środa, 31 października 2012

Rozdział 9: But what if not.

Ross odwiózł przyjaciółkę pod sam hotel. Chwilę jeszcze porozmawiali, pożegnali się uściskiem, a dziewczyna wbiegła do budynku.
 

- Hejka Emi! Masz na jutro jakieś plany? Nie? To świetnie. - mówiła nie dając dojść do słowa brunetce.
- Dasz mi coś powiedzieć?!
- Oł.. przepraszam. - zaśmiała się.
- Po pierwsze to nie, nie mam żadnych planów, a po drugie to co masz taki dobry humor? - ucieszyła się. - Czyżby coś się wydarzyło z Rossem?
- A niby co się miało wydarzyć? Byłam u niego w domu, poznałam jego rodzeństwo.
- Już nawet zabrał cię do domu! - zacieszała.
- Głupia jesteś! - uśmiechnęła się. - Jego siostra Rydel zaprosiła nas na jutro na obiad.
- Nas?
- No tak. Mnie i ciebie. - wyjaśniła. - Pójdziemy, prawda?
- Pewnie, że tak! - ucieszyła się. - Słyszałaś, że za niecały tydzień ma być koncert na Miami Beach? Może się wybierzemy?
- Oo.. A kto gra?
- Sama nie wiem. Ale i tak fajnie by było pójść.
- Gorzej jak się okarze, że to jakieś Disco Polo, a wiesz, że za tego typu muzyką nie przepadam.
- Nazwa R5 nie brzmi jak Disco Polo.
- Masz rację, ale jeszcze zobaczymy. - uśmiechnęła się.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Nazajutrz współlokatorki szykowały się wspólnie do wyjścia. Około 15 były gotowe. Wezwały taksówkę i pojechały. Niebawem zajechały na miejsce, drzwi otworzył im najstarszy z braci.

- Heeej! - rozłożył ręce na przywitanie. - My się jeszcze nie znamy, jestem Riker.
- A ja Emily, cześć. - uśmiechnęła się. Chłopak wspuścił je do domu, gdzie od razu zostały mile ugoszczone.
- Czeeść, kochane. Super, że przyszłyście. - przywitała się dziewczyna. - Jestem Rydel, a to Rocky i Ellington. - wskazała kolejno braci. - A Rossa już chyba znasz.
- Tak, znam. Ja jestem Emily. Jest mi bardzo miło, że mnie zaprosiliście. - uśmiechnęła się. Po chwili podszedł do niej uradowany brunet.
- Jestem Ellington, ale dla przyjaciół Ratliff. - powiedział zadowolony. - Świetnie, że przyszłaś z Cassidy.. - usiedli razem na kanapie i dalej ciągnęli rozmowę.
- No, no.. Chyba komuś się spodobała twoja przyjaciółka. - stwierdził Riker łapiąc za ramię blondynkę, która odpowiedziała śmiechem. Poczuła jak ktoś delikatnie łapie ją za rękę i lekko odciąga - no tak, Ross.
- Ze mną to już się nie przywitasz.. - odrzekł, próbując udawać smutnego. Cassy odpowiedziała objęciem.
- Dobra, dobra.. Starczy tych czułości, Ryd właśnie nakłada obiad. - dokuczył Rocky.

Wszyscy zasiedli do posiłku. Trzeba przyznać, że Rydel jest znakomitą kucharką. Tym razem przygotowała mięso w sosie grzybowym z ziemniakami i surówkę z białej kapusty z marchewką i majonezem. Towarzystwo zjadło z wielkim apetytem. Po posiłku, Ross przygotował popcorn i cała grupa poszła do salonu urządzić sobie mały maraton filmowy. Zaczęli od horroru, całkiem lekkiego, czyli ,,Oszukać przeznaczenie 2''. Oczywiście lekki w sensie, że niezbyt straszny. Po tym, przyszedł czas na coś lepszego, a mianowicie ,,The Grudge: Klątwa'' (po tym horrorze miałam strasznego stracha, jest on mega straszny!).

- O niee! Błagam Was, tylko nie to. - prosiła Cassidy. - Widziałam kawałek tego filmu i uznałam, że nie jest on dla mnie.
- Haha! To teraz tym bardziej go włączymy. - zaśmiał się Riker, który od razu pognał w stronę DVD włączyć film.
- Nie martw się, zawsze masz mnie, ja cię obronię. - powiedział ze śmiechem Ross.

Po chwili produkcja filmowa się zaczęła. Początek jak to początek, nic strasznego w nim nie ma. Gorzej, gdy akcja zaczyna się rozkręcać. Już po 20 minutach filmu, Cassidy zasłaniała oczy. Tak strasznie się bała, że nawet nie zauważyła, gdy wtuliła się w Rossa, który nie protestował. Rodzeństwo co jakiś czas zerkało na nich, a później wymieniali się między sobą uśmieszkami. Po skończeniu projekcji postanowili po prostu posiedzieć i porozmawiać. Rozmowa trwała nieprzerwanie, nie brakowała tematów. Nagle ni stąd ni zowąd Ratliff zmienił temat.

- Cass, jak się poznaliście? - spytał Ellington.
- To długa historia. - wtrącił Ross i uśmiechnął się do przyjaciółki. Po chwili zaczęli delikatnie szturchać się łokciami.
- A Wy noo.. ten.. jesteście razem? - dążył, a jego wyraz twarzy wydawał się być lekko zdziwiony.
- Niee! - wykrzyknęli zgodnie.
- Ja i Ross jesteśmy tylko przyjaciółmi. - powiedziała zarumieniona dziewczyna. Kilkuminutową ciszę przerwał Riker, który nie stroni od lekkich złośliwości. 
- No, no młody. Szalejesz. - zaśmiał się.
- Że co?! - odparł.
- Że nic. Zauważyłem, że dobrze wam się układa. - stwierdził. - W przyjaźni oczywiście. - dodał po chwili z uśmiechem na twarzy. Reszta braci również zachichotała, natomiast Rydel ich uspokajała. Zawstydzona Cassidy spuściła głowę.
- Riker przestań! Czy tak trudno wam zrozumieć, że to tylko przyjaźń?! - wykrzyknął Ross.
- Ojj dobra, nie złośćcie się. Tak tylko żartuję. - uśmiechnął się. - Ross, a co z Ka.. - nie dokończył najstarszy, gdyż poczuł dość mocne kopnięcie pod stołem i spostrzegł porozumiewawcze spojrzenie najmłodszego. 
- Umm.. Rik, możesz na słówko? - powiedział Ross, po czym wstał, złapał brata za ramię i delikatnie odciągnął od stołu na bok.
- Czemu mi przerwałeś? - spytał, lecz nie otrzymała odpowiedzi, tylko zakłopotany wzrok brata. - Nie powiedziałeś jej.
- Nie..
- Dlczego?
- No bo nie. Cassidy nie musi wiedzieć. 
- Jesteś pewien? 
- Tak. Niby po co mam jej o tym mówić? - odparł Ross.
- Pokłóciliście się?
- Z Cassy? Nieee! - odpowiedział zdziwiony.
- Nie mówię o niej, tylko o.. - blondyn ponownie przerwał.
- Też nie. - uśmiechnął się. - Między nami wszystko w porządku. 
- Ostatnio się nie widujecie.
- Razem z rodzicami wyjechali na wakacje. Jest w Egipcie. - wyjaśnił. - Piszemy do siebie i czasem dzwonimy, ale musimy to trochę ograniczać, bo połączenia są strasznie drogie.
- Ross! A co jak wróci? Dalej będziesz oszukiwał Cassidy?!
- Nie będę musiał. Cass przyjechała do Miami na dwa miesiące, więc nie ma żadnego problemu. I ja jej wcale nie oszukuję, tylko nie mówię jej o wszystkim. I błagam cię, Ty też nic nie wspominaj. - spojrzał prosząco.
- To co robisz, jest kretyńskie!
- Ale co ja takiego robię?! - oburzył się Ross.
- Jeszcze się pytasz?! Co się z tobą stało? Okłamujesz Cassidy! - krzyczał Riker.
- Cassy jest tylko moją przyjaciółką! Więc to nie jej sprawa! I tobie też nic do tego! Więc skończ z tym i proszę, nie mów już o tym, dobrze?
- Mimo wszystko, powinieneś jej o tym powiedzieć! Ale dobrze. Nie wspomnę o niczym, bo jestem twoim bratem, lecz i tak ja tego nie popieram. Tylko szkoda mi Cassidy i tego, jak niesprawiedliwie się wobec niej zachowujesz. - powiedziawszy to odszedł od brata i usiadł przy Cassy.

_______________________________________________

Jest rozdział numer 9! :D
Przepraszam, że tak późno, ale dopiero o 20 znalazłam czas na dokończenie tej części.  Mam nadzieję, że się podoba. Kolejny może w piątek wieczorem lub w sobotę. Czytajcie i komentujcie! ;)


~ DarkAngel  <3

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział 8: It's just a friendship..

Cześć Kochani!!
Ostatnio było małe zamieszanie związane z zawieszeniem bloga, wywołane przeze mnie. Faktycznie dość intensywnie rozważałam tę decyzję, jednak teraz, po kilkudniowym namyśle, chcę Wam powiedzieć PRZEPRASZAM, nie odchodzę! :) Przez moment miałach chęć zaprzestać pisania, gdyż nie spodziewałam się, że czyta mnie jednak więcej niż dwie osoby. Pod ostatnią notką (pożegnalną) znalazło się 13 komentarzy i choć to wcale nie jest nie wiadomo jak wiele, to i tak mi w zupełności wystarczy. Jednakże, to nie ich ilość przekonała mnie do dalszego pisania, lecz ich treść. To, co w nich pisaliście jest po prostu.. wspaniałe. W życiu się nie spodziewałam, że niektórym aż tak zależy. Dziękuję Wam, jesteście wspaniali. Napiszę jeszcze raz BLOG NIE ZOSTAJE ZAWIESZONY. Ani teraz, ani w najbliższym czasie. Uwielbiam Was za to, że zawsze mnie wspieracie, tak jak w tej sytuacji oraz wtedy, gdy byłam chora! <3
A teraz zapraszam do czytania nowego rozdziału! 

___________________________________________________


Przez prawie całą noc Cassidy nie zmrużyła oka. Ross miał rację - nie mogła przestać o nim myśleć. Choć może nie tyle o nim, co o wszystkich zdarzeniach w apartamencie. Rano tak jak zwykle zjadła śniadanie i odświeżyła się w łazience.

- Cassidy! Możesz mi powiedzieć co to jest? - spytała Emily, trzymając w dłoni męską bluzę.
- Ee.. Skąd to masz? - spytała zmieszana blondynka.
- Spod twojego łóżka. Szukałam moich szortów, a znalazłam to.
- Yy.. Too.. jest bluza. - rzuciła wymijająco blondynka.
- Przecież widzę, że to bluza. Ale pytam się czyja?
- Noo... no..
- I wiem, że nie jest twoja, bo jest męska. - przerwała brunetka. - Ukrywasz coś przede mną?
- Jaa.. - zawahała się. - Tak. - dokończyła krótko.
- O co chodzi? Był tu jakiś chłopak? Poznałaś kogoś? - pytała ciekawska przyjaciółka.
- Tak, poznałam kogoś i tak, był tutaj.. Ale..
- Oo.. Jak fajnie! Jesteście razem? Jak ma na imię? Ile ma lat? - przerwała zawzięcie zadając pytania.
- Emily! Uspokój się! 
- Dobra, już. Mów od początku.
- Wszystko zaczęło się od..
- Od czego? No powiedz od czego. - dziewczyna z podekscytowania nie mogła usiedzieć w miejscu.
- Jeśli będziesz mi wciąż przerywała, to przestanę ci cokolwiek mówić!
- Już nie będę.
- Ten chłopak, którego wczoraj widziałaś w holu ma na imię Ross. Był tu wczoraj, ale jak zobaczyłam Was przez okno kazałam mu iść.
- Nie wierzę!! Chodzisz z takim ciachem? - dopytywała uradowana.
- Ja z nikim nie chodzę! To tylko kolega. - uniosła się Cassidy.
- To czemu masz jego bluzę?
- Przypadkiem wpadł na mnie i ubrudził mi całą bluzkę lodem, więc dał mi ją żebym nie wracała z wielką plamą. Odprowadził mnie pod hotel, a gdy miał już iść zaczęło padać, więc powiedziałam żeby wszedł póki nie przestanie. A jak już wychodził, to zapomniał bluzy. - blondynka dalej ciągnęła. Opowiedziała o tym jak się poznali, i że to dzięki niemu udało jej się trafić do hotelu.
- Jak słodko. - nie dawała za wygraną. - Umówiliście się? 

- Tak. To znaczy, nie do końca. Zapytał tylko czy się jeszcze zobaczymy, a ja przytaknęłam. Ale jak na razie się nie odzywał.
- Zadzwoń do niego! - Emily podała przyjaciółce telefon.
- Nie jestem pewna..
- No dzwoń!
- Dobrze, nie krzycz. - wybrała Rossa ze swojej listy kontaktów i zadzwoniła. - Kompletnie zapomniałam. On chyba zmienił numer. Trudno, jak będzie chciał, to sam się ze mną skontaktuje.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Dom R5* 

- Hej Ross. Nie słyszałam jak wczoraj przyszedłeś. - powiedziała zaspana Rydel, która dopiero wygramoliła się ze swojej sypialni.

- Wiem. Dlatego, że późno wróciłem. - oznajmił chłopak.
- O której?
- Sam nie wiem. Koło 23. 
- Gdzie byłeś do tej godziny? - siostra dalej prowadziła swój wywiad.
- Tu i ówdzie.
- Sam czy z kimś? - na odpowiedź dziewczyna musiała chwilę poczekać.
- Sam. 
- Na pe...
- Gdzie chłopacy? Powinniśmy chyba zacząć próbę. - wtrącił się w zdanie starszej.
- Śpią jeszcze. Próby mamy zawsze popołudniu. 
- No tak... To ja wychodzę. - skierował się w stronę drzwi wyjściowych.
- Dokąd znowu? - ruszyła za nim Rydel.
- Czy to ważne? - zapytał, zakładając pośpiesznie trampki.
- Ross, ważne! Jesteś moim bratem i martwię się o Ciebie ostatnio! Może porozmawiamy? - zaproponowała. Chłopak podszedł i przytulił siostrę.
- Wszystko dobrze. Jeśli będę potrzebował pomocy, to od razu do ciebie przyjdę. Przysięgam. Nie martw się o mnie siostrzyczko. - pocałował dziewczynę w czoło i wyszedł.
- Poczekaj! Wychodzę później z Rocky'm pozałatwiać parę spraw, a Riker idzie gdzieś z Ratliffem, więc nikogo nie będzie w domu. - krzyknęła w stronę blondyna.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




*Hotel Suzie's*

Po apartamencie dziewcząt rozległ się dźwięk dzwonka. Brunetka zerwała się z kanapy, odłożyła gazetę na stół i otworzyła drzwi. Przed nimi stał widziany poprzedniej nocy blondyn. Dziewczyna od razu się uśmiechnęła.

- Umm.. Cześć. Zastałem Cassidy? - zapytał niepewnie.
- Nie, przed chwilą wyszła do sklepu.
- Oo.. No trudno, wpadnę później. - odparł i odwrócił się w przeciwną stronę.
- Niee! Ona zaraz przyjdzie. Usiądź i poczekaj, na pewno się ucieszy. 
- Okej. - zaśmiał się chłopiec. - Jestem ...
- Ross. - wyprzedziła Emi.
- Tak. Skąd wiesz? - uśmiechnął się.
- Od Cassy. 
- Serio? Mówiła ci coś o mnie? - podpytywał.
- Ee.. Niewiele. Nieco o tobie wspomniała. Chyba zapomniałeś wczoraj czegoś zabrać. - Ross spojrzał na dziewczynę z niepewnością, a ta wskazała głową na bluzę wisząca na wieszaku.
- Aa.. No tak. - zaśmiał się. - A ty jesteś.. ymm.. Emily.
- Tak, przyjaciółka Cass. - dodała. - Ty i ona jesteście... - nie dokończyła, gdyż do apartamentu właśnie weszła blondynka.
- O wilku mowa. - uśmiechnął się chłopak.
- Um.. Ross? Co ty tu robisz? - spytała zdziwiona.
- Emily mnie wpuściła. Przecież mieliśmy się spotkać.
- Noo tak, ale.. nie sądziłam, że już dziś.
- Więc nie chcesz ze mną pójść? - posmutniał.
- Chcę.., ale miałyśmy dzisiaj z Emi spędzić cały dzień razem. 
- Nie szkodzi. Możesz iść, nie obrażę się. - wtrąciła brunetka, po czym delikatnie wypchnęła przyjaciółkę w stronę Rossa. - Idźcie i bawcie się dobrze. 
- Jesteś pewna?
- Tak, tak. Paa Cass, pa Ross. - zamknęła za nimi drzwi i wróciła do czytania gazety.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



- Gdzie chcesz iść? - spytała Cassy.

- Nigdzie nie chcę iść.
- Jak to? - zdziwiła się nastolatka.
- Ja mam zamiar gdzieś pojechać. - wyjaśnił. - Zabiorę cię na małą przejażdżkę. - obydwoje wsiedli do samochodu.
- Zatem, gdzie jedziemy?
- Zobaczysz. Nie mogę ci teraz powiedzieć, jesteś zbyt ciekawska. - przez dłuższy czas jechali w zupełnej ciszy. - Słyszałem, co o mnie mówiłaś do Emily.
- Co?! Co ona Ci powiedziała? - wyraz twarzy nastolatki diametralnie się zmienił. Przez myśl przechodziły jej przenajróżniejsze myśli, jako że powiedziała przyjaciółce dosłownie wszystko.
- Powiedziała, że całą noc jej o mnie opowiadałaś. - uśmiechnął się.
- To wcale nie tak. Może i rozmawiałyśmy o tobie, ale to ona zaczęła się wypytywać, więc powiedziałam jej wszystko. Po powrocie do hotelu od razu ją zabiję. - zażartowała. - Co ci jeszcze nagadała?
- Tak na prawdę, to nic. - zaśmiał się. - Jak spytałem się czy mówiłaś coś o mnie, to powiedziała, że tylko coś wspomniałaś. Ale sama się wygadałaś, że o wiele więcej rozmawiałyście. - szturchnął lekko dziewczynę i dalej chichotał.
- Wiesz co! Jak mogłeś mnie tak podpuścić? - mówiła rozbawiona.
- Oj przepraszam, ale chciałem wiedzieć. 
- Cham! - dziewczyna zmarszczyła nos.
- Nie złość się. Przecież na mnie nie można się obrażać, skarbie. - posłał dziewczynie całusa.

Lada moment dotarli na miejsce. Zastali tam duży kremowy dom, a wokół niego piękny ogród z basenem.
- Mieszkasz tutaj? - spytała, wysiadając z auta.
- Tak. Razem z rodzeństwem. - odpowiedział, zamknąwszy samochód. Ustał obok koleżanki i kontynuował rozmowę.
- A rodzice?
- Zostali w Los Angeles. Czasami przyjeżdżają do nas albo my do nich. - wyjaśnił.
- Ile masz rodzeństwa? - dalej dopytywała.
- Siostrę i trzech braci, ale jeden został z rodzicami. Z reguły wakacje spędza u nas, ale wyjechał na jakieś kolonie i wróci dopiero za tydzień. - wypowiadał się idąc w stronę wejścia.
- Nikogo teraz u ciebie nie ma?
- Nie, ponoć mieli iść coś załatwić. - otworzył drzwi kluczem i wpuścił dziewczynę do środka, a następnie ruszył za nią.
- Bardzo ładnie się urządziliście. - pochwaliła.
- Dzięki. Chcesz coś zimnego do picia czy może kawę lub herbatę? - zapytał, kładąc kluczę na szafce nieopodal drzwi. Następnie skierował się do kuchni.
- Możesz mi zrobić kawę, całą noc nie spałam.
- Wiem, wiem, pewnie myślałaś o mnie. - uśmiechnął się.
- Tak, tak. - przewróciła oczami.
- Ja tak działam na dziewczyny. - zażartował.

- Siema Ross, już wróciłee.. ee.. Kogo ze sobą przyprowadziłeś? - spytał zdziwiony Rocky schodząc ze schodów. Zaraz za nim zszedł Riker, Ratliff oraz Rydel.
- Miało was nie być. Umm.. To jest uhh.. moja przyjaciółka. - odpowiedział zmieszany.
- Przyjaciółka. - powtórzył znaczącym tonem najstarszy. - Jestem Riker, najstarszy. - podszedł do dziewczyny i przywitał się.
- A ja Rocky, ten najmądrzejszy. - zaśmiał się.
- Chciałbyś! - zarechotał stojący obok chłopak. - Ja mam na imię Ellington, ale wszyscy mi mówią Ratliff. I skoro oni się tak wychwalają, to ja powiem, że jestem najprzystojniejszy. - powiedział przez śmiech. Rodzeństwo jednocześnie wybuchnęło śmiechem.
- A ja jestem Rydel. - uśmiechnęła się. - Jedyna siostra tych czubków. - dodała.
- Chwila, Ross mówił, że ma trzech braci, ale jeden został w LA. - zauważyła roześmiana nastolatka, spojrzawszy na Ratliffa. 
- Haha, ja jestem tylko ich przyjacielem. - wyjaśnił Ellington.
- Jest z nami tak blisko, że praktycznie stał się naszym bratem. - uśmiechnął się Rocky.
- I wszystko jasne. A tak w ogóle to nazywam się Cassy. Niedawno poznałam Rossa. 
- To już wiem, z kim wczoraj byłeś do 11 w nocy. - mrugnęła do blondyna. - Mam rozumieć, że zjesz z nami obiad?
- Nie, nie. Chyba już pójdę.
- Ależ skąd! Zostajesz z nami. - odparła Rydel i zaciągnęła ją w stronę jadalni. 
- Jak możesz być taka bezduszna siostrzyczko, każąc jej jeść jedzenie przygotowane przez ciebie? - zażartował Riker. 
- Ach tak? To w takim razie, sam sobie dzisiaj gotuj, głupku! - ryknęła. Chłopak podszedł do niej i przytulił. 
- Oczywiście chodziło mi o JAKŻE PYSZNE jedzenie przygotowane przez ciebie. - zaczął się przymilać.

Chwilę później wszyscy siedzieli przy stole i zajadali się pysznościami przyszykowanymi przez Rydel. Był to kurczak w miodzie oraz tradycyjna zupa pomidorowa. Mimo wcześniejszych docinek Rikera, to właśnie on zjadł najwięcej ze wszystkich.  Obiad przeminął bardzo miło. Nikt z ciekawskiego rodzeństwa nie dopytywał Rossa i jego towarzyszki o ich znajomość. Po skończony posiłku dziewczyna zaczęła powoli zbierać się domu.

- Chodź, mała, odwiozę cię. - zaproponował Ross. Złapał dziewczyną w pasie i delikatnie pociągnął w stronę drzwi. Nie zdążyli jeszcze przekroczyć progu, kiedy zatrzymała ją Rydel. - To ja pójdę odpalić samochód. - zdecydował blondyn.
- Przyjdź do nas też jutro na obiad. Posiedzimy sobie trochę, a wieczorem obejrzymy jakiś film. - zasugerowała Delly.
- Bardzo bym chciała, ale przyjechałam tutaj z przyjaciółką i byłoby mi strasznie głupio zostawić ją po raz kolejny samą w hotelu. - tłumaczyła Cassidy.
- To fajnie, weź ją ze sobą. - wepchnął się Ratliff. - Bardzo miło będzie mi ją poznać. Ee.. To znaczy nam. - poprawił.
- Nie będziecie mieli nic przeciwko?
- Pewnie, że nie. Im nas więcej tym lepiej... I Ratliff może się trochę dowartościuje. - szepnęła dziewczynie do ucha.
- Słyszałem! - wykrzyknął chłopak stojący kilka metrów od nich. Obie zachichotały.
- To do soboty. - przytuliła dziewczynę. - Dziękuję za pyszny obiad. Paa chłopcy! 
- Paa! - krzyknęli chórem, a blondynka pobiegła do samochodu.


___________________________________________________


Jeszcze raz, bardzo dziękuję wszystkim komentującym!! 
Jesteście świetni! Uwielbiam Was!
Nowy rozdział będzie może w środę wieczorkiem lub w czwartek.



~DarkAngel ;* 


sobota, 27 października 2012

Rozdział 7: The start of something new.

- Nie ogarniam. Opalamy się praktycznie tyle samo, a ty jesteś o wiele ciemniejsza ode mnie. - narzekała Emily, na co blondynka zaśmiała się.
- Najwyraźniej bardziej przyciągam słońce. - powiedziała.
- Pff.. - dziewczyna podniosła butelkę z wodą, a gdy zabierała się do picia, tuż w nią wpadła piłka, a cała ciecz znalazła się na jej ciele. - Ałaa.. - jęknęła.
- Uważaj! - krzyknęła wkurzona Cassidy.
- Przepraszam was, dziewczyny. Wiecie jak to chłopcy, mają tyle siły.. - uśmiechnęła się dziewczyna, która właśnie przyszła po odbiór piłki. 
- Nic nie szkodzi, każdemu mogło się zdarzyć. - odparła Emily, wycierając się ręcznikiem.
- Może zagracie z nami? Jestem sama z kumplami, więc skład nie jest do końca fair. 
- Bardzo chętnie, ale właśnie miałyśmy się zbierać. - wytłumaczyła Em.

Przyjaciółki zabrały ręczniki i wróciły do hotelu.

- Idę się trochę przejść po okolicy. Pójdziesz się ze mną? - zaoferowała blondynka.
- Nie, strasznie boli mnie głowa od tej piłki, więc chyba się prześpię.
- Jak uważasz. To śpij dobrze.
- A ty postaraj się wrócić przed 3 w nocy. - uśmiechnęła się brunetka.
Cassidy wytknęła przyjaciółce język i opuściła apartament.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Krążyła bez celu po mieście, które zdążyła już dobrze poznać, przez około godzinę. Podeszła do budki z lodami i zamówiła sobie dużego włoskiego o smaku waniliowo-czekoladowym w polewie jagodowej. Niestety długo się nim nie nacieszyła, gdyż idąc wzdłuż mało ruchliwej uliczki wpadł na nią przechodzień, a cały lód wylądował na jej nowej bluzce z zabawną buźką.

- Aahh... Uważaj jak leziesz!! - powiedziała zdenerwowana.
- Ohh.. Przepraszam. - usłyszała w odpowiedzi. - Eee.. Znów się spotykamy. - dziewczyna podniosła wzrok mierząc od stóp do głów uradowanego chłopaka, stojącego przed nią.
- Haha. No tak, znów ty. - chcąc czy nie chcąc na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Może lepiej już pójdę. Nie wiem, czy moje towarzystwo Ci odpowiada. - powiedział, odwracając się od towarzyszki.
- O nie, nie! Dokąd się wybierasz? - zatrzymała go nastolatka, wychodząc naprzeciw. - Mam teraz wracać przez całe miasto z tą wielką plamą? - wskazała na brudny t-shirt.
- Czemu nie. Masz teraz oryginalną bluzkę. - zaśmiał się Ross. -Nie musisz mi dziękować.
- Pff.. Zabawne. Zrób coś z tym teraz. - parsknęła.
- No dobra. - w tym momencie chłopak zdjął swoją bluzę i podał ją dziewczynie. - Załóż.
- Ee.. Dzięki. - uśmiechnęła się, a następnie założyła odzienie. Chłopiec zlustrował dziewczynę od stóp do głów i uśmiechnął się delikatnie.
- Too.. gdzie się wybierasz? - zapytał po chwili.
- Teraz to już do domu.
- W takim razie chyba muszę cię odprowadzić.
- A dlaczego? - zaśmiała się Cassidy.
- Bo masz na sobie moją bluzę, przecież musisz mi ją oddać. 
- Skoro nalegasz. - wzruszyła ramionami, nie okazując żadnych emocji.

Oboje ruszyli w stronę hotelu. Szli powolnym krokiem, więc dojście na miejsce zajęło im około czterdziestu minut. Chwilę jeszcze stali pod bramą i rozmawiali. Nad miastem zupełnie niespodziewanie zaczęły zbierać się ciemne, deszczowe chmury. Na niebie w oddali można było zauważyć lekkie błyski, co trochę przeraziło Cassidy, gdyż panicznie bała się burzy.

- Powinienem już iść. Do domu mam spory kawałek, a niebawem może zacząć lać. - oznajmił nastolatek.
- Okej. Dzięki za odprowadzenie. - na chodniku pojawiało się coraz więcej mokrych plamek. Nim małolata zdążyła dojść do głównego wejścia hotelu z chmur zaczęła lać się woda. 
- Ross! - zawołała, spoglądając za siebie na chłopaka, który dopiero znajdował się na końcu uliczki, a cały był już przemoczony. - Chodź! - młodzieniec posłusznie wykonał polecenie. 
- Co tam?
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci iść w taką ulewę. - Ross spojrzał na koleżankę z uniesionymi brwiami. - Nie lubię cię, ale to nie znaczy, że jestem bezduszna. Ty pomogłeś mi tamtej nocy, więc ja pomogę ci dzisiaj. - zaznaczyła. - Możesz wejść do mnie, ale tylko dopóki nie przestanie padać.
- Możesz sobie wmawiać, że mnie nie lubisz. Ja i tak wiem swoje.
- Najwidoczniej jesteś źle poinformowany.
- Mylisz się. Ty mnie nie lubisz. Ty mnie bardzo lubisz. - mówił zadowolony. - Im więcej czasu ze mną spędzasz, tym bardziej się cieszysz. Po dzisiejszym razem spędzonym czasie, nie będziesz mogła przestać o mnie myśleć. W coraz większym stopniu będziesz chciała się ze mną widywać. - mówił poważnie, patrząc dziewczynie w oczy. Na końcu mrugnął do niej i uśmiechnął.
- No pewnie! A później kupię sobie jednorożca! Puknij się w czoło albo zaraz będziesz maszerował do domu w ten deszcz. - wskazała palcem na ulicę.
- Ja cię tylko uprzedzam.

Weszli razem do hotelu i pognali na górę. W apartamencie nikogo nie zastali. Na lodówce wisiała tylko kartką ,,Pojechałyśmy z Suzie do marketu. Niedługo powinnyśmy być :*''. ,,Może to nawet lepiej'' pomyślała Cassidy.

- Umm.. Jesteś sama? - spytał Ross.
- Jak widać. Ciocia z moją przyjaciółką pojechały do sklepu, więc.. - nie dokończyła, bo przerwał jej chłopak.
- Mówiłaś mi, że jesteś tutaj z rodzicami, a po raz kolejny wspominasz cioci. - zauważył.
- Umm.. Ahh.. No dobra, trochę ci wtedy na ściemniałam. - usiadła na sofie.
- Czemu kłamałaś? - Ross dosiadł się do blondynki.
- Sama nie wiem. Nie wiedziałam kim jesteś. Myślałam, że więcej Cię nie spotkam, więc po co miałam Ci opowiadać o wszystkim. 
- Jak mogłaś sądzić, że tak łatwo dam o sobie zapomnieć? - zachichotał. Cassidy odwzajemniła śmiech. - W sumie to trochę szkoda, że nie jesteś tutaj z rodzicami, bo przydałaby mi się jakaś bluzka. Ta jest całkowicie przemoczona. Mógłbym wtedy pożyczyć coś od twojego taty.. - tłumaczył. -.. a teraz muszę siedzieć w mokrych ciuchach. Przeziębię się i.. - użalanie przerwała mu Cassy.
- Jak chcesz, to mogę pożyczyć ci coś swojego. - zaśmiała się.
- Nawet nie wiesz, jak mnie tym ucieszyłaś. - zażartował.
- A tak na serio, to możesz zdjąć koszulkę i powiesić w łazience żeby trochę przeschła.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Jeszcze zemdlejesz z wrażenia, na widok mojej klaty. - na to Cassidy odpowiedziała mu uderzeniem poduszką.

Chłopak wyszedł do łazienki i wrócił bez koszulki. Należy przyznać, że jest bardzo dobrze zbudowany. Nie jest przesadnie muskularny, ani nie jest chuchrem. Krótko mówiąc, jest idealnej postury. Zrobiło to na dziewczynie lekkie wrażenie. Można to było zauważyć, gdyż przez moment zawiesiła wzrok na nagim torsie blondyna, co nie przeszło mu niezauważone.

- I jak? - chłopak dwa razy uniósł brwi.
- Nijak. - przewróciła oczami. 
- Chyba jednak ci się podoba. - powiedział dokuczliwie, posłał koleżance całusa i usiał obok niej. - Chyba miałaś mi wytłumaczyć z kim w końcu tutaj jesteś.
- Zaczęło się od tego, że moja mama musiała wyjechać w delegację z pracy, a że nie chciała mnie zostawić samej w domu na dwa miesiące, chociaż mam już wystarczająco dużo lat żebym potrafiła o siebie zadbać, to postanowiła mnie wysłać do cioci. Ma na imię Suzie, a to jest jej hotel, więc na okres wakacji mam ten apartament za darmo. A skoro nie chciałam jechać sama do Miami, to moja mama zgodziła się żebym zabrała ze sobą przyjaciółkę. My mamy ten pokój, a ciocia mieszka dwa piętra wyżej. - wyjaśniła Cass.
- Twoja mama dobrze zrobiła, że nie pozwoliła Ci zostać w domu.
- Dlaczego?
- Bo wtedy bym cię nie poznał. - uśmiechnął się. -A co z twoim tatą?
- Mój tata nie żyje. - odpowiedziała po krótkim zastanowieniu i schyliła głowę lekko w dół.
- Cassy, ja.. przepraszam, nie miałem pojęcia. - usprawiedliwił się lekko zmieszany.
- Nie ma sprawy, skąd mogłeś wiedzieć... Zmarł gdy miałam dwa latka. Mojej mamie strasznie ciężko było uporać się z jego śmiercią, to był dla nie ogromny cios. Choć minęło już ponad 13 lat, czasem widzę jak siedzi na łóżku z jego zdjęciem i płacze ukradkiem. Próbowała kilka razy się z kimś związać, ale nic z tego nie wychodziło. Chyba za bardzo kochała tatę. - jej oczy powoli stawały się coraz bardziej zaszklone. - A ja.... - zawahała się. - Mi też jest ciężko. Z mamą zawsze musiałyśmy radzić sobie same. No wiesz, dwie dziewczyny same w domu. Kochałam mojego tatę bardzo mocno, a on kochał mnie. Byłam jego oczkiem w głowie. - opowiadała powstrzymując się od płaczu. - Pewnie teraz sobie myślisz, co takie dwuletnie dziecko może pamiętać? I masz rację. Ja nic nie pamiętam. Nie pamiętam, co z nim robiłam, nie pamiętam mojego ojca. Nawet nie pamiętam jak wyglądał.. Ale ja to czuję. Czuję jego miłość i wiem, że mimo wszystko on przy mnie jest. I to wszys... - w tym momencie już nie wytrzymała.
Wybuchnęła płaczem. Schowała twarz w dłoniach, a z jej oczu łzy leciały niczym ze strumienia. Na ten widok sam Ross poczuł jakby coś w nim pękło. Objął jedną ręką zapłakaną dziewczynę, a ta mimowolnie się w niego wtuliła. Gdyby ktoś nie wiedział, co tak na prawdę się wydarzyło, zapewne powiedział by, że widzi wspaniałą. W tym momencie dokładnie tak razem wyglądali. Po dłuższej chwili milczenia Ross chwycił Cassidy za głowę, odgarnął włosy z jej twarzy i otarł łzy. Dziewczyna od razu się uspokoiła, patrzyła prosto w oczy towarzysza. Były brązowe, dokładnie takie jak jej ojca. Zabawne, że jeszcze niedawno, dosłownie parę dni temu nie mogła na niego patrzeć. A teraz.. Jedno jego spojrzenie i momentalnie robi jej się lepiej.

- Proszę cię, nie płacz. Nie mogę patrzeć jak z twoich dużych, błękitnych oczu lecą łzy. - odezwał się w końcu Ross. Nastolatkę zamurowało. Nie mogła wydukać ani jednego słowa. W końcu postanowiła przemówić.
- Dlaczego?
- Dlaczego co? - spytał Ross, który najwyraźniej nie zrozumiał pytania.
- Dlaczego ty... Dlaczego ty to robisz? Czemu jesteś dla mnie taki miły? Przecież ja na to nie zasłużyłam. Po tym jak cię potraktowałam.. Nie rozumiem, czemu mimo wszystko ty robisz dla mnie tak wiele. - wyjaśniła, a w jej ślepiach ponownie zaczęły zbierać się słone krople.
- A dlaczego miałbym być niemiły? Najwidoczniej nie jesteś dla mnie tylko jakąś tam dziewczyną. Przyznaję, było mi strasznie ciężko po tym, jak mnie potraktowałaś, ale wiem, że żałujesz, więc jest okej. A poza tym to ja nic takiego nie zrobiłem.
- Właśnie, że zrobiłeś. I to wiele.
- Co takiego?
- To, że tutaj jesteś. Że mnie wysłuchałeś, że.. że pomogłeś mi.. - wyjąkała.
- Od czego ma się przyjaciół.
- Przyjaciół?
- Teraz już nie masz wyjścia. - uśmiechnął się chłopak. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, lecz tę sielankę przerwał dzwonek telefonu dziewczyny. Otarła resztki łez z policzków i odebrała.

**-Słucham.
-Jesteś już w domu? - spytała Emily.
-Tak, już dawno.
-Płakałaś?
-Coo? Nie, dlaczego?
-Bo masz taki głos. 
-Nie, nie. Po prostu.. zdrzemnęłam się. - skłamała.
-No dobra, my już wracamy, ale nie wiem kiedy będziemy, bo stoimy w strasznym korku. Dokąd Ci wszyscy ludzie jeżdżą o tej godzinie?
-Heh. Nie śpieszcie się. Paaa. **

- Moja ciocia i współlokatorka już wracają. - oznajmiła.
- Oohh.. - spojrzał na zegar. - Woow.. dochodzi 22. Nieźle się zasiedzieliśmy.
- Taak. Ross.., nie chcę cię wyganiać, ale powinieneś iść. - powiedziała lekko smutna. -Chociaż właściwie, to stoją ponoć w dużym korku, więc może jeszcze coś albo się napijesz?
- A nie mówiłem? Nie chcesz się ze mną rozstawać. - uśmiechnął się triumfalnie.
- Spadaj. - zarumieniła się.
- Głodny nie jestem, ale jak masz jakiś zimny napój to możesz mi nalać.
- Sprite czy fanta? - zapytała, sięgając z szafki w kuchni dwie szklanki.
- Sprite.

Para posiedziała jeszcze chwilę na kanapie rozmawiając. Cassidy wstała do okna zasłonić rolety i zauważyła, że Suzie właśnie parkuję samochód. Jej serce zaczęło bić tak gwałtownie, że mało jej nie wyskoczyło.

- Ross, musisz już iść! - rzuciła przerażona.
- Co się stało?
- Moja ciocia właśnie przyjechała. Nie chcę wiedzieć, co by mi zrobiła, gdyby się dowiedziała, że zapraszam jakiegoś obcego chłopaka do domu o tej godzinie.
- Eee.. No dobra. - powiedział, kierując się do łazienki po pozostawioną tam wcześniej koszulkę. Szybko narzucił ją na siebie, a następnie ruszył do drzwi. - To dzięki za gościnę. Paa.. - przytulił dziewczynę na pożegnanie.
- A ja ci dziękuję za wszystko. - powoli zamykała drzwi, które Ross zatrzymał nogą.
- Zobaczymy się jeszcze, prawda?
- Tak, tak.
- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję. Idź już, zaraz przyjdzie ciocia! - zamknęła szybko drzwi i zmyła szklanki.

,,O niee! Bluza! Nie oddałam Rossowi bluzy''. Pobiegła do sypialni i schowała ją pod łóżko. Do domu właśnie weszła Emily.

- Już jestem! - oznajmiła.
- Oo cześć. 
- Nawet nie wiesz jakie ciacho przed chwilą spotkałam w holu. - zacieszała brunetka.
- Niby kogo?
- Nie wiem kogo. Ale mówię ci.. był taki słodki. Wysoki, blond włosy... Ciasteczko. Ciekawe czy wynajmuje tutaj apartament. - zachwycała się dziewczyna.
 - Nie mam pojęcia. - odpowiedziała. ,,Czyżby mówiła o Rossie'' myślała.

___________________________________________________


Mamy siódmy rozdział. Bardzo możliwe, że przy tym rozdziale się pożegnamy.
Tak, coraz bardziej zastanawia mnie zawieszenie bloga. Demotywuje mnie coraz mniejsza ilość komentarzy pod postami. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że dziennie na moim blogu jest około 70-100 wejść (wczoraj było 103), a tylko dwa czy trzy komentarze. Otóż bardzo proszę wszystkich czytających tego bloga o pozostawienie komentarza pod dzisiejszym postem. To Was nic nie kosztuje, zajmie Wam nie więcej niż minutę, a ja chcę wiedzieć w ten sposób ile osób faktycznie mnie czyta i czy warto dalej coś pisać.


Z góry bardzo dziękuję za przeczytanie mojej wiadomości. To jaką decyzję podjęłam napiszę Wam niebawem. Teraz już się żegnam (być może po raz ostatni pod rozdziałem).



~ DarkAngel <3

piątek, 26 października 2012

Rozdział 6: Can't stop thinking about you.

Następny tydzień zleciał w mgnieniu oka. Każdy dzień mijał schematycznie - plaża, zakupy, kręgle, kręgle, zakupy, plaża i tak w kółko. Od czasu do czasu zdarzało się dziewczynom wstąpić do SPA, czy kawiarenki. Niby wszystko było idealnie, choć jedna rzecz sprawiała, że czegoś brakowało. Cassidy właśnie wracała z pobliskiej piekarni. Powoli zbliżała się do hotelu, kiedy zauważyła stojącego tyłem do niej, tuż przy bramie wysokiego blondyna. ,,Hmm... Ross?'' taka była pierwsza myśl dziewczyny, która od razu przyśpieszyła i z bardzo delikatnym uśmiechem ruszyła w stronę chłopaka.

- Ross. Co ty tutaj znowu robisz? - rzuciła, chwytając blondyna za ramię.
- Umm... Słucham? - chłopiec odwrócił się do nastolatki. Chłopiec, który nie był Rossem. -Nie jestem Ross.
- Uhh.. Przepraszam. - zawstydzona spuściła głowę i ruszyła do hotelu.

Nastolatka weszła do apartamentu, położyła reklamówkę w salonie i od razu pobiegła do pokoju sprawdzić komórkę - zupełna pustka. Żadnego SMSa, żadnego połączenia, kompletnie nic. Zdawać by się mogło, że na jej twarzy zagościł delikatny smutek. Leżała na łóżku wciąż wpatrując się w ekran komórki.

- Cassidy! - wykrzyknęła Emily.
- Ee.. Co? Czemu tak krzyczysz?
- Jak to czemu? Stoję już tutaj od kilku minut i mówię ci żebyś się szykowała, a ty tylko leżysz i gapisz się na ten telefon.
- Umm.. Przepraszam, zamyśliłam się. Gdzie mam się szykować? - zapytała niepewnie, odłożywszy telefon.
- Na plażę. Przecież wczoraj umawiałyśmy się z Suzie. Ma dziś wolne i miałyśmy gdzieś razem wyjść. 
- No tak, jasne. Ale wiesz co.., ja chyba zostanę w hotelu.
- Dlaczego?
- Chcę sobie trochę poleżeć, sama.
- Jesteś pewna? Cass, co się z tobą dzieje? - zadała pytanie brunetka.
- Nie rozumiem, co ma się dziać?
- Jak to co? Od kilku dni jesteś jakaś... inna. Błądzisz myślami jakbyś była w zupełnie innym świecie. Chodzi o chłopaka?
- Jakiego chłopaka? Przecież nikogo tutaj nie znam, wciąż jestem z tobą. Zdaje ci się. Wszystko ze mną dobrze. Chcę sobie jeden dzień poleniuchować, przecież po to są wakacje. - uśmiechnęła się sztucznie do przyjaciółki.
- Ehh.. No dobra. Na pewno nie chcesz pójść z nami? -Emily ponowiła pytanie.
- Na pewno. - uśmiechnęła się blondynka. - Nie zwracajcie na mnie uwagi, nic mi nie jest, wszystko w porządku, dobrze się czuję, jestem zdrowa. Dziewczyny czasem tak mają, powinnaś zrozumieć. - zaśmiała się.
- Okej, okej. Już wszystko pojmuję. - zabrała rzeczy i poczłapała do drzwi. -To ja idę. Paa misiek. - rzuciła na odchodne. 
- Paa. - posła przyjaciółce buziaka, po czym zamknęła za nią drzwi.

Kolejne dwie godziny Cassidy spędziła leżąc na łóżku z komórką w ręku czekając, choć sama nie wiedziała na co, po prostu wyczekiwała. W trakcie bezczynnego leżenia poczuła, że trochę zgłodniała. Podeszła do lodówki, sięgnęła sałatę, szynkę, pomidora oraz chleb, a następnie zaczęła robić sobie kanapki. Czynność tą w sekundę przerwała, gdy tylko usłyszała dźwięk SMSa. Zerwała się i pognała do pokoju. Bez zastanowienia odczytała wiadomość, a jej mina momentalnie zrzedła. ,,No tak, znów jakaś durna reklama''. Rzuciła telefon na poduszki, a sama rozłożyła się na łóżku.

- Dziewczyno! Co się z tobą dzieje? O czym ty myślisz? - prowadziła monolog. Sięgnęła po pamiętnik i zaczęła w nim zapisywać.



*Pamiętnik Cassidy*
,,Drogi Pamiętniku!
Od dłuższego czasu nie wiem co mi jest. Coś strasznie dziwnego. Na niczym się nie mogę skupić. Wciąż ślęczę jak głupia nad tym telefonem, ale właściwie to nie wiem po co. [...] A może Emily miała rację. Może to przez chłopaka? Ale przez jakiego? Przecież to nie może chodzić o Rossa. Chociaż w sumie, to czuję się okropnie z tym, jak go wtedy potraktowałam. Sama nie wiem dlaczego. Jak by nie było, on nic mi nie zrobił, wręcz przeciwnie. Pomógł mi, a ja tak podle go potraktowałam. Tylko z jakiego powodu, wciąż o nim myślę? Czemu nie mogę się na niczym skupić? Przecież ja go nawet nie znam.  Może to zwyczajne poczucie winy. Ale ile to jeszcze będzie trwać? Jak na razie to w ogóle nie mija, wprawdzie jest coraz gorzej.  Tyle, że.. on już nawet do mnie nie dzwoni, więc jak mam go za to przeprosić? Być może to ja powinnam się do niego odezwać..''

W tym momencie poczuła, słone krople napływają do jej oczu. Natychmiastowo zamknęła pamiętnik, złapała za telefon i wybrała numer na klawiaturze. Przez dłuższą chwilę nie była wstanie nacisnąć tej nieszczęsnej zielonej słuchawki, ale w końcu zebrała w sobie wystarczająco odwagi. Kliknęła przycisk. Teraz już nie było odwrotu. Złapała głęboki oddech i oczekiwała sygnału.

** - Nie ma takiego numeru. Dowiedz się jaki jest poprawny numer i spróbuj ponownie. - taką odpowiedź usłyszała w słuchawce. **

- Jak to? Czyżby Ross zmienił kartę? - pomyślała. - Albo to zwyczajny znak, żeby dać sobie z tym wszystkim spokój. Najwidoczniej gorsze samopoczucie było spowodowane czym innym. - powiedziała sama do siebie. W duchu zrobiło jej się znacznie lepiej. Uśmiechnęła się i dokończyła robienie kanapek. Po zjedzeniu ich rozłożyła się wygodnie na sofie w salonie i włączyła telewizję, akurat leciała jej ulubiona komedia. Film tak bardzo ją pochłonął, że kompletnie zapomniała o Rossie i ich spotkaniu. Kolejnych kilka dni minęło wręcz rewelacyjnie. Żadnych zmartwień, trosk i strapień, sama frajda i zabawa.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



- Ross, co ci jest? - spytała Rydel, widząc jak nieudolnie przebiega kolejna próba.

- O co ci chodzi? - zdziwił się chłopak.
- O to, że..
- O to, że po raz kolejny się pomyliłeś. - wtrącił nagle się Rocky.
- No właśnie. - przytaknęła. - A ty mi nie przerywaj. - odparła do Rocky'ego. -Ross.. Cały czas mylisz chwyty i tekst. Coś Ci dolega? - zapytała troskliwie, oparłszy dłoń na ramieniu brata.
- Coo? Nie. Każdy czasem miewa gorszy dzień. 
- Tyle, że w twoim przypadku to nie jest gorszy dzień, tylko gorszy tydzień. - przerwał Riker.
- Ojeny. Nie wiem, o co robicie tyle zachodu. Przecież to tylko próba. - mówił lekko zdenerwowany Ross.
- Teraz tylko próba, ale chyba zapomniałeś, że za tydzień dajemy koncert na Miami Beach! A jeśli zagramy tak jak dziś, to publiczność już na wejściu nas wybuczy! - ciągnął Riker.
- Przepraszam was. Teraz bardziej się postaram. - odparł ze skruchą najmłodszy.
- Ja myślę. Brak mi słów!
- Daj mu spokój! - wtrąciła Rydel. Nie widzisz, że twój brat jest smutny? Tylko byście na niego krzyczeli. - zezłościła się.
- Jeszcze przed chwilą sama mówiłaś, że ciągle się myli! - słusznie zauważył najstarszy.
- Może i tak, ale chyba już wystarczy!
- Bo to zawsze ty musisz o wszystkim decydować! Jak ty narzekałaś to było dobrze, a jak ja coś powiem, to zaraz jestem ten najgorszy?! - krzyczał Rik.
- Przestańcie! - uniósł się Ross, wchodząc między rodzeństwo. - I to niby ja mam jakiś problem? Wy spójrzcie lepiej na siebie. Kłócicie się o jakieś błahostki  - potrząsnął głową. - A ja mam już tego dość! Ugh.. Wychodzę. Nie wiem, kiedy wrócę. A właściwie, o której wrócę. - tak jak powiedział, tak też uczynił.
- No świetnie! - wykrzyczał Riker.
- Tyle, że on ma rację. Ostatnio wciąż się kłócimy. - przyznała siostra, a w następnej kolejności zmierzyła do swego pokoju.


______________________________________________



Wiem, że rozdział jest krótki, ale spokojnie, jutro dodam kolejny. ;)
To by było na tyle, proszę o duuużo komentarzy.


~ DarkAngel <3

czwartek, 25 października 2012

Rozdział 5: Don't judge a book by its cover.

Podczas gdy Cassidy spokojnie weszła do hotelu, Emily wraz z Suzie wciąż jej poszukiwały. Objechały niemalże całe centrum i wiele ulic w pobliżu, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów. Gdy powoli traciły nadzieję na odnalezienie dziewczyny, zabrzmiał dzwonek telefonu. Rudowłosa zjechała na pobocze, po czym od razu odebrała telefon:

** - Słucham? Tak.., tak.., naprawdę?! Całe szczęście.. Nic jej nie jest?.. Okej, już jedziemy. **

- Cassidy wróciła?! – zapytała z nadzieją Emily.
- Tak! Chwilę temu weszła do holu. Powiedzieli, że nic jej nie jest – wypowiedziawszy te słowa, czym prędzej ruszyła w stronę hotelu. Po dwudziestu minutach zajechały na miejsca. Wbiegły na górę do apartamentu, w którym grzecznie czekała małolata.
- Ohh.. Cassidy! – rzuciła się na nią brunetka. - Gdzie Ty byłaś? Tak strasznie się martwiłyśmy. Nic Ci nie jest? To wszystko moja wina.

- Daj spokój, wręcz przeciwnie. Gdybym od razu cię posłuchała do niczego by nie doszło. I nie martw się, nic mi nie jest. Miałaś rację, nie powinnam była się oddalać – tłumaczyła. Po chwili spojrzała na wściekły wzrok cioci i od razu wiedziała, że to nie wróży niczego dobrego. 
- Ee.. Suzie. – ruszyła niepewnie w stronę kobiety. - Ja przepraszam.
- Przepraszasz? Dziewczyno! Czy ty myślisz, że twoje ”przepraszam” wszystko załatwi?! Ja tutaj od zmysłów odchodziłam, a ty co?! Szlajasz się po mieście do godziny prawie 3 w nocy! A gdyby coś ci się stało?! Co ja bym wtedy zrobiła?! Pomyślałaś o tym? A twoja matka?! Po prostu nie wyobrażam sobie, jak można być aż tak bezmyślnym! – krzyczała zdenerwowana Suzie, lecz gdy zobaczyła skruchę w oczach siostrzenicy od razu się uspokoiła. Podeszła do niej, przytuli i dalej zaczęła mówić, tym razem spokojnie. - Cassidy, wiesz przez co ja przechodziłam? Nie wybaczyłabym sobie gdyby stało ci się coś. Wybacz, że tak na ciebie naskoczyłam, ale… Najważniejsze, że już jesteś i nic ci nie jest - odparła z ulgą.
- Nie masz za co mnie przepraszać. Rozumiem, że źle zrobiłam, sama nie wiem czemu. Jeśli chcesz mnie ukarać to okej. Zasłużyłam sobie. 
- Umówmy się, że tym razem będzie to tylko upomnienie. Ale nigdy więcej nie rób czegoś takiego. Właściwie, to gdzie ty byłaś przez ten cały czas?
- Tu i tam. Sama nie jestem pewna. Najpierw chodziłam po sklepach, a gdy wszystko zamknęli chciałam wrócić, ale nie było żadnej taksówki. Później trochę chodziłam bez celu, no i jakoś dotarłam do hotelu.
- Jak tutaj trafiłaś? Przecież to kawał drogi - dociekała dorosła.
- No tak, ale.. chyba miałam szczęście. – uśmiechnęła się blondynka. Nie chciała mówić Suzie, jak na prawdę doszła do budynku. Już wystarczająco była wściekła, że poszła gdzieś sama, a co dopiero mówić o tym, że wsiadła do samochodu z obcym chłopakiem. 
- No dobra, niech Ci będzie. Kładźcie się spać. Jutro mam wolne, więc cały dzień spędzimy razem, na wyciecze po Miami. – pożegnała  nastolatki i poszła do swego pokoju.
- Cass - rozpoczęła brunetka.
- Hmm..?
- Co się tak faktycznie działo? – dociekała Emily.
- Już mówiłam. Miałam szczęście, że tu trafiłam.
- Nie okłamujesz mnie? – na to blondynka odpowiedziała tylko uśmiechem i ruszyła w stronę łazienki. Po krótkim czasie obie leżały już w swoich łóżkach, a niebawem zasnęły.




*Pamiętnik Cassidy*
”Co za dzień.. Już myślałam, że spędzę na tej ławce całą noc. [...] W sumie trochę szczęście, że przejeżdżał ten chłopak. Gdyby nie on, do tej pory tkwiłabym nie wiadomo gdzie, co nie zmienia faktu, że był trochę dziwny. Po co mu mój numer? Liczę na to, że z niego nie skorzysta. Nie chcę go już więcej widzieć. Jedno nie daje mi spokoju.. Wciąż mam wrażenie, że skądś go kojarzę, tylko jakim cudem? Przecież ja dopiero co przyjechałam do Ameryki. [...]”



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Następny dzień minął tak, jak obiecała Suzie. Od południa chodziły od jednego, do drugiego miejsca. Rudowłosa pokazała dziewczynom dokładnie całą okolicę, wszystkie punkty, do których mogą uczęszczać oraz sklepy. W pobliżu hotelu znajdowały się trzy butiki odzieżowe, w tym jeden z samym obuwiem. Nieopodal mieściła się kręgielnia, a tuż za nią ciekawa kawiarenka słynąca z przepysznych deserów. Przyjaciółki miały okazję się o tym przekonać, gdyż ciocia zabrała je na ogromną porcję lodów z bitą śmietaną, małymi okrągłymi cukiereczkami, kolorową posypką, czekoladą oraz z rurką. Do tego wszystkie trzy zamówiły sobie koktajl. Cassidy czekoladowo-waniliowy, Emily bananowo-truskawkowy, a Suzie postawiła na jagodowo-kokosowy. Po skończonym posiłku wybrały się jeszcze na plażę. Pod wieczór wstąpiły do hotelowego SPA. Skorzystały z masażu Benessere, kąpieli błotnej, sauny, a na sam koniec czekał je manicure i pedicure. Ten dzień zapamiętają na bardzo długo. Mogły oderwać się od życia codziennego i zapomnieć o wszystkim.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Nazajutrz niestety te przyjemności się skończyły. Suzie musiała wracać do pracy, a dziewczyny zostały zdane tylko na siebie. 

- Cassidy. Rano dzwoniła do mnie Twoja mama. Pytała się czemu nie odbierasz telefonu. – oznajmiła brunetka.
- Ohh.. Kompletnie zapomniałam go wczoraj naładować. – sięgnęła z torby komórkę i podłączyła do ładowarki. - Oo.. – powiedziała zdziwiona. - Czy mama nie może zrozumieć, że jestem na wakacjach? Przyjechałyśmy tutaj dopiero cztery dni temu, a już mam masę nieodebranych. – narzekała.
- Możesz skończyć? – brunetką rzuciła w przyjaciółkę poduszką. - Przynajmniej twoją mamę interesuje, co robisz i co się z tobą dzieje.
- Emi, przepraszam. – nieletnia zaczęła przeglądać telefon. Była w błędzie. Jej rodzicielka próbowała dodzwonić się do niej raptem dwa razy. Pozostałe połączenia były od nieznanego jej numeru, co bardzo dziewczynę nurtowało. ,,No cóż, jak ktoś coś będzie chciał, to zadzwoni jeszcze raz” pomyślała. Na odpowiedź nie musiała długo czekać, bo już po chwili jej telefon się odezwał.

** - Tak? – odebrała.

- No cześć, blondi. – odezwał się głos nieznajomego.
- Ee.. cześć. Z kim rozmawiam?
- A jak myślisz? - tajemniczo zapytał.
- Na razie to nic nie myślę.
- Wiesz, że zostawiłaś u mnie w samochodzie łańcuszek, chyba ci się zerwał? – blondynka usłyszała znany jej chichot.
- O niee.. To ty. - przewróciła oczami.
- Więc mnie jeszcze pamiętasz. A przez chwilę myślałem, że podałaś mi zły numer.
- Trudno byłoby zapomnieć.. - westchnęła. - Po co dzwoniłeś do mnie tyle razy?
- Bo chciałem się z tobą spotkać. - odpowiedział bez zastanowienia.
- A nie pomyślałeś, że może ja nie chcę?
- Nie. – przez telefon można było wyczuć, że na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- No trudno. Cześć. 
- Zaczekaj! Dlaczego nie?
- Dlatego, że nie mam ochoty.
- Ojj proszę Cię. - nalegał blondyn.
- Posłuchaj mnie, Ross.
- Nawet zapamiętałaś moje imię. – przerwał chłopak.
- Uhh.. Nie mam dzisiaj czasu. Idę na plażę z przyjaciółką.
- A później albo jutro? - wciąż naciskał, nie dając się zwieść.
- Też nie mam czasu. Nie rozumiesz? Nie mam chęci na spotkanie z tobą.
(- Cassidy! – blondynkę zaczęła wołać Emily.
- Już idę! – odpowiedziała zasłaniając mikrofon telefonu.)
-Muszę już kończyć, na razie. - dziewczyna natychmiast się rozłączyła i pobiegła do przyjaciółki, która własnie wychodziła na piaszczysty brzeg. **

- Z kim tyle czasu rozmawiałaś? – spytała Emily.
- Aa.. to tylko moja mama. – skłamała Cassy.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



- Ross! Chodź tu wreszcie! Ile mamy na Ciebie czekać? – krzyczał zdenerwowany Riker.
- Przepraszam. Musiałem wykonać ważny telefon.
- Dobra, dobra. Ja już dobrze wiem z kim rozmawiałeś. – droczył się starszy brat. - Z dziewczyną. 
- Niee, wcale, że nie. - skłamał. Dobra możemy zacząć próbę? - rzucił, sięgając po swoją gitarę.
-Tak, jasne. - przytaknął dorosły.

Próba zespołu R5, w którym Ross gra ze swym rodzeństwem (Riker, Rydel, Rocky) i przyjacielem (Ratliff) trwała o wiele krócej niż zwykle.

- Sorry, ale muszę lecieć coś załatwi. – powiedział Ross po dwudziestu minutach od rozpoczęcia próby.
- Że co?! Dopiero co zaczęliśmy próbę. – wściekała się Rydel.
- No wiem, ale.. to coś ważnego. – odpowiedział, a następnie wyszedł  i wsiadł do samochodu.
- Co się z nim dziej? - załamała ręce dziewczyna.
- Nie mam pojęcia. – odrzekł Ratliff. – będziemy musieli kontynuować bez niego.
Rodzeństwo niechętnie się zgodziło.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- Co ty na to, żebyśmy przeszły się na małe zakupy? – zaproponowała Cassidy.
- Z miłą chęcią. – uśmiechnęła się brunetka. - Muszę sobie kupić jakiś fajny top.
Zabrały swoje rzeczy z plaży i ruszyły w kierunku najbliższego sklepu z ubraniami.
- Ejj.. Poczekaj chwilę. Ja tylko wejdę do pokoju zabrać torebkę. – powiedziała Emi.
- Okej. Weź też od razu moją. – brunetka pobiegła do hotelu, a jej przyjaciółka czekała przy bramie. 
- Cassidy! – dziewczyna zaczęła rozglądać się dookoła. ,,O niee..” pomyślała.
- Znowu ty?! – krzyknęła w kierunku wysokiego blondyna.
- Strasznie się ucieszyłaś na mój widok. - zaśmiał się nastolatek.
- Czego chcesz?! – zapytała niezadowolona, po chwili podszedł do niej chłopak.
- Niczego, przywiozłem ci łańcuszek. – uśmiechnął się.
- Oo.. Dzięki. – odwzajemniła wyraz zadowolenia i wyciągnęła rękę w stronę łańcuszka trzymanego przez Rossa.
- Nie tak szybko. – zabrał gwałtownie rękę, w której trzymał biżuterię, a z jego twarzy wciąż nie schodziła radość.
- Zaczyna się.. – rzekła z ironią dziewczyna. - Jaki jest tym razem Twój warunek?
- Pójdź gdzieś ze mną. - odparł krótko.
- Odpuszczę sobie tą przyjemność. – powiedziała sarkastycznie.
- Dlaczego nie?
- Już ci mówiła. Nie mam czasu. Wychodzę właśnie z przyjaciółką.
- A jutro co będziesz robiła?
- Nie twój interes! Powiedziałam przez telefon chyba wyraźnie, nie mam czasu!
- A co masz lepszego do roboty? - nie dawał za wygraną nastolatek.
- Nawet wyjście do dentysty byłoby lepsze. - bąknęła nieprzyjemnie.
- Oo.. Okej. – zrezygnowany odwrócił się w stronę samochodu i zaczął iść. - Cassidy..! - krzyknął do dziewczyny.
- Co znowu?!
- Trzymaj. – złapał dłoń niebieskookiej i położył na niej łańcuszek. 
- Przepraszam.. - powiedział z widocznym w jego oczach smutkiem. - Wiem, że nie powinienem tak robić, ale.. miałem nadzieję, że może kiedyś się zaprzyjaźnimy. Szkoda tylko, że osądziłaś mnie, zanim zdążyliśmy się poznać. – dodał posępnie i powolnie zaczął odchodzić. Blondynkę momentalnie ścisnęło w brzuchu. Czyżby poczucie winy?
- Cass, z kim rozmawiałaś? – zapytała Emily, wskazując blondyna będącego w oddali.- Umm.. Jakiś chłopak pytał się, którędy do galerii. – skłamała.
- Haha.. Dobra, możemy iść na zakupy. – złapała przyjaciółkę pod pachę i razem potruchtały do sklepu.



____________________________________


Hej wszystkim! ;*
Mamy już piąty rozdział! :D Przepraszam za niego. Wiem, że jest nijaki, chyba najgorszy ze wszystkich, ale tak jak pisałam wcześniej – nie czuję się najlepiej i to prawdopodobnie dlatego ta część wyszła taka, a nie inna. Obiecuję wam, że następny rozdział będzie lepszy od tego (pojawi się jutro, bądź w sobotę).
Dziękuję za wszystkie komentarze, w których życzycie mi szybkiego powrotu do zdrowia. Nawet nie wiecie, jaką radość mi tym sprawiacie.

~ DarkAngel <3


Rozdział 4: Stranger.

Roztrzęsiona Emily usłyszała pukanie do drzwi apartamentu. Natychmiast je otworzyła.
- Suzie! – rzuciła się w ramiona kobiety.
– Całe szczęście, że już jesteś. Dzwoniłam do Ciebie, ale nie odbierałaś..
- Co się stało? – spytała zdezorientowana.
- No bo.. - zaczęła - ..Cassidy chciała pojechać gdzieś taksówką, a ja uznałam, że nie powinnyśmy oddalać się od hotelu bez ciebie, bo przecież nie znamy nawet okolic. Ale ona zaczęła marudzić, że ja się wszystkiego boję, więc się trochę zdenerwowałam i powiedziałam, że jak tak bardzo chce, to niech sobie idzie, ale ja tu zostaję. No, a wtedy trzasnęła drzwiami i…. – w tym momencie dziewczyna umilkła, pociągając nosem.
- I co?! – dociekała zdenerwowana.
- I.. i od tamtej pory jej nie widziałam. To wszystko moja wina! Powinnam ją zatrzymać, ale byłam już zbyt wściekła! - rzuciła, po czym roztrzęsiona usiadła na kanapę.
- Uspokój się! – Suzie potrząsnęła brunetką. - Jak długo jej już nie ma?
- Umm… – spojrzała na zegarek – około siedmiu godzin.
- A wspominała, gdzie konkretnie chce jechać? – pytała spokojnie kobieta, choć w głębi duszy była niemiłosiernie przestraszona.
- Mówiła, że chce jechać do centrum miasta pozwiedzać sklepy.
- No tak, typowa nastolatka. Chodźmy szybko do auta – wyszły z apartamentu i szybko pobiegły do samochodu, aby poszukać Cassidy. Po drodze zahaczyły tylko o recepcję z prośbą, aby w razie pojawienia się dziewczyny natychmiast dali znać.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


W tym samym czasie blondynka umierała ze strachu, przyglądając się otwieranym drzwiom. Z samochodu wyszła pewna postać. Trudno było ją rozpoznać, gdyż na dworze panowała ciemność. Po chwili Cassidy zaczęła ją coraz lepiej dostrzegać. Był to mężczyzna. Nie, chłopak. Tak, zdecydowanie był to młody chłopak. Z każdym krokiem, zbliżającym go do dziewczyny był coraz bardziej wyraźny. Miał potargane blond włosy, koszulę w kratkę oraz czarne, jeansowe spodnie. Wydawał się być dobrze zbudowany i niezaprzeczalnie był przystojny. Nastolatce serce podeszło do gardła. Co robić? Przecież on szedł w jej w stronę i był coraz bliżej. Kto wie, kim jest i czego chce? Nieznajomy podszedł do ławki, spojrzał na siedząca na niej osobę i przemówił.
- Cześć.

Cassidy nic nie odpowiedziała. Dalej siedziała skulona na ławce, z czerwonymi oczami, z których wciąż sączyły łzy. Spojrzała ukradkiem na chłopaka, po czym ponownie opuściła głowę między kolana.

- Co tutaj robisz? Coś Ci się stało? Potrzebujesz pomocy? – pytał blondyn. Mogłoby się wydawać, że w jego głosie wyczuwalna była troska.

- Czemu zadajesz tyle pytań? - odparła półgłosem Cass.
- Bo chcę wiedzieć – uśmiechnął się, próbując obrócić sytuację w żart, lecz na dziewczynie nie wywarło to wrażenia.
- Niby czemu? A w ogóle to po co tutaj podjechałeś?
- No wiesz.. Jak się zobaczy taką ładną, zapłakaną, samotną dziewczynę, to trudno się nie zatrzymać – odparł z uśmiechem.
- Pff.. Kiepski tekst na podryw.. – rzuciła ironicznie.
- Serio? Dlaczego? 
- Może dlatego, że po pierwsze jechałeś samochodem, a po drugie jest ciemno? Więc niby jak mogłeś stwierdzić jaka jestem? – odparła bez zastanowienia, na moment zapominając o strachu. Po tym pytaniu chłopak myślał chwilę jak wybrnąć z tej małej wpadki.
- Eee… – zaśmiał się, chwytając się za kark. - No nie ważne. Możesz mi w końcu powiedzieć, co robisz o północy, gdzieś w centrum miasta, na jakiejś pustej, podejrzanej uliczce?
- Też mi coś. Ty także jesteś podejrzany, a jakoś z Tobą rozmawiam.
- Jaa? Podejrzany? Niby dlaczego? - oburzył się nieznajomy.
- Biorąc  pod uwagę fakt, że jest już strasznie późno, a jakiś obcy ”typ” podjechał nie wiadomo skąd czarnym samochodem i zaczepił zupełnie obcą dziewczynę, to sobie pomyśl dlaczego.
- Eejj… jaki ”typ” ?! – spytał zbulwersowany chłopak. - A poza tym, to jestem Ross. I widzisz, już nie jestem nieznajomy – uśmiechnął się i wyciągnął rękę w stronę blondynki, która jednak nie odwzajemniła jego przywitania.
- Okej, dobrze wiedzieć – odpowiedziała bez zainteresowania. Chłopak usiadł obok niej, wciąż nie dając za wygraną.
- Powiedz mi w końcu! Co tu robisz zupełnie sama, o tej godzinie? - nalegał.
- Dobra! Powiem ci, ale proszę.. żadnych pytań więcej. Zgoda?
- Zgoda - przytaknął wciąż uśmiechnięty.
Blondynka opowiedziała nowo poznanemu całą historię. Nawet nie spostrzegła, kiedy z jej oczu przestały płynąć łzy. Czyżby ten chłopiec tak na nią działał? Przecież jeszcze przed momentem tak panicznie się go bała. I choć strach powoli mijał, wciąż nie była w pełni ufna. Relacjonowała Rossowi wszystko wydarzenia od początku do końca, jednak nie całkiem zgodnie z prawdą, jako że nie chciała obcej osobie zdradzać szczegółów. Zachowywała się zupełnie tak, jakby nie zdawała sobie sprawy, kim był jej towarzysz. Niejaki Ross Lynch - piosenkarz i aktor, zdobywający coraz większą popularność nie tylko w Ameryce, ale również na świecie. A może ona faktycznie o tym nie wiedziała?
- Wooow! Miałaś wielkiego pecha - rzucił po wysłuchaniu historii. - Aleee i zarazem szczęście - dodał, patrząc sugestywnie na nastolatkę.
- A niby co w tym takiego szczęśliwego? - uniosła brwi.
- A too, że spotkałaś mnie – ponownie się uśmiechnął
- Jeeeeej…. powinnam zacząć skakać z radości. 
Blondynek się zaśmiał. Spojrzał na zegarek i zorientował, że ich rozmowa trwała aż godzinę.
- Ohohoo…. Troszkę się zagadaliśmy.. Chodź, odwiozę cię do domu - odparł pewnie, podnosząc się z ławki i wyciągając kluczyki od autka z kieszeni.

- Słucham? Nie dzięki, już wolę pójść na pieszo... - nie zgodziła się młodsza.
- Czyżby? Z tego co wiem, to chyba nie za bardzo orientujesz się w terenie – dokuczył.
- To mi powiedz, którędy do mojego hotelu i wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się Cassidy. - My się już więcej nie spotkamy, a ja będę mogła spokojnie rozkoszować się moimi wakacjami.
- O nie, nie, moja droga. Tak się bawić nie będziemy. Albo pozwolisz mi się odwieźć, albo posiedzimy sobie tutaj całąąąą…. długąąą… noc – droczył się z dziewczyną.
- Czemu tak bardzo naciskasz? Później się dziwisz, że mówię, że jesteś podejrzany.
- Trudno.. Najwyraźniej jestem - wzruszył ramionami. - Więc jaka jest twoja decyzja? – na jego twarzy pojawił się ”diabelski” uśmieszek.
- Jeżeli myślisz, że wsiądę do samochodu z jakimś dziwnym typkiem, który może okazać się psychopatą gwałcicielem, to jesteś w wielkim błędzie - twardo stała przy swoim, nie dając się namowom chłopaka. Ten zaśmiał się delikatnie.
- Nie pozwolę ci wracać o tej porze na pieszo, ani nie zostawię cię tutaj samej. Różni ludzie kręcą się po mieście - powiedział z troską. - Więc skoro nie chcesz ze mną pojechać, to się trochę posuń. Muszę sobie wygodnie usiąść, jeśli mamy tutaj spędzić caluśką noc - dodał przesuwając rozsypane na ławce rzeczy na bok. - Twoja rodzina pewnie zamartwia się już w domu na śmierć. Wezwą policję, bo nie wiedzą, co się z tobą dzieje..., a ty tymczasem, jak gdyby nigdy nic siedzisz spokojnie na ławce z dala od nich – mówił, próbując złamać dziewczynę, a z jego twarzy nie schodził uśmiech.
- Ughh... No dobrze! Ale skończ gadać! - zwróciła się do upartego młodzieńca. - Odwozisz mnie prosto do hotelu i nigdzie więcej, a podczas jazdy nie odzywasz się do mnie, jasne? I lepiej niech Ci żaden głupi pomysł do głowy nie strzeli! – postawiła stanowczo warunki, na co chłopak odpowiedział śmiechem.
- Jak chcesz. Zgadzam się na wszystko - przytaknął potulnie. - Masz wiele wymagań.
- I przestań się tak uśmiechać. Przerażasz mnie.
- Kolejny warunek? Czy to nie za wiele? – dziewczyna wzruszyła jedynie ramionami. Po chwili zaczęła chować rozsypane na ławce rzeczy do torebki, w czym Ross jej pomógł. W moment znaleźli się w samochodzie. Przez krótki czas jechali w zupełnej ciszy.
- Jak masz na imię? – spytał w końcu Ross, który był tego strasznie ciekaw.
- Miało być bez rozmów nie pamiętasz? - odpowiedziała, nie odrywając oczu od okna.
- Jasne, jasne.. już milknę... I co, podoba Ci się Miami? - ponownie zadał pytanie po upłynięciu kilku minut.
- Ross! - zdenerwowała się nastolatka.
- Okeeej, jestem cicho….. Masz jakieś zwierzę? A w ogóle, to lubisz zwierzęta? Ja nie mam żadnego, ale chciałbym mieć. Najlepiej psa albo może papugę. Kiedyś miałem... – w tym momencie Cassidy spojrzała na blondyna z uniesionymi brwiami. Nic nie powiedział, tylko zaczął sobie podśpiewywać.

"Well I know that I’ll make it

Never put my head down t-t-turn it up loud
'Cause I don’t have to fake it
If I keep on workin’ it, a billion hits is what I’ll get
That’s what I’m gonna get"

,,Co za człowiek” pomyślała niezadowolona Cass. Po chwili uważnego wsłuchiwania się w piosenkę, odniosła wrażenie, że gdzieś już chyba kiedyś słyszała. W tym właśnie momencie zauważyła, że dojeżdżają do hotelu.

- Eeej!!! Zatrzymaj się! Co Ty wyrabiasz?! – zaczęła krzyczeć, spostrzegłszy, że Ross przejechał zjazd i wcale nie wyglądał, jakby miał zamiar się cofnąć. – Słyszysz?! Masz w tej chwili zawrócić!! - unosiła się zdenerwowana.
- Wyluuuzuuj. Przecież cię odwiozę. Spoko, nie chcę ci nic zrobić. Możesz mi zaufać - odparł na spokojnie, spoglądając na dziewczynę z lekkim uśmiechem.
- Teraz, to już nie byłabym tego taka pewna – przerwała chłopakowi.
- Odwiozę cię, spokojnie. Pierw chcę cię gdzieś zabrać.
- Nie! Masz mnie odwieźć do hotelu! Albo wysadzić tutaj! - sprzeciwiła się szesnastolatka. - Ciocia mnie chyba zabije!
- Ciocia? Mówiłaś, że jesteś tutaj z rodzicami – zauważył ciekawski, wciąż jadąc naprzód.
- Uhh.. Tak, pomyliło mi się. Zresztą, nie twój interes. Zawracaj do hotelu! – w tym momencie młodzieniec zrobił to, na co nalegała dziewczyna. Po chwili zatrzymał się pod hotelem. Nastolatka gwałtownie złapała za klamkę, lecz nie mogła otworzyć drzwi. Zaczęła szarpać coraz mocniej, czego  zaprzestała, gdy Ross złapał ją za ręce.
- Przestań, bo mi klamkę urwiesz, a i tak na mało ci się to zda, bo tylko ja mogę otworzyć drzwi – mrugnął do Cassidy.
- No to je otwórz?!
- Nie krzycz tyle. Otworzę, ale najpierw daj mi swój numer.
- O niee! Co to, to na pewno nie - skrzyżowała ręce na piersi.
-To sobie tutaj posiedzisz – uniósł dwa razy brwi.
- Jedyny mój numer jaki ci mogę podać, to numer buta, 40 - uśmiechnęła się zgryźliwie.
- Dobrze wiesz, że chodzi mi o numer komórki.
- Czy jak ci podam, to dasz mi spokój?
- Tak.. – uśmiechnął się. - Na jakiś czas.
- Okej. Pisz 668 329 021 – nagle zamek drzwi się otworzył. Dziewczyna zaczęła wychodzić, ale poczuła, że chłopiec z powrotem wciąga ją do auta.
- Nie wierzę Ci - odparł niezadowolony.
- Ale w co?
- W ten numer. Zmyśliłaś go sobie.
- Ostro pogrywasz.. - zmrużyła oczy dziewczyna.
- No wiem, aczkolwiek mogę ostrzej – zaśmiał się chłopak. - Przedłużasz czas. Daj mi swój prawdziwy numer albo będę codziennie przychodził do tego hotelu – szantażował wciąż z uśmiechem.
- Teraz już mówię serio 668 042 574 – wyszła z samochodu i zaczęła biec. Zatrzymał ja głos dobiegający z samochodu.
- Do zobaczenia! – krzyknął zadowolony blondynek mrugnąwszy do Cassidy, a następnie odjechał.

,,Całkiem urocza. Naprawdę nie wie kim jestem? I jak ona ma na imię?” myślał Ross.

______________________________________________________________________________


Tak, jak obiecałam dodaję dzisiaj kolejny rozdział, chociaż uwierzcie mi, że kompletnie mi się nie chciało, bo fatalnie się czuję. Tak czy inaczej, do końca tygodnia prawdopodobnie nie wybieram się do szkoły, więc jeśli tylko będę miała chęci i ochotę, napiszę jeszcze z dwa rozdziały do niedzieli ;).
Dziękuję za wszystkie komentarze!
Pozdrawiam!

~ DarkAngel <3


Template by Elmo