piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 24: The end of holidays.

Blondyn niezwłocznie udał się do samochodu, aby jak najszybciej znaleźć się w hotelu Suzie. Po dziesięciu minutach był już na miejscu. Wysiadł z auta i pobiegł do pokoju przyjaciółek. Zapukał raz, drugi, trzeci - nic, złapał za klamkę - zamknięte. Momentalnie zrobiło mu się gorąco ,,Czyżby Kaitlyn mówiła prawdę?" pomyślał, kierując się do recepcji. Tam napotkał Suzie.

- Dzień dobry! Gdzie są dziewczyny?! - spytał nerwowo.
- Cześć, Ross. Ee.. Wyjechały już. - oznajmiła zdziwiona rudowłosa.
- Dawno temu?
- Samolot powinien odlecieć - spojrzała na zegarek - dobre pół godziny temu.
- Dziękuję. - odparł zawiedziony, a następnie opuścił budynek i ruszył do domu. - Cześć wszystkim. - przywitał się z rodzeństwem, opadając na kanapę w salonie.
- Hej. Co się dzieje? - spytała zatroskana siostra.
- Wiecie, że Cassy wyjechała? - wydukał z boleścią.
- Taak, jasne. Byliśmy je odwieźć na lotnisko. - odparł Ell.
- Słucham?! Wiedzieliście o tym i nawet nie raczyliście mi powiedzieć?! - zdenerwował się chłopiec.
- A co mieliśmy ci mówić? Przecież ty jesteś zbyt zajęty tą lafiryndą! Ahh.. przepraszam, przecież dla ciebie ona jest idealna. - zaczęła Rydel.
- Tak. Od samego początku zachwycasz się nią, a na nic więcej nie starcza ci czasu. Wydajesz na nią majątek, a ona ma to gdzieś. - dodał Riker.
- Może zamiast wiecznie wytykać mi błędy, choć raz byście zapytali się mnie, jak ja się z tym wszystkim czuję?! - mówił z zaszklonymi oczami. - I wiecie co?! W tym momencie czuję się fatalnie, bo zerwałem z dziewczyną, a moja przyjaciółka wyjechała! Ale was to nie obchodzi! Liczy się tylko to, co ja źle zrobiłem! - wykrzyczał do rodzeństwa i pobiegł do swego pokoju. Zaraz za nim ruszyła Rydel.
- Nie. Ja z nim porozmawiam. - zatrzymał dziewczynę Riker.
- Jesteś pewien?
- Tak, to mój młodszy braciszek. - zaśmiał się i skierował do brata. - Hej, mogę wejść? - zapytał.
- Nie! - odpowiedział blondynek.
- I co z tego, i tak wejdę. - uśmiechnął się i usiadł koło Rossa. - Co się dzieje, o co chodzi?
- Interesuje cię to? I tak jak ci opowiem, to zaczniesz mi zaraz mówić, gdzie to ja popełniłem błędy. - rzekł obojętnie.
- No oczywiście, że tak. Jestem twoim starszym bratem, od tego właśnie jestem. - szturchnął delikatnie młodszego, wymieniając między sobą uśmieszki. - No już, gadaj, co się dzieje.
- Wszystko się pieprzy. - rzekł krótko.
- A co konkretnie?
- Ahh.. wszystko. Ty i Cassy, ja i Kaitlyn, po prostu wszystko. - wypowiedział z przygnębieniem.
- A co mam do tego ja i Cassy? - spytał podejrzliwie brat.
- Jak to co? Pomyśl. Nie mogę znieść myśli, że jesteście razem. Powinienem się cieszyć waszym szczęściem, bo ty jesteś moim bratem, a ona przyjaciółką, ale ja nie potrafię. Wręcz przeciwnie, jest mi z tym coraz gorzej. Gdy tylko słyszę lub widzę was razem, to zastanawiam się,  'dlaczego?' 'dlaczego on, a nie ja?'. Ale tak na prawdę ja doskonale znam odpowiedź. Bo ją zraniłem. Nie raz, nie dwa, tylko wciąż ją ranię. A ty? Ty nigdy jej nie sprawiłeś przykrości, przy tobie może zapomnieć o tych wszystkich złych chwilach spędzonych ze mną. - z jego oczu wypłynęła łza. - Zapewne już teraz jesteś na mnie wściekły, że mówię tak o twojej dziewczynie, ale jest jeszcze coś, co muszę ci powiedzieć, choć za to mnie pewnie znienawidzisz. Ostatnio ja i Cassy prawie się pocałowaliśmy. Ale to nie ona tego chciała, tylko ja. Odepchnęła mnie i to właśnie dlatego wyjechała. Pewnie ma już mnie dosyć, a im więcej czasu spędzała niedaleko mnie, tym bardziej była wściekła. Zrozumiem, jeśli mnie teraz znienawidziłeś, ale ja musiałem ci to powiedzieć. - wyrecytował w stronę Rikera. Starszy siedział w ciszy, wpatrując się w ścianę. Nie wiedział, co w tej sytuacji powiedzieć. Przez dłuższą chwilę nie mówił nic.
- Ee.. Zatkało mnie. - odparł. - Nie.., nie wiem. To, to jest takie, takie dziwne. - jąkał się. - Kochasz ją? - spytał.
- Umm.. - zamyślił się. - zakończmy ten temat. To już i tak nic nie zmieni. Po pierwsze wyjechała, po drugie jest z tobą.
- Ołł.. Okej. - wypowiedział Riker. - A co z Kaitlyn?
- Zerwałem z nią. - odparł Ross.
- Serio? To świetnie.
- Wcale, że nie. Była okropna, ale ją kochałem.
- A co się stało?
- Pojechałam do niej i zastałem ją pół nagą, obściskującą się z jakimś kolesiem. Słyszałem też, jak rozmawiali o tym, że jest ze mną tylko dla kasy. Ja nic dla niej nie znaczyłem, chciała się ze mną tylko zabawić. - opowiedział zupełnie obojętnie. - A teraz mów, na co czekasz?
- Co mam powiedzieć?
- Te wasze słynne "a nie mówiłem".
- Hah. - zaśmiał się Rik. - Nie tym razem, braciszku. Dobrze zrobiłeś. - uśmiechnął się i poczochrał chłopca po głowie


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Mieszkanie Cassidy*
- Ahh.. Nareszcie w domku! - uśmiechnęła się Cassidy, wkraczając wraz z matką i Emily do domu.
- Aż tak Ci było tęskno za tym miejscem? - zaśmiała się mama.
- No oczywiście, że tak. - powiedziała. - Choć w sumie, to u cioci też było w miarę fajnie, prawda Emi?
- Żartujesz sobie? Tam było rewelacyjnie. Plaża, zakupy, ahh.. te sklepy! Krótko mówiąc raj. - mówiła podekscytowana.
- Tak, masz rację. - stwierdziła Cassy.
- No to cieszę się, że wam się podobało. - uśmiechnęła się kobieta. - Możecie jeździć do Suzie w każde wakacje. Wiem, że dopiero przyjechałyście, ale ja muszę pojechać do biura.
- Nie ma sprawy.
- Dobrze, to na razie dziewczynki.
- Paa.. - odparły zgodnie.
- I co teraz? - spytała Cass.
- Jak to co? Ja mam zamiar się położyć i odpoczywać. - stwierdziła brunetka.
- Odpoczywać? Dopiero co siedziałyśmy 13 godzin w samolocie, a ty zamierzasz odpoczywać?! - zdziwiła się blondynka. - Nie ma mowy! Poróbmy coś.
- Niech Ci będzie, to może.. - w tym momencie zabrzmiał dzwonek telefonu. Emily odebrała.

**- Słucham?... Tak już jestem, właśnie weszłyśmy do domu... Ja też już tęsknie... Obiecujesz? ... To super, trzymam cię za słowo ... Paa, ja ciebie też.. - uśmiechnęła się i rozłączyła**


Brunetka nie zdążyła jeszcze schować telefonu, gdy zaczął on po raz kolejny dzwonić.


**- Tak? ... Oo. cześć.. ee.. poczekaj chwilę. - rzuciła do słuchawki, a następnie zamknęła się w łazience, co przykuło uwagę blondynki. - Mów, co tam? ... Sama nie wiem ... Niee ... Serio? ... To świetnie! Choć zarazem współczuję ci... Ale przecież każdy ci to tłumaczył. ... Raczej wątpię. ... Podejrzewam, że dopiero za rok. ... No wiesz, szkoła ee.. szkoła to jedyna przeszkoda. ... Niee! Nie dzwoń. ... Nie sądzę, żeby ją to ucieszyło. ... Tego to ja nie powiedziałam. ... Haha, nie wiem, nie wiem. ... Jesteś świetnym chłopakiem. - uśmiechnęła się. - ... Naprawdę. ... Zobaczymy, co z tego wyjdzie. ... Może kiedyś. ... Ehh. ... Muszę już kończyć, Cassy się dobija do łazienki. ... Dobrze, obiecuję. ... Tak, na pewno. ... Tak! Ile razy mam to jeszcze powtarzać? ... Papa, trzymaj się. ... Tak, ja też. ... Paa.**


- Z kim rozmawiałaś tyle czasu? - spytała blondynka.

- A coo?
- Nic, ale zamknęłaś się w łazience z telefonem na ponad 20 minut. - zauważyła.
- Ahh.. No tak. - zaśmiała się nerwowo. - To Ratliff.
- Ahaaaa... Okej. To co robimy?
- Ja bym obejrzała jakiś film. - uśmiechnęła się Emi.
- Zgoda.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Trzy i pół miesiąca później – 15 grudnia*
- Woohoo! Super koncert! - krzyczał zadowolony Rocky, po udanym występie.
- Taaaaaak! Piona! - wykrzyknął Ross.
- Sacramento rządzi! - cieszył się Riker, a następnie wskoczył na plecy Ellingtonowi.
- Yeeeah!! - wydarł się Ell, biegnąc z Rikerem "na barana".
- Haha! Spokojnie. - śmiała się wniebogłosy Rydel.
- Taak! Byliście świetni. - stwierdził Ryland.
- No oczywiście, że tak. - potwierdziła Ryd. - Gdzie teraz?
- Do Bakersfield! - oznajmił Rocky, łapiąc jednocześnie siostrę.
- Super! - zachichotał Ross, a następnie udał się do busa.
- Głodny jestem. – oznajmił wszystkich dookoła Rocky.
- Ty zawsze jesteś głodny. – dokuczyła siostra.
- Ja to bym zjadł pizze. – zaproponował Ryland.
- Taaak! Z pepperoni. – wyszczerzył zęby Ross.
- Niee! Z pieczarkami. – wykłócał się Ratliff.
- Pepperoni. – ciągnął Ross.
- Pieczarki. – dogadywał Ell.
- A nie może być i z tym i z tym?! – zdenerwował się Rocky.
- Zgoda! – wykrzyknęli zgodnie chłopcy.

Niespełna godzinę później dostawca przywiózł trzy duże pizze. Wszyscy zajadali się ze smakiem, do czasu, gdy w radiu zaczęła grać piosenka „Starship”. Momentalnie każdy z chłopców rzucił się do tańca, natomiast Rydel siedziała na kanapie , oglądając całe przedstawienie.

- Chodź Rydel do nas! – zawołał Rocky.
- No właśnie, chodź śliczna, ze mną nie zatańczysz? – zaśmiał się Ellington, przyciągając do siebie przyjaciółkę. Po chwili zadzwonił jej telefon, który dziewczyna od razu odebrała.

**- Słucham cię, skarbie? – przywitała się zadowolona i roześmiana.

- Hej, jak tam? – spytała Cassidy.
- Wszystko w porządku, a u ciebie? Jak się trzymasz?
- Jakoś lecie, ale wiesz, zdecydowanie wolałabym teraz być w Miami niż chodzić do tej durnej szkoły. – zaśmiała się blondynka.
- To przyjedź do nas, z miłą chęcią cię przyjmiemy. No bynajmniej ja, choć chłopcy zapewne też.
- Chciałabym, ale nie mogę sobie olać nauki. **

- Z kim rozmawiasz siostrzyczko?! – krzyknął Ross, rzucając się na dziewczynę. – Powiedz, że Ross mówi cześć! – wykrzyczał do telefonu.
- Spadaj! Rozmawiam z Cassy.
- Ooł.. – chłopiec momentalnie się uspokoił, a jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił.

**- Przepraszam cię, chłopacy się wygłupiają. – uśmiechnęła się Rydel.
- Nie ma sprawy. Co u Rossa? – spytała z lekkim strapieniem.
- W porządku, jakoś się trzyma, może chcesz z nim porozmawiać? – zaproponowała.
- Niee, niee. Nie mamy o czym. Zresztą kładę się już spać. Ehh.. Nie cierpię strefy czasowej. – uśmiechnęła się. – Dobranoc, paa. Pozdrów wszystkich.
- Jasne, nie ma sprawy. Dobranoc. Tęsknie za tobą.
- Ja też, ale spokojnie, na pewno spotkamy się w wakacje. – pocieszyła blondynka.
- Oczywiście. I pamiętaj, że nie pozwolę ci się wykręcić. – zachichotała Rydel.
- Nie mam zamiaru. Dobra, kończę bo wygadam całe pieniądze. Buźka.
- Papa.**
- Co u niej? – spytał Ross.
- Mówi, że w porządku, ma trochę dość szkoły, ale ogólnie jest dobrze. – odpowiedziała Ryd.
- Uhh.. – westchnął, wtuliwszy się w siostrę. – Kurcze Rydel. Tęsknie za nią. Tak cholernie tęsknie, że już nie wytrzymuję psychicznie. Momentami wszystko jest w porządku, a nagle znów jakaś dziwna fala i ponownie zaczynam o niej myśleć. Proszę cię, pomóż mi jakoś, zrób coś. - Ross zaczął wypłakiwać się do siostry.
- Ohh.. Ross. – objęła chłopaka. – Chciałabym ci jakoś pomóc, ale nie potrafię, uwierz.
- Wiem, ja tylko…. Muszę się komuś wygadać. – odparł, nie wypuszczając dziewczyny z objęć.
- Nie ma sprawy. Wiesz, że cię kocham. – uśmiechnęła się delikatnie, cmokając brata w policzek.
- Wiem, doskonale wiem. – odpowiedział uśmiechem i zerknął w stronę Rikera, który przyglądał się całej sytuacji.

___________________________________________________

Siema! :D
Dodaję kolejny rozdział, ale tym razem jest to na pewno ostatni w tym tygodniu (aż do przyszłego piątku/soboty), ponieważ :
1) Nie będę miała czasu - nauka -,-
2) Padł mi system w laptopie i wszystko będzie wgrywane na nowo, więc obecnie korzystam z laptopa rodziców.

Rozdział mam nadzieję, że się Wam podoba i sama nie wiem, czemu myślałam nad końcem opowiadania?! Przecież mam tyle pomysłów do dalszych wydarzeń i w dodatku wciąż dochodzą nowe.

I bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem.
A szczególnie bagietce, za jej dłuugą przemowę :P


DZIĘKUJĘ ZA PONAD 3000 WEJŚĆ !!! <3



~DarkAngel <3

czwartek, 29 listopada 2012

Rozdział 23: She fucking hates me and I love it.

- Hej Riker. - powiedział Ross, wchodząc do pokoju starszego brata.
- Siema. Co cię tu sprowadza? - odparł na przywitanie.
- Życie.. - wydukał smętny.
- Eee... dobra.., wiec mów o co chodzi.
- O Kaitlyn.. - zaczął.
- Yhyym.. - wykrztusił w znacząco niezadowolonym tonie.
- ... o Cassidy. - dodał po chwili.
- O Cassy? - zdziwił sie chłopak.
- Tak. Wiem, że to twoja dziewczyna, a ja jestem z Kait, ale..., ale, gdy jestem przy Cass, czuję się tak jakoś inaczej. - skierował blondyn w stronę Rikera.
- Amm... Po pierwsze, to ona wcale nie jest moją dziewczyną, a po drugie, to mam rozumieć, że lecisz na moją dziewczynę? - rzekł spokojnie Rik.
- Co?! To jesteście parą czy nie?
- Nie. Tak. Ahh.. Nie wiem. Niby tak, ale oficjalnie, to nie, więc nie wiem, co z tego wyjdzie. Zresztą nie mówmy teraz o tym. Mów, co mi chciałeś powiedzieć.
- Eee... Właściwie, to już nic. Dzięki za pomoc, bracie. - uśmiechnął się chłopiec, opuściwszy pokój najstarszego.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




** Oczami Rossa **
Ahh.. I co ja mam teraz zrobić? Przecież nie mogę powiedzieć Rikerowi, że prawie pocałowałem jego dziewczynę. No właśnie, jego dziewczynę?! Jego dziewczynę?! Dlaczego ona musi być JEGO dziewczyną?! Ze wszystkich facetów na Ziemi, ona musiała wybrać własnie TEGO?! Mojego brata?! Przecież ja nie mogę niczego robić z dziewczyną brata! A co z Kaitlyn? Jesteśmy parą od roku, ale... ehh... za dużo myślę.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Apartament dziewczyn*
- Cześć Emi. - odparła Cass, wchodząc do apartamentu
- Hej. Nie miałaś być u Rydel? Właśnie sie do was wybierałam.
- Wiem, byłam, ale już wróciłam. - ciągnęła stanowczo. Ruszyła do sypialni i kolejno wyciągała wszystkie swe rzeczy z półek, aby móc je pochować do torby.
- Co ty robisz? - spytała Emi, podchodząc do przyjaciółki.
- Pakuję się. Mama jest już w domu, więc wyjeżdżam stąd. - wyjaśniła.
- Tak nagle? Co się znów stało? Podejrzewam, że ponownie chodzi o Rossa.
- Chciał mnie pocałować. Powiedział, że czeka na to od dawna, ale ja go odepchnęłam.
- Dlaczego? - mówiła zaskoczona Emily. - Myślałam, że chcesz tego.
- Tak, ale nie w ten sposób. On jest z Kaitlyn.
- A nie pomyślałaś, że po tym by się wszystko zmieniło?
- Jasne! - krzyknęła sarkastycznie. - Chciał mnie pocałować tylko dlatego, że pokłócił się z dziewczyną!
- To wcale nie znaczy, że masz wyjeżdżać. - próbowała przekonać przyjaciółkę.
- Właśnie, że tak. Ja ehh.. ja się w nim zakochałam! Rozumiesz? Zakochała się w nim. - wypowiedziawszy te słowa, złapała głęboki oddech. - A im dłużej tu jestem, tym jest gorzej. Dopóki nie wrócę do domu i będę jak najdalej od niego, to mi nie przejdzie. - rzekła, wtulając się w przyjaciółkę.
- Ok, jeśli chcesz, możemy już jutro wylatywać. - uśmiechnęła się brunetka.
- A co z Ratliffem? Przeze mnie musicie się wcześniej rozstać. - zauważyła Cassidy.
- Nie szkodzi. I tak w końcu byśmy musieli. - posmutniała.
- Jak wam się układa? To już takie oficjalne? - zapytała Cassy.
- Z nim jest rewelacyjnie. Z nikim nie czuję się tak dobrze, nie licząc ciebie oczywiście. - zaśmiała się. - To najwspanialszy chłopak na świecie. Jest przesłodki i przezabawny.
- No, no. Nieźle Cię wzięło. - cieszyła się przyjaciółka.
- Chyba tak. - uśmiechnęła się Emi. - A już nigdy więcej możemy się nie spotkać.
- No chyba sobie żartujesz. Od czego jest skype i inne komunikatory? Z resztą, za rok tutaj wracamy, przyjedziesz razem ze mną, prawda? - zaproponowała blondynka.
- Oczywiście, że tak. - zadowolone przyjaciółki przytuliły się.
- O matko! - zerwała się Cassidy.
- Co?!
- Riker! Zapomniałam o Rikerze! - zauważyła, po czym niezwłocznie sięgnęła komórkę i zadzwoniła do niego.

** - Słucham? - odebrał chłopak.
- Hej. Co robisz?
- Leżę. Rozmawiałem dzisiaj z Rossem.
- Oo.. Jutro wyjeżdżam. - zmieniła temat.
- Co? Dlaczego? Masz jeszcze kilka dni. - słusznie zauważył.
- Wiem, ale mama wcześniej wróciła i tak jakoś wyszło.
- Nie chcę, żebyś leciała. - posmutniał.
- Muszę. - odparła. - A odwiózł byś mnie na lotnisko? - spytała.
- Jasne. O której mam jutro być?
- O dziewiątej.
- Dobrze, to pa, skarbie. - uśmiechnął się.
- Pa, eee.. - zawahała się na chwilę. - ... do jutra. - rozłączyła się. **


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



*Następny dzień, ranek*
Cassidy właśnie szykowała jedzenie na wyjazd, gdy ktoś zapukał do drzwi. Rzecz jasna, był to Riker. Dziewczyna otworzyła.
- Hej, skarbie. - rozłożył ręce na przywitanie, chcąc objąć nastolatkę, lecz ta się odsunęła.
- Spóźniłeś się dwie minuty. - zrobiła obrażoną minę.
- I co teraz? - zaśmiał się Rik.
- Poniesiesz karę.
- Jaką? - spytał niepewnie chłopak.
- Nie odstaniesz buziaka. - uśmiechnęła się i wytknęła chłopakowi język.
- To sam go sobie wezmę. - powiedział blondyn. Przyciągnął dziewczynę do siebie i nagle weszło jego rodzeństwo.
- O fee... Nie róbcie tak przy ludziach. - zażartował Rocky, wchodząc do pokoju ze skwaszoną miną. Zaraz za nim weszła Rydel i Ellington.
- Gdzie Emi? - spytał brunet.
- No tak, Emi. A ze mną to się już nie przywitasz. - zachichotała dziewczyna.
- Czeeeeść, Cassy! - odparł obejmując blondynkę. - Gdzie Emi? - zaśmiał się.
- W pokoju. Tylko bez szaleństw tam. - mrugnęła do Ellingtona. - Zjecie coś? - zaproponowała. 
- Nie, nie, nie jesteśmy głodni. - uśmiechnęła się Ryd.
- Mów za siebie. - wtrącił Rocky. - Ja bym coś zjadł.
- Okej. Zaraz ci coś dam. - Cassy zachichotała, po czym poszła do kuchni.
Każdy zjadł posiłek i zabrał wszystkie torby do samochodu. Dziewczynki przed odjazdem poszły pożegnać się z Suzie. Trwało to bardzo długo. Po godzinie grupka młodzieży znajdowała się już na lotnisku. Samolot miał odlatywać być o jedenastej dziesięć, czyli za dwadzieścia minut. Młodzież usiadła na ławce i zaczęła dyskusję.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Dom R5*
Ross siedział znudzony w domu. Krążył od jednego pokoju do drugiego. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić, gdzie ma się podziać. Od godziny próbuje dodzwonić się do Kaitlyn, lecz wciąż odzywa się poczta. Dlaczego nie odbiera tego cholernego telefonu? Może nie ma ochoty z nim rozmawiać? Ale przecie nic złego nie zrobił. ,,Może ma wyłączone dźwięki, albo wyszła z domu, zapominając telefonu" zastanawiał się chłopiec. ,,A może ktoś u niej jest?" przez głowę przechodziły mu najprzeróżniejsze myśli. Nigdy dotąd nie zastanawiał się, czy właśnie w tym momencie Kaitlyn go zdradza. Zawsze był pewien, że może jej zaufać, a teraz? Teraz sam już nie wiedział, co ma myśleć. Nie zwlekając dłużej, wziął kluczyki od auta i pojechał do swej dziewczyny. Nie był nadzwyczaj wściekły. Zachowywał się normalnie, spokojnie. Nie czuł niepewności, po prostu jechał. Co go podkusiło, żeby się do tego przyczynić? Zazdrość? Złość? Ciekawość? A może zwyczajna obojętność na to, co tam może zastać.
Piętnaście minut później był już na miejscu. Wysiadł z auta z miną pokerzysty i delikatnie zapukał do drzwi. Odezwała się głucha cisza, więc tak jak zawsze złapał za klamkę i wszedł do środka. Nikogo nie było. Postanowił wejść na górę, do pokoju ciemnowłosej. Podszedł do wejścia, lecz gdy miał wkroczyć usłyszał ze środka dwa głosy. Nie było to trudne, gdyż drzwi były lekko uchylone. Chłopiec postanowił podsłuchać. Oparł się o ścianę i wsłuchiwał w rozmowę. Zidentyfikował dwie osoby, chłopaka i dziewczynę.

- Nie spotykasz się dzisiaj z kochasiem? - spytał chłopak.
- Nie. Powoli zaczyna mi się nudzić. - zaśmiała się dziewczyna, siedząca okrakiem na koledze.
- Mam nadzieję.. Też mam już tego trochę dosyć. Jesteś tylko moja. - odparł całując dziewczynę w szyję.
- Wiem, misiu. Ale spokojnie, niech mi kupi jeszcze kilka błyskotek i będę cała twoja. - uśmiechnęła się uwodzicielsko.
- Całe szczęście, bo zaczynam już się denerwować tym, że robisz do niego takie maślane oczka.
- Nie przejmuj się. To tylko sponsor, kochanie. - powiedziała, gładząc policzek partnera. - Tutaj chodzi o pieniążki, misiu. Ale widzisz, jaką masz zdolną dziewczynę? Potrafi rozkochać w sobie każdego. - pokazała szyderczy uśmiech.
- Tak, tak. Tylko z tym nie przesadzaj. I tak nie mogę pojąć, czemu tak długo z nim kręcisz? Cholera jasna, to zbyt długo trwa. - zdenerwował się.
- Jak to dlaczego? Bo jest sławny i kasiasty? A w dodatku naiwny jak małe dziecko. Naprawdę, jeszcze troszkę się z nim zabawię i koniec, dobrze? - brązowooka zachichotała.
- Dobrze, niunia.
Ross siedział oparty o ścianę przy drzwiach i nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Jak ona może tak mówić? Po tym wszystkim, co razem przeszli ona mówi, że liczy się tylko jego kasa? A najgorsze jest to, że przez to wszystko może stracić Cassidy. ,,Niee.., tego już za wiele. A to suka. Nie pozwolę tak ze sobą pogrywać." pomyślał. Wstał, złapał głęboki oddech i wszedł do środka. Spojrzał na obściskującą się parę i zaczął bić brawa.
- No, no. Gratuluję udanego projektu z geografii, choć ponegocjowałbym, czy takie rzeczy, to raczej nie na biologię. - odparł spoglądając na Kaitlyn, siedzącą bez bluzki.
- Ross?! Co ty tu robisz?! - spytała dziewczyna, po czym w popłochu zeszła z partnera.
- Oglądam przedstawienie, nie widać? Przeleciałeś już ją, czy to będzie pierwszy raz? - rzucił uszczypliwie, w stronę chłopaka. Był tak zdenerwowany, że nie panował już nad słowami.
- Ross! To nie to, na co wygląda. - odparła Kait, zakładając koszulkę.
- Ohh.. Kaitlyn. Oboje wiemy, co tu się działo. Chcesz mi wmówić, że wcale nie zamierzaliście się zaraz.. - w tym momencie urwał i zaśmiał się kąśliwie. - ..pieprzyć.
- Masz rację, to dokładnie to na co wygląda. Choć nie, jednak nie. - zaczęła. Blondynek patrzył na nią z determinacją. - Pewnie sobie teraz myślisz, że cię z nim zdradziłam, ale to nieprawda. Tak właściwie, to można powiedzieć, że zdradzał go z tobą. - ciągnęła ze zwycięskim uśmieszkiem. - Z tobą byłam tylko dla pieniędzy, skarbie. - pogładziła chłopaka po głowie. - Byłeś tylko moją zabaweczką, która robiła to, czego sobie zażyczyłam. I wiesz co, masz bardzo mądre rodzeństwo. Od razu mnie przejrzeli. Szkoda, że nie wierzysz ludziom, którzy na prawdę cię kochają. A tak w ogóle, to ja sprowokowałam Cassy do uderzenia mnie. - mrugnęła. - Wszystko co ona ci powiedziała zapewne jest prawdą. Ale z ciebie dureń, że nie uwierzyłeś przyjaciółce, która na serio cię lubi. Kurcze, aż sama jestem w szoku, że chwyciłeś tę bajeczkę, jak to mnie ta słodka blondyneczka źle potraktowała. Jesteś troszkę zbyt naiwny, kochanie. Nie można patrzeć tylko na wygląd, mimo że u mnie miałeś na co popatrzeć. - szepnęła i objęła Rossa. Jednocześnie zbliżyła wargi do jego szyi i zaczęła go cmokać.

Blondyn przez chwilę był w zupełnym szoku. Nie wiedział, co ma robić, nie mógł wydusić ani jednego słowa. ,,Ross! Durniu! Co ty wyrabiasz?! Nie daj się znów takiej zołzie! Ocknij się!" myślał. W końcu odepchnął od siebie dziewczynę i złapał z całej siły za nadgarstki. Brunetka syknęła z bólu.

- Wykorzystujesz chłopaków dla swoich zachcianek. Pieprzysz się z nimi, a później spławiasz. Jesteś zwykłą zdzirą i już na zawsze nią pozostaniesz. - mówił spokojnym tonem, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Kaitlyn.
- Pieprzysz?! - zdenerwował się siedzący dotychczas na krześle chłopak.

- Nie mów tak! To nieprawda! - krzyknęła dziewczyna. Wyrwała rękę i z całej siły dała blondynowi "z liścia".
- Jak? Potrafisz tylko świecić dekoltem i nic więcej. Nie mogę uwierzyć, że kochałem kogoś takiego. - brązowooka po raz kolejny dała mu w twarz. - Auu.. - syknął łapiąc się delikatnie za policzek. - Kogoś, kto sypia kilkoma chłopakami na raz. - dodał. Kait po raz kolejny zamachnęła rękę, lecz w ostatniej chwili Ross zdążył ją złapać. - Nie tym razem, kochanie. Bawcie się dobrze. - mrugnął zwycięsko do obojga i ruszył do drzwi.
- Twoja suka już odleciała! - krzyknęła brązowooka. Chłopiec zatrzymał się na chwilę, aż skapitulował. Podszedł do dziewczyny i złapał ją za policzki, nie mocno, aczkolwiek widać było złość w jego oczach. - Dobrze słyszałeś. Twoja SUKA!
- Nie waż się tak o niej mówić! Jedyną osobą, którą można tak teraz nazwać jesteś ty! A ten twój chłopak, to prawdziwy twardziel. Nawet się nie ruszył, żeby ci pomóc.
- A co? Uderzysz mnie? - spytała twardo, lecz widać było jej strach.
- Słucham? Oczywiście, że nie. Nie mógłbym uderzyć dziewczyny. Nie ważne czy zasłużyła, czy nie. Zresztą o czym my rozmawiamy. Muszę ją dogonić.
- Nie ma szans, odleciała jakieś dwadzieścia minut temu. - powiedziała Kaitlyn, chcąc zamknąć za Rossem drzwi. Ten jednak zatrzymał je i spojrzał na stojącego z boku chłopaka.
- Dobrze słyszałeś, pieprzyliśmy się. A lepiej zapytaj, ile razy zrobiła mi laskę.. Nie potrafi do tylu doliczyć - rzucił na odchodne i zatrzasnął za sobą drzwi.


___________________________________________________________________


Siemka! <3
To już 23!! Ostatni? No właśnie, mamy pewną kwestię do omówienia. Opowiadanie miało się skończyć wraz z końcem wakacji - odlotem Emily i Cassidy, a co Wy na to? Kończymy, czy może ciągniemy dalej? Wszystko zależy od Was. Czy historia zakończy się na tym, że Cassy jest (?) z Rikerem, Emily z Ratliffem, a Ross zerwał z Kaitlyn. Czy piszemy ją dalej, a zakończenie będzie zupełnie inne? Proszę o wyrażenie swej opinii na ten temat.


~DarkAngel <3

środa, 28 listopada 2012

Rozdział 22: Just let me kiss you.

Cass leżała na łóżku w sypialni, myśląc o wydarzeniach sprzed ostatnich dwóch miesięcy. Jej rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Spojrzała na ekran myśląc, że będzie tam widniało "Ross", jednak była w błędzie. Dzwoniła jej mama.

*** - Cześć mamo. Co u ciebie? - spytała Cassy, odbierając.
- Hej słonko. Wszystko w porządku  właśnie wracam do domu. - odpowiedziała Katie. - Więc możecie się już z Emily pakować.
- Ju.. już? Dlaczego tak wcześnie? - pytała ze smutkiem w głosie.
- Tak, załatwiliśmy już wszystko, co było do załatwienia i pozwolili nam zjechać.
- Ahaa.. 
- Nie smuć się, jeśli chcecie, to zostańcie jeszcze te parę dni. - uśmiechnęła się kobieta.
- Serio?!
- Pewnie, że tak. Jesteś u Suzie, więc możesz u niej być, ile tylko chcesz. To znaczy do końca wakacji.
- To świetnie mamo, dzięki. Jesteś super. - powiedziała zadowolona dziewczyna.
- A co się stało, że chcesz jeszcze zostać? Przecież ty nawet nie miałaś chęci tam jechać.
- Noo wiem, ale jest rewelacyjnie. - zaśmiała się. - Z chęcią zostałabym tu jeszcze dłużej.
- A może poznałaś tam kogoś? - spytała znacząco, roześmiana Katie.
- Mamoooo. Czy ty zawsze musisz wprowadzić jakieś swoje dziwne wnioski? 
- A nie mam racji? Nikogo nie poznałaś? - dopytywała dalej.
- Owszem poznałam, ale to tylko znajomi.
- Ahh tak? Jak mają na imię ci znajomi?
- Rydel, Riker, Rocky, Ellington i... eehh.. muszę już kończyć, ktoś  próbuje się do mnie dodzwonić. Paa, kocham cię. - rozłączyła się, a na ekranie komórki od razu pojawiło się zdjęcie Rydel.
- Słucham? - odebrała. - Spoko... Jakoś leci... Nie, nie ma jej jeszcze. Chyba z Ratliffem wyszła.... Nie ma sprawy, mogę jutro wpaść. To o której?.... Okej.... Nie, nie będzie mi przeszkadzał. W tej chwili jest mi obojętny.... Pa, buźka.***


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Nad jeziorem*
- Co tu jest grane? - spytała zdezorientowana Emily.
- Też chciałbym wiedzieć. - dodał Ell.
- Dostaliśmy na waszą dwójkę zgłoszenie o wtargnięciu na teren jeziora. - oznajmił policjant.
- A przepraszam bardzo, od kiedy to kąpiel w jeziorze jest przestępstwem?! - denerwowała się brunetka.
- No właśnie. Pływam w jeziorach od lat i nigdy jeszcze nie musiałem się z tego tłumaczyć i tym razem też nie zamierzam. 
- Kąpiel w jeziorze publicznym to jedna sprawa, a w prywatnym druga. - mówił poważnie mundurowy.
- W prywatnym? Mam rozumieć, że jakiś nadęty pajac, kupił sobie jezioro? - wymachiwał rękoma Ellington. - Nie mógł kupić stawu, tylko jezioro?!
- To już nie ode mnie zależy. Proszę się wytrzeć i wsiąść do samochodu. Jedziemy na komisariat. 
- Nigdzie nie jedziemy! Nie macie podstaw, żeby nas tam zabrać. Pojadę dopiero, gdy zobaczę tutaj jakiś znak, że jest to teren prywatny! A jak na razie, to nic takiego tutaj nie widnieje, więc przykro mi, a właściwie to nie. Możecie sobie już jechać. - zakomunikował chłopiec.
- Czy taki znak panu wystarczy? - zapytał z nutką ironii policjant, wskazując na wielki znak z napisem "TEREN PRYWATNY! Zakaz kąpieli w jeziorze!", znajdujący się za nastolatkiem.
- Ojenyy.. Nie możecie nas po prostu puścić? Po co mamy jechać na komisariat? Przecież nie zamyka się ludzi za pływanie! - bulwersował się chłopiec. Mężczyzna posłał mu niemiłe spojrzenie.
- Ahh.. Panie władzo.. - zaczęła Emily. - My naprawdę nie zauważyliśmy tego znaku. Przecież nie zrobiliśmy świadomie czegoś zakazanego. Na serio, przepraszamy. Ja nawet nie jestem stąd. Więcej nas tutaj nie zobaczycie, tylko proszę nas puścić, błagam. Nikomu nic się nie stało, a przecież każdy ma prawo się pomylić. Nie popełniliśmy żadnego przestępstwa. - ciągnęła łagodnym głosem.
- No chłopcze.., masz szczęście z taką dziewczyną. - zwrócił w stronę Ellingtona. - Gdyby jej tutaj nie było, zapewne już bylibyśmy na posterunku. Tym razem to tylko upomnienie, ale więcej ma was tutaj nie być, jasne?
- Oczywiście. - odpowiedzieli zgodnie. Ubrali się, a następnie ruszyli do domu bruneta.
- Siema, Ross. - powiedział Ratliff, przybijając blondynowi "żółwika".
- Hej Ell, hej Emi. - uśmiechnął się do dziewczyny.
- Cześć. - burknęła, a następnie razem ze swym partnerem ruszyli w kierunku jego pokoju. Niespodziewanie poczuła lekkie szarpnięcie za rękę.
- Możemy porozmawiać? - spytał z wyraźną zależnością.
- Dobra. Ell, poczekaj na mnie w pokoju. - odparła, po czym wraz z Rossem udali się do kuchni. - Więc, co chcesz?
- Co u Cassy? - zapytał z przejęciem.
- Obchodzi cię to?
- Oczywiście, że tak. Zależy mi na niej.
- Jakoś tego nie okazujesz. - burknęła brunetka.
- No wieem. Dupek ze mnie.. - westchnął Ross.
- Z tym muszę się zgodzić. - przerwała chłopakowi.
- Ehh.. To wszystko jest takie skomplikowane.
- Taa.. skomplikowane jak budowa cepa. - odparła z ironią. - Jesteś durniem i tyle.
- Proszę cię, nie mów tak. Wiem, że ciągle wszystko chrzanię, bo jak tylko coś tknę, robię to źle. Czegokolwiek bym nie zrobił, zawsze ktoś będzie przez to cierpiał. - powiedział smutny, podpierając brodę ręką.
- Nie staraj się uszczęśliwiać wszystkich na siłę. Wiem, że chcesz, aby każdy był zadowolony, ale tak się nie da. - położyła rękę na ramieniu chłopca. - Zrób tak, żeby cieszyć, tylko tych, na których na prawdę ci zależy, i którym zależy na tobie. 
- Tyle, że mi zależy na nich obu. Na Kaitlyn, jak na dziewczynie, kocham ją. A na Cassy, jak na... - Ross zawahał się na moment.
- Jak na kim?
- Sam nie wiem. To jest takie dziwne uczucie. Jesteśmy przyjaciółmi, ale.. jakoś mi to nie do końca pasuje. Raczej bardziej coś.. ee... - próbował się wysłowić.
- Coś pomiędzy przyjaźnią, a miłością? - wtrąciła Emily.
- Miłością? Niee... nie.. nie wiem. Przecież, ja jestem z Kait i.. i nie mogę kochać Cass, to, to jest.., takie dziwne. - załamał ręce.
- A ten wasz niedoszły pocałunek? Co wtedy czułeś? - dopytywała Emi, bawiąca się w psychologa.
- Co ja wtedy czułem? Co czułem? Nie wiem. To wyszło tak samo z siebie. To nie musi być zaraz miłość.
- No wiesz, Ross. Pocałunki nie wychodzą same z siebie, coś im musi pomóc. Wiesz, o czym myślę, prawda?
- Prawda. I wiesz co, masz rację. Pójdę niebawem do Kaitlyn, powiedzieć jej, jak się czuję. Nie mogę lekceważyć przyjaciół z powodu dziewczyny. - mówił dosadnie.
- Radziłabym ci się trochę śpieszyć, nim będzie za późno.
- Co masz na myśli?
- To, że za kilka dni wyjeżdżamy.
- O niee.., zapomniałem. Jutro do niej pójdę. - uśmiechnął się i objął Emily najmocniej, jak tylko potrafił, unosząc ją jednocześnie do góry. - Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! Jesteś wspaniała, najlepsza! - wykrzyczał, cmokając brunetkę w polik. 
- Haha! Nie ma sprawy, głupku. - zaśmiała się. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



*Następny dzień, godzina 12:01. Dom Kaitlyn. 6 dni do wyjazdu*
- Czekam na wyjaśnienia. - mówił poddenerwowany Ross.
- Na jakie wyjaśnienia, co ja mam ci wyjaśniać?!
- Hmm... No nie wiem, najlepiej wszystko! Kim do cholery jest ten chłopak?!
- Moim przyjacielem?! Nie wolno mi się zadawać z chłopakami?! - wrzeszczała Kaitlyn.
- Zabraniasz mi spotykać się z Cassidy, a sama sobie siedzisz w domu z jakimś gościem.
- Koleś, wyluzuj. Nic się tutaj nie dzieje. Mamy do zrobienia projekt na gegrę, a ja jestem z niej trochę cienki, więc Kaitlyn mi pomaga, babka nas razem przydzieliła. Nie przejmuj się, nie tykam zajętych lasek. - wydukał kolega ciemnowłosej.
- Taa.., spoko. 
- Już, uspokoiłeś się? Jeśli nie wierzysz, to proszę bardzo, tutaj są materiały do projektu. - wskazała na stół. 
- Dobra, niech ci będzie. Ale i tak chcę cię uświadomić, że wybieram się do Cassidy.
- Po co?! - zezłościła się brązowooka.
- Porozmawiać.
- Miałeś z nią nie rozmawiać! Chyba ci zabroniłam!
- I co z tego, że mi zabroniłaś? Nie muszę się ciebie słuchać. Od rozkazywania mi mam rodziców, chociaż ich też nie zawsze słucham.
- Jesteś tak samo żałosny, jak i ona! - krzyknęła.

Chłopak złapał dziewczynę za rękę, na której znajdowała się złota bransoletka, którą dziewczyna "znalazła" przy śmietniku w szpitalu.

- Skąd ją masz? - spytał Ross.
- Już ci mówiłam, znalazłam na podłodze w szpitalu.
- A tak na prawdę, skąd? - nie dawał za wygraną.
- Domyślny jesteś. Od Cassidy. - powiedziała, krzyżując ręce i posyłając chłopakowi pewny siebie uśmieszek.
- Nie dała ci jej, więc skąd ją masz? - ciągnął.
- Oczywiście, że mi jej nie dała. Sama ją sobie wzięłam. Przecież kupiłeś ją dla mnie, a nie dla tej krowy. - powiedziała zwycięsko.
- Nie mogę w to uwierzyć. - parsknął.
- To uwierz. Ona nie dorasta mi nawet do pięt, bo gdyby było inaczej, to byłbyś z nią, a nie ze mną. - uśmiechnęła się, składając gorący pocałunek na ustach partnera. - Prawda, Rossy? - chłopiec nie odpowiedział.
- Pójdę już do niej. 
- Ah.. bardzo proszę, wynoś się stąd! - wypchnęła Rossa za drzwi. - Wróć, jak zmądrzejesz!
- Kocham cię, skarbie. - rzucił, próbując załagodzić sytuację. - Uspokój się.
- Niee! Cześć! - krzyknęła i zatrzasnęła za chłopakiem drzwi. Rozdrażniony blondyn postanowił czym prędzej wrócić do domu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



 *Dom Lynchów i Ratliffa, 13:20.*
- No heeej, Cassy. - Rydel ucałowała przyjaciółkę. - A gdzie Emily?
- Powiedziała, że przyjdzie za godzinkę. - uśmiechnęła się blondynka.
- Ahaa.., no dobra. Wiesz co, niunia. Poczekaj na mnie jakieś 20 minut, ja pójdę się trochę odświeżyć, mieliśmy przed chwilą próbę.
- Okej, nie ma sprawy. - odparła Cass, a Ryd pognała do łazienki na górę. Nagle do domu weszła blond postać - Ross.
- Już je... Oo. - wypowiedział na widok dziewczyny. Zdjął kurtkę, buty i podszedł do niej.
- Hej, mała. - uśmiechnął się. Blondynka spojrzała na niego, nie wypowiadając nawet jednego słowa. - Wiem, jesteś na mnie wściekła i wcale ci się nie dziwię.
- Ja nie jestem wściekła, Ross. Jestem zawiedziona. I nawet nie próbuj mnie przepraszać, bo to już się robi na serio nudne. To już jest jakaś rutyna.
- Dobrze, więc powiem ci, że byłem przed chwilą u Kaitlyn.
- Wiesz, nie bardzo mnie to interesuje. - odparła obojętnie.
- Powiedziałem jej, że mną nie rządzi i że nie oleję przyjaciół dla niej.
- Po tym wszystkim, nie wiem, czy wciąż mogę ci zaufać. - stwierdziła smutna.
- Oczywiście, że możesz. Zawsze mogłaś i zawsze będziesz mogła. - uśmiechnął się.

Przez dłuższą chwilę siedzieli w zupełnej ciszy. Cass wpatrywała się w stojącą na stole szklankę wody, a Ross wodził wzrokiem po blondynce od stóp do głów i tak w kółko. W końcu postanowił się poruszyć. Powolnym ruchem, przysunął się do dziewczyny, tak blisko jak tylko mógł. Prawą rękę położył na oparciu kanapy, za plecami dziewczyny, lewa natomiast, powędrowała na jej kolano, gładząc je delikatnie. Przez kilka sekund wpatrywał się na przemian w jej oczy i usta. W tym momencie uniósł się nieco i jeszcze bardziej sunął w stronę przyjaciółki tak, że po części na niej leżał. Przez chwilę blondynka wykazywała podobne chęci, lecz już po paru sekundach postanowiła wydostać się z objęć kolegi. Na marne się, gdyż po obu stronach znajdowały się jego ręce. Cassidy wpatrywała się w niego, jak wryta. Chciała tego, nawet bardzo. Tak cholernie chciała go teraz objąć i pocałować. Ross nachylił się nad nastolatką, jego usta już prawie stykały się z jej. Byli tak blisko siebie, że czuli na wzajemnie swoje oddechy. Nagle ni stąd ni zowąd, Cassy zepchnęła z siebie przyjaciela.

- Co jest? - spytał zdziwiony Ross.
- Co ty wyrabiasz?
- Um.. Mam zamiar Cię pocałować. - wypowiedziawszy te słowa, ponownie pochylił się w stronę dziewczyny, która po raz kolejny go odepchnęła.
- Przecież ty nie możesz!
- Dlaczego? Czy całowanie się jest czymś zabronionym? 
- Ross! Masz dziewczynę. Psychiczną, ale masz. - oburzyła się Cass.
- Nic nie poradzę na to, że tak na mnie działasz. - wykrztusił. Blondynka wybałuszyła oczy. - No co? Już od dawna na to czekam. Nic na to nie poradzę. Jesteś moją przyjaciółką, ale i tak mam cholerną ochotę cię pocałować. - powiedział, wpatrując się w siedzącą na drugim końcu kanapy dziewczynę, przygryzając dolną wargę. - Od kiedy tylko się poznaliśmy. Nie mogę się już opanować, więc proszę pozwól mi to zrobić. - dodał, dosunąwszy się do Cassidy. Złapał ją czule za włosy i raz jeszcze nachylił głowę w jej stronę.
- Jesteś z Kaitlyn. Nie możesz mnie ot tak całować! - irytowała się, próbując utrzymać chłopaka z dala od siebie. - Przecież ją kochasz!
- Owszem, ale mieliśmy ostrą sprzeczkę. I to nie jest teraz istotne. Istotne jest to, że chcę to zrobić już od tak dawna. - machnął ręką, kontynuując swoje nachalne podchody.
- Ahh tak? Pokłóciliście się? - do jej oczu zaczęły napływać łzy. - I ja mam być twoją zabawką na pocieszenie?! Miałam nadzieję, że choć tym razem, to co mówisz jest prawdą, a ty po raz kolejny... ahh.. szkoda gadać. - słone krople powili przedostawały się przez zaciśnięte powieki nastolatki. Wstała i ruszyła w kierunku drzwi.
- To nie tak! 
- A jak?! 
- Widziałem ją roześmianą, na kolanach jakiegoś kolesia. Mówiła, że to tylko kumpel, ale..
- Nie interesuje mnie to! To nie zmienia faktu, że wykorzystujesz mnie tylko na pocieszenie, gdy tylko pokłócisz się z Kaitlyn, a później się z nią pogodzisz i znów zapomnisz o naszej przyjaźni. - wybiegła z domu.
- Cassy! To naprawdę nie tak! Cassy! - krzyknął, lecz na nic mu się to zdało. 
- Gdzie jest Cassidy, Ross? Co jej znów zrobiłeś? - spytała Rydel, która właśnie weszła do salonu. 
- Wiele. Jestem debilem! 
- To już wiem od dawna. - zaśmiała się.
- Aaah! Gdzie jest Riker? - spytał z wyraźną boleścią.
- W pokoju, a co?
- Muszę z kimś pogadać. - odpowiedział, po czym skierował się do najstarszego brata.

____________________________

Heeej! :D
Kolejny nowy rozdział. Jest on dłuuugi, więc na nowy liczcie dopiero w piątek lub sobotę. :P
Chciałabym  bardzo przeprosić za ewentualne błędy lub powtarzające się słowa, ale byłam strasznie popędzana przez takie dwie marudy. Tak, tak o Was mówię - Edyto i Weroniko.

Nie rozpisuję się, gdyż nie mam czasu, bo co kilka sekund dostaję wiadomość od tych dwóch, wymienionych tam wyżej.
Piszcie jak wrażenia i komentujcie.
Aa.. Chciałabym powiedzieć, że ~Gosia~ słusznie zauważyła pod ostatnim rozdziałem, że koniec wakacji = koniec opowiadania. Chcę żebyście wiedzieli.


~DarkAngel <3

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 21: Which one is right?

 Dzisiaj na początku chciałabym Wam zobrazować bohaterki opowiadania ;).



1. Cassidy 





2. Emily


3. Kaitlyn 




___________________________________________________


Następny dzień. Ranek. Jasne promienie słońca zbudziły śpiącego blondyna. Chłopiec przetarł oczy, przeciągnął się, a następnie odwrócił w stronę dziewczyny. O dziwo nie zastał jej u swego boku. Z łazienki dobiegał cichy głos. Ross wstał z łóżka, by udać się w kierunku dochodzących dźwięków. Podszedł do wejścia, a następnie delikatnie zapukał.
- Ahh.. Pa kochanie, muszę kończyć. - usłyszał przez drzwi, co wywarło na nim niemałe zdziwienie. ,,Jakie kochanie?!" zdenerwował się lekko. Po chwili z łazienki wyszła Kait z niezadowolonym wyrazem twarzy.

- Możesz mi wytłumaczyć, jakie kochanie? - spytał poważnym, lecz cichym tonem.
- Podsłuchiwałeś?! - rozzłościła się ciemnowłosa.
- Nie. Przez przypadek usłyszałem. - odparł spokojnie. - Więc?
- Co więc? Chyba nie muszę ci się tłumaczyć ze wszystkich rozmów telefonicznych! - mówiła arogancko.
- Nie, nie musisz. Ale jako twój chłopak, chyba mam prawo wiedzieć, do kogo jeszcze mówisz kochanie. - rzekł Ross.
- To jest żałosne! Masz zamiar kontrolować mnie na każdym kroku? - bulwersowała się. - Ale skoro już musisz wiedzieć, to rozmawiałam z uhh.. z Ginny? - dopowiedziała po chwili.
- To pytanie czy stwierdzenie? - spytał podejrzliwie
- Jeny, Ross! Dałbyś już spokój. To stwierdzenie! - wrzasnęła przewracając oczyma. - A nawet jeśli mówiłabym to do chłopaka, to co? Ty z tą swoją pieprzoną Cassidy też sobie cukrujecie, więc ja z kolegami nie mogę?! - krzyczała wymachując rękoma we wszystkie strony.
- Nie mów tak o niej!! - wrzasnął Ross, uderzając gwałtownie w ścianę, zbliżywszy się do nastolatki. Dokładnie tak, wrzasnął. Po raz pierwszy, od początku ich znajomości on na nią krzyknął. Dotychczas nigdy nie dał się jej wyprowadzić z równowagi. Kaitlyn mogła wyzywać go od najgorszych, a on i tak znosił to bez nerwów. Tym razem jednak nie wytrzymał. Tak strasznie rozdrażniły go te dwa słowa. Nawet brązowooka zaniemówiła. Wpatrywała się w niego z lekkim strachem oraz złością. Jak on mógł się jej postawić? Zawsze było tak, jak ona sobie zażyczyła, a teraz on na nią krzyczy. Dziewczyna odsunęła się od siedemnastolatka.
- Co to miało być?! - wnerwiła się jeszcze bardziej.
- Ja.. nie wiem. - wydukał.
- Uniosłeś na mnie głos przez tą pannę?!
- Co? Nie! To znaczy tak, ale.. ehh.. To moja przyjaciółka i nie chcę, żebyś tak o niej mówiła, jasne? Nawet jeśli to ty jesteś moją dziewczyną. - powiedział stanowczo.

Kaitlyn odwróciła głowę w bok, spoglądając na okno, wymuszając łzy. Zdziwiony Ross podszedł do niej i delikatnie przejechał dłonią po jej mokrym już od słonych kropel policzku.

- Kait, co to jest? - spytał. Dziewczyna nie odpowiedziała. - Pytam się, co to jest? Kto ci to zrobił?! - krzyknął, patrząc na opuchnięty i siny policzek Kaitlyn.
- A co cię to obchodzi?! Co ci to da, jeśli powiem?! - brązowooka zaczęła mocniej łkać.
- Posłuchaj mnie. Zrobię krzywdę temu, kto ci to uczynił, rozumiesz? Nikt nie ma prawa cię tknąć. - powiedział spoglądając nastolatce w oczy.
- Pff.. I tak tego nie zrobisz. - stwierdziła obojętnie.
- Kaitlyn, nie pozwolę, by ktoś cie źle traktował.
- Na pewno zmienisz zdanie, gdy ci powiem, o kogo chodzi. - ciągnęła.
- Nie zmienię. Obiecuję. Ktokolwiek śmiał cię uderzyć, pożałuje tego. - mówił pewny siebie blondyn.
- Przysięgasz?
- Tak.
- Więc będziesz musiał zranić swoją przyjaciółkę. - wydukała.
- Słucham?! - zdziwił się chłopiec. - Mówisz o Cassy? Ona cię uderzyła?
- Tak, obiecałeś. - mówiła smutna.
- Może i tak, ale.. Nie mogę jej niczego zrobić, nie mogę jej ranić. - recytował z boleścią w głosie.
- W ten sposób ranisz mnie! - wykrzyczała dziewczyna i udała się w stronę łazienki. Ross złapał ją za rękę i przyciągnął gwałtownie do siebie.
- Posłuchaj mnie. Pójdę do niej i powiem, co o tym myślę, zgoda? - zaproponował.
- Rób jak uważasz, a póki co zostaw mnie w spokoju. - odparła niezależnie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



*Apartament przyjaciółek*
- Haha! Jesteś walnięta! - zaśmiała się Emily.
- No coo? To tylko raz mi się zdarzyło. - odparła rozbawiona Rydel. - Nie moja wina, że tak wyszło.
- Tak, tak. Celowo to zrobiłaś. - dokuczała Cassy. - Jak można zrobić takie coś przez przypadek? - zachichotała.
- Ojj.. Dobra, siedź cicho. - walnęła przyjaciółkę z poduszki. - A ty Emi? Co takiego szalonego w życiu zrobiłaś? - uśmiechnęła się Ryd.
- Wieeeesz. Nic. - odwróciła wzrok zmieszana dziewczyna.
- Taak, taak. Nic. Yhyym. Już, już, proszę mówić. Rydel się przyznała, więc słuchamy ciebie. - zaśmiała się.
- No dobra. No więc kiedyś umówiłam się z kumpelami w parku. Dochodziła wtedy bodajże 22... - Emi nie dokończyła mówić, gdyż rozległ się dzwonek do drzwi. 
- Otworzę. - uśmiechnęła się Cass.
 

Blondynka wstała, biorąc w dłoń leżące przy kanapie kulę, naciągnęła na siebie kołdrę, gdyż wszystkie trzy były jeszcze w piżamach, a następnie otworzyła drzwi. Do pokoju wparował nie kto inny jak Ross. 
- Pozwoliłam ci wejść? - zapytała niezadowolona.
- Nie wierzę, jak mogłaś to zrobić! - krzyknął bez wytłumaczeń.
- Ee.. To moje mieszkanie, więc mogę robić co mi się żywnie podoba. - odpowiedziała zdziwiona.
- Ahh.. Nie mówię o wpuszczeniu mnie tutaj!
- A o czym? - ciągnęła zszokowana dziewczyna.
- Powinnaś o tym dobrze wiedzieć.
- Oświeć mnie. - ciągnęła.
- Czemu ee.. Możecie na chwilę wyjść? - skierował Ross w stronę pozostałych dwóch dziewczyn.
- Niee! To moje przyjaciółki i mają prawo tutaj być, natomiast ty zaraz stąd wylecisz.
- Nie, Cass. Nie ma sprawy. Pójdziemy do pokoiku. - odparła Emi, po czym razem z Rydel opuściły pomieszczenie.
- Czemu uderzyłaś moją dziewczynę?! - spytał.
- Że co ja niby zrobiłam?! - zapytała z niedowierzaniem.
- Czemu ją uderzyłaś?! Widziałem ślad na jej policzku.
- Ahh tak?! I co jeszcze?! - zdenerwowała się. - Co ci ta pijawka jeszcze nagadała?!
- Więc twierdzisz, że jej nie tknęłaś?
- Wieesz.. Umm.. - dziewczyna jąkała się.
- Uderzyłaś ją?
- Teoretycznie. Ale to nie było tak, że..
- Uderzyłaś ją? - przerwał chłopak.
- Niby tak, ale wcale nie..
- Odpowiedz mi krótko! - ponownie przerwał blondyn, podnosząc jednocześnie głos.
- Tak! Uderzyłam ją! I jest mi z tym dobrze i wcale tego nie żałuję! Właściwie to z chęcią zrobiłabym to jeszcze raz, tyle, że o wiele mocniej! - wyrzuciła z siebie dziewczyna. - I skoro to powiedziałam, to podejrzewam, że po raz kolejny mnie olejesz dla tej francy, więc ułatwię ci to. - mówiła z uśmiechem, jednocześnie otwierając drzwi.
- Cassy. - wydukał Ross. Podszedł do przyjaciółki, a następnie ją objął.
- A tego się nie spodziewałam. - odparła, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. - A teraz mów czego chcesz.
- Kaitlyn nie podoba się to, że spędzamy ze sobą tyle czasu. Właściwie, to nie podoba jej się, że w ogóle spędzamy ze sobą czas. - posmutniał.
- I mam rozumieć, że się jej posłuchałeś i że koniec z naszymi spotkaniami, tak? - Cassidy odepchnęła ręce chłopaka.
- Tak jakby. Ale to tylko na jakiś czas, serio.
- Dobra, wiesz co. Nie wysilaj się. Onaa.. - złapała głęboki oddech - owinęła sobie ciebie wokół palca. Jesteś na każde jej zawołanie, spełniasz każdą jej zachciankę. Co tylko ona sobie zażyczy, ty jej to dajesz. Nie widzisz tego? Ona leci tylko i wyłącznie na twoją kasę i sławę. To zwykła ździra, Ross. Przykro mi. - Cassy oznajmiła chłopaka.
- Mówisz tak o Kaitlyn, a sama nie jesteś lepsza! - wykrztusił blondyn.
- Słu.. Słucham?! - wydukała dziewczyna z szeroko otwartymi oczami.
- Kaitlyn znalazła bransoletkę, którą ci podarowałem. Wiesz gdzie? Przy śmietniku! Myślałaś, że się nie dowiem, co?!
- Ahhrr!! - wykrzyknęła. - Jaki z ciebie dureń! Jak możesz  jej wierzyć?! Po co miałabym ją wyrzucić, skoro była przepiękna?!!
- A jednak ona ją ma. Więc jak się u niej znalazła? - dopytywał chłopiec.
- Jej się spytaj. - rzuciła.
- Dobra! - wypowiedziawszy te słowa, Ross wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
- Dobra! - powtórzyła po koledze, a następnie bez słowa skierowała się do sypialni.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



* Dwa tygodnie później. Tydzień do końca wakacji. Godzina 21:13 *

- Nie chcę, żebyś stąd wyjeżdżała. - powiedział smutny chłopak. - Słyszysz? Nie chcę!
- Ja też nie, ale oboje dobrze wiemy, że muszę. - odparła nastolatka, wtulając się do swego towarzysza. - Ahh.. Nie chcę się z tobą rozstawać.
- To nie rozstawaj. Zostań tutaj. - uśmiechnął się młodzieniec.
- A niby jak ty to sobie wyobrażasz?
- Ehh.. No nie wiem. Teraz ty powinnaś coś wymyślić, ja wpadłem na pomysł z pozostaniem tutaj, więc obecnie twoja kolej.
- Chyba raczej sobie coś uroiłeś, a nie wymyśliłeś. Przecież to nierealne, że ja tu zostanę. - odparła Emi.

Brunet spojrzał na ciemne już niebo, robiąc minę zamyślonego, co zazwyczaj oznaczało jakiś głupi pomysł. Tak było i tym razem. Nie zwlekając dłużej, podbiegł do dziewczyny, gwałtownie wziął ją na ręce i wbiegł do niedużego, lecz dosyć głębokiego jeziora, znajdującego się tuż obok.

- Co ty wyrabiasz?! Ja nie umiem pływać! - krzyknęła, zanurzając się pod wodę, gdyż chłopiec wyciągnął ją na taką odległość, że nie miała już gruntu. 
- Co?!! - przeraził się Ratliff. Nie czekając na dalszy ciąg wydarzeń, rzucił się w stronę dziewczyny, wynurzając ją spod cieczy. - O matko!! Nic ci nie jest?! Nie wiedziałem, że nie umiesz pływać, przepraszam.. - odparł wciąż przestraszony zaistniałą sytuacją. 
- Ale ja umiem. - Emily zaśmiała się.
- Ja.. jak to? Eej.. Oszukałaś mnie. - uśmiechnął się.
- Taak. - wytknęła język chłopakowi. - Chciałam zobaczyć, jak zareagujesz.
- Chyba raczej chciałaś, żebym umarł ze strachu. - powiedział całując dziewczynę.
Po kilku sekundach para przerwała, bowiem ich oczy poraził bardzo jasny promień światła.
- Aał.. Co jest? - spytał zaskoczony Ell, zasłaniając ślepia rękoma. Zaniepokojona Em przysunęła się w jego stronę.
- Tu policja. Dostaliśmy zgłoszenie na waszą dwójkę. Proszę niezwłocznie wyjść z wody. - odparł nie na żarty mężczyzna w policyjnym mundurze. Para ze zdziwieniem i za razem strachem, spojrzała na siebie.


___________________________________________________



Heeeej! 


Czemu piszę dziś, skoro jest dopiero wtorek? A dlatego, że jestem chora i strasznie mi się nudzi w domu, więc piszę. Na początku dzisiejszego wpisu dodałam Wam zdjęcia naszych bohaterek. I jak uważacie, która najładniejsza? Według mnie Kaitlyn. Ahh.. I już wiadomo, na co nasz Ross poleciał ;p
Do zobaczenia jutro lub w czwartek. Dobranoc ;)


~DarkAngel <2
Template by Elmo