poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 56: Just friends.

- Co?! - spytała zdziwiona, słysząc ostatnie słowa, wypowiedziane przez towarzysza. 
- Długa historia.. - machnął ręką chłopiec. - Chodzi o to, iż mówisz, że zawsze jest tak jak ja chcę.. A jest wręcz przeciwnie. Żeby coś w końcu zaczęło się układać, muszę przeżyć prawdziwe piekło! A to nie jest takie proste. I za każdym razem jest coraz gorzej! To, co się działo na początku tego roku.. Każdy się ode mnie odwrócił! Nikt mnie nie chciał wysłuchać! Nie miałem nikogo, rozumiesz?! Nikogo! - wykrzyczał. Jego oczy zaszły mgłą i już niewiele brakowało, aby za moment wypłynęły z nich łzy.
- A co ja przeżywałam? Jak ty byłeś ślepy i zapatrzony w Kaitlyn.. Igrałeś sobie ze mną i moimi uczuciami. Najpierw prawie mnie całowałeś, gdy niespodziewanie przyszła twoja dziewczyna. Później znów chciałeś to zrobić, a jak się okazało, byłam tylko twoją zabawką na pocieszenie! W ogóle był czas, że kompletnie się ode mnie odciąłeś i miałeś gdzieś to, jak ja się czułam i co czułam do ciebie! Ale wiedz, że teraz na pewno już nie czuję tego, co kiedyś.. Nie tylko ty się wycierpiałeś! - odparła zdenerwowana. Dopiero po chwili milczenia udało jej się nieco ochłonąć i kontynuować, tym razem na spokojnie. - Strasznie mnie skrzywdziłeś.. I to wiele razy.. Wciąż jest mi ciężko walczyć z tymi wspomnieniami.. - Cassidy dłużej nie wytrzymała. Poddała się łzom, próbującym przecisnąć się przez powieki już od samego początku kłótni. Patrzyła jeszcze przez moment na blondyna, a po chwili odwróciła się, nie mogąc znieść myśli, że po raz kolejny ze sobą walczą. Teraz.. gdy wszystko wreszcie mogło zacząć się układać. Na ten widok nawet z głębokich, brązowych oczu Rossa uroniły się słone krople.
- Wiem, że byłem idiotą zapatrzonym w kogoś, kto zupełnie na to nie zasługiwał! I wiem, ile wtedy straciłem! Cały czas tracę.. I masz rację, cieszę się, że zaczyna się jakaś głupia burza.. - rzucił, nasuwając dziewczynie na myśl jedno pytanie : "Co takiego może być szczęśliwego w nadejściu burzy?". Nie musiała długo czekać na odpowiedź, która szczerze złamała całą jej złość i agresję, towarzyszące jej po nieprzyjemnej awanturze. - ..bo wtedy mogę na spokojnie być z moją Cassy.. Nie taką, która trzyma mnie na dystans - zaśmiał się. - Tylko z bezsilną tobą, która panicznie boi się burzy. I jestem pewien, że wiesz, że możesz się we mnie wtulić tak jak kiedyś, bo przy mnie czujesz się bezpieczna. I doskonale wiesz również, że ja cię nie odrzucę, bo mam do ciebie słabość. Więc podejdź tutaj wreszcie i przytul się do mnie - zakończył swą przemowę, rozkładając szeroko ręce. Cassidy mimo faktu, iż słowa blondyna mocno chwyciły ją za serce, zawahała się i z niepewnością spoglądała na niego. - O co ja w ogóle proszę.. - rzucił zrezygnowany, widząc niechęć nastolatki i niczym dziecko usiadł po turecku na piasku.. Zaraz po tym niebieskooka usadowiła się za nim i mocno objęła, opierając głowę na jego plecach.
- Przepraszam, Ross - wydukała po cichu. 


Nie chciała sprawiać mu w ten sposób przykrości, gdyż doskonale wiedziała, że wszystko, co mówił było prawdą. Młodzieniec złapał ręce partnerki i jeszcze bardziej przycisnął je do siebie. Aczkolwiek ten moment, przyjemny zapewne dla nich obojga nie mógł trwać dłużej. Został on zakłócony przez deszcz, zbierający się nad nimi od dłuższego czasu. Z każdą kolejną sekundą z chmur lało się coraz mocniej i wcale nie wyglądało na to, że się uspokoi. Nastolatkowie podnieśli się, otrzepali z piasku i postanowili poszukać racjonalnego wyjścia z tej nieciekawej sytuacji, kierując się w stronę najbliższej ulicy. W jednym momencie gwałtowny, potężny grzmot sprawił, że Cassidy odruchowo dosunęła się do blondyna, łapiąc go za rękę oraz chowając twarz w jego ramieniu.

- Ja przepraa.. - zaczęła nieśmiało, jednak blondyn nie pozwolił jej dokończył.
- Nic się nie stało. Od czego ma się przyjaciół - mrugnął do nastolatki. Parę minut później deszcz sączył z chmur zacznie mocniej, a burza zdawała się być tuż nad nimi.
- Ross ja się boję - wycedziła blondynka, wciąż trzymając chłopaka.
- Burzy? - spytał dla pewności, na co dziewczyna przytaknęła. - Nie ma czego - uśmiechnął się. - To tylko.. małe wyładowania elektryczne - pocieszał.
- Mhmm.. Małe wyładowania, które w każdej chwili mogą nas zabić - osiemnastolatek zaśmiał się.
- Skąd w tobie tyle pesymizmu? Spójrz na to z tej strony. Nawet, jeśli zginiemy, to będziesz przynajmniej ze mną - uśmiechnął się.
- Dzięki za pocieszenie - odpowiedziała sarkastycznie.


Jakiś czas później, na ich szczęście doszli do hotelu, a pogoda się uspokoiła. Co prawda wciąż padało, ale nastolatkowie byli już na tyle przemoczeni, że teraz już nie robiło im nic różnicy.


- Ojeejj.. wciąż pada - blondynek uśmiechnął się do Cassy.
- A to pech, zmokniesz - powiedziała do niego zgryźliwie. - Już i tak obydwoje jesteśmy mokrzy, więc jeszcze trochę ci nie zaszkodzi.
- Umm.. - jęknął zmieszany. Zapewne liczył teraz na to, że dziewczyna zaprosi go do środka. Wcale się nie pomylił.
- Ojj żartuję, chodź głupku. Emi nie będzie miała nic przeciwko - uśmiechnęła się i ruszyli razem do wnętrza budynku.
- Oczywiście, że nie będzie miała.. Bo jej nie ma - rzucił zadowolony.
- Umm.. właśnie, że jest. Mówiła mi, że nigdzie dzisiaj nie wychodzi.
- Ale jednak zmieniła zdanie, miała iść do Ratliffa.
- Czemuuu? - spojrzała podejrzliwie na przyjaciela.
- Nie wieeeem - uśmiechał się nerwowo.
- Coś mi się wydaje, że ty za tym stoisz. Nieźle to wszystko sobie zaplanowałeś.
- Ale że co?
- Wszystko - odpowiedziała krótko.
- Ej, ja tylko poprosiłem Emily, żeby poszła, a ten deszcz, to już nie przeze mnie.
- A więc jednak to ty się jej pozbyłeś z domu - słusznie zauważyła. - Czemu? - spytała, otwierając drzwi apartamentu, po czym wpuściła chłopaka do środka.
- Tak sobie, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Dochodzi dwudziesta pierwsza, jest ciemno, a ty pozbyłeś się moich współlokatorów. Zaczynam się ciebie obawiać - Ross zaśmiał się delikatnie.
- Jestem aż taki straszny? Spokojnie, nie mam na myśli niczego umm.. nieprzyzwoitego.
- Więc w czym inni by ci przeszkadzali? - Cassidy drążyła temat.
- We wszystkim - odparł tajemniczo.
- Okeeeej.. Umm.. Ja się idę myć - powiedziała skołowana, po czym ruszyła do łazienki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Godzina 12:30, dom R5*
Ellington kończył jeść śniadanie, wciąż rozmawiając z Rydel, gdy Riker wpuścił właśnie do mieszkania dwie osoby. Oczywiście był to Luca i Emi, która obiecała Rossowi zostawić wolne mieszkanie. Brunet od razu podszedł do partnerki, po czym odsunął lekko na bok, aby spokojnie mogli porozmawiać. W ten sposób już po krótkiej dyskusji wyjaśnili sobie kilka spraw i znów było jak dawniej. Ich rozmowę przerwał Rocky, odciągając chłopaka.

- Co jest? - spytał zdezorientowany.
- Nic, wychodzimy. Ubieraj się - popędził brunet, ciągnąc przyjaciela za rękę.
- Dokąd?
- Do Luci - odpowiedział.
- Nie, nie, nie.. Ratliff zostaje z nami - wtrąciła Emily, przytulając swojego chłopaka. Rydel tylko przytaknęła głową.
- Obejrzymy sobie film, czy coś - uśmiechnęła się blondynka.
- Ale, ale.. - zaczął Ell, jednak widząc minę nastolatki poddał się. - Wybaczcie chłopacy.. nic nie poradzę, że jestem tak rozchwytywany.
- Serio będziesz się słuchał dziewczyn? Stary, nie daj się - dokuczył drugi.
- Tak wyszło - rzucił smętnie. - Za pół godziny będą miały mnie dosyć, to do was przyjadę - podszedł do kolegi i szepnął mu po cichu do ucha. Przybili sobie "żółwiki", a następnie Luca wraz z Rikerem i Rockym opuścili mieszkanie.

- Więęęęc co oglądamy moje panie?! - spytał z uśmiechem Ellington.
- Moożeee.. "Spiderman"? - zaproponowała Rydel, wyciągając płytę. Pozostała dwójka nie miała nic przeciwko. 


Młodzi przed seansem umówili się, że dziewczyny przygotują kanapki, a chłopakowi zostanie do zrobienia popcorn. Praca w sam raz dla Ratliffa - wstawienie do mikrofalówki paczki z kukurydzą. Chyba nawet on nie mógłby niczego spaprać, a zadanie nie przewyższało jego możliwości. Choć z drugiej strony możliwe, że i to okazało się zbyt skomplikowane. Rydel i Emily już od dobrych dziesięciu minut siedziały na kanapie, wyczekując przyjaciela, wciąż szwendającego się po kuchni. Wkrótce jednak dołączył do koleżanek, które nie były zadowolone na jego widok.


- I to ma starczyć dla naszej trójki? - spytała Ryd, wskazując na małą paczuszkę w rękach chłopaka.
- Umm.. Nie - powiedział, jakby nie wiedział o co chodzi. - To ma starczyć dla mnie - uśmiechnął się, po czym rozsiadł wygodnie między nastolatkami.
- Miałeś zrobić dla wszystkich - wtrąciła Emily.
- Ahh.. No dobra, więc mam wam też zrobić? - spytał niechętnie.
- Owszem, masz - odpowiedziały zgodnie.
- Co? Powiedziałem to z grzeczności. Ja już się z tej kanapy nie ruszam.
- Jakiś ty miły - rzuciła z sarkazmem blondynka.
- Wiem - uśmiechnie się.
- Choć Emi, same sobie zrobimy, bo jego się nie doprosimy. - Na te słowa przyjaciółki wstały i poszły do kuchni. - Gdzie jest popcorn?! - krzyknęła Rydel do chłopaka, nie mogąc znaleźć przekąski.
- Macie pecha! Skończył się! - zarechotał brunet. - Ale podzielę się z wami - ponownie się uśmiechnął. 


Po chwili dziewczyny, będące bardzo zdziwione dotychczasowym zachowaniem chłopaka, dosiadły się do niego. Jednak ich zaskoczenie rosło wraz z upływem czasu. Mimo iż Ratliff obiecał podzielić się przekąską, siedział wgapiony w telewizor i dosłownie garściami wpychał sobie do buzi popcorn, rozsypując go dookoła.


- Strasznie się cieszę, że zostałem z wami, zamiast pójść z chłopakami - odparł, obejmując obie dziewczyny.
- Eheem.. Ale weź ze mnie swoje tłuste łapy - marudziła Emily, ściągając z siebie rękę partnera.
- Właśnie, ubrudzisz mi włosy - zawtórowała Rydel.
- Jesteście niemiłe - burknął Ratliff, a następnie wrócił do oglądania. Jednakże wciąż nie przestawał irytować swym zachowaniem towarzystwa. Bez przerwy komentował rozgrywaną w filmie akcję, choć doskonale wiedział, że przyjaciółki tego nie znoszą.
- Ratliff, może jednak chcesz iść do chłopaków? - spytała z nadzieją brunetka.
- Oni zapewne świetnie się teraz bawią, a my oglądamy nudny film - zachęcała blondynka.
- Ależ skąd. Z wami jest tak fajnie. Moje dwie małe dwiewcinecki - uśmiechnął się nastolatek.
- Aww.. No jeśli chcesz z nami zostać, to okej - ucieszyła się Em.
- Ale skoro tak nalegacie, to już do nich idę. Paa - powiedział bez zawahania, po czym jeszcze szybciej ulotnił się z mieszkania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Apartament przyjaciółek*
Około pół godziny później Cassidy przebrana już w piżamę wyszła z łazienki. Jednak widok, jaki zastała w salonie lekko ją zdziwił. Na kanapie, jak gdyby nigdy nic siedział Ross w samych spodniach.

- Umm.. Czemu jesteś bez koszulki? - spytała zaskoczona i zarazem trochę niezadowolona.
- Ee.. Spokojnie, ja ją zdjąłem, bo jest cała mokra.. Jeśli masz coś przeciwko, to mogę założyć - wytłumaczył się zmieszany.
- Niee, nie musisz, skoro jest mokra - uspokoiła się i uśmiechnęła delikatnie.


Niebieskooka przygotowała kolację i dosiadła się do blondyna. Nim się spostrzegli na zegarze wybiła dwudziesta trzecia, a oni dalej tkwili w zaciętej dyskusji. W pewnym momencie dziewczynę kompletnie zamuliło. Jej oczy zaszły mgłą, a słowa wypowiadane przez partnera w ogóle do niej nie docierały. Nawet nie zauważyła, gdy dosłownie odpłynęła i oparła głowę na ramieniu chłopaka. Chwilę później pogrążyła się w głębokim śnie. Obudziła się dopiero nazajutrz, o dziwo w swoim łóżku, choć była pewna, że zasypiała na kanapie w salonie. Kolejne zaskoczenie doszło do niej, gdy spostrzegła, iż tuż przy niej leży Ross. Co prawda nie wtargnął pod jej kołdrę, ale sam fakt, co on robi w jej łóżku. Nastolatka od razu zabrała rękę z chłopaka i zaczęła go delikatnie szturchać.


- Ross.. - starała się wybudzić śpiącego. Szybko otrzymała rezultaty. Blondynek otworzył oczy, a na jego twarzy momentalnie zagościł uśmiech.
- Heeej. jak ci się spało? - przywitał miło koleżankę.
- Dobrze, ale.. co ty tutaj robisz? - odparła niepewnie.

- Ee.. No bo ty zasnęłaś na mnie w salonie, więc przeniosłem cię tutaj i miałem się zbierać do domu, ale ty tak mocno objęłaś moją rękę, że gdybym chciał ją zabrać, to zapewne byś się obudziła, a zbyt słodko spałaś, abym mógł cię obudzić.. - opowiedział. - Położyłem się obok i tak jakoś też usnąłem.. Ja naprawdę nie zrobiłem tego celowo - dodał.
- Ahaa.. W porządku, nic się nie stało - również obdarzyła chłopca delikatnym uśmiechem. - To przypadek.
- Więc nie masz mi tego za złe?
- Nie - rzuciła krótko. - Skoro to ja ciebie trzymałam, to nie twoja wina.
- To świetnie. Miło mi się spało - powiedział zadowolony, na co blondynka się zaśmiała.
- Skoro pierwszego dnia naszej przyjaźni, my już lądujemy razem w łóżku, to ja się boję, co będzie za kilka miesięcy - zażartowała.

______________________________


Hej! ;*
Rozdział jest według mnie totalnie beznadziejny, ale przykro mi, ja nic więcej z nim zrobić nie potrafię. 
Ostatnio długo myślałam o tym blogu. Praktycznie od jakiegoś czasu cały czas o tym myślę.. i stwierdziłam, że tak serio będzie lepiej. Jak zakładałam mojego bloga, to zrobiłam to dla siebie, ale byłam strasznie szczęśliwa, gdy zaczęło go czytać tyle osób. I wtedy nie pisałam już tylko dla mnie, ale też dla nich (dla Was). Jednak teraz to nie sprawia mi takiej frajdy, nie ciągnie mnie już do tego tak jak dawniej. Mam wrażenie, że ostanie kilka rozdziałów były napisane tylko po to, żeby zadowolić czytelników, a nie dlatego, że ja chciałam, i żeby zadowolić równocześnie siebie. Teraz nie rusza mnie już nawet zbytnio fakt, że kilka osób wciąż do mnie pisze i prosi o dodanie nowego rozdziału. Przecież on jest już dawno skończony, więc gdyby faktycznie mi wciąż na tym zależało, to chyba pofatygowałabym się, aby w końcu go dodać, przecież to tylko kilka-kilkanaście minut. Ale mi się po prostu nie chce, bo to już nie jest dla mnie to co kiedyś. A dzisiejszy rozdział był pisany zupełnie na odwal się. Co prawda wydaje mi się, że mogłabym go poprawić, bo wiem, że potrafię (choć może jednak już nie potrafię), ale ja po prostu chyba nie mam już chęci na to. Tak więc wydaje mi się, że nie ma sensu robić czegoś, co nawet nie wiem, czy wciąż mnie kręci. A pisanie dalej kolejnych rozdziałów na odwal się prędzej czy później doprowadzi do utraty czytelników i tyle mi pozostanie po dotychczasowych staraniach.. to głupie, ale jak to teraz piszę, to chce mi się płakać.. Tak czy inaczej wydaje mi, że zrozumieliście do czego zmierzam. Blog chyba zmierza ku końcowi, a ja raczej nie jestem w stanie już nic z tym zrobić. Trochę mi przykro, że się pożegnamy, i że więcej nie będzie już nowych rozdziałów i przygód R5, Cassy i Emily. Jest mi trudno zamknąć to wszystko, więc nie wiem, wciąż myślę. Albo niedługo dodam ostatni rozdział, który już zaczęłam pisać, albo po prostu zatrzymam się na tym i może jeszcze kiedyś postanowię dokończyć tę historię lub oddać ją komuś innemu (jednak na razie nikomu jej nie powierzę, ponieważ nie jestem na to gotowa). Może za kilka tygodni, może za kilka miesięcy.. Nie wiem. Możliwe, że już w ogóle nie będę miała ochoty kontynuować.. Tak więc póki co żegnam się z Wami w tym momencie. Dziękuję za ponad 20000 wejść, ponad 1000 komentarzy, 22 obserwatorów, prawie 5 miesięcy razem i 56 rozdziałów. Za Wasze wparcie i za wszystkie miłe słowa. Kocham Was ;** <33. Oraz przepraszam, jeśli komuś sprawiłam przykrość :c.

~DarkAngel ;**

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 55: Memories.

- Kurczę, strasznie rozbolała mnie noga i chyba nie mogę wstać - odpowiedział uśmiechnięty, chwytając się za kolano. 
- To chociaż ze mnie zejdź i wtedy będę mogła pomóc ci wstać.
- Ale ona tak boli - zapierał Ross.
- Ale z ciebie głupek, odsuń się - nalegała blondynka, szturchając go delikatnie. 
- Taki już jestem - uśmiechnął się i powoli zaczął zbliżać do dziewczyny.
- Ekhem! Czy możecie nie zajmować całego chodnika?! Ta dzisiejsza młodzież w ogóle wstydu nie ma! Rozłożą się na środku przejścia i robią nie wiadomo co! - krzyknęła starsza kobieta, przechodząca obok nastolatków, po czym ruszyła dalej, a para wybuchła śmiechem.
- Może już wystarczy jazdy na dzisiaj? - spytała z propozycją, podnosząc się z betonu.
- Jasne, ale i tak wciąż musisz mi pomóc wstać - uśmiechnął się.

Dziewczyna długo nie czekała. Od razu wyciągnęła dłoń do kolegi i tym razem bezproblemowo udało jej się go podnieść.

- To co, ściągamy się – zaproponował zadowolony blondyn.
- Chcesz się ze mną ścigać? – zdziwiła się dziewczyna. - Prędzej rozbijesz się o latarnię.
- Jasne – zaśmiał się chłopiec. – Może uda mi się nie przewrócić.
- Ale ja cię nie będę zbierała z betonu.
- Zgoda – uśmiechnął się. – To żeby było sprawiedliwie.. Gdy ty wygrasz to hmm.. dostaniesz ode mnie buziaka, a jak ja wygram, to dostanę od ciebie drugą randkę – powiedział zadowolony.
- O nie, nie.. Ja nie chcę od ciebie buziaka. Jeśli ja wygram, to dasz mi spokój z randkami, zalotami i podrywaniem mnie, będziemy tylko przyjaciółmi. Natomiast jeśli ty wygrasz, to zgoda.. pójdziemy na drugą randkę – odpowiedziała pewnie.
- Ale, że kompletny spokój? W ogóle nie będę mógł z tobą flirtować? Przecież to niesprawiedliwe.. – marudził Ross. – Wiesz, że nie jeżdżę najlepiej, mam marne szansę - dodał lekko zrezygnowany.
- Sam to zaproponowałeś. Więc idziesz na taki układ czy nie ma zakładu? – chłopiec westchnął ciężko.
- Wiesz co.. sam nie wierzę, że to mówię, ale... zgoda. Mogą być takie warunki, lubię wyzwania.. – odparł niepewnie brązowooki. – Okej, to pomóż mi się ustawić i ścigamy się do umm.. - rozejrzał się dookoła - ..budki z lodami – dziewczyna zrobiła to, o co poprosił ją kolega. Chwilę jeszcze popatrzyła z politowaniem na towarzysza i wraz z nim odliczyła trzy sekundy do startu. 


Kiedy wystartowali oczywiste było, że Cassidy od samego początku obejmowała prowadzenie. Wielkim zaskoczeniem dla niej było, gdy niespodziewanie tuż obok niej znalazł się Ross, który doskonale sobie radził z jazdą. Chłopiec ze swym uśmiechem zwycięstwa minął blondynkę, mrugnąwszy do nie i po chwili był już na prowadzeniu. Zaskoczona dziewczyna wjechała prosto w brązowookiego, stojącego już od jakiegoś czasu przy budce, służącej za metę.

- Wygrałem!! – powiedział z głupawym uśmieszkiem na twarzy.
- Ale.. ale jak.. Ty przecież nie.. – zaczęła dukać zdumiona.
- Nie umiem jeździć? Mówiłem ci, że rolki i ja, to dwa nierozłączne słowa – odparł wciąż pokazując zwycięski uśmiech.
- Oszukałeś mnie! – krzyknęła blondynka, jednak po chwili uśmiech na jej twarzy przebił się na zewnątrz. – Dlaczego?
- Dla hecy – roześmiał się. – Tak bardzo starałaś się mnie nauczyć. To było urocze i dość zabawne.
- Nie, nie zabawne.
- To jak, kiedy mamy drugą randkę? – zmienił temat Ross.
- Słucham?
- Noo.. kiedy będzie nasza druga randka. Ja się dostosuję. Tylko w środę nie mam czasu, no wiesz.. wywiad i te sprawy – mówił.
- Nie wiem kiedy, bo jej nie będzie.
- Ejj.. Zakład był jasny. Zgodziłaś się, a teraz zmieniasz zdanie. Tak nie można – wykłócał się chłopiec. – I mówisz, że to ja jestem nieuczciwy. Jest mi bardzo przykro. Ja się staram, żeby było fajnie, zabawnie, a ty po prostu to olewasz.. To boli, wiesz? – odparł ze smutkiem blondyn.
- Przepraszam Ross, masz rację. Więc kiedy ci pasuje? – uśmiechnęła się delikatnie.
- Hmm.. Co powiesz na przyszły weekend? – zaproponował.
- Jasne – ucieszyła się. – Uhh.. Niee.. Moja mam przyjeżdża. To może w piątek?
- W piątek jest impreza – odpowiedział. – Ale w czwartek może być.
- Będziemy przygotowywali imprezę. Umm.. W środę masz wywiad..
- To we wtorek – uśmiechnął się Ross.
- Odpada, mam zajęcia od ósmej do szesnastej.. później nauka, będę zmęczona.
- Ughh.. – westchnął niezadowolony. – A jutro? – spytał z nadzieją.
- Umm.. Lekcje mam do piętnastej.. Ale zajęcia w sumie całkiem luźne.. Mogę jeszcze jutro dać ci znać?
- Jasne, nie ma sprawy. Tylko napisz mi na pewno, zgoda? – uśmiechnął się.
- Na pewno. To co teraz, kierunek dom?
- Nie, jeszcze spacer – rzekł stanowczo Ross.
- Jeszcze ci mało, Ross? – powiedziała smętnie dziewczyna.
- Owszem i wiem, że tobie też, tak więc skończ marudzić i ruszaj się – rzucił chłopiec i wraz z blondynką ruszyli w stronę plaży.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Lynchowie zasiadali właśnie w kuchni, spożywając śniadanie. Dziś nie szykowali żadnych wymyślnych specjałów, tylko postawili na tradycyjne płatki z mlekiem. Pod koniec posiłku dołączył do nich zaspany Ratliff.


- Aww.. Jakie słodziutkie paputki - powiedziała zgryźliwie blondynka w stronę kolegi. Miał na sobie puchate kapcie z wizerunkiem misia pandy.
- Sama jesteś słodziutka - odparł bez zastanowienia.
- Coś ci chyba nie wyszło - zaśmiała się dziewczyna.
- Nie, dlaczego? Dobrze wyszło - uśmiechnął się.
- Ooł.. - zarumieniła się Rydel. Aby uniknąć dalszej niekomfortowej, aczkolwiek bardzo przyjemnej dla niej sytuacji, zebrała miseczki i ruszyła je pozmywać. Po chwili w kuchni pojawił się również Ell, sięgając sobie półmisek z szafki.
- Powiedziałem coś nie tak? - spytał, podchodząc do przyjaciółki. Jednocześnie nasypywał do naczynia małe, czekoladowe kuleczki.
- Hmm?
- Tak szybko odeszłaś, więc pomyślałem, że coś nie tak.
- Niee.. wszystko w porządku - uśmiechnęła się. - Serio pomyślałeś? To ty myślisz?
- Owszem, czasem mi się zdarza - zaśmiał się brunet.
- Rzadko.. Umm.. Naprawdę tak uważasz? - spytała nieśmiało.
- Że jesteś słodka? - dziewczyna przytaknęła.
- Uważałem, dopóki nie powiedziałaś, że ja nie myślę – chłopiec zmrużył oczy i wraz z przyjaciółką lekko się zaśmiali. Brunet nalał do miseczki mleka, po czym usiadł na blacie, spożywając posiłek. Obok niego zasiadła blondynka, po czym razem kontynuowali rozmowę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Ross i Cassidy spacerowali wzdłuż plaży dość wolnym, aczkolwiek rytmicznym tempem, od około półtorej godziny. Pogoda była wręcz idealna na taki spacer. Gorące promienie słoneczne odbijały się od błękitnych fal oceanu, tworząc na nim piękną, błyszczącą, złocistą taflę. Gorący piasek drażnił stopy ludzi, których o dziwo niewielu było obecnie nad brzegiem. Drzewa natomiast delikatnie kołysały się w rytm morskiej bryzy, która stopniowo stawała się coraz mocniejsza. Niebawem nastąpiło małe, zupełnie niespodziewane załamanie pogody. Słońce pokryły gęste szare chmury, których z oddali przybywało coraz to więcej, a każda z nich była coraz ciemniejsza. Jednak nastolatkowie pochłonięci intensywną rozmową, nie zauważyli, że tuż za nimi zbierają się obłoki, niosące ze sobą zapewne deszcz, a osoby znajdujące się obecnie na plaży, zaczęły zbierać swoje rzeczy. Sielankę młodzieży przerwał Ross w momencie, w którym postanowił złapać dziewczynę za rękę. Wyraźnie ją to poirytowało.


- Ross, co ty wyrabiasz? - wyrwała dłoń z uścisku towarzysza. - Chyba wyraźnie powiedziałam, że to tylko przyjaźń. I jeśli taki układ ci nie pasuje, to przykro mi, ale lepiej będzie, jeśli zakończymy znajomość - powiedziała stanowczo, jednakże widać było, że takie wyjście wcale by jej nie uszczęśliwiło.
- Dobrze, przepraszam. Już nie będę, dam sobie spokój. Miałem nadzieję, że może coś z tego wyjdzie, ale skoro jedynym wyjściem jest zakończenie znajomości, to odpuszczę. Już mi minęło - uśmiechnął się i dalej ruszyli w ciszy. Po chwili pierwszy odezwał się Ross. - Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek, na plaży? - odparł niepewnie, sądząc, że blondynce nie spodoba się taki temat, jednak ku jego zdziwieniu posłała mu tylko spojrzenie i wciąż ze spokojem szła przed siebie. - Poszliśmy do ciebie i tak jakoś wyszło, że zostałem w samych bokserkach i wtedy przyszła twoja mamusia i moje kochane rodzeństwo - ciągnął.
- Ejj, ale ich w to nie wciągaj - zaśmiała się dziewczyna. - Na dobrą sprawę, chyba nawet lepiej, że wtedy przyszli.
- Nie sądzę. Gdyby nie oni, może zupełnie inaczej by się między nami ułożyło - Cassy przewróciła tylko oczami. - Ehh.. To były czasy.. Potem nadeszły święta. Udawałaś przed naszymi rodzicami, że wciąż jesteś z Rikerem - rzekł ze smutkiem, a koleżanka uważnie wsłuchiwała się w jego słowa. - A później, gdy w końcu byliśmy szczęśliwi, musiał nadejść ten cholerny Sylwester.
- Nadszedł i odszedł. Proszę, nie wspominajmy już go - rzuciła, zamknąwszy na kilka sekund oczy. Zapewne zawczasu chciała zapobiec wydostaniu się słonych kropli, które powoli zaczęły się gromadzić.
- Potem cierpiałaś przeze mnie.. Ja przez moją głupotę.. I wtedy pojechaliśmy na basen. W saunie wyraźnie zaiskrzyło - rzucił z chwilowym uśmiechem. - Następnie wyjechałem.. Później twój kuzyn.. A teraz jesteśmy tutaj. Zupełnie na początku naszej historii, zaczynając przyjaźń.
- Mam tylko nadzieję, że tym razem nie ukrywasz przed mną dziewczyny, ja nie wyląduję w szpitalu, a ty nie zerwiesz ze mną kontaktów bo twoja dziewczyna ci będzie kazała - wtrąciła.
- Jaka dziewczyna? Jeśli kiedyś nie dasz mi szansy, to już do końca życia będę samotny.
- Znowu zaczynasz?
- Przepraszam, skończyłem.. Jeej.. Jakie ciemne chmury - rzucił na zmianę tematu.


Faktycznie, niebo całe pokryte było ponuro wyglądającymi obłokami, a fale coraz mocniej uderzały o brzeg. W oddali wśród chmur widoczne były jasne błyski.


- No pięknie. Zaraz zacznie padać.. będzie burza.. Nie ma gdzie się schować, a ty się cieszysz nie wiadomo z czego - rzuciła blondynka do chłopaka, na którego ustach z niewiadomych przyczyn pojawił się uśmiech. - Dlaczego zawsze wszystko dzieje się na twoją korzyść?!
- Słucham?
- Zawsze dzieje się tak, jak ty chcesz! Na początku naszej znajomości, gdy nie chciałam cię wpuścić do hotelu, zerwał się deszcz. Gdy byliśmy u ciebie wysiadły korki. Na basenie ugrzęźliśmy w saunie, a teraz znów nadchodzi nawałnica. Ja nie wiem, co z tobą nie tak?! - wygarnęła zdenerwowana Cass.
- Ejj! Nie zwalaj wszystkiego na mnie! Nie steruję pogodą i nie potrafię wyłączać prądu siłą woli.. Wyobraź sobie, że właśnie nic nigdy nie dzieje się po mojemu! - krzyknął równie rozdrażniony Ross. Zupełnie nie wiedział, czemu nastolatka znów wytyka mu jakieś problemy. - Zawsze to ja mam pod górkę. Moja dziewczyna, którą kochałem okazała się być zwykłą pijawką, będącą ze mną dla kasy! Ty byłaś z Rikerem, a ja cholernie nie mogłem tego znieść! Z moją drugą ex dziewczyną, którą WCIĄŻ kocham ponad życie, nie potrafiłem dojść do porozumienia! W Sylwestra, przez jeden pieprzony błąd ją straciłem! Zaraz po tym prawie straciłem rodzeństwo! Mój zespół przeze mnie zawalilił koncerty.. Przez Kaitlyn mało nie brakowało, a straciłbym cię na dobre! A na domiar złego zepsuło mi się auto, a siostra Laury próbowała się do mnie dobrać - powiedział załamanym tonem.

__________________________
~DarkAngel 

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 54: One way or another.

Chłopiec od razu odpalił auto i wraz z Cassy odjechali. Tym razem już bez żadnych zbędnych komplikacji dziewczyna dojechała do hotelu. Chwilę jeszcze porozmawiała z Rossem na parkingu, a następnie skierowała się do budynku. Dochodziła wtedy godzina dwudziesta pierwsza. Emily o dziwo spała już w pokoiku, więc blondynka postanowiła pójść w jej ślady. Wzięła gorącą kąpiel, zjadła kolację, a następnie ułożyła się w łóżku i już wkrótce zasnęła.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Tymczasem Ross przez całą drogę powrotną zastanawiał się, jaka będzie reakcja pozostałych domowników, gdy wejdzie do mieszkania. Najbardziej głupio będzie mu teraz odezwać się do Luci. Obiecał Cassidy, że gdy tylko go zobaczy, od razu go przeprosi. Nie miał wyboru, musiał to zrobić. Otworzył drzwi i pozostawiwszy buty w przedpokoju, bezzwłocznie podszedł do Włocha.


- Umm.. Możemy porozmawiać? – zaczął Ross.
- Si – odparł brunet, po czym wraz z młodszym skierowali się do kuchni. – Ale tym razem nie rzucisz się na mnie z pięściami? – spytał dla pewności.
- Niee.. Sorry za tamto. Byłem strasznie zazdrosny, nie wiedziałem, że jesteś jej kuzynem – odparł, gładząc się po karku.
- Myślałeś, że ja i Faye ze sobą jesteśmy? – zdziwił się Luca.
- Tak.. A ona jest dla mnie ważna i.. myślałem, że nie będę miał już u niej szans.
- Wydaje mi się, że masz szanse, wiem, co mówię – wycedził chłopak.
- Serio? Mówiła ci coś o mnie? – ucieszył się blondyn.
- Aaa to już nie twoja sprawa – uśmiechnął się starszy. – Ale zapamiętaj sobie, że jeśli kiedykolwiek jeszcze ją skrzywdzisz, to tym razem ty dostaniesz ode mnie – dodał żartobliwie, choć widać było, że jest w tym również prawda.
- Spooko.. Nie zrobiłbym tego. A więc sztama? – zapytał, wyciągając dłoń w stronę Luci, który bez dłuższego zastanowienia odpowiedział uściskiem.


Po krótkiej rozmowie chłopcy usiedli wraz z pozostałymi i dołączyli do rozmowy. Luce, który od dwóch godzin był zatrzymywany przez nowych kumpli i Rydel, udało się wrócić do hotelu parę minut po północy. Odwiózł go Riker wraz z Rockym, z którymi Włoch najlepiej zaczął się dogadywać. Będąc pewnym, że przyjaciółki już śpią, po cichu dostał się do apartamentu, wziął kąpiel i niezwłocznie położył się do łóżka, by za chwilę pogrążyć się we śnie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dochodziła właśnie godzina jedenasta. O dziwo wszyscy z domowników jeszcze spali, choć z reguły już powinni stać na nogach. Po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, wybudzający obie dziewczyny. Przyjaciółki od razu zaczęły przekomarzać się wzajemnie, która ma pójść przywitać niespodziewanego gościa.


- Cassy, idź otwórz - powiedziała Emily, zasłaniając głowę poduszką.
- Sama idź - odparła zaspana blondynka. - Jest niedziela, chcę spać - dziewczyny spojrzały na siebie i po chwili równocześnie krzyknęły "Luca! Otwórz drzwi!", jednak chłopiec nic sobie z tego nie zrobił i dalej wylegiwał się w łóżku.
- Dobrze, ja wstanę, leniu - brunetka powiedziała z uśmiechem do przyjaciółki i podeszła do drzwi, które otworzyła, przecierając wciąż zaspane oczy. - Ross? Co ty tutaj robisz tak wcześnie? - spytała zdziwiona.
- Przyszedłem po Cassy - odpowiedział z uśmiechem i wszedł do środka.
- Czy ja o czymś nie wiem? - spojrzała na trzymany przez chłopaka bukiet niebieskich róż, a na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. - Aww.. Śpi w pokoiku, ale możesz ją obudzić. I gdyby nie fakt, że robisz taki słodki gest dla niej, to pożałowałbyś, że obudziłeś mnie o tej godzinie - odparła i skinęła głową w stronę drzwi od pokoiku. Blondyn bez zawahania ruszył do środka z uśmiechem na ustach. Usiadł na łóżku, po czym delikatnie zaczął szturchać dziewczynę.
- Nie śpię - rzuciła, powolnie otwierając oczy. - Ross?
- Mhm.. Wstawaj, wstawaj. Szkoda dnia - powiedział uśmiechnięty, ściągając z dziewczyny kołdrę.
- Ojj no weź, nie rób tak - blondynka zaczęła z powrotem naciągać na siebie pościel, jednak chłopiec zbyt mocno ją trzymał, więc w końcu poddała się i wstała z łóżka. - Dobra.
- Wygrałem, znowu - ucieszył się chłopiec, na co Cassy rozbawiona przewróciła tylko patrzałkami. - Mam coś dla ciebie - odparł. Sięgnął ze stolika bukiet i wręczył go nastolatce. - Jeszcze raz z całego serca cię za wszystko przepraszam. Nie chciałem, żeby tak to się potoczyło. Mówię to po raz kolejny, ale to wszystko prawda. Wybacz mi - rzekł z wyraźną skruchą. Niebieskooka bez zastanowienia obdarowała Rossa mocnym uściskiem i nie wyglądało, jakby szybko miała ochotę go puścić. Faktycznie, zawiesiła się na nim na kolejne kilka minut i dopiero wtedy puściła.
- Ja już ci dawno wybaczyłam, głuptasie - uśmiechnęła się szeroko. - A poza tym, mam słabość do koszuli w kratę i róż - dodała, spoglądając na ubiór towarzysza.
- Specjalnie kupiłem niebieskie, wiem, że to twój ulubiony kolor i w dodatku pasuje ci do oczu - powiedział dumy z siebie.
- Umm.. Mój ulubiony kolor to różowy, a oczy mam zielone - odparła nastolatka, wyraźnie pesząc blondyna. - Żartuję, Ross - zaśmiała się delikatnie. - Trafiłeś w dziesiątkę.
- Przez moment zwątpiłem. A teraz dalej, dalej, ubieraj się - popędził dziewczynę.
- Ale gdzie my idziemy?
- Zobaczysz.
- Ale..
- Zobaczysz - przerwał Ross. - Spodoba ci się. Bez marudzenia się ubieraj - wyszczerzył zęby.
- Ehh.. W co ja się wpakował - westchnęła, na co chłopiec zarechotał pod nosem. - Muszę się przebrać, możesz wyjść?
- A muszę? - uśmiechnął się głupawo, bo doskonale znał odpowiedź.
- Tak - brązowooki skierował się do wyjścia, jednak jeszcze na moment zatrzymała go Cassy.
- Dobrze, że znów jesteśmy przyjaciółmi - uśmiechnęła się.
- Taak.. Przyjaciółmi.. Genialnie - odpowiedział również uśmiechnięty, jednak gdy tylko się odwrócił burknął pod nosem "przyjaciele". Wiadomo było, że liczył na coś więcej, choć zapewne sam zdawał sobie sprawę, że jego oczekiwania są raczej mało prawdopodobne. Opuścił pokoik, zamknąwszy za sobą drzwi i odciągnął Emily na bok.
- Emiii.. - zaczął przeciągle blondyn. - Co dziś robisz?
- Umm.. Wydaje mi się, że siedzę w domu - odpowiedziała brunetka, nie znając jeszcze planów przyjaciela.
- No właśnie, w domuuu.. W nuudnyym.. puuustyym domu.. Nie wolałabyś może hmm.. no nie wiem.. pójść do Ella? Najlepiej na noc.. - zaproponował.
- Nie sądzę. Ostatnio trochę się pokłóciliśmy i nie mam teraz ochoty z nim rozmawiać.
- Aaa.. i wszystko jasne.. To dlatego Ratliff jest ostatnio taki smutny i z nikim nie chce rozmawiać - zaczął podstępnie kręcić Ross. - Jeszcze nigdy go nie widziałem w takim stanie, poważnie. Powinnaś tym bardziej do niego pójść.. i wziąć ze sobą Lucę.
- Ale dlacze.. - dziewczyna nie dokończyła mówić, gdyż przerwał jej blondyn.
- Mój przyjaciel jest załamany, ale jest zbyt dużym idiotą, żeby cię przeprosić.. Proszę cię zrób to pierwsza, dla mnie. To nie ty musisz z nim dzielić pokój! A on płacze i nie pozwala mi spać! I tak już jest od tygodnia! - ciągnął rozżalonym głosem, zasłaniając jednocześnie oczy, stymulując płacz.
- Pokłóciłam się z nim dwa dni temu, nie tydzień.
- Serio? Uu.. Dwa dni, tydzień, co za różnica.. Mogłem się pomylić w liczeniu.
- Ross, spytam wprost. Czy ty się dobrze czujesz? - spytała z nutką ironii.
- Jasne, czuję się świetnie - wyruszył ramionami i szeroko się uśmiechnął, zapominając o swym wcześniejszym planie. - To znaczy nie.. Czuję się okropnie, bo mój przyjaciel..
- Ross, możesz skończyć - odparła Emily, kompletnie skołowana dziwnym zachowaniem kolegi. - A tak naprawdę o co chodzi?
- No dobraaa.. - rzucił Ross, przerywając całe swoje przedstawienie. - Nie wiem co z Ratliffem, nawet nie wiedziałem, że się pokłóciliście, bo on mi nic nie mówi.. A jedyne czego chcę, to przyjść tu dzisiaj z Cassy i pobyć z nią trochę sam - wyjaśnił wszystko zgodnie z prawdą.
- Oo.. Trzeba było tak od razu.. Ale ja doprawdy nie chcę z nim..
- Proszę - wtrącił. - Naprawdę.. Umm patrz, nawet padnę na kolana - powiedział, wykonując czyn.
- Przestań - zaśmiała się brązowooka.
- Ale proszę, proszę. Bardzo, bardzo proszę.
- Umm.. Ross. Co ty robisz? - zapytała zdziwiona Cassidy, wychodząc z pokoiku.
- Ja? Ja.. ćwiczę - odpowiedział, podnosząc się z podłogi.
- Niby co?
- Rozciąganie - wydukał, uderzając się delikatnie w głowę, co mogło oznaczać, że zdaje sobie sprawę, jaką głupotę palnął.
- Dlaaczegoo? - dopytywała jeszcze bardziej zaskoczona. 
- Zawsze jest dobry moment na odrobinę jogi - deklamował, stając na równe nogi i otrzepując spodnie.
- Taa.. no właśnie. Idźcie już zanim Ross znów wpadnie na jakiś "genialny" pomysł - rzekła Emily, popychając jednocześnie przyjaciół w stronę drzwi.
- A wieć? - skierował szeptem do brunetki.
- Umm.. Zgoda - uśmiechnęła się delikatnie.
- Dzięki Emi, świetna z ciebie przyjaciółka - powiedział na odchodne, po czym wraz z blondynką wyszli z hotelu.
- Więęęęc gdzie idziemy? - spytała dziewczyna.
- Zobaczysz, to niespodzianka - uśmiechnął się chłopiec.

Dalej szli w zupełnej ciszy, żadne z nich nie wiedziało jak ma się odezwać, co powiedzieć. A można było się spodziewać, że po tak długiej rozłące tematy nie będą się kończyły, jednak takie twierdzenie było mylne. Dopiero po dojściu na miejsce, które zajęło im około piętnastu minut, rozmowa nieco się ożywiła. Blondyn sięgnął do dużej torby, trzymanej na ramieniu i wyciągnął dwie pary rolek, a następnie wręczył jedną nastolatce.


- Wspominałaś kiedyś, że uwielbiasz jeździć, więc pojeździmy trochę - powiedział zadowolony.
- Umiesz?
- Oczywiście, że tak.. Rolki i ja to.. to dwie nierozłączne rzeczy.
- To świetnie, że lubimy coś wspólnego - ucieszyła się Cassy. 


Parę minut później obydwoje mieli już założone obuwie. Blondynka bezproblemowo wstała z ławki, natomiast Rossowi zajęło to dłuższy czas.


- Świetnie ci idzie - rzuciła sarkastycznie niebieskooka w stronę kolegi, który po raz kolejny ledwo co uniknął spotkania z ziemią.
- Te rolki są chyba zepsute - skomentował chłopiec.
- Yhyym.. Czy ty kiedykolwiek jeździłeś na nich?
- Tak.. Oczywiście, że tak.. Ehh no nie..
- To dlaczego akurat tak chciałeś spędzić dzisiejszy dzień? - spytała, zatrzymując blondyna.
- Żeby sprawić ci przyjemność. Nie sądziłem, że to takie trudne.
- Dlaczego ty zawsze patrzysz na mnie? Nie musisz się podporządkowywać pod to, co ja lubię. A teraz daj rękę i jedziemy - uśmiechnęła się i złapała przyjaciela za dłoń. - Ale spróbuj jechać prosto i się nie wyrywać, bo zaraz obydwoje się przewrócimy.
- Przepraszam, to nie takie łatwe - zaśmiał się, przez co ponownie stracił równowagę. Nie trzeba było długo czekać, aby lada moment znalazł się na twardym betonie, pociągając za sobą Cassidy. Mimo bólu, spowodowanego upadkiem, para od razu wybuchła gromkim śmiechem.
- Nic ci nie jest? - zapytała rozbawiona, próbując podnieść się z chłopaka.
- Nie, a tobie?
- Też nie, miałam miękkie lądowanie - uśmiechnęła się, stojąc już na równych nogach i strzepując piasek ze spodni. - Wstawaj - wyciągnęła rękę do leżąc wciąż Rossa. Z jego znakomitą koordynacją po raz kolejny upadli.
- Ałaaa.. tym razem bolało - złapała za udo, zwijając się lekko z bólu obok towarzysza.
- Pomasować? - zażartował, nachylając się nad zszokowaną dziewczyną
- Trzymaj ręce przy sobie. Zejdź ze mnie.

________________________

Jak tam nowy rozdział? Piszcie w komentarzach!


~DarkAngel

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 53: Things seem to be getting better.

*W tym samym czasie, dom R5*

- Luca, jak się czujesz? - spytała Rydel, spoglądając na bruneta, trzymającego czerwoną już chusteczkę przy nosie.
- Bene, grazzie (dobrze, dziękuję) - odpowiedział chłopak. - A nie mówiłem, że mnie nie lubi - zaśmiał się do koleżanki.
- Ostatnio ciężko z nim dojść do porozumienia.. Wybacz za niego - odezwał się Riker.
- W porządku, to nie wasza wina - odparł wyrozumiale brunet.
- Ee.. tak właściwie, to Ross i Cassy długo nie wracają - zauważyła blondynka.
- Ho ho.. pewnie się już pozabijali - zaśmiał się Ratliff.
- To całkiem możliwe, biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio ich relacje nie są zbyt ciekawe, a oni bardzo lubią się kłócić - przyznał Rocky.
- Ojj taam, przesadzacie.. pewnie właśnie są w trakcie.. godzenia się - uznał najstarszy.
- Eheem.. Ja tam sądzę inaczej – odparł Ell.
- Dobra, mniejsza z tym, poradzą sobie – uśmiechnęła się niepewnie dziewczyna. – Umm.. Przygotuję kolację.. Ee.. Luca pomożesz mi? – spytała z zadowoleniem.
- Jasne – odparł również uśmiechnięty chłopak, po czym ruszył w stronę dziewczyny.
- ‘’Luca pomożesz mi?”, ‘’Jasne” – przedrzeźniał po cichu sam do siebie niezadowolony Ratliff.
- Ejejej.. Co to było? – spytał zaciekawiony Rocky, słysząc komentarz kumpla.
- Ale co? – młodszy udawał, że nie wie o co chodzi.
- Dobrze wiesz co. Jesteś zazdrosny, że Rydel poprosiła Lucę, a nie ciebie.
- Pff.. nieprawda – parsknął Ellington.
- Ehee akurat. Trzymaj się lepiej Emily, a o mojej siostrze zapomnij. Nie pozwolę ci, aby Em znów przez ciebie cierpiała – odparł chłopiec i odszedł, szturchając ramieniem bruneta. Po chwili nastolatek dosiadł się do najstarszego kolegi, oglądającego właśnie telewizję.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Że co?! Myślisz, że ja i Luca ze sobą kręcimy?! - krzyknęła zdenerwowana do granic możliwości dziewczyna.
- No sorry, to widać! I wiedz, że to mnie boli! - wrzeszczał zbolały całą sytuacją chłopiec.
- Ross, jesteś idiotą!
- Wielkie dzięki za szczerość - zraził się.
- Jak mogłeś pomyśleć, że ja i Luca ze sobą.. coś.. ohh.. proszę cię, to byłoby… nie na miejscu - Cassy zaczęła nieco spokojniej.
- Przecież widziałem jak go przytulasz i w ogóle.. jak się zachowujecie.. - odparł zasmucony młodzieniec.
- Ahh.. Ross.. - nastolatka westchnęła ciężko i z politowaniem na towarzyszą. - Luca to mój kuzyn - rzuciła. Rossowi oczy mało nie wyskoczyły z orbity.
- Kuzyn? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, kuzyn - przytaknęła. - Nie widziałam się z nim osiem lat.
- To dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś?  Wiedziałaś, że jest mi ciężko - mówił z wyrzutem.
- Ee.. skąd mogłam to wiedzieć? Przecież nie.. nie siedzę ci w głowie. Myślałam, że wiesz.. - Cassidy jąkała się trochę.
- Chwila, chwila.. - uśmiechnął się chłopiec - .. ty specjalnie nic nie mówiłaś. Chciałaś, abym bym zazdrosny - powiedział zadowolony.
- Słucham? O nie, nie. To nieprawda.  Ja.. uznałam, że to nie jeszt priorytek..  Ale to na pewno nie jest związane z twoją zazdrością - zarzekała dziewczyna.
- Taak.. taak.. - odparł ironicznie - Udał ci się podstęp, byłem zazdrosny – przyznał.
- To nie był żaden podstęp.. tylko czysty przypadek.
- Yhyym.. To może wrócimy już do reszty towarzystwa? Chyba, że.. wolisz spacer - spytał zadowolony.
- Mmmm.. nie. Wolę wrócić do hotelu - odpowiedziała na sugestię blondyna.
- Mam rozumieć, że ze mną? - chłopak uniósł brwi.
- Niee?-  niebieskooka zdziwiła się. - Powiedzmy, że fajnie się rozmawiało, ale teraz się z tobą pożegnam. Cześć – powiedziała, a następnie odwróciła się na pięcie w druga stronę.
- Chcesz wracać sama? O tej godzinie? – zatrzymał Ross, wybiegając przed dziewczynę.
- Jest dwudziesta.
- No właśnie, wieczór. Lepiej będzie jeśli cię odwiozę - ucieszył się Ross.
- Przejdę się.
- Nalegam.
- Dobrze, ale prosto do hotelu. Nigdzie więcej - zaznaczyła stanowczo blondynka.
- Zgoda - Ross po raz kolejny uśmiechnął się.


Chwilę później para znalazła się w samochodzie.  Jechali w nieprzerwanej ciszy, którą co jakiś czas starał się zakłócić Ross, kierując różne pytania do blondynki. Nie uzyskał on jednak odpowiedzi na ani jedno słowo, ponieważ Cassy nie miała raczej ochoty na rozmowy z kierowcą. Jedynym, co przekonało dziewczynę do odzewu było to, iż nie spodobało jej się, gdy chłopak niespodziewanie skręcił w jakąś uliczkę. Wcale jej to tak bardzo nie zdziwiło, gdyż po blondynie można było się tego spodziewać.


- Ross.. gdzie ty jedziesz? - spytała bez entuzjazmu.
- W pewne miejsce - odpowiedział jak zawsze tajemniczo.
- Mieliśmy jechać od razu do hotelu, obiecałeś - odparła z lekkim rozżaleniem.
- Ale zmieniłem nieco plany.. Przepraszam.

- Co mi po twoim przepraszam? Chcę do domu! Nie mam ochoty jeździć z tobą po żadnych lasach - rzuciła tym razem poniekąd mniej spokojnie.
- Będzie dobrze, zaufaj mi - uspokajał.
- Nie potrafię.. – zakomunikowała z lekkim strapieniem. - Masz zawrócić. Nie chcę nigdzie z tobą jechać.
- Już za późno, jest zbyt wąsko żebym mógł zawrócić – powiedział usatysfakcjonowany.
- To cofaj.
- Zbyt daleko, żeby cofać.. a co jeśli w drzewo uderzę? – odpowiedział, udając przejęcie. 


Przez dalszą drogę blondyna ani słowem nie odezwała się do partnera. Co prawda on ją próbował jeszcze parę razy zagadać, ale na nic się to nie zdawało. Wkrótce dojechali na miejsce. Pierw wysiadł Ross, po czym od razu ruszył, by otworzyć drzwi koleżance, która jednak nie miała zamiaru ruszać się z fotela.


- Wyjdziesz? Proszę – odezwał się prosząco chłopiec. Odpowiedziała mu głucha cisza. -  No dobra, więc załatwimy to tak – dodał, kucając obok niebieskookiej. - A więc zabrałem cię tutaj, żeby spytać, czy się ze mną umówisz? – wydukał śmiało. Dziewczynie mina zupełnie zrzedła, a oczy rozszerzyły się.
- Kpisz sobie? Zabrałeś mnie na jakieś pole, przez którego środek przechodzą tory i nic więcej, tylko po to, żeby spytać czy się z tobą umówię?
- Tak – odparł pewnie.
-  A więc nie.
- Tak sądziłem. A tak naprawdę, jesteśmy akurat tutaj, abym w razie odmowy mógł zrobić to – powiedział i skierował się w stronę torów, a następnie ułożył się na nich.
- Umm.. Aby położyć się na torach?
– zdziwiona nastolatka spytała retorycznie, wysiadając z samochodu.
- Owszem.
- I niby jak ma ci to pomóc?

- A tak, że albo skończę pod kołami pociągu, albo pękniesz i zgodzisz się ze mną umówić - odpowiadał jak gdyby nigdy nic.
- Ahaa.. To w takim razie mam nadzieję, że jest ci tam wygodnie, bo długo na nich poleżysz – rzuciła obojętnie dziewczyna.
- No trudno.. Jakoś to zniosę.
- Ja też – uśmiechnęła się i usiadła na dużym kamieniu, leżącym kilka metrów od torów. Po pewnym czasie Ross się odezwał.
- Może jednak? Te szyny trochę mi się wbijają w plecy – przekręcił się lekko na bok.
- Kiedy przyjedzie ten pociąg? – zapytała zgryźliwie.
- Chcesz się mnie pozbyć?
- Jeśli nie skończysz się wygłupiać, to owszem.
- Co ci szkodzi jedno spotkanie? – namawiał blondyn.
- Może nic.. a może wiele..
- Stracisz bardzo wiele, jeśli w ciągu.. – młodzieniec spojrzał na zegarek -…piętnastu minut nie zmienisz zdania.
- Co masz na myśli? – spytała zdezorientowana.
- To, że pociąg startuje ze stacji za pięć minut, więc tutaj będzie za piętnaście.
- Jasne, nie wystraszysz mnie – Cassidy najwidoczniej nie wierzyła w słowa towarzysza. - Zresztą.. to twój wybór.
- Masz rację – uśmiechnął się. - Zobacz, już widać pociąg na stacji – wskazał ręką na peron.
- Ross jesteś głupi, zejdź z tych torów – odparła Cassy, zauważywszy, że chłopiec jednak mówi prawdę.
- Skoro nie chcesz się ze mną spotkać, to nie mam po co – powiedział zupełnie wyluzowany.
- W tej chwili zejdź z nich! – uniosła się dziewczyna.
- Czemu? Myślałem, że ciebie to nie rusza – spojrzał na niebieskooką.
- Ross, zejdź!
- A umówisz się ze mną? – siedemnastolatek nie dawał za wygraną.
- Nie – ciągnęła stanowczo blondynka.
- Trudno – wzruszył ramionami Ross i dalej leżał na szynach.
- Proszę cię, zejdź – rzekła spokojnie, względnie drżącym głosem.
- Zmieniłaś zdanie?
- Nie – kontynuowała nastolatka. Odwróciła głowę i zauważyła, jak ze stacji, znajdującej się w oddali, zaczął właśnie odjeżdżać pociąg i złamała się. - Umówię się z tobą, ale w tej chwili zejdź z tych torów!
- I ja wybiorę miejsc, tak? – dokładał nowe warunki.
- O niee.. zbyt wiele wymagasz – nie zgodziła się dziewczyna.
- Uu.. długi ten pociąg – odparł Ross, próbując skruszyć partnerkę.
- Co?! Ross proszę cię, nie żartuje sobie!
- Nie żartuję. Mówię serio, jest długi – rzucił, jak gdyby nigdy nic. - Szkoda, że tak to wszystko się skończy…
- Zejdź do cholery z tych torów
!!! – krzyknęła, z coraz większym zdenerwowaniem.
- Raz się żyje – zaśmiał się, choć prawdę mówiąc sam był już w głębi przestraszony.
- Umówię się z tobą, ale wstań
!
- Ale pójdziemy tam, gdzie ja wybiorę? – przeciągał nerwowo, gdyż strach zaczął go coraz bardziej przenikać.
- Nie!
- No cóż.. – dalej leżał na torach. Dziewczyna nie dała rady dłużej. Skapitulowała.
- Dobrze! Zrobię wszystko, ale zejdź z tych torów! – wybuchnęła, po chwili dodało nieco ciszej, chowając twarz w dłoniach. - Co tylko będziesz chciał.. – nie musiała długo czekać na to, co w tej sytuacji zrobi Ross, gdyż tuż po jej słowach podszedł do niej i objął.
- Nie dotykaj mnie! Jak mogłeś?! – krzyknęła i odepchnęła od siebie chłopaka, uderzając go mocno w ramię.
- Ałłł.. – jęknął, ponieważ cios był doprawdy silny. - Nie wiedziałem, że aż tak się przejmiesz.. Jednak.. – jego wypowiedź została przerwana.
- Zamknij się, jesteś bezmyślnym idiotą - rzekła wciąż poddenerwowana, jednak po chwili nie wytrzymała i przytuliła chłopca, który narobił jej tyle strachu.
- Wiem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak się bałem.. Serio, myślałem już, że już po mnie – powiedział, również obejmując towarzyszkę.
- Nie pozwoliłabym na to.. Miałabym cię wtedy na sumieniu – powiedziała dokuczliwie, choć doskonale zdawała sobie sprawdzę, że tu wcale nie chodziło o jej sumienie. Dłuższy moment postali jeszcze w uścisku, który przerwała blondynka, dając nastolatkowi całusa w polik.
- A to za co? – ucieszył się.
- Za nic.. – odpowiedziała. – A poza tym.. nie dostałeś jeszcze nic na walentynki – dodała uśmiechnięta. – Odwieź mnie już do hotelu, zgoda?
- Zgoda.
- Ale PROSTO do hotelu – położyła wyraźny nacisk na owe słowo, a następnie wraz z chłopakiem wrócili do samochodu.


_________________________________

Heej 
Udało mi się w końcu skończyć ten rozdział ;D. Jak Wam się podoba? 



~DarkAngel
Template by Elmo