwilę temu obściskiwaliście się na kanapie, a teraz znów się kłócicie? – westchnęła.
- Nie kłócimy się, tylko droczymy – sprostował z uśmiechem Luca.
- Właśnie, okazało się, że mamy z Lucą wiele wspólnego. Chociażby samo to, że jego nazwisko jest prawie takie samo jak moje imię. Mega! – powiedział podekscytowany, przybijając brunetowi żółwika.

___________________________


Hej! 
Kolejny rozdział, przybliżający nas do końca opowiadania. :')


Tradycyjnie kilka pytań do Was:
1. Co uważacie o zachowaniu Emily?
2. Jak myślicie, czy sytuacja zaistniała między Em i Kelly wyjdzie na jaw?
3. A jak zachowa po tym wszystkim Kelly?
4. A jak Wam się podobają nowe relacje Luci i Rossa? Myślicie, że mogą być z nich dobrzy przyjaciele czy raczej nie?


Odpowiedzi w komentarzach.



~DarkAngel <3

Template by Elmo