czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 46: She's crazy.

Ross wziął kąpiel, założył bokserki i wrócił do brunetki.
- Ee.. nie masz nic przeciwko, że jestem w samych bokserkach? - spytał lekko skrępowany.
- Umm.. Nie, nie, spoko - uśmiechnęła się dziewczyna. - Chodź na górę, będziesz spał w pokoju gościnnym. Tylko bądź teraz cicho, żeby nie obudzić Vanessy, jest w pokoju obok - oznajmiła.
- Spoko, nie ma sprawy.


Para weszła do sporego pokoiku. Były w nim dwa łóżka, telewizor i wszystko, co potrzebne, aby spokojnie móc tam przenocować. Laura zrobiła kilka kanapek, po czym wraz z przyjacielem usiadła na jednym łóżku i zaczęła dyskusję. Początkowo rozmawiali o niczym konkretnym. Trochę o serialu, trochę o karierze lub zwyczajnie, jak dwójka przyjaciół żartowali sobie. Z czasem, gdy rozmowa nieco ucichła brunetka zmieniła temat.


- Tak w ogóle to.. dlaczego nie wróciłeś do domu na noc? - zadała pytanie.
- A po co mam tam wracać? Do kogo? Oni wszyscy mają mnie za jakiegoś gwałciciela. Nie chcą mnie wysłuchać, nie interesuje ich to, jak na prawdę było - odpowiedział ze smutkiem.
- Umm.. to co zrobiłeś było.. karygodne i okropne, ale ja już cię nie będę dobijała, bo wiem, że nie panowałeś nad sobą i zdajesz sobie sprawę, że źle postąpiłeś - mówiła wyrozumiała dziewczyna. Znała w miarę dokładnie całą sytuację, ponieważ Ross zdążył opowiedzieć jej wszystko podczas ostatniego spotkania.
- Dzięki, Laura. To wiele dla mnie znaczy. Szkoda, że tylko ty mi wierzysz. - Na pewno nie tylko ja, zobaczysz, że pogodzisz się z rodzeństwem.
- Właśnie, że tylko ty. Nie mogę pojąć jednego. Dlaczego Cassy powiedziała Rikerowi, że jej to zrobiłem? Przecież odpuściłem i do niczego nie doszło.
- Może ona wcale mu tego nie powiedziała. Może po prostu Riker.. kurcze nie wiem, Ross, nie mam zielonego pojęcia - odparła Laura, kładąc rękę na ramieniu kolegi.
- Powiedz szczerze.. Ja już nie mam u niej szans, prawda? Powiedziała, że mnie nie kocha - rzucił załamany.
- Może i jest między wami źle, ale.. jedno wiem na pewno.. - dziewczyna spojrzała w oczy chłopaka. – To się nie może tak skończyć i NA PEWNO się tak NIE SKOŃCZY. Jesteście dla siebie stworzeni i NA PEWNO do siebie wrócicie. Tak dobrze dobranych par nie spotyka się codziennie. Jeszcze będzie razem szczęśliwi, ja to czuję.
- Dlaczego tak sądzisz? - zapytał z niedowierzaniem Ross.
- Bo przecież widziałam was razem. Co prawda tylko raz.., ale to było widać. Uwierz mi, jestem dziewczyną, więc znam się na tym - uśmiechnęła się. - Dlatego nie poddawaj się, jeśli ją kochasz, a wiem, że tak jest.
- Mówiłem ci, że jesteś wspaniała? - spytał retorycznie chłopiec, a następnie objął brunetkę, przewracając ją tym samym na plecy. Po chwili obydwoje zaczęli się śmiać.


Niedługo później Marano stwierdziła, że najwyższa pora spać. W końcu dochodziła już druga. Obydwoje to uczynili. Ross został w pokoju gościnnym, a Laura wróciła do swojego. Chłopiec zasnął bardzo szybko, rozmyślając o tym, co powiedziała mu przyjaciółka. Czy faktycznie ma rację? Czy Cassidy go kocha?

Blondyn już smacznie spał, gdy wzbudził go czyjś dotyk, błądzący po jego ciele. Otworzył oczy, a poczuwszy, że ktoś leży obok niego i to pod tą samą kołdrą, nie wiedział za bardzo co się dzieje. Ręka dziewczyny wciąż nie przestawała gładzić nagiego torsu chłopaka.

- Laura, co ty wyrabiasz? Lubię cię, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi, więc weź przestań - odparł po chwili zdezorientowany.


Dziewczyna jednak nic sobie z tych słów nie robiła, wręcz przeciwnie. Zjechała dłonią znacznie niżej, a najbardziej zaskoczyło Rossa, gdy poczuł, że owa postać dobiera się do jedynej części garderoby, którą miał teraz na sobie.


- Umm.. To krępujące. Co się z tobą dzieje, Laura? - powiedział zdziwiony, podnosząc się, oparłszy na łokciach.
- Nie jestem Laura - odpowiedziała brunetka. Złapała dłońmi twarz brązowookiego, odwróciła w swoją stronę i pocałowała. Młodzieniec niczym poparzony wyskoczył w pośpiechu z łóżka, a jego zszokowana mina mówiła sama za siebie.
- Wiesz, Vanessa.. Lubię cię.. ale.. - zaczął, kierując w stronę brunetki. Była to starsza siostra Laury, która zawsze uważała Rossa za przystojnego chłopaka, aczkolwiek nikt nigdy nie przypuszczał, że posunie się do czegoś takiego.
- Ale co? Chcesz mi powiedzieć, że ci się nie podobam? - spytała zasmucona.
- Co? Niee.. a skąd. Jesteś śliczna - pocieszył blondyn, gdyż nie lubił sprawiać nikomu przykrości. Nessa uśmiechnęła się zadziornie i podeszła do partnera, próbując go objąć, jednak ten sunął bacznym krokiem w tył.
- Ale.. Nie kręcę z dziewczynami starszymi ode mnie - rzekł z nadzieją, że kobieta - miała 21 lat - w końcu sobie daruje. Mylił się, to ją jeszcze bardziej podjudziło.
- Za to ja lubię młodszych ode mnie - odpowiedziała pewnie i ponownie ruszyła do blondaska, który wyminął nachalną towarzyszkę.
- Ouu.. jakoś nie mam teraz ochoty na to. Może innym razem - stwierdził skołowany.
- Oj wiem, że chcesz - zbliżyła się do chłopaka.

Pech chciał, że tuż za nim znajdowała się ściana, więc o dalszej ucieczce nie było mowy. Vanessa zaczęła masować klatę brązowookiego. Po chwili udało mu się jakoś wyślizgnąć, niestety w pośpiechu, potykając się o własne nogi, wylądował na łóżku. Van bez zwlekania usiadła na bezbronnym nastolatku.

- A jednak - ucieszyła się.
- Nie, możesz ze mnie zejść?! - denerwował się Ross.
- Ciii.. - brunetka uciszyła partnera, po czym zaczęła czule i z pożądaniem całować jego tors.


Nie ma się co dziwić, że już po chwili blondyn zaczął czerpać z tego przyjemności. W końcu, jakiemu chłopakowi by się to nie podobało? Lynchowi było na tyle dobrze, że postanowił zamknąć oczy i rozkoszować się przyjemnościami, jakie zapewniała mu kobieta. Był to jedyny moment, w którym mógł poczuć się zrelaksowany i na moment zapomnieć o przykrościach, które spotkały go w ostatnich kilku dniach. Ta zabawa trwała kilka kolejnych minut, dopóki dziewczyna nie zaczęła zjeżdżać niżej, a w zamiarze już miała rozpięcie różowych bokserek. Ross ocknął się momentalnie, złapał Nessę za ręce i płynnym ruchem zepchnął z siebie.

- Powiedziałem już, trzymaj łapy  z dala od moich bokserek - odparł. Dziewczyna nic sobie z tego nie robiła, tylko zaczęła się jeszcze bardziej uśmiechać, myśląc, że chłopiec postanowił przejąć inicjatywę.
- Nie ciesz się, bo ja wcale nie zamierzam nic z tobą robić - odparł zdecydowanie Ross.
- Przed chwilą jakoś ci się podobało, widziałam to - Nessa wciąż nie dawała za wygraną. - Byłeś tak zadowolony, że chciałbyś więcej.
- Umm.. faktycznie, podobało mi się i było.. ee.. bardzo przyjemnie, ale nic więcej, jasne?
- Dlaczego nie, skoro ci się podobało. Jeśli chcesz, to zostanie między nami - wyszczerzyła zęby i znów zaczęła działać, próbując objąć blondyna.
- Przestań. To nie.. nienormalne. Ja nie mogę i nie chcę, rozumiesz? - odparł nie do końca pewnie. Vanessa rzeczywiście była bardzo ładna i pociągająca, a sam Lynch coraz bardziej nabierał na wszystko ochoty, jednak z tyłu głowy wciąż blokowała go myśl o Cassidy.
- Ouu.. a więc to tak? Ross, wybacz mi. Ja nie wiedziałam. Myślałam, że tylko zgrywasz niedostępnego.. a ja cię po prostu nie kręcę - powiedziała spokojnie, aczkolwiek ze smutkiem brunetka.
- Tak, właśnie. Dzięki, że to rozumiesz - uśmiechnął się Ross.
- Ale dlaczego od razu mi nie powiedziałeś?
- Bo nie chciałem ci robić przykrości. Jesteś bardzo ładna i lubię cię, ale..
- Nie pociągam cię - wtrąciła w wypowiedź chłopaka - ani żadne inne dziewczyny.
- Właś.. Co? - spytał zdezorientowany.
- Rozumiem. Masz inne poglądy, szanuję to. Szkoda, że od razu mi tego nie powiedziałeś, zanim wyszłam na napaloną idiotkę.
- Inne poglądy? - dopytywał będący w szoku brązowooki.
- No tak. Wolisz chłopców, jesteś gejem.
- Co?! Nie jestem gejem - odparł zaskoczony Ross. Tym razem doskonale wiedział, o co chodzi partnerce.
- Oh.. Przepraszam, jeśli takie określenie cię zabolało. Umm.. homoseksualista?
- Powtórzę jeszcze raz. CO?! Nie zabolało mnie, raczej zdziwiło. Nie jestem homo, nie jestem gejem, nie kręcą mnie chłopacy. Jestem hetero, kręcą mnie DZIEWCZYNY i dodam dla jasności, że dziewczyny w moim wieku. Jak ty mogłaś pomyśleć, że jestem ge.. - nie zdążył dokończyć, ponieważ Vanessa objęła jego szyję, przesunęła do siebie i zaczęła całować chłopaka w usta. Zrobiła to w dość niefortunnym momencie, gdyż w dosłownie tej samej chwili do pokoju weszła Laura.

- Ee.. Jaa.. przepraszam. Nie miałam pojęcia, że wy tutaj ee.. pójdę już, nie przeszkadzajcie sobie - odparła wyraźnie zaskoczona.
- Co, nie, Laura zaczekaj! - krzyknął Ross, wymykając się z rąk Nessy. - Może i głupio to wyglądało, ale to nie było nic takiego.
- Spoko Ross, nie wnikam - uśmiechnęła się brunetka. - Nie przeszkadzajcie sobie.
- Dobra Laura, powiem wprost. Twoja siostra to wariatka. Wepchnęła mi się do łóżka, gdy spałem, zaczęła mnie obmacywać - tłumaczył Ross.
- Vanessa? - zdziwiła się nastolatka.
- Tak. Usiadła na mnie, no to co miałem zrobić? Jestem tylko chłopakiem, a to było przyjemne, nawet bardzo.. - złapał się za kark.
- Ona serio to zrobiła? Wierzyć mi się nie chce.
- Ale ja mówię prawdę - kontynuował chłopiec.
- Ee.. pójdę z nią porozmawiać. Ty też chodź - powiedziała dziewczyna i wraz z Rossem weszła do pokoju.
- O niee.. Ja do niej nie wejdę w samych bokserkach. Ona ma na nie ochotę, a ja z kolei nie chcę ich stracić.
- Ojeny chodź - powtórzyła i pociągnęła chłopaka za sobą. - Nessa, co ty tutaj robisz?
- Jak to co? Bawiłam się z Rossem - uśmiechnęła się, mrugnąwszy do chłopca.
- Dla mnie to nie była zabawa - wtrącił blondyn.
- O czym ty mówisz? Przecież ci się podobało.
- Jesteś n..
- Koniec! - przerwała Laura. - Rozmawiam teraz z Vanessą. Więc jak się tu znalazłaś?
- Przyszłam w nocy, a jak się okazało, był tu Ross. I tak jakoś wyszło, że po chwili.. no wiesz - uśmiechnęła się Van.
- Nie wnikam, co wy tutaj robiliście. Idę stąd, dobranoc - odparła zażenowana Laura i natychmiastowo wyszła z domu, zamknąwszy za sobą drzwi.
- Może kontynuujemy? Odprężysz się trochę, bo wyglądasz na zestresowanego - uśmiechnęła się szeroko Vanessa.
- Tego już za wiele. Jesteś walnięta - powiedział zdenerwowany chłopak.

__________________________

Heej ;*
Przepraszam, że jest tutaj opisana tylko jedna scena i występują tylko trzy postacie, ale tak jakoś się rozpisałam. Proszę bardzo o komentarze (tylko szczere :) ). Pod ostatnim rozdziałem znalazło się 30 komentarzy (odjąć kilka moich) za co bardzo Wam dziękuję ;*. Nowy rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu ;).


~DarkAngel <3

PS. niedługo w zakładce "bohaterowie" pojawi się nowa postać ;)

niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 45: It's no good, but there is nothing you can say or do.

Emily wróciła do hotelu - w którym z niecierpliwością czekał na nią Ratliff - około godziny dwudziestej pierwszej. Od razu udała się do łazienki, umyła się i bez słowa poszła do pokoju, gdzie po chwili znalazła się w łóżku. Leżała i wciąż nie mogła zrozumieć, czemu on jej to zrobił? Przecież byli taką dobrą, wręcz idealną parą.. I to w dodatku jeszcze z Rydel?! Dlaczego?.. To był dla Emily mocny cios, jednakże kochała Ellingtona mimo wszystko i była w stanie mu to wybaczyć. Pod warunkiem, że obieca, że to się więcej nie powtórzy. Z rozmyśleń wybił ją brunet, który ułożył się przy dziewczynie, obejmując ją.

- Przepraszam, Emily - odezwał się po chwili. - Żałuję tego, to się więcej nie powtórzy. Wiem, że to co mówię jest dla ciebie zapewne żałosne, ale mówię to szczerze. Kocham tylko ciebie - rzekł przysunąwszy się bliżej do nastolatki.
- I co, to wszystko? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - spytała, zwracając się w stronę chłopaka. - Nie wiem jak ty to robisz, że ja nie potrafię się na ciebie obrażać - uśmiechnęła się delikatnie.
- To nie gniewaj. Obiecuję, że to był pierwszy i ostatni raz. Emily, bardzo cię kocham. Może pójdziemy teraz na spacer po plaży albo zostaniemy sobie tutaj.. - zaproponował, cmokając Emily w dłoń - ..żeby trochę ochłonąć i spędzić miło czas.
- Chyba wolę zostać.
- Ja też - zaśmiał się. Za moment zbliżył swoje wargi do ust partnerki, po czym pogrążył się w czułym pocałunku.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




*Następy dzień. Godzina 9:12*
Cassidy z uśmiechem na twarzy się zbudziła, czując, że w końcu może odetchnąć z ulgą. Stresujący i burzliwy etap ciągłych kłótni z byłym partnerem zakończony, a poprzedni dzień, a w szczególności wieczór, był momentem, który pozwolił wszystkim emocjom ulotnić się z jej ciała. Tego poranka czuła się lekka, czuła, że od teraz będzie tylko lepiej. Wdzięczna była za to Rikerowi, gdyby nie on możliwe, że ostatecznie odważyłaby się zasięgnąć po więcej tabletek. Ale jednak był przy niej, pomógł jej oczyścić głowę, pozwolił jej powiedzieć wszystko, co leżało jej na sercu i zrzucić z siebie cały ciężar.
Cassidy odwróciwszy się spostrzegła nieobecność blondyna, co lekko ją zdziwiło. Co prawda wczoraj była jakby nie sobą, kierowały nią silne przeżycia i emocje i nie wszystko dokładnie utkwiło jej w pamięci, ale to, że zasypiała w objęciach Rikera pamięta doskonale. Uśmiech na jej twarzy zwiększył się, gdy spostrzegła czekające na nią śniadanie, leżące na półce obok łóżka. Była to jajecznica ze szczypiorkiem, a do tego bułeczka i kakao. Dziewczyna podniosła się z łóżka i po cichu udała do salonu. Tam na kanapie siedział mężczyzna, którego blondynka przywitała uściskiem.

- Hej, już wstałaś? A śniadanie zjadłaś? - zapytał Riker, odwracając się przez ramię.
- Niee, nie zjadłam, bo pierw chciałam ci za nie podziękować - odparła. - A ty czemu nie jesz?
- Już zjadłem - uśmiechnął się. - A ty weź śniadanko i chodź tutaj.. Chyba, że wolisz tam.
- Nie, nie, zaraz przyjdę - rzekła. Po chwili siedziała już przy chłopaku, pałaszując jajecznicę. - Pyszna - pochwaliła, odkładając talerzyk do zlewu.
- Dziękuję.
- Riker.. - zaczęła. - Dziękuję, że przy mnie jesteś. Gdybym miał być tutaj sama, to.. nie wiem, co by wtedy było. Nie byłam wczoraj sobą.
- Daj spokój, nie masz za co mi dziękować. Przecież nie mógłbym cię zostawić.
- Jesteś wspaniały. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela - objęła blondyna, który wyraźnie poczuł się niezręcznie.
- Umm.. No właśnie.. Przyjaciele.. Cassy, ja cię traktuje jak.. siostrę, przyjaciółkę.. trochę jak Rydel.. Ale ty wczoraj.. - jąkał się Riker.
- Pocałowałam cię. Tak, wiem. Ale spokojnie, ja wtedy nie myślałam racjonalnie. Przepraszam. Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko - uśmiechnęła się Cassidy.
- Tak, to świetnie. Wybacz, że miałem takie głupie myśli, ale..
- Spoko, nic się nie stało - wtrąciła. - Nie dziwię ci się.
- No dobra, mniejsza z tym.. Mamy dzisiaj próbę przed koncertem, więc chyba powinienem się już zbierać, ale nie zostawię cię tu samej.. - blondyn zaczął rozmyślać. - Pojedź ze mną. Rydel powinna już być w domu.
- Okej - zgodziła się po chwili, jednak zawahała się. - Ale.. Nie chciałabym na niego wpaść.
- Powiem Rydel, żeby zabrała cię do swojego pokoju. Nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć, okej? - odparł po chwili namysłu. Niebieskooka jedynie przytaknęła i skierowała się do łazienki, w której lśniło czystością. Nikt nie domyśliłby się, co wydarzyło się tam dzień wcześniej.

Dziewczyna ubrała się i odświeżyła, więc niebawem wraz z Rikerem mogli ruszać do jego domu. Mężczyzna był na tyle uprzejmy, że podczas snu blondynki postanowił ogarnąć nieco mieszkanie - w razie wizyty jej matki - więc przed wyjściem nie trzeba było zawracać sobie tym głowy. Godzinę później zajechali na miejsce. Początkowo Cassidy niechętnie szła w stronę drzwi, gdyż spodziewała się tam tego, z którym nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać. Tuż przed wejściem odruchowo objęła jedną ręką przyjaciela, który zrobił to samo, ponieważ czuł, że niebieskooka lekko dygota. Tak po chwili obydwoje znaleźli się w środku. Cassy od razu podeszła z uściskiem do Rydel, która zdążyła już wrócić od rodziców, po czym udały się na górę do jej pokoju, zgodnie z tym, co wcześniej obiecał Riker. 
Ross stał właśnie w kuchni, spożywając pierwszy posiłek od ostatnich trzech dni - jabłko - jednak zauważywszy wejście starszego brata w objęciu z Cassy, zupełnie odechciało mu się jeść. "A więc to u niej był całą noc.." myślał z boleścią, nie mógł tego znieść. Riker bacznym krokiem, wyraźnie wkurzony, ruszył w stronę młodszego blondyna i niespodziewanie wymierzył mu z pięści prosto w twarz tak, że chłopiec upadł. Zaskoczony całym zajściem Rocky podbiegł do braci, powstrzymując Rikera od kolejnego ciosu, którego już prawie dokonał, podczas gdy zdezorientowany Ross podniósł się właśnie, zasłaniając ręką zakrwawiony nos.

- Coś ty jej zrobił, szczylu?! - krzyknął najstarszy.
- Co ci odbiło?! - spytał Ross, gdy do kuchni weszła Rydel. Na jego twarzy widoczny był strach oraz smutek.
- Co tu się dzieje?! Ross, czemu krwawisz? - przestraszyła się siostra.
- Myślisz, że zmuszając dziewczynę do seksu staniesz się bardziej męski?! - ciągnął dorosły, nie zwracając uwagi na przyjście siostry. Na te słowa pozostała dwójka rodzeństwa ze zdziwieniem spojrzała na Rossa.
- Co?! Coś ty jej zrobił?! - wtrąciła Ryd.
- Nasz braciszek, skończywszy lat osiemnaście postanowił się zabawić w gwałt - odpowiedział Riker.
- Co?! Co ty.. ja.. nie mogę uwierzyć.. - rzucił załamanym głosem brunet. Rydel stała już cała zapłakana, nie mogąc przyjąć do siebie tego, co teraz słyszy.
- Słucham?! Nie zgwałciłem jej! - bronił się Ross.
- Nawet, jeśli była wtedy twoją dziewczyną, to i tak to nie zmienia faktu! - wykrzyczał mężczyzna i zamachnął się po raz kolejny na młodszego, jednak w ostatniej chwili zatrzymał go Rocky.
- Jak wy możecie?! - rozpaczał chłopiec z napływającymi do jego oczu łzami. - Przecież nie skrzywdziłbym jej! Byłem pijany!
- Tak, a wiesz, że przez ciebie mogła się zabić?! - wygarnął Rik.
- Że co?! - wydusił załamanym głosem.
- Tak, dobrze słyszałeś! Nie wiem, co by się stało, gdyby mnie tam nie było!
- Riker dość - Rydel starała się uspokoić brata.
- To niemożliwe, nie wierzę ci! - krzyknął zapłakany już Ross.
- To uwierz. Przez ciebie chciała odebrać sobie życie! Przez ciebie i tą pieprzoną Kaitlyn! - nie opuszczał Riker. Blondynek skapitulował. Nie mógł dłużej słuchać tego, co mówił najstarszy. Postanowił jak najszybciej porozmawiać z Cassy, jednakże gdy tylko znalazł się na schodach zatrzymał go Riker.
- Ona nie ma ochoty z tobą rozmawiać!
- Nie wiesz tego! Puść mnie! - wyrywał się chłopiec.
- Właśnie, że wiem! To ja byłem u niej w nocy, gdy tego potrzebowała, to mi mogła o wszystkim powiedzieć, nie tobie. Ty wolałeś Kaitlyn!
- Byłeś u niej w nocy.. Doszło do czegoś między wami.. - mówił przybity, jakby właśnie przeżywał najgorszą chwilę w życiu. Właściwie, to tak właśnie było.
- To już nie twój interes. Nic ci do tego. Trzeba było pomyśleć zanim.. - przerwał, zamykając oczy i zaciskająć pięści.. - ją zgwałciłeś - rzucił przez zacisnięte zęby.
- Riker przestań! - wściekła się Rydel, szturchając mężczyznę w ramię. - Już wystarczy!
- Zasłużył sobie! - burzył się starzy.
- Nie, skończ już - dołączył Rocky. - Pozwól mu dojść do słowa.
- Ale on ją..
- Ja... ja... nie mogę uwierzyć - wydukał przez łzy Ross, po czym opuścił dom.


Rodzeństwo pozostało w milczeniu przez następne kilka minut, spoglądając to na siebie, to na mieszkanie. Całą tę sytuację przerwała Cassidy, która weszła właśnie sprawdzić co z Rydel, ponieważ dobre dwadzieścia minut temu wyszła po napój i już nie wróciła. Zauważywszy dziwnie zachowujących się przyjaciół była lekko zdziwiona, tym bardziej, że po chwili podeszła do niej zapłakana Ryd i zaczęła obejmować blondynkę.


- Cassy ja cię przepraszam - zaczęła dziewczyna, co jeszcze bardziej skołowało nastolatkę. - Za Rossa. Wiem, że to teraz nic nie zmieni, ale.. Matko Boska musisz czuć się okropnie.
- Ee.. Niee.. Już lepiej.. Nie musisz przepraszać. Ross już to zrobił - mówiła coraz bardziej zdezorientowana.
- Rydel jest po prostu okropnie wstyd, że nasz młodszy brat mógł zrobić coś takiego - wtrącił z żalem Rocky.
- Okeeeeej... Ale o czym wy mówicie? - spytała wprost niebieskooka.
- No przecież on cię... - odparł skrępowany brunet. - Ehh.. nie będę już o tym mówił.
- Ale o czym? Pytam serio - powiedziała, spoglądając na Rikera. Rydel chwyciła ją za dłoń i odsunęła na stronę. 
- Wiemy już, że.. zmusił cię do tego.. - powiedziała zawiedziona. - Tak strasznie mi przykro. Gdybym..
- Coo? - przerwała zrozpaczonej przyjaciółce. - Myślicie, że on mnie.. zgwałcił? - powiedziała znacznie głośniej, aby reszta osób również ją usłyszała.
- A nie? - zdziwił się Riker.
- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła Cassy. - Musiałeś źle zrozumieć. Nie pozwoliłeś mi dokończyć.. Pewnie, że tego nie zrobił - oznajmiła. Rodzeństwo wyraźnie głupio się poczuło, zwłaszcza Riker. Przecież on go uderzył, własnego brata, tego, którym powinien się opiekować. Z miejsca ruszył do wyjścia, po czym wsiadł do auta i odjechał. Zaraz potem Rydel podeszła do blondynki i poprosiła ją o rozmowę.

- Cassy, o co chodzi? Czemu Riker myślał, że to zrobił? - zapytała zmieszana dziewczyna. 
- Uhh.. Przerwał mi wczoraj w trakcie wyjaśnień i... rzeczywiście mógł tak zrozumieć, ale.. - westchnęła - .. nie mam siły o tym rozmawiać, proszę. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Przez kolejne godziny blondyn krążył bez celu po mieście. Około dwudziestej drugiej znalazł się na moście. Zważywszy na późną porę na dworze było ciemno, a niebo pokryło się gwiazdami. Pogoda była wręcz idealna - ni to zimno, ni gorąco. Delikatny wietrzyk rozwiewał bujne włosy blondyna. Stał on ze spuszczoną głową, trzymając poręczy i wgapiał się w niebieską taflę wody. Z jego oczu ciekły słone łzy, które nasilały się z każdą myślą. "Straciłem wszystko.. Cassidy, rodzinę, przyjaciół, zespół.. nawet samochód.. Wszystko, co kocham.." łkał blondyn  "Nic mi już nie zostało..". Wywody ciągnął przez długi czas, rozmyślał, jak pogodzić się z tym wszystkim. W końcu znalazł wyjście idealne dla niego. Po co ma dalej żyć, skoro wszystko zaprzepaścił? Gdy ze sobą skończy, nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi, nikt nie będzie przez niego cierpiał. Ross ślamazarnie rozwiązał buty, jeden za drugim. Raz kozie śmierć. "Agh.. Idioto.. co ty robisz?!" pomyślał. Wyciągnął telefon i napisał SMSa
"Hej. Muszę z kimś porozmawiać. Będę u ciebie za dwadzieścia minut." 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




*Godzina 23:52*
Ross podszedł do drzwi i delikatnie do nich zapukał, by nie zbudzić pozostałych domowników. Po chwili zostały one otwarte, a chłopiec wtulił się w postać, stojącą w nich.

- Ross, co się dzieje? Mam nadzieję, że masz poważne wytłumaczenie, że budzisz mnie o tej godzinie - odparła, wprowadzając chłopaka do salonu, po czym zapaliła światło. - Biłeś się z kimś? Kto ci to zrobił? - zmartwiła się.
- Tak jak ci już wspominałem. Cassy ze mną zerwała, rodzeństwo mi nie wierzy, a w dodatku Riker chciał mnie dzisiaj chyba zabić - odparł obojętnie. - Nic nowego, od początku nowego roku oberwanie po twarzy, to chyba najlepsze co mnie spotkało.
- Ojej.. Biedactwo. Umm.. Dzisiaj chyba już zostaniesz u mnie na noc, tak? - spytała brunetka, przemywając rozciętą wargę blondyna.
- Jeśli mogę, byłbym ci bardzo wdzięczny.
- Oczywiście, że możesz. Przecież nie będziesz szwendał się nie wiadomo gdzie po nocy.
- Dzięki Laura, jesteś super - uśmiechnął się Ross.
- Od czego ma się przyjaciół - odpowiedziała również uśmiechem. - Możesz się wykąpać w łazience na górze, jeśli chcesz. Zaraz dam ci czysty ręcznik.
- Dziękuję. Serio, to wiele dla mnie znaczy.
- Daj spokój, to nic takiego. Tylko bądź cicho, żeby nie obudzić rodziców. Nie mam ochoty się tłumaczyć, co robisz u nas w domu o tej godzinie - zaśmiał się Laura.
- Jasne, nie ma sprawy. Ale nie przejmuj się, w razie jakby co, to ja już jakieś wytłumaczenie znajdę - rozbawiony zmarszczył nos.
- Idź już się myć.


_________________________


Hej ;*
A więc jest ten kolejny rozdział :). Co o nim sądzicie? Ja osobiście nie mam zdania. Pojawiła się w nim nowa postać, którą zapewne sporo z Was lubi (Ross z nią nie będzie!! jest to postać epizodyczna).
Wracamy do starego schematu - rozdziały będą się pojawiały co tydzień. Niestety, ale kończą mi się ferie.
To na tyle, proszę o szczere opinie ;)


~DarkAngel <3

piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 44: Cross my heart, hope to die.

- Misiuuu.. chodźmy na plażę. – mówiła proszącym głosem Emily, obejmując swojego partnera, który siedział właśnie na krześle, grzebiąc w telefonie.
- Umm.. Nie teraz.. Chociaż jak chcesz to idź, a ja sobie tutaj posiedzę. – odpowiedział Ellington, wyślizgując się z objęć dziewczyny, po czym przeszedł na kanapę.
- Słucham? Dlaczego? Nie chcesz iść ze mną? – spytała lekko zawiedziona dziewczyna.
- Coo? Niee… Skąd.. skąd ci to przyszło do głowy? – ciągnął niepewnie. – Po prostu.. źle się czuję i.. i boli mnie głowa.
- Co ci jest? – zmartwiła się Em.
- Niee nic.. chciałbym się położyć, a ty idź na plażę. Nie będę ci odbierał zabawy. – uśmiechnął się sztucznie brunet.
- Bez ciebie się nie ruszam. W takim razie połóż się, a ja ci zrobię herbatkę. - uśmiechnęła się Emily, ruszając do kuchni.
- Umm.. Niee.. Wiesz.. Już mi lepiej. Chodźmy na plażę.
- Dobra, dość. Ratliff, co się z tobą dzieje?
- Nic, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - szczerzył zęby.
- Nie. Ty coś kręcisz. Okłamujesz mnie? - dziewczyna wyraźnie posmutniała.
- Cooooo? Nieeeee.. - przeciągał wysokim głosikiem i zaczął bawić się kosmykiem włosów. Emily doskonale już to znała. Zawsze tak robił, gdy miał coś na sumieniu.
- Mam dość. Ty coś ukrywasz, widzę to, po twoim zachowaniu. - zaczęła brunetka. - Od kiedy tylko tutaj przyjechaliśmy śpisz w oddzielnym pokoju, choć poprzednio spałeś ze mną, ale to i tak nie jest aż tak istotne. Ani razu mnie nie pocałowałeś, ty mnie nawet nie przytuliłeś. - mówiła z wyrzutem i smutkiem. - Za każdym razem, gdy się do ciebie zbliżam, ty... odchodzisz. Czuję się okropnie... Ja potrzebuję twojej bliskości, tego abym mogła wtulić się w twoje ramiona, gdy tylko będę chciała, ale nie mogę... bo ty mi już na to nie pozwalasz. - do jej oczu zaczęły napływać łzy. - Jakie są tego powody? Proszę powiedz mi. - chłopak podszedł i objął mocno brunetkę, która od razu to odwzajemniła, ale wtedy łzy przecisnęły się przez zamknięte powieki i spływały na koszulkę partnera.
- Nie płacz. Ja ci to wyjaśnię, ale nie płacz. - rzekł Ellington, wycierając krople z policzków Emily.
- Dobrze. Więc słucham.
- Bo.. tej nocy w Sylwestra, gdy ty poszłaś  do łazienki, to... ja i Rydel zostaliśmy sami. - przerwał.
- Taak.. i coo było dalej? - spytała, zupełnie nie domyślając się, co może zaraz usłyszeć.
- Byłem wtedy już wypity i.. i tak jakoś zaczęliśmy ze sobą rozmawiać... Nie pytaj mnie o czym, bo do prawdy nie pamiętam.. tak jak wspomniałem - byłem już lekko, że tak powiem 'wstawiony'. Jaa.. wiem tyko, co było później.. My się  do siebie zbliżyliśmy... i zupełnie nie mam pojęcia jak..., ale... - jąkał się chłopak.
- Pocałowaliście się? - zapytała z wyraźnym zażenowaniem.
- Ee.. noo.. wybacz.. ale tak. - odpowiedział.
- Ołł.. Mój chłopak całował się z moją przyjaciółką... za moimi plecami. - rzuciła zasmucona.
- Nie.. to nie wina Rydel.. To ja ją pocałowałem.. Jeśli ktoś tu zawinił, to tylko ja.
- To był tylko jeden raz? Czy coś jeszcze cię z nią łączy? - zadawała na spokojnie pytanie.
- Niee.. nic poza przyjaźnią. I tak, to był tylko jeden raz.
- Okej.. A kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? Bo gdybym ja nie naciskała, to pewnie wciąż tkwił byś w kłamstwie.
- Kochanie.. chciałem ci powiedzieć, ale nie potrafiłem. Wybacz mi.. naprawdę. Przepraszam.. To się więcej nie powtórzy.. Nie chciałem cię zranić.
- Trzeba było pomyśleć o tym zanim ją pocałowałeś.. Teraz już niestety jest za późno.
- Ale.. zrywasz ze mną? Nie.. Nawaliłem, ale błagam.. daj mi drugą szansę. - przestraszył się. Złapał dziewczynę za ręce i próbował zyskać od niej jeszcze jedną szansę.
- Ja nie powiedziałam, że z tobą zrywam... Potrzebuję czasu, żeby to przemyśleć. - odparła, a następnie skierowała się wyjścia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Dom R5*
Zmarnowany i przemoczony przez deszcz Ross, przekroczył właśnie progi domu. Nie zważając na nic, zdjął buty i zostawiając za sobą mokre ślady na dywanie skierował się w stronę schodów. Tam blondyn został zatrzymany przez starszego brata – Rocky’ego – który właśnie szedł do kuchni.

- Gdzie ty byłeś? – spytał brunet.
- Nie twój interes. – odpowiedział młodszy, próbując przejść dalej, jednak brat zastawił mu drogę.
- Właśnie, że mój. Jestem starszy, a ponieważ nie ma nikogo więcej w domu, to ja ponoszę za ciebie pełną odpowiedzialność. Kurczee.. jak to fajnie brzmi. – zaśmiał się starszy. – No dobra, więc.. gdzie byłeś?
- Ehh.. U Caluma. – odparł spokojnie.
- Serio? Co się z tobą dzieje?
- Nie twój interes! - rzucił obojętnie, po czym nie zwracając uwagi na Rocky'ego, przeszedł obok, ocierając o niego ramieniem.

Blondyn wszedł do swego pokoju, zamknąwszy za sobą drzwi na klucz. Rozebrał się, wziął kąpiel, a następnie położył do łóżka i zaczął rozmyślać. O czym? O wszystkim. O wszystkim, co było dla niego ważne.. a obecnie była to jedynie Cassidy. Jak on mógł być tak bezmyślny? Czemu wypił wtedy tyle tego alkoholu? Czemu pozwolił Kaitlyn na ten pocałunek? Czemu wciąż tylko krzywdzi kogoś, na kim mu zależy? To, jak Cassy wyglądała, gdy zobaczyła go z tą wywłoką, doprowadzało Rossa do szału. Ale czy wyrządził aż tak wiele krzywdy, żeby musiał tyle cierpieć? Przecież nikt nie zasłużył na takiego pecha.. "Zdecydowanie bardziej wolałbym już teraz zginąć, niż to znosić.. Popełnić samobójstwo.. Taa, to by załatwiło wszystkie problemy raz na zawsze." pomyślał, spoglądając w stronę ramki stojącej na szafce. Znajdowało się w niej zdjęcie dwójki zakochanych w sobie nastolatków - Emily i Ratliffa. Obok stało jeszcze jedno, a nim nim para przyjaciół.. Co z tego, że stali oni w objęciach.. Nie czuć było miłości, jedynie przyjaźń. Choć teraz nawet to im nie pozostało, zaprzepaścili wszystko. "Dlaczego nie możemy być tacy jak oni?" zastanawiał się, wgapiając w fotografię jego przyjaciół. "Co mam zrobić, żebyśmy tacy byli? Już za późno. Zabić się..? Ross! O czym ty myślisz?! Jesteś wytrwały. Dasz radę.. Dla Cassy.." ciągnął w myślach, a niebawem, po skończonych refleksjach zasnął.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



*Hotel Suzie's*
Rozdarty Riker nie mógł zapanować nad myślami, kłębiącymi się w głowie, a było ich bardzo wiele. Nie bacząc na nic więcej zbliżył się do dziewczyny.

- Cassidy, co ty zrobiłaś.. - spytał retorycznie. Był załamany tym, co widzi.

Blondynka nie odpowiadała. Wgapiała się w kawałek szkła, trzymany w dłoni. Mężczyzna pognała do kuchni i zaczął przeglądać szafki, wysypując z nich wszystko. W końcu znalazł to, czego poszukiwał - gazę oraz bandaż - a następnie wrócił do pokrzywdzonej. 

- Co ty.. tej krwi jej tak wiele, że ja nie wiem.. - mówił opłukując ręce nastolatki.

- Riker.. - przerwała chłopakowi. - .. ja nie chcę umrzeć - powiedziała z drżącym głosem.
- Spokojnie, nie umrzesz. Jestem tu przy tobie.. już wszystko dobrze, mała. - uśmiechnął się delikatnie, lecz w głębi serca wciąż nie mógł zapanować nad tym jak potwornie się teraz czuł.  - Czy ty wzięłaś tabletki? - zapytał, walcząc z raną w rękach dziewczyny. Ta zawahała się z odpowiedzią.
- Tylko trzy.. - odparła krótko. - Bałam się wziąć więcej.
- Dobrze - nie ciągnął dalej rozmowy. Kolejne kilka minut spędzili w ciszy. - I gotowe. - ponownie obdarzył niebieskooką uśmiechem, po założeniu bandażu.

- Ja tego nie chciałam... ale to było silniejsze ode mnie. - płakała.
- Spokojnie.. nie mówmy już o tym.. Stłukłem dzisiaj wazon w domu. Ulubiony mojej mamy, ale to nic, zgonię na Rocky'ego. Mama mi uwierzy, on zawsze coś tłucze. - powiedział spokojnie chłopak, a na te informacje dziewczyna mimowolnie posłała lekki uśmiech. - Coo? Rozbawiło cię to? - uśmiechnął się dorosły.
- Nie wiem.. ale po raz pierwszy od długiego czasu szczerze się uśmiechnęłam. Dzięki tobie. Jak ty to robisz?
- To ten mój urok - zażartował.
- Chyba tak - zgodziła się Cassidy. Jednak po chwili znów pogrążyła się w smutku, gdy tylko spojrzała na czerwoną plamę między jej nogami.
- Pewnie pytam nie w porę, ale.. co się stało? To znaczy.. dlaczego wy się rozstaliście? - zapytał niepewnie.
- Bo ja nie potrafię mu tego wybaczyć - odpowiedziała.
- Czego?
- Tego co mi zrobił - rzekła. Riker dalej wpatrywał się pytająco w blondynkę, bo wciąż nie wiedział o co chodzi. - Poszłam na górę do pokoju się przebrać, a wtedy wszedł Ross... Zaczął mnie obejmować, całować i... dotykać po całym ciele.. - w jej oczach pojawiły się łzy, a głos zaczął delikatnie drżeć. Mężczyzna uważne wsłuchiwał się w słowa blondynki. - Na początku było miło, ale po chwili zaczęło mi to przeszkadzać, bo robił to coraz nachalniej... Zaczęłam go odpychać, ale to na nic... Uderzyłam go, a wtedy.. - tak ciężko mi o tym mówić.. - przerwała, starając się złapać głęboki oddech.
- Nie musisz, to.. - nie dokończył, gdyż blondynka kontynuuowała.
- ..złapał mnie za ręce i przycisnął do ściany... Całował mnie, lecz ja nie chciałam... Wyrywałam się, ale on miał znacznie więcej siły. Jak mówiłam, żeby przestał, nie zwracał na to uwagi. Powiedział, że jako mój chłopak ma do tego prawo, a ja... - złapała głęboki oddech - Mówił, że będzie... to krępujące.. - przerwała niepewnie, nie spoglądając na towarzysza nawet kątem oka. - ..że będzie mi dobrze i kazał mi zdjąć bluzkę... rzucił mnie na łóżko... wtedy już nie miałam żadnych szans.. - opowiadała, wpatrując się w ścianę, a łzy kapiące z jej oczu mieszały się z krwią na podłodze. - Przestałam już nawet protestować.. Nie miałam siły, ani nadziei. Tam za drzwiami był Ell, a nawet nie wiedział, co się właśnie działo, czułam się okropnie. Ross zdjął koszulkę i.. - jej oddech znacznie przyspieszył, a krople spływały ciurkiem po twarzy. W tym momencie przerwał Riker.
- Dość. Widzę, że już dalej nie możesz.. - odparł, obejmując zapłakaną dziewczynę. - Nie myśl o tym. Wiem, że to tylko słowa i co ja mogę wiedzieć, ale uwierz mi, że tak będzie lepiej.. Jestem przy tobie i nie musisz się niczym martwić - dodał, gładząc ramię dziewczyny. - Nikt cię już nie skrzywdzi, dopilnuję tego. 

Po chwili blondynka spojrzała na partnera, w jego oczy i zaczęła się zastanawiać, jak to jest, że wystarczyło kilka słów, aby poczuć się lepiej. Bo przecież.. jak można czuć się dobrze, będąc w takiej sytuacji? A ona właśnie tak się teraz czuła z myślą, że on siedzi tuż przy niej. Dziewczyna po chwili spoglądania zbliżyła się do chłopaka, a następnie złożyła na jego ramieniu delikatny pocałunek. Choć dla Rikera było to bardzo przyjemne uczucie, to wiedział, że źle robi, pozwalając jej na takie posunięcie. Przecież nie może zachowywać się w taki sposób z dziewczyną swojego brata. Co prawda byłą dziewczyny, ale mimo wszystko to nie w porządku. Nie chciał jednak przerywać tego momentu, przynajmniej teraz, wiedział, że Cassidy jest lepiej. Blondyn wstał, wziął nastolatkę na ręce, a następnie zaniósł do pokoju, po czym chciał ułożyć w łóżku, ale jednak postawił ją na ziemi.

- Przebierz się w piżamkę. Chyba nie chcemy, żebyś brudnymi ciuchami ubrudziła łóżko - uśmiechnął się.
- Tak, masz rację.
- Wiem, zawsze mam.. No dobra, to ty się przebieraj, a ja zaraz przyjdę - odparł, po czym wrócił do łazienki i zaczął przemywać twarz i ręce bardzo zimną wodą. Musiał ochłonąć. Choć przy Cassidy stara się dusić w sobie emocje, panika oraz strach atakują go od zewnątrz.

Zaniepokojony ciszą dobiegającą z pokoju dziewczyny, postanowił od razu tam pójść. Nie potrzebnie się martwił. Cassidy siedziała na łóżku, wgapiając się w zabandażowaną rękę i z trudem hamowała łzy. Rik usiadł koło niej, objął jedną ręką i rozpoczął rozmowę.


- Połóż się. Sen dobrze ci zrobi. Prześpij się z tym wszystkim, a rano będzie lepiej.
- Dobrze, ale nie zostawiaj mnie tutaj samej, proszę.
- Słońce, ja się nigdzie nie wybieram - pocieszył przyjaciółkę. Dziewczyna położyła się, a blondyn przykrył ją ciepłą kołdrą.
- Riker.. - odezwała się Cassy.
- Tak? - spytał, zdejmując koszulę, pod którą znajdował się biały t-shirt, a następnie ułożył się przy blondynce.
- Te rany.. - zaczęła, opierając się na łokciu. - Stłukłam przypadkiem szklankę i.. - zastanowiła się przez moment. - Słyszałam, że to pomaga. 
- To nie jest sposób na pozbycie się smutku ani problemów. To działa chwilowo. Nie można zmienić takiego bólu na ból fizyczny. Po co krzywdzić te piękne rączki? - odparł wyraźnie zasmucony, gładząc głowę dziewczyny.
- Wiem.. Nie pomogło, a bolało strasznie.. - odpowiedziała, kładąc głowę na poduszce.- Dziękuję - uśmiechnęła się delikatnie.

Mężczyzna nie odpowiedział, objął dziewczynę i zaczął głaskać jej głowę. Ta zbliżyła się do niego tak blisko, jak tylko mogła, po czym wtuliła w jego objęcia. Złożyła na jego policzku subtelny pocalunek, a niebawem w jego objęciach zasnęła.

______________________________


Cześć kochane!
No dobra, więc skończyłam ten nieszczęsny rozdział.. i powiem Wam, że.. sama nie wiem, co o nim sądzić. Jest taki.. jak to każdy rozdział - nijaki. Ale tak jak zawsze proszę Was o opinie. Te dobre, jak i te złe ;).

~DarkAngel <3

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 43: I don't wanna live forever.

*pół godziny wcześniej u Rossa*
Zdesperowany chłopiec podążał właśnie wzdłuż ulicy, wracając od swojego przyjaciela z planu - Caluma - u którego spędził ostatnie kilka dni. Tym razem jednak, postanowił wrócić do domu, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że wszyscy, a zwłaszcza Rydel, przejmują się jego zniknięciem. A przecież to nie ich wina. Nie może złościć się na nich za coś, do czego się w najmniejszym stopniu nie przyczynili. Niespodziewanie blondyna zaczepiła pewna dziewczyna, Kaitlyn.

- Hej, Rossy. - powiedziała z wyraźnym uśmiecha na twarzy.
- Kaitlyn? Czego chcesz? - odparł kompletnie bez żadnych emocji.
- Porozmawiać. Daj mi parę minut, proszę. - ciemnowłosa zaczęła przymilać się do Rossa.
- Dobra. - zgodził się w sumie bezproblemowo.
- Ale nie tutaj. Możemy wejść na lody do kawiarni, co ty na to? - zaproponowała. - I żeby nie było, ja stawiam.
- Skoro tak, to chodźmy.
Po niedługim czasie Ross wraz z Kaitlyn zaszli na miejsce. Zajęli stolik dwuosobowy, a po przyjściu kelnera zamówili tylko po kawie. Widać było, że blondyn nie miał teraz najmniejszej chęci na rozmowy z kimkolwiek, no chyba, że byłaby to Cassidy. Tak więc siedział i tylko czekał, aż ciemnowłosa rozpocznie swoje wywody.


- Chciałam porozmawiać o nas. - zaczęła Kaitlyn.
- O nas? - zdziwił się chłopak.
- Tak. Bo ja wiem, że źle robiłam, nie powinnam była cię wykorzystywać. Ale dopiero po naszym zerwaniu zrozumiałam, jak bardzo cię kocham. I słyszałam, że ty i Cassidy się rozstaliście, więc może my spróbujemy jeszcze raz, co misiu. - mówiła, gładząc włosy i szyję chłopaka.
- Ee.. - Ross zamyślił się na chwilę. - To nie jest dobry pomysł. Ja kocham Cassy. A ty.. ty się dla mnie nie liczysz. - w tym momencie go zamurowało. Przypomniał sobie, jak dokładnie to samo powiedziała mu Cassidy w dniu ich rozstania. - Zależało mi na tobie, ale.. to, co zrobilaś, to było zbyt wiele. Cześć.


Ross wstał z krzesła, jednak zatrzymała go dziewczyna. Ustała naprzeciw niego, a po chwili delikatnie cmoknęła go w usta. Zdziwiony całym zajściem nie zrobił nic, stał i pozwolił na to. Po kilku sekundach ciemnowłosa powtórzyła czyn, tym razem robiła to namiętnie i o wiele dłużej. Najdziwniejsze było to, że blondyn wciąż stał i pozwalał dziewczynie na kontynuację. Był w takim szoku, że nic więcej nie mógł zrobić, nie potrafił, praktycznie w ogóle się nie ruszał. Jednak gdy tylko zauważył, że wzrok partnerki błądzi gdzieś za nim, odwrócił się, by zobaczyć obiekt rozpraszający ciemnowłosą. Jego wzrok ujrzał Cassy, a widząc łzy, zalewające jej twarz, serce o mało mu nie pękło. Kaitlyn, widząc przejęcie nastolatki posłała Rossowi szeroki uśmiech. Ten złapał dziewczynę mocno za nadgarstek i zaciągnął do łazienki, a następnie przecisnął ją do ściany, co chyba jej się spodobało.

- Lubię cię takiego. - ucieszyła się Kaitlyn.
- Jak ty..
- Wiem, że tego chcesz, Rossy - przerwała i z uśmiechem na twarzy zaczęła rozpinać koszulę partnera.
- Przestań - powiedział stanowczo.
- Oj daj spokój, misiu. To będzie tylko jednorazowe, a później jeśli będziesz chciał, to dam ci spokój. Choć zapewne nie będziesz chciał. - ciągnęła, nie przerywając odpinać kolejnych guzików.
- Jak mogłaś to zrobić?! Zrozum, że nic nas nie łączy! Wszystko zniszczyłaś! - krzyczał rozwścieczony.
- Ta suka na ciebie nie zasługuje!
- Nie waż się tak o niej mówić.
- Co ona ma czego ja nie mam?! - Kaitlyn zaczęła szlochać.
- Przede wszystkim nie jest tobą.
- Ale ja jestem lepsza! Nie pozwolę ci z nią być! - ciągnęła, obejmując chłopaka.
- Ty jesteś nienormalna. Powinnaś się leczyć. Zrozum, że już nie jesteśmy razem.
- Ona mi cię zabrała!
- Nie, sam tak zdecydowałem, ona mi tylko pomogła dostrzec jak okropnym człowiekiem jesteś. Narazie. - odparł, po czym udał się z stronę wyjścia.
- Ona tego pożałuje! Zobaczysz! Nie daruję jej tego! - ciemnowłosa zwróciła się do blondyna, który już opuścił pomieszczenie.


Zdenerwowany do granic możliwości wsiadł do auta, do którego musiał się kawałek przejść , ponieważ stało ono zaparkowane pod domem Caluma. Chłopiec postanowił pojechać od razu do domu, aby uspokoić resztę rodzeństwa, choć wiedział, że bez krzyków się nie obejdzie. Jechał około piętnastu minut, gdy nagle samochód zaczął zwalniać i wydawać nietypowe dźwięki. Ross jadąc właśnie ulicą prowadzącą między lasem, zjechał w pierwszą lepszą leśną dróżkę, aby sprawdzić co jest tego przyczyną. Otworzył maskę wozu, ale wszystko wydawało się być tak jak powinno. Z powrotem wsiadł do czterokołowca i nacisnął pedał gazu. Jedyną reakcją był głośni warkot oraz czarna chmura, wylatująca z rury wydechowej. ‘’Świetnie!” krzyknął sam do siebie blondyn. ‘’Noo dalej! Ruszaj! Błagam cię!” mówił do auta, jednak to nie pomagało ‘’Nie możesz mi tego zrobić!”. Kolejny krótki czas Ross ‘walczył’ z pedałem, aby w końcu mógł pojechać, jednakże znudziło mu się to, tak więc wysiadł z samochodu i postanowił zrobić sobie mały spacerek do domu na pieszo. Co prawda były to raptem dwa kilometry, ale mimo wszystko chłopiec nie miał teraz najmniejszej ochoty maszerować z buta. Aczkolwiek nie miał wyboru. ‘’Nie mogę uwierzyć, że nawet ty jesteś przeciwko mnie..” rzucił smętnie na odchodne. Mniej więcej po przebyciu kilkuset metrów na nieszczęście blondyna rozpętał się dosyć silny wiaterek, a niebawem z chmur zaczęły lecieć duże krople wody. Deszcz był na tyle mocny, że kilkadziesiąt kroków dalej, Ross był przemoczony do suchej nitki. ‘’Cóż za ironia losu..” pomyślał. Z każdym dniem jego pech się coraz bardziej nasilał, ale dziś jest chyba najgorszy w jego życiu. ‘’Jeśli tak ma wyglądać cały rok, to ja dziękuję za takie życie.” powiedział sam do siebie, powstrzymując się od płaczu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cassidy z hukiem weszła do apartamentu. To, co teraz czuła było nie do opisania. Prze najróżniejsze myśli chodziły jej po głowie. W pośpiechu sięgnęła po telefon i wykręciła numer do przyjaciółki. Po kilku sygnałach dziewczyna odebrała.

**- Co je… - Rydel nie dokończyła, gdyż przerwała jej niebieskooka.
- Proszę przyjedź do mnie! – wydukała drżącym głosem.
- Cassy co jest? – przestraszyła się starsza.
- Błagam cię. Ja.. ja sobie coś zrobię. Nie chcę by.. być sama. – ciągnęła przez płacz.
- Uspokój się o co chodzi?!
- Widziałam Rossa… - zaczęła. – I on.. był z.. z Kaitlyn.... Całował ją.
- Coo?! Dobra, nieważne. Ja nie dam rady do ciebie przyjechać, bo jestem u rodziców, ale..
- To Riker, Rocky, ktokolwiek. Proszę - wtrąciła się błagalnym tonem.
- Tak, właśnie tak. Usiądź wygodnie, nie zamykaj drzwi na klucz, ja się na chwilę rozłączę i zadzwonię do chłopaków, dobrze? Uspokój się i trzymaj telefon w ręku, a ja za moment oddzwonię, zgoda? - mówiła na spokojnie Rydel, próbując uspokoić blondynkę.
- Zgoda - po chwili starsza dziewczyna się rozłączyła.**

Niebieskooka przez moment siedziała na sofie nieco bardziej spokojna, lecz nie trwało to długo. Te kilka minut spokoju przerwały nachalne myśli dziewczyny. "Mówił, że mnie kocha. Zależy mi na tobie, jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Nie przeżyję bez ciebie." zaczęła przedrzeźniać chłopaka "Akurat!" dodała powoli. Podniosła się powolnym ruchem i skierowała do kuchni. Sięgnęła po szklankę, do której nalała do pełna wody z kranu, a z szafeczki, wiszącej na ścianie wyjęła pudełko tabletek nasennych. Z tym zapasem wróciła do salonu i usiadła na podłodze, opierając się o kanapę. Wysypała wszystkie tabletki na stolik, a następnie wzięła garść z nich. Po dłuższej chwili, wgapiania się w stosik małych, okrągłych kuleczek, znajdujących się na jej ręce, sięgnęła po szklankę z wodą i przychyliła dłoń do ust..


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*piętnaście minut wcześniej*
Przestraszona całą sytuacją Rydel jak najszybciej wybrała numer do braci. Odebrał Riker.

** - Nie Rydel, Ross nie wrócił. - odparł, chcąc wyprzedzić pytanie blondynki.
- Ahh.. Rossowi nic nie jest. Ty lub Rocky musicie szybko pojechać do Cassy. - mówiła roztrzęsiona.
- Czemu? Coś się stało?
- Tak. Zadzwoniła do mnie, powiedziała, że coś sobie zrobi, i że nie chce być teraz sama.
- Coo?! Ee.. już do niej jadę. Pa. - pożegnał się i rozłączył.**

To co usłyszał od siostry było jak porażenie prądem. Jak najszybciej ruszył do samochodu, gdyż doskonale wiedział, że teraz to czas jest najbardziej istotny.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Apartament dziewczyn*
Dwadzieścia minut później mężczyzna zajechał do hotelu. Niezwłocznie udał się do apartamentu, gdzie na szczęście drzwi były otwarte. Na sam widok salonu chłopaka zamurowało ze strachu. Po całym pokoju walały się porozrzucane tabletki, a na stoliku leżało puste pudełko, znajdujące się w kałuży wody. Jeszcze bardziej blondynem wstrząsnęły niewielkie plamy krwi, będące na sofie oraz dywan, leżącym tuż obok, a drobne czerwone kropki prowadziły do łazienki. Riker złapał głęboki wdech, po czym niepewnie nacisnął na klamkę. Cholernie bał się tego zrobić. Wiedział, że musi, bo to może być ostatnia deska ratunku dla Cassidy, ale obawiał się, że gdy wejdzie zastanie tam ją martwą, że będzie już za późno. Właściwie, to po tym, co zobaczył jego myśli kierowały się jednym aspektem - za późno, ona już nie żyje, to oczywiste. Jednak za wszelką cenę starał się w to nie wierzyć. Do ostatniej chwili miał nadzieje. Wszedł do środka. Jego ręką odruchowo pognała w kierunku twarzy, a z oczu wyleciały niepohamowane potoki łez. Wodą, w niektórych miejscach lekko różowa, przebarwiona krwią, otaczająca dziewczynę roznosiła się przez łączenia w płytkach podłogowych. Niewielkie czerwone plamy znajdowały się także na wannie. Rikerem zaczęło trząść, nie mógł złapać oddechu, było to tak trudne, że przez moment miał wrażenie, że skończy mu się tlen.

___________________________________

Heelloo! ;)
Dobra, dobra.. śmiało się przyznać, kto mnie znienawidził. Wiem, że nie spodziewaliście się takiego przebiegu wydarzeń (i szczerze przyznam, że ja też nie), ale... hmm.. ale co? Ale tak wyszło. Zastanawiam się, czy to nie jest przypadkiem przedostatni nasz rozdział. Dlaczego? Ponieważ hmm.. no nie wiem, czy warto dalej ciągnąć bloga, bo odnoszę wrażenie, że moje opowiadanie robi się taki noo..  monotonne, przewidywalne i nudne. Miałam duże plany, co do dalszych rozdziałów, ale postanowiłam je usunąć i zamknąć bloga, choć sama nie jestem tego jeszcze pewna, ale wydaje mi się, że to już nie jest to samo co kiedyś. Nie potrafię napisać już nic, tak jak pisałam dawniej - teraz piszę znacznie gorzej. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał, i że napiszecie szczere opinie na jego temat. A sprawa zakończenia opowiadania niech na razie będzie planem wstępnym.. niczego nie potwierdzam.  

~DarkAngel <3

sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 42: I used to think I had it all.

Brunetka tak jak obiecała, pomogła przyjaciołom w sprzątaniu domu. Nie było to proste, gdyż chłopcy, jak to chłopcy – bardziej szkodzili niż pomagali. Niebawem do domu wrócił ‘zaginiony’ Ross.

- Ross, świetnie, że wróciłeś. Ściągaj buty i bierz się za sprzą… - nie dokończyła Rydel, gdyż chłopiec jak gdyby nigdy nic zignorował siostrę i wbiegł na górę, zamknąwszy się w swoim pokoju. - ..tanie. Fajnie, że mnie słuchał.
- Ohoo.. Czyżby kolejny kryzys w małżeństwie? – zażartował Ratliff.
- Można było się tego spodziewać. Wytrzymali aż dwa dni bez kłótni. To chyba nowy rekord. – zaśmiał się Riker.
- Oj przestańcie. Ktoś powinien z nim porozmawiać. – odparła Emily, a pozostali spojrzeli na Rikera.
- A co ja jestem? Jakiś jego doradca osobisty w sprawie związku z Cassy? Gdybym od początku ich chodzenia zaczął pobierać od Rossa opłaty, powiedzmy 200 dolców za każdą poradę po ich kłótni, to spokojnie mógłbym sobie już kupić auto. – odparł, jednak po chwili marudzenia ruszył na górę. – Dobra Ross, przyszedłem na terapię! Możesz mi otworzyć drzwi?! – krzyknął spokojnie, ponieważ młodszy zamknął się na klucz.
- Nie!! – odkrzyczał chłopiec.
- Ojj no weeź. Zawsze sobie razem rozmawiamy, jak masz problem! Chcę ci pomóc! – nalegał starszy.
- Nie!! – powtórzył Ross.
- Dobraaa.. Nie to nieee.. Nie będę się prosił. – powiedział z nadzieją, że brat zmieni zdanie, jednakże pomylił się. – No proszę cię! Otwórz te drzwi! Nie bądź taki! – po chwili drzwi się otworzyły. Młodszy nie zważając na Rikera przeszedł obok, schodząc na dół, po czym wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami. – Ee.. Zrobiliśmy małe postępy. – rzucił sam do siebie i wrócił do reszty towarzystwa.
- Coś ty mu zrobił? – spytała Rydel.
- No właśnie nic. Nawet z nim nie rozmawiałem, bo nie chciał mnie wpuścić do pokoju. A jak powiedziałem, że chcę mu pomóc i poprosiłem o otworzenie drzwi, to wyszedł i  O. Poszedł sobie. – wyjaśnił blondyn.
- To może ja już lepiej wrócę do hotelu i sprawdzę, co u Cass. – uznała Emily, martwiąc się o przyjaciółkę.
- Odwiozę cię. – zaproponował Riker.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł. Dużo wypiłeś, a spałeś raptem  siedem godzin.
- Ojj tam.. Dam radę. Przecież siedem godzin, to dużo.
- Ja nie twierdzę, że nie dasz, ale nie chcę, żeby złapała cię policja. A poza tym, to na tyle ile ty wypiłeś, to to jest serio mało.
- Emily wyluzuj. Będzie dobrze. Skoro ja cię nie zawiozę, ani Ell, to będziesz musiała iść na pieszo, a zanim dojdziesz do hotelu, minie jakieś czterdzieści minut, więc nie kłóć się ze mną i migiem do mojego samochodu. – uspakajał Riker.
- Ejj.. ej.. ej.. mam się obawiać, że tak nalegasz, aby odwieźć moją dziewczynę? – zdziwił się Ratliff.
- Tak, wiesz. Porwę ją, zgwałcę i wrzucę gdzieś do rowu. – odparł ironicznie najstarszy.
- Ahaa.. Spoko. – uśmiechnął się brunet.
- Dzięki. – zielonooka rzuciła w chłopaka poduszką. – To ja już nie wiem, czy aby na pewno wsiadać z tobą do tego samochodu. – zażartowała, kierując się do blondyna.
- Bęędzie dobrze.. Zaopiekuję się tobą.. – dowcipkował, zerkając w stronę Ellingtona.
- Emily, zadzwoń, jak dojedziecie, wolę mieć pewność, że nic ci nie zrobił ten głupek. – zaśmiała się Rydel.
- Spokojnie Rydel, w samochodzie mam taśmę klejącą. – śmiał się blondyn. – Chodź mała, będzie fajnie. – żartował, obejmując brunetkę.
- Spoko, bierz ją sobie. – śmiał się Ratliff.
- No właśnie, nikt się nie dowie. Trzeba było od razu jej powiedzieć, że jak przekroczy nasze skromne progi, to prędzej czy później Riker ją dorwie. – podśmiewała się Rydel.
- To dla tych dziewczyn przyjemność, że to ja, a nie ktoś inny. – uśmiechał się najstarszy.
- Dla tych? To ile ich tu było wcześniej? – śmiała się Emi.
- Czy ja wiem.. Sporo. W każdym razie nie jesteś pierwszą, która będzie miała okazje spędzić ze mną cudowne, oczywiście dla mnie.. no dla ciebie też, chwile. Jesteś przyjaciółką.. i dziewczyną Ella, więc z tobą postąpię łagodnie. – żartował dalej Riker.
- To może jednak ja sobie pójdę na pieszo. – zaśmiała się brunetka.
- Już za późno. – uniósł dwukrotnie brwi dorosły. – Oczywiście sobie żartujemy. – uśmiechnął się. – Chodźmy już.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Około godziny dziewiętnastej para zajechała pod hotel. Chłopak stwierdził, że odprowadzi przyjaciółkę do apartamentu, gdyż koniecznie musi wiedzieć, co u Cassy. Po krótkiej chwili dziewczyna się zgodziła. Nie była tego do końca pewna, gdyż wiedziała, że jeśli stało się coś poważnego, to wolałaby to zachować tylko między nimi dwiema, jednak w końcu uległa blondynowi. Od razu skierowali się  na górę. O dziwo drzwi były otwarte, a Cassy zawsze je zamykała. Tym razem leżała w pokoiku i wyglądała, jakby spała, więc Riker tylko na nią spojrzał, po czym pożegnał się brunetką i wyszedł.

- Cassy.. wiem, że nie śpisz. – odezwała się cicho, przytulając blondynkę, która po chwili to odwzajemniła.  – Nie chciałaś z Rikerem rozmawiać?
- Nie. Z nikim nie chcę. – odpowiedziała.
- Nawet ze mną?
- Tak.
- A jednak wciąż rozmawiasz. – uśmiechnęła się.
- Ojj.. No bo.. no bo to ty. I jesteś moją przyjaciółką, więc z kim mam rozmawiać, jak nie z tobą? – powiedziała, wciąż nie puszczając przyjaciółki.
 - Ojeej.. Co się stało, kochanie?
- Nic takiego.. – skłamała.
- Czy ty i Ross.. umm.. no wiesz..
- Zerwaliśmy? – wyręczyła przyjaciółkę.
- No taak.. – potwierdziła Emily. – Więc?
- Ee.. Umm.. N.. Nie. – skłamała blondynka.
- To całe szczęście. – ucieszyła się druga. – Nie smuć się mała, będzie dobrze. Jeszcze się pogodzicie. Każda para się kłóci.
- Taa.. Każda para.. Pewnie masz rację.
- Oczywiście, że mam. Ross cię kocha, a ty kochasz go i jestem pewna, że żadna głupia kłótnia tego nie zniszczy. Gdyby było inaczej, byście się rozeszli, ale nie zrobiliście tego, więc połóż się, odpocznij i nie myśl o tym, zobaczysz, że jutro będzie lepiej. – brunetka ucałowała Cassy w policzek i poszła się wykąpać, natomiast druga ponownie się położyła, wtuliła w poduszkę i zaczęła płakać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Następny dzień, godzina 6:20*
- Cassy. – brunetka delikatnie szturchała przyjaciółkę.
- Coo? – spytała zaspana.
- My już z Ellingtonem  jedziemy. Chciałam się pożegnać na te kilka dni.
- Okeej. Paa niunia, bawcie się dobrze. – uścisnęła brunetkę.
- Kurczee.. ale głupio mi teraz zostawiać cię samą w takim stanie. Może lepiej, jeśli..
- W jakim stanie? Ze mną wszystko w porządku, serio. Poradzę sobie, bywało gorzej. Jedź i baw się. Ell to super facet, więc na serio nie pozwolę ci z nim nie pojechać. – uśmiechnęła się.
- Dzięki. To paa..

Blondynka położyła się, jednak nie mogła zasnąć. Leżała więc bezczynnie, wpatrując się w ścianę przez kolejne cztery godziny. W transu wybudził ją dopiero dzwonek dobiegający z przedpokoju. Dziewczyna niechętnie podniosła się i ruszyła otworzyć drzwi. Stała tam jej matka, która przywitała ją szerokim uśmiechem oraz uściskiem.
 
- Ee.. Coś się stało? – zapytała obojętnie zdziwiona nastolatka.
- Tak. I na pewno będziesz zachwycona. – odpowiedziała matka.
- Taa.. Na pewno. Więc o co chodzi? – ciągnęła bez entuzjazmu.
- Wiem, że to dla ciebie wiele znaczyło i ciężko byłoby ci się teraz stąd wyprowadzać, zostawiając tutaj przyjaciół i.. chłopaka. Dlatego rozmawiałam dzisiaj przez telefon z szefem i dostałam propozycję przeniesienia mnie do biura w Detroit. Oczywiście przyjęłam ją z myślą o tobie. Wiedziałam, że będziesz zadowolona, że zostaniesz tutaj z Rossem. – mówiła podekscytowana Katie.
- C.. c.. co ty z.. zrobiłaś? Chcesz powiedzieć, że zostajemy tutaj na stałe? – dopytywała z zaszklonymi już oczyma.
- Tak, czy to nie cudowne. Tyle razy mi mówiłaś, jak tu jest wspaniale, że mogłabyś tutaj zostać na zawsze, więc proszę bardzo. Zostajemy.
- A co z.. z Emi?
- Skarbie, porozmawiam z jej rodzicami i jeśli tylko się zgodzą, może zostać u nas. Ona jest dla mnie, jak siostrzenica. – uśmiechnęła się. – Przyjeżdżałabym na weekendy, a ty z Emily mieszkałybyście tutaj, tak jak dotychczas. Pod okiem Suzie, oczywiście. Nie cieszysz się? – spostrzegła niezadowoloną minę córki.
- Niee.. skądże.. Jaa.. bardzo się cieszę. To.. genialnie, że.. że tutaj zostaniemy. Serio… Cieszę się tak bardzo, że aż.. aż wyjdę teraz z tego pokoju. – posłała kobiecie sztuczny uśmiech, a następnie opuściła apartament w samej piżamie. Skierowała się do hotelowego ogrodu, usiadła na ławce i zaczęła płakać. ‘’Nie wierzę. Gdy przez rok prosiłam ją o pieska, to niee.., ale jak raz palnęłam, że chcę zostać w Miami, to od razu przeprowadzka” myślała niezadowolona.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Przez kolejne dwa dni dosłownie nigdzie nie wychodziła. Wciąż leżała w łóżku i tylko od czasu do czasu wstawała do kuchni po coś do picia. Nawet do jedzenia jej nie ciągnęło. Siedziała wtulona w poduszkę, a z jej oczu wciąż leciały łzy. Nadszedł piąty stycznia, na zegarze wybiła siedemnasta piętnaście. Dziewczyna od rana ani na sekundę nie podniosła się z ‘wyra’. Zapewne ciągnęłaby to dalej, gdyby nie fakt, że od pięciu minut ktoś w kółko dobijał się do drzwi. Ruszyła od niechcenia, by je otworzyć, a w futrynie ujrzała roztrzęsioną Rydel, a przy niej niewiele mniej niespokojnego Rikera.

- Co się stało? – spytała blondynka, wpuszczając przyjaciół do środka.
- Um.. Aa.. Bo.. – próbowała wykrztusić Rydel, jednak po chwili wyręczył ją brat.
- Ross nie wrócił do domu od trzech dni.
- Coo?! Jak to nie wrócił? – przejęła się nastolatka.
- Tuż po Sylwestrze przyszedł do domu cały nie w humorze, a po dwudziestu minutach wyszedł i od tamtej pory go nie widzieliśmy. – odparł Riker. – Podejrzewaliśmy, że może wiesz coś, gdzie może być.
- Coo? Ee.. Nie, nie wiem. My się pokłóciliśmy i nie.. nie rozmawiałam z nim. A on na pewno był zdenerwowany po naszej sprzeczce.
- Cassy proszę cię.. – zaczęła Rydel. – Jeśli coś mu się stanie, to ja nie wiem, co zrobię. – płakała blondynka.
- To moja wina. – odparła niebieskooka. – Riker możesz nas na chwilę zostawić same?
- Jasne, już wychodzę. – mężczyzna opuścił apartament.
- Cassy o co chodzi? Mów szybko. - popędzała starsza.
- Bo my się pokłóciliśmy w Sylwestra, dlatego nas prawie wcale nie było. I ja wyszłam, a on następnego dnia przyszedł mnie przeprosić. Błagał mnie o wybaczenie, ale ja nie potrafię. - mówiła, a jej oczy nie przestawały ronić łez. - Powiedział, że nie wyjdzie póki mu nie powiem prosto w oczy, że go nie kocham. Powiedziałam mu. Ale powiedziałam też, że nigdy go nie kochałam, że się dla mnie nie liczy, że dla mnie nie istnieje, że nigdy z nim nie będę, żeby raz na zawsze dał mi spokój, bo ja już mam go dosyć i żałuję, że go poznałam... - przerwała na chwilę, po czym ponownie zaczęła rozprawiać. - Ale to nie prawda. To wszystko co mówiłam, to brednie, mówione w złości. Nie chcę go już widzieć, ale to nie znaczy, że go nie kocham, czy że żałuję wspólnych chwil.
- Przecież on świata poza tobą nie widzi. Nie wiem, co on mógł zrobić. - załamała się jeszcze bardziej. - Dziękuję, że mi to powiedziałaś. Ja już pójdę, ale jakby się odezwał, to daj mi znać. - dziewczyna opuściła apartament.


Cassidy natomiast nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Krążyła po całym mieszkaniu w tą i z powrotem, aż w końcu usadowiła się z łóżku. W nocy w ogóle nie spała. Kręciła się z jednego boku na drugi, a myśli wciąż zaprzątała sobie Rossem. Nie mogła znieść myśli, że coś mogło mu się stać. Co gorsza obwiniała się, że to wszystko to jej wina. Co jeśli Ross tak bardzo przejął się słowami blondynki, że postanowił sobie coś zrobić? 

Nazajutrz od samego rana siedziała na parapecie, błądząc wzrokiem po ludziach, bawiących się na plaży. Długie refleksje skłoniły ją do wyruszenia na mały spacerek. Od kilku dni nawet na krok nie wychodziła z apartamentu, wiecznie tylko wgapiała się w ściany i sięgała po kolejne pudełko chusteczek, a pojedyncze z nich po zużyciu przyczyniały się do powstawania coraz większej białej górki tuż przy łóżku nastolatki. Dziewczyna od razu skierowała się do łazienki, aby zażyć odświeżającej kąpieli w wannie. Umyła włosy, które po wysuszeniu związała w luźnego koka. Powoli zaczynała wyglądać mniej więcej tak jak dawniej. Z szafy wyciągnęła żółte rurki, które po chwili zastanowienia zamieniła na fioletowa, aby nie przypominały jej o pewnym blondynie. Do tego, bezpośrednio na stanik założyła luźną szarą bluzę, wkładaną przez głowę oraz tego samego koloru trampki. Postanowiła udać się do swojej ulubionej kawiarenki, gdzie w wakacje ciocia zabrała ją i Emily na przepyszny deser. Natomiast za sprzątanie salonu, który wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado miała wziąć się po powrocie, gdy poczuje się już nieco lepiej. Pewnym krokiem wyszła z apartamentu, a gdy tylko poczuła na sobie delikatny wietrzyk oraz promienie słońca, jej oczy od razu się ożywiły, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Idąc wolnym krokiem, dojście do kawiarenki zajęło jej nieco ponad pół godziny. Wraz z przekroczeniem futryny lokalu jej twarz znów wydała się niezadowolona. "Znów ona. Czemu musiała przyjść tu akurat teraz?" pomyślała na widok niestety znanej jej ciemnowłosej, która przywitała blondynkę swoim niemiłym uśmieszkiem. "Ciekawe jakiego frajera tym razem naciąga." kontynuowała rozmyślania, zauważając, jak Kaitlyn ze zwycięskim uśmiechem, całuje chłopaka, stojącego plecami do Cassy. Ten, gdy tylko zauważył, że wzrok partnerki błądzi gdzieś za nim, odwrócił się, by zobaczyć obiekt rozpraszający ciemnowłosą. Cassidy powoli zaczęła cofać się do tyłu, a jej twarz ponownie pokryła się łzami. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Miała wrażenie, że ktoś wbija w jej wnętrze gwoździe, nie mogła złapać oddechu, w głowie zawirowało tak, że o mały włos dziewczyna nie straciła przytomności. To co teraz poczuła, wydawało się, jakby trwało całą wieczność, a działo się raptem od kilku sekund. Miała wrażenie, że całe podłoże się pod nią zarywa, nie mogła utrzymać równowagi. Wyszła z pomieszczenia i wsiadła do pierwszej taksówki, stojącej przed kawiarenką. Kaitlyn widząc przejęcie blondynki, posłała Rossowi szeroki uśmiech.

______________________________
Hejka ! ;D
Mamy kolejny rozdział ^^. Jest on dłuugi, dlatego, że ostatnio był nieco za krótki.
Mam nadzieję, że się podoba. Proszę o komentarze i Wasze opinie ;*.

~DarkAngel <3
Template by Elmo