poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 79: Old love never dies.

*19 maja, dom R5*

Emily zbudziła się około siódmej obok Ratliffa, co jak by nie patrzeć, ucieszyło ją. Chłopiec jeszcze spał i nastolatka nie zamierzała go budzić, zatem ubrała się, a następnie zeszła na dół do salonu, gdzie siedziała Rydel. Oglądała ona jakiś program w telewizji, więc zapewne jej wczesne wygrzebanie się z łóżka było spowodowane nowym odcinkiem show. 

- Hej, Em - przywitała brunetkę. - Idziesz już? - spytała wychylając głowę zza kanapy.
- Tak - odpowiedziała krótko, udając się do drzwi.
- Wiesz co, Emily - zaczęła blondynka, wstając z sofy - zachowujesz się jak dziecko.
- Uh słucham?
- Nie mówię tego, żeby cię urazić, ale to prawda. Ile czasu zamierzasz się na mnie obrażać? Przecież ja ci nic nie zrobiłam.
- Mhmm.. Podrywanie faceta przyjaciółki to dla ciebie nic? - spytała niemiło dziewczyna.
- Jakie znowu podrywanie? - zdziwiła się blondynka. - Tylko jeden jedyny raz coś się między nami wydarzyło i było to w Sylwestra, gdy obydwoje byliśmy już po alkoholu. Strasznie tego żałuję, ale przecież wyjaśniałyśmy to sobie i wszystko było dobrze, a teraz ty znowu jesteś wściekła. Brakuje mi ciebie i serio nie wiem, co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła - mówiła. 


Rydel już od jakiegoś czasu zbierała się na tę rozmowę. Od kiedy tylko poznała nastolatki, zaprzyjaźniła się z nimi. Prawdę mówiąc nie miała w Miami nikogo z kim mogłaby szczerze o wszystkim porozmawiać. Może i z rodzeństwem są nierozłączni, ale chłopcy i tak nigdy nie będą w stanie zastąpić jej przyjaciółek, dlatego tak bardzo zależało jej na utrzymywaniu dobrych kontaktów z Cassidy i Emily, mimo iż były one od niej o cztery lata młodsze. Co do Ellingtona.. Rydel sama momentami nie była pewna swoich uczuć. Z jednej strony chce go traktować jak przyjaciela - i tak też robi - a z drugiej czasem ma wrażenie, że obydwoje zmierzają w innym kierunku. Lecz między prawdą a Bogiem są szczęśliwi w takich relacjach, jakie panują dotychczas i żadne z nich nie zamierza tego zmieniać. Nie tylko ze względu na to, że Ellington ma dziewczynę, ale również dlatego, iż w związkach nigdy nic nie wiadomo, a gdyby coś poszło nie tak, mogłoby to zagrażać zespołowi. Wchodząc w to głębiej, dla chłopaka każde ich zbliżenie prawdopodobnie było jedynie chwilą słabości, dziewczyna natomiast nigdy nie miała partnera, jako że nie spotkała nikogo godnego jej uwagi. Poza tym jej bracia bezustannie starają się chronić ich jedyną siostrę, by nie wpakowała się w żadne kłopoty. Zwykle "przeganiali" każdego osobnika płci męskiej, kręcącego się koło ich siostrzyczki, więc Ratliff jest pierwszym i jedynym mężczyzną mającym pełne prawo przebywania z nią. Może zatem to jest powód delikatnych wahań odnośnie uczuć, nie żadna miłość, a jedynie potrzeba bliskości ze strony chłopca, który nie jest jej bratem.

- Nie wiem, Rydel.. Czasem nie jest mi miło z myślą, że spędzasz z nim znacznie więcej czasu niż ja - powiedziała spokojniejszym już tonem.
- Ależ o czym ty mówisz? Prawie cały czas jest przy nas któryś z chłopców. Uwierz mi, że choćby nie wiem co się między nami działo, a nie dzieje się nic, oni by na to nie pozwolili - uśmiechnęła się blondynka, delikatnie podśmiewając pod nosem.
- Przepraszam za to, Delly. Chyba trochę przesadziłam. Brakuje mi ciebie - odparła Emily, wyciągając ręce w stronę przyjaciółki. Ta bez zastanowienia odwzajemniła uścisk.
- Ty głupia małpo. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby w jakikolwiek sposób ci zaszkodzić. I teraz udowodnię ci to, przerywając tę słodką chwilę, bo ty moja droga musisz iść do szkoły - zaśmiała się Rydel, podając koleżance torbę z podłogi. - Podrzucić cię?
- Widzę, że chcesz się mnie już pozbyć.
- Nie, no coś ty - zaprzeczyła druga. - Po prostu..
- Żartuję - wtrąciła brunetka, otwierając drzwi. - I skoro nalegasz, to możesz mnie podrzucić.
- Ehh.. Chciałam być tylko miła - mrugnęła dwudziestolatka, a następnie wraz z przyjaciółką zmierzyła do samochodu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tymczasem Riker, który przebudził się najwcześniej z męskiego grona, zastanawiał się gdzie o tak wczesnej porze mógł podziewać się jego młodszy brat. Obiło mu się o uszy, że miał on być dziś na planie, ale przecież nie o godzinie ósmej. Rozejrzał się po całym mieszkaniu, a następnie wrócił do swojego pokoju. Przymierzał się do dzwonienia do blondyna, gdy wówczas zauważył niewielką karteczkę, leżącą na komodzie. Widniał na niej napis "Jestem u Cassy". Mężczyzna przeczytawszy informację, pokiwał jedynie głową, po czym odłożył komórkę i włączył swojego laptopa. Pierwszym co zrobił był oczywiście sprawdzenie co nowego na twitterze, drugim w kolejności obowiązkowo zostało przejrzenie portalu randkowego. W skrzynce znajdowały się trzy wiadomości, co wcale nie zaskoczyło blondyna, gdyż ku zdziwieniu jego i pozostałej dwójki, dziewczyny dosyć często odzywały się do nich. Co prawda póki co randki z owymi paniami nie były do końca udane, a jedna z kandydatek nie była nawet płci żeńskiej, aczkolwiek na brak rozrywki narzekać nie można było. Tym razem jedna z wiadomości była reklamą, nadawcą drugiej był.. chłopak, więc jedynie trzecia okazała się być do zaakceptowania.

"Hej :)
Przeczytałam twoją biografię i znalazłam tam wiele ciekawych rzeczy. Wydajesz się być naprawdę w porządku i chciałabym cię lepiej poznać. Mam nadzieję, że się odezwiesz, czekam! ;)"


Mężczyzna z uśmieszkiem na twarzy przeczytał wiadomość i od razu uznał, że to kandydatka w sam raz dla jego braciszka, który pozostał ostatnim w kolejce do randki. Dwudziestojednolatek od razu postanowił odpisać, widząc iż dziewczyna jest obecnie dostępna na czacie.

You: Hej ;P z miłą chęcią się z tobą umówię. Co powiesz na spotkanie dziś o 17? :)
Kitty94: jasne! Co powiesz na kręgle?
You: Brzmi świetnie :) kręgielnia na ..(wpisz nazwę ulicy)..?
Kitty94: ok :) to do zobaczenia Rocky ;)
You: Do zobaczenia :)


Chłopak zakończył rozmowę, wysłał z telefonu sms-a, a następnie zszedł na dół do kuchni, by zjeść śniadanie. Kilka minut później dołączył do niego Ratliff, a tuż za nim Rocky.

- Mm dziś bekon na śniadanie? - ucieszył się dziewiętnastolatek, siadając obok brata.
- Umm.. Jak sobie zrobisz, to będzie – odpowiedział Riker, robiąc kolejny kęs mięsa.
- Zrobiłeś tylko sobie? - oburzył się Rocky.
- Mhmm - przytaknął obojętnie blondyn. - Ratliff, jeśli chcesz to zostawiłem ci trochę na patelni - dodał w stronę kumpla. Zadowolony chłopak od razu ruszył do kuchni i po chwili wrócił z pełnym talerzem. - Ojj no nie gap się tak, przecież dla ciebie też jest. Aż taki chamski nie jestem – uśmiechnął się do młodszego, a minutę później cała trójka siedziała razem przy stole, pałaszując posiłek i dyskutując na różne tematy. - Masz na dzisiaj jakieś plany, braciszku?
- Nie - odpowiedział krótko. - A co?
- Odezwała się jakaś laska, po ostatnim zdarzeniu tylko przypuszczam że to laska, która chciała się spotkać, więc umówiłem was na siedemnastą w kręgielni - oznajmił z uśmieszkiem Riker.
- Co? Nie, nie, nie! Nie ma takiej opcji. Po tym co było ostatnio nie zamierzam się już w to bawić - rzucił z przerażeniem.
- Wy jeszcze z tym nie skończyliście? - zdziwił się rozbawiony Ellington. - I co wy niby z tego macie, bo jakoś na razie nie widzę, żeby któryś z was sobie kogoś znalazł.
- Ja z tym skończyłem i nie zamierzam z nikim iść na kręgle - powiedział stanowczo Rocky.
- Jesteś niesprawiedliwy - parsknął blondyn. - Ze mnie i Luci to się nabijałeś, a teraz sam się boisz. Tchórz - dodał, starając się podjudzić brata. 
- Nie jestem tchórzem!
- Owszem jesteś. Tchórz! - wtrącił Ellington, przybijając starszemu koledze żółwika.
- Zgoda, pójdę - mruknął młodszy, po czym udał się do swojego pokoju, zabierając ze sobą talerz z jedzeniem.
- Obejrzymy coś? - zaproponował Riker.
- Wiesz.. Nie mogę - odpowiedział Ell. - Właśnie wychodzę, także miłego oglądania – dodał z uśmiechem, kierując się do drzwi wyjściowych. 

Założył trampki, bluzę i opuścił mieszkanie. Postanowił udać się do Kelly, jako że nie mógł znieść tego, jak ją skrzywdził. Co prawda zrobił to nie do końca świadomie, ale mimo wszystko ciężko mu było z myślą, iż dziewczyna nie chce go więcej widzieć. To całkiem zabawne, ponieważ bardzo rzadko zdarzało mu się myśleć o niej od czasu, gdy zamieszkał z przyjaciółmi w Miami, a teraz raptem jedno spotkanie wystarczyło, by na nowo obudzić w nim jakieś uczucie. Niebawem dwudziestolatek znalazł się pod mieszkaniem brunetki. Złapał głęboki oddech, po czym bez przekonania zapukał. Nim ktoś mu otworzył minęła dłuższa chwila, ale w końcu drzwi zostały otwarte.

- Co ty tutaj robisz? – spytała z neutralnym wyrazem Kelly.
- Zanim mnie stąd wyrzucisz i zaczniesz na mnie krzyczeć i.. – urwał, gdy w wypowiedź wtrąciła mu się brunetka.
- Dlaczego miałabym? Wejdź – powiedziała, wpuszczając chłopaka do środka.
- Ee.. Wyprowadzasz się? – spytał zaniepokojony, rozglądając się po pokoiku. Na samym jego środku stały trzy pełne walizki oraz kilka kartonów wypełnionych różnymi przedmiotami.
- Mhmm.. Ale nie tak całkiem, zmieniam tylko lokal – uśmiechnęła się delikatnie. – Do jutra muszę się stąd przenieść.
- Masz już nową miejscówkę? – zapytał chłopak. Widząc jak dziewczyna usiłuje podnieść jeden z kartonów, postanowił jej pomóc, gdyż sama zapewne nie dałaby rady go przenieść.
- Dzięki. No właśnie z tym jest mały problem.. Nie znam miasta, nie wiem gdzie szukać.. W internecie nic nie mogę znaleźć. Powinnam była już dawno to załatwić, a odstawiłam na ostatnią chwilę i teraz o.. Jestem w dziurze – odpowiedziała, wkładając do jednej z walizek ostatnie ciuchy.
- Gratuluję zatem – rzucił dokuczliwie brunet. – Widzę, że z nieba ci spadłem – zaśmiał się.
- Czemu tak uważasz?
- Bo masz co najwyżej dwadzieścia cztery godziny na wyprowadzenie się, a jedynym noclegiem jaki znajdziesz od ręki, jest jakiś obskurny motelik z TOI TOI-em zamiast kibelka – powiedział z przekonaniem Ellington.
- Umm.. To miło.. – jęknęła niezadowolona. – Poszperam jeszcze w necie – powiedziała, po czym sięgnęła laptopa.
- Raz jeszcze cię przepraszam – odparł Ell, siadłszy obok przyjaciółki. – Beznadziejnie wyszło.
- Trochę.. Ale może ja też trochę przesadziłam ostatnio, przecież miałeś do tego prawo. Po prostu dziwnie mi z tym i trochę ciężko. Oo, a może to – zmieniła temat, zauważywszy na stronie jakąś ofertę.
- Fu, nie. To jedna z najgorszych dzielnic w Miami – rzucił zniesmaczony. Zabrał partnerce urządzenie z rąk, zamknął je i odłożył na stolik, stojący nieopodal. – To bez sensu, nie znajdziesz nic.
- Przecież muszę, nie pójdę pod most.
- No to.. Możesz przenocować u mnie przez kilka dni, dopóki czegoś ci nie znajdziemy – zaproponował z uśmiechem Ratliff.
- Nie, nie, wykluczone – zaprzeczyła Kelly.
- Dlaczego?
- Nie mieszkasz sam, to po pierwsze. Nie uważasz, że takie rzeczy powinieneś załatwić pierw z Lynchami? Poza tym nie.. po prostu nie. Powinnam ograniczać kontakty z tobą, a nie zamieszkiwać u ciebie.
- Przecież oni cię lubią, nie będą mieli nic przeciwko. Ograniczać kontakty? Niby dlaczego? – zdziwił się chłopiec.
- Pomyśl – odparła krótko brunetka. – Jak by to wyglądało? Co by sobie twoja dziewczyna pomyślała? Nie chcę mieszać się w takie coś.
- Ona jest wyrozumiała. I nawet nie dopuszczę do tego, żebyście się spotkały. Byłoby to niezręczne dla całej naszej trójki, nie uważasz? Zgódź się. Chociaż w jednej setnej części będę mógł ci zrekompensować krzywdy – nalegał.
- Jesteś kochany – uśmiechnęła się Kelly, po czym przyjaźnie uścisnęła kolegę.

_____________________________
Hej!
tu gosia091198, dodaję za DarkAngel, ponieważ ona nie może.
~Gosia

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 78: I had a dream the other night.

Blondynka wciąż bezczynnie, z bezradnością wpatrywała się w horror, rozgrywający się wówczas na jednej z ulic Miami. W życiu nie widziała czegoś gorszego, nigdy nawet nie potrafiłaby sobie tego wyobrazić. Do tej pory nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jeszcze chwilę temu stał obok niej, kłócili się, a teraz? Nie żyje. To nie może być prawda, to zbyt bolesne.
- Nieee!!! - krzyknęła głośno przez łzy, jakby to miało coś pomóc.
 


Nagle gwałtownie z przerażeniem podniosła głowę z poduszki i otworzyła oczy. Od razu zapaliła lampkę, stojącą przy łóżku i ponownie zaczęła płakać, wciąż nie mogąc ochłonąć po wyśnionym koszmarze. Niespokojnie rozglądała się po pokoiku, po chwili jednak złapała za telefon i spojrzała na zegarek. Dochodziła pierwsza, czyli praktycznie sam środek nocy. Nie zwracając na to większej uwagi, wybrała numer do Rossa i nieustannie drżącą dłonią nacisnęła zieloną słuchawkę na telefonie. Ich ostatnie spotkanie zakończyło się na nieprzyjemnej kłótni, ale w tym momencie ani trochę się tym nie przejmowała. Rozmyślała, że chłopak może nie mieć ochoty na rozmowę z nią, a fakt, że dzwoni o tej porze zdenerwuje go jeszcze bardziej, ale mówi się trudno. Byle tylko wiedziała, że nic mu nie jest. "Odbierz ten telefon" pomyślała, nie mogąc się dodzwonić.

Tymczasem Ross, pogrążony w głębokim śnie, nie słyszał początkowo komórki, mimo, że leżała ona tuż obok niego. Dopiero drugie połączenie rozbudziło go. Niezadowolony wziął urządzenie w dłoń i z trudem przeczytawszy na ekranie napis "Cassy", nacisnął przycisk z boku, którym wyłączył dźwięk i zdecydował ponownie zasnąć. Niemalże natychmiastowo zmienił decyzję. Chyba zaniepokoiło go dlaczego nastolatka dzwoni o tej porze.

** - Sschm? - wymamrotał zaspany, włączając głośnik, gdyż nie chciało mu się nawet utrzymywać telefonu w dłoni.
- H..hej Ross - odezwała się wciąż zapłakana, choć trochę spokojniejsza po usłyszeniu chłopaka.
- Mała, co się dzieje? - spytał, słysząc nieciekawy głos przyjaciółki. Oparł się na łokciu i przyłożył komórkę do ucha.
- Umm.. nic.., miałam koszmar - odpowiedziała.
- Kotek, to tylko sen - osiemnastolatek odruchowo uśmiechnął się do słuchawki. Bez względu na porę ucieszył się, że zadzwoniła z tym do niego. Odebrał to tak, że przy nim czuje się bezpieczniej. - To przecież nie była prawda, spokojnie.
- Wiem, ale mimo wszystko to nie było przyjemne.
- Nie myśl o tym, spróbuj zasnąć - uspakajał.
- Dziękuję Ross, poleżę sobie. Nie chcę powtórki. I przepraszam, że cię obudziłam.. Musiałam cię usłyszeć - powiedziała, wywołując uśmiech u przyjaciela.
- Umm.. Czy mam do ciebie przyjechać? - spytał sugestywnie.
- Słucham? Oszalałeś? Jest środek nocy - odparła, dając jednocześnie znak, by chłopiec nie przyjeżdżał.
- I co? Ratliff i Emi zajęli pokoik, więc śpię w salonie, a tu wcale nie jest aż tak wygodnie - rzucił przekonująco.
- Nie, nie pozwolę ci na to. Masz się wyspać. Przepraszam, że ci zawracam głowę o tej porze - powiedziała. W rzeczywistości chciałaby, aby blondasek był teraz przy niej, by mogła się do niego wtulić. Nie potrafiła mu tego wprost powiedzieć.
- To nie problem, do mnie możesz dzwonić kiedy chcesz. No dobra, to leż sobie, a ja będę za jakieś dwadzieścia minut, góra pół godziny - odparł, zrzucając z siebie kołdrę.
- Nie, naprawdę, poradzę sobie - zatrzymała go Cass.
- Na pewno?
- Tak. Dziękuję jest słodki - odparła, uśmiechając się do słuchawki.
- No dobra, to dobranoc, Cass.
- Dobranoc - odrzekła a następnie rozłączyła się. **


Nastolatka odłożyła komórkę na bok, wzięła swojego misia i wtuliła się w niego, próbując zapomnieć o śnie. Nie miała zamiaru natomiast zasypiać, nie chcąc, aby koszmar się powtórzył. Do tej pory nie do końca uspokoiła się po pierwszym zdarzeniu, zatem drugiego by już chyba nie zniosła. Ręce nieprzerwanie dygotały, a blondynka co kilka chwil ponownie zanosiła się na płacz. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Cassidy od razu zmierzyła w ich kierunku, po czym otworzyła je.

- Ross? Miałeś nie przyjeżdżać - odparła, otwarłszy drzwi.
- Ale chciałem - uśmiechnął się. - To jak, wpuścisz mnie? - spytał. W odpowiedzi blondynka dosłownie rzuciła się chłopakowi na szyję. Ten z lekkim trudem wczłapał się do apartamentu, z wciąż uwieszoną na nim Cassidy. - Jeny co się stało? Uspokój się - powiedział spokojnie, obejmując dziewczynę.
- Już mówiłam, zły sen - odpowiedziała z zaszklonymi oczami.
- Ale przecież tu jestem, więc nic ci nie grozi. Przestań już - mówił chłopiec, starając się uspokoić przyjaciółkę. - Chodź do pokoiku - zaproponował z delikatnym uśmiechem. Następnie oswobadzając się z uścisków nastolatki, wszedł do jej pokoju. - Połóż się i spróbuj zasnąć - powiedział, oparłszy się o szafę. Dziewczyna jednak ponownie go objęła. - Oh Cassidy.. - westchnął.
- Ross ja cię przepraszam. Za wszystko. Za to, że cię skrzywdziłam i że tyle razy cię odrzucałam. Dosłownie za wszystko. I jeśli kiedyś powiedziałam, że cię nienawidzę, to to nieprawda. Pamiętaj o tym, jesteś dla mnie naprawdę ważny - powiedziała, nieustannie wtulając się w chłopaka. Po chwili jednak usiadła na łóżku, przymierzając się do snu.
- Ten sen chyba nieźle namieszał ci w głowie - zaśmiał się nastolatek. Niemniej jednak było mu strasznie miło usłyszeć od przyjaciółki te słowa, albowiem nigdy wcześniej nic takiego mu nie mówiła. Wiedział, że pomimo, iż ma dziewczynę, wciąż czuje coś do Cass, aczkolwiek starał się pilnować, by nie zrobić czegoś, co mogłoby skrzywdzić jego obecną partnerkę.
- Nie namieszał. Poukładał - odpowiedziała krótko. - Położysz się obok? - spytała, wskazując miejsce obok siebie. "Nie! Masz dziewczynę" pomyślał Ross.
- Jasne - uśmiechnął się i położył obok towarzyszki. - Co ci się śniło? - zapytał, odgarniając kosmyk włosów za ucho dziewczyny.
- Nie chce mi się o tym rozmawiać. Krótko mówiąc zaczęliśmy się kłócić, powiedzieliśmy o kilka słów za dużo, a ty wsiadłeś do auta.. i miałeś wypadek.. - odparła, wtuliwszy się w Rossa.
- Umarłem? - spytał, na co nastolatka kiwnęła twierdząco głową. - Poważnie? - zaśmiał się. - Budzisz mnie o godzinie pierwszej w nocy, zapłakana jakby ci ktoś rodzinę wymordował, a tu chodzi tylko o jakiś głupi sen, w którym umarłem? I tylko po to te łzy?
- Ee.. Przepraszam, że cię obudziłam - odparła speszona. Zasmuciła ją lekko reakcja chłopaka, spodziewała się czegoś innego
- Niee, źle mnie zrozumiałaś. Nie mam ci tego za złe, serio. Po prostu nie spodziewałem się, że umm.. aż tak bardzo ci na mnie.. zależy? - uśmiechnął się.
- Ja też nie. Ale to było najgorsze co w życiu przeżyłam. Gdyby to nie był tylko sen.. nie przeżyłabym.
- Cóż.. Ja raczej też nie - zaśmiał się osiemnastolatek. - Odwróć się i śpij, rano idziesz do szkoły - rzucił. 


Tak też dziewczyna zrobiła. Odwróciła się i wkrótce, w objęciu partnera, trzymając jego dłoń, zasnęła. Ross natomiast przez dłuższy czas nie był w stanie nawet zmrużyć oka. Przez większość nocy zastanawiał się, co się tak właściwie przed momentem stało. Jeszcze nie tak dawno Cassidy dosłownie wyrzuciła go z domu, wcześniej denerwowała się o każdą najdrobniejszą próbę flirtu, a teraz? Teraz sama, bez przymusu pokazuje mu, jak wiele on dla niej znaczy. Jak bardzo go potrzebuje i jak bardzo go pragnie. I tu pojawia się problem, bo choćby nie wiadomo jak bardzo on również tego chciał, nie może tego okazać. Ma dziewczynę, która również nie jest mu obojętna. Jednak i tak zdawał sobie sprawę, że tej nocy zbyt wiele się wydarzyło między nim a Cass. Starał się jak tylko mógł, by nie przesadzić, ale przysporzyło mu to sporo trudności. Lecz co ma robić, gdy rozum mówi mu jeden, a serce każe drugie?

Cassidy obudziła się przed siódmą, na dźwięki budzika z telefonu. Rozejrzała się po pokoiku, jednak Rossa w nim nie zastała. 

- Ze mną poważnie jest coś nie tak - westchnęła, opadając twarzą w poduszkę.
- Wstałaś? Słyszałem budzik - odezwał się blondyn, wchodząc do pokoiku.
- Jesteś tu - ucieszyła się nastolatka, ujrzawszy chłopaka. Przez chwilę zaczęła się zastanawiać, czy to nie był tylko kolejny głupi sen.
- Oczywiście, że jestem - uśmiechnął się. - Czekam w pokoiku, zjemy coś i odprowadzę cię do szkoły - powiedział, po czym opuścił pokój. Blondynka z nieschodzącym uśmiechem podniosła się z łóżka i sięgnęła ciuchy z szafy. Następnie ubrała się i zmierzyła do salonu. - Jak ci się ze mną spało?
- Nie narzekam. Choć mogło być lepiej - odpowiedziała z przekąsem, wytykając koledze język.
- Ahh.. Moja Cassy wróciła - zaśmiał się, podchodząc do nastolatki. - W nocy chyba ktoś cię podmienił.
- Nie mogę być wiecznie miła. Po dzisiejszej nocy chyba do końca roku sobie odpracowałam.
- Ah tak? Jeszcze się przekonamy - uśmiechnął się Ross, zbliżając się jeszcze bliżej do przyjaciółki, a następnie objął ją jedną ręką w pasie, jednocześnie przyciągając do siebie.
- Ee.. Przepraszam za to co robiłam w nocy. Wiem, że masz dziewczynę i nie powinna byłam, bo Jo to moja koleżanka i nie chciałabym, aby jakaś inna laska kręciła się koło mojego chłopaka. Więc teraz chyba powinieneś mnie puścić - powiedziała nie do końca z przekonaniem.
- Nie - odparł krótko, idąc z blondynką w stronę ściany.
- Ross, serio puść mnie. Tak nie może być.
- Ale ja nie zamierzam się ciebie słuchać.
- A co zamierzasz?
- Ty już dobrze wiesz co - odpowiedział, docisnąwszy Cassy do ściany będącej za nią.
- Nie pozwalam ci.
- Trudno - uśmiechnął się. Następnie zaczął zbliżać twarz do blondynki, jednak w drodze do ust, spotkał się jedynie z jej ręką. - I co ty robisz? Po co? Przecież chcesz tego, ja tego chcę, więc przestań udawać, że jest inaczej. Serio po tym co mówiłaś w nocy, chcesz mi wmówić, że nic do mnie nie czujesz?
- Nie, nic ci nie chcę wmówić, bo obydwoje wiemy jak jest. Ja tylko nie chcę pośredniczyć w związku twoim i Jolene. Nigdy nie wybaczyłabym chłopakowi zdrady, więc nie chcę być też tą, która zabiera się za cudzych facetów - odparła. Nieważne jak bardzo chciała go teraz pocałować, nie mogła tego zrobić po tym, jak ostatnio potraktowała brunetkę. Sama mówiła jej, że podłym jest odbijanie faceta przyjaciółce, więc tym bardziej nie potrafiła pozwolić Rossowi na pocałunek.
- Jakoś w nocy ci to nie przeszkadzało. No ale cóż, nie pozostawiasz mi wyboru - powiedział łapiąc ręce dziewczyny i przyciskając je do ściany. 


Następnie zbliżył usta do ust blondynki. Im bliżej niej był, tym bardziej czuł jej przyśpieszony oddech i mimo, iż się zapierała, wiedział, że tego właśnie chce. Był również świadom, że jest to niesprawiedliwe wobec Jo, ale za bardzo potrzebował tego pocałunku, by o tym teraz myśleć. Spojrzał raz jeszcze w oczy partnerki i z uśmiechem na twarzy złożył na jej ustach delikatnego, aczkolwiek namiętnego całusa. Zaraz za nim zamierzał kontynuować czułość, gdy przeszkodził mu dźwięk otwieranego z zewnątrz zamka. Momentalnie puścił ręce nastolatki i sunął krok w tył.

- Cassidy, co się dzieje? - spytała Katie, wchodząc do mieszkania i zauważając dwoje nastolatków z niezręcznymi minami.
- Ee.. Nic - odpowiedziała krótko Cassidy, łapiąc się za nadgarstek. Był to jej nawyk. Zawsze, gdy znajdowała się w niezręcznej, nieciekawej sytuacji, smyrała się po ręce.
- Gdzie jest Emily? I co tutaj robi ten chłopiec? O tej porze? - powiedziała  niemiłym tonem.
- Dzień dobry - uśmiechnął się do kobiety. - Ale ja nic złego nie robię. Przyszedłem tylko.. Wesprzeć Cassy. Ma dziś trudny test, do którego pomagałem jej się przygotować i po prostu.. Chciałem ją jeszcze zdopingować - wyjaśnił niezgodnie z prawdą. - A Emi jest już w szkole, musiała być dzisiaj wcześniej, bo pomaga w przygotowaniu jakiegoś ee.. przedstawienia.
- Tak - przytaknęła młodsza. - Widzisz jaki z niego dobry kolega? Umm.. Specjalnie rano wstał, żeby mnie wesprzeć.
- Mhm. Ale i tak nie życzę sobie jego wizyt o tak wczesnych godzinach - odezwała się nieprzyjemnie. Katie nie przepadała za Rossem i wcale tego nie ukrywała.
- Mamo.. - zaczęła niezadowolona dziewczyna.
- W porządku, Cassy - przerwał chłopak, kładąc rękę na jej ramieniu. - Pójdę już sobie. Do widzenia - uśmiechnął się do dorosłej, po czym opuścił mieszkanie.
- Do widzenia - rzuciła kobieta. - Następnym razem, jeśli będziesz miał zamiar przyjść, to w normalnych porach - dodała. Chłopiec jedynie skinął z delikatnym uśmiechem, a następnie odszedł.
- Ee.. To ja już też się zbieram - stwierdziła nastolatka, chwytając za torbę z książkami. Widziała niezadowolony wzrok matki, zatem oczywistym było, iż szykuje się awantura.
- Masz jeszcze ponad czterdzieści minut do lekcji - zauważyła dorosła, zatrzymując córkę. - O co chodzi z tym chłopcem?
- O nic.. A o co ma chodzić?
- Przychodzę do ciebie z samego rana, a zastaję cię z jakimś chłopcem. Dziwne, że chciało mu się tak wcześnie wstawać - identyfikowała.
- Mamo.. On jest naprawdę dobrym przyjacielem. A na imię ma Ross. Już nie pamiętasz jak na początku bardzo go lubiłaś? Nie rozumiem co cię teraz tak ugryzło - powiedziała Cassidy, siadając na kanapie. Tuż obok niej przysiadła również kobieta.
- Nie pamiętam. I dziwisz się, że interesuje mnie z kim się zadajesz? Jestem twoją matką.
- A czy to nie jest tak, że ty po prostu wolisz, abym była z Rikerem? I dlaczego? Bo jest starszy? Dojrzalszy? Tak, może i Ross jest jeszcze niedojrzałym nastolatkiem, ale nie przeszkadza mi to. To moje życie i ja o nim decyduję, zwłaszcza w takich sprawach - odparła stanowczo. - Poza tym o czym my mówimy? Ja się tylko z nim przyjaźnię.
- Masz rację, uważam, że Ross to niedojrzały nastolatek, ale to już nie o to chodzi, bo przecież każdy kiedyś musi przejść ten okres.
- Więc o co chodzi? - spytała coraz bardziej niespokojna dziewczyna.
- O to, że jest to jeden z tych chłopaków, który tylko szuka dziewczyny dla przyjemności. Zabawi się i zostawi - odpowiedziała dorosła.
- Niby z czego to wywnioskowałaś? - poirytowała się Cass.
- Chociażby z tego jak on na ciebie patrzy albo jak zawsze stara się być blisko. Gdyby tylko mógł już dawno zaciągnął by cię do łóżka.
- Mhmm.. Raczej by tego nie zrobił - powiedziała z przekonaniem, stając w obronie kolegi. Z każdą minutą miała coraz bardziej dość tej konwersacji. Czuła, że jeszcze chwila i wybuchnie.
- Jesteś taka naiwna Cassidy. A co gdyby jednak chciał? - drążyła starsza.
- Mamo, o co ty mnie w ogóle pytasz? Przecież jestem jeszcze za młoda na takie rzeczy i wcale mi się nie śpieszy. Wiem co to asertywność.
- Dzisiaj to ci chłopacy są tak niewyżyci, że potrafią posunąć się nawet do gwałtu. Żeby się nie okazało, że ten jest taki sam..
- Przestań! - krzyknęła, przerywając matce. - Gdyby taki był, to już dawno by to zrobił!! On taki nie jest! - kontynuowała nieumyślnie.
- Słucham? Czy on chciał ci coś zrobić? - zapytała zdenerwowana. Siedemnastolatka natomiast nie wiedziała jak zareagować. Nie może powiedzieć prawdy, bo wtedy jej mama kompletnie znienawidzi Ross'a, ale z drugiej strony nie miała pojęcia co powiedzieć. To wyszło z niej zupełnie niespodziewanie w przypływie złości. - Cassidy odpowiedz mi! - zawtórowała kobieta.
- Co? Nie! Nie chciał mi nic zrobić! Jak ty to sobie wyobrażasz?! - zaprzeczyła z oburzeniem.
- To co miałaś na myśli? - nie dawała za wygraną.
- Tak tylko powiedziałam, przykład dałam, a ty mamo zaraz w paranoję wpadasz!  


Blondynka nie mogąc dłużej znieść kazań matki, wyszła z mieszkania, gwałtownie zamykając drzwi. Miała już serdecznie dość jej wiecznych pretensji odnośnie tego co wolno nastolatce, a czego nie. Rozumiała, że Katie to jej rodzicielka i jest za nią odpowiedzialna, co jest jednoznaczne z tym, że ma prawo decydować o losach swej córki, aczkolwiek w tej kwestii Cassidy nie zamierzała jej ustępować. Bez względu na to, czy to jej matka czy nie, nie powinna ingerować w to z kim nieletnia się spotyka. Z wciąż nie ustępującym zdenerwowaniem, dziewczyna wyszła z terenu hotelu, a tuż za bramą zatrzymał ją Ross.


- No wreszcie, co tak długo? - spytał, podbiegając do koleżanki.
- Czekałeś na mnie?
- Noo przecież tu jestem - zaśmiał się.
- Niezła ściema z tym testem. Na poczekaniu wymyślasz takie bajery? - spytała z uniesionymi brwiami.
- No a jak - odparł z dumą blondyn.
- I po co ja głupio pytam? Znam cię już tyle czasu, że zdążyłam poznać jak potrafisz kokietować  - przewróciła oczami.
- Albo ma się dar, albo się go nie ma - zaśmiał się Ross. - A tak naprawdę, przed każdym naszym spotkaniem dwie godziny wymyślam z lustrem jakimi tekstami cię zbajerować. 

Oczywiście teraz żartuję.
- Jak mnie zbajerować, powiadasz? I uważasz, że ci to wychodzi? - spytała z uniesioną brwią. Chłopiec wzruszył delikatnie ramionami.
- Musisz iść do szkoły? Chodźmy się gdzieś przejść - spytał po chwili.
- Jesteś starszy, powinieneś mnie namawiać na dobre rzeczy, a nie na wagary.
- No dobra, dobra.. - jęknął. - Jeden raz. Jeden jedyny raz - namawiał, jednak widząc wzrok przyjaciółki odpuścił sobie. - Dobraa.. W takim razie cię odprowadzę.
- Ross, może lepiej idź już do domu? Nie chcę wpaść z tobą na Jolene. Zdajesz sobie sprawę, że to co..
- Cii.. - wtrącił. - Zdaję - westchnął. - A co jak wpadniemy na Jo? Przecież ja tylko idę z przyjaciółką. Nie może mi tego zabronić - powiedział pewnie. Uważał, że głupotą byłoby unikanie Cassidy, gdy w pobliżu jest Jolene. Nie potrafiłby tego zrobić po tym, co wydarzyło się w ciągu ostatniej nocy. Niedługo przed ósmą znajdowali się już przy szkole, gdzie akurat z naprzeciwka nadchodziła wspomniana brunetka.
- Hej, kochanie - powiedziała na przywitanie, widząc Rossa. Planowała dołączyć do tego całusa, jednak blondyn ją wyprzedził i cmoknął delikatnie w policzek.
- No hej, hej. Too.. Miłej nauki. Cześć dziewczyny - rzucił, a następnie bez zastanowienia odszedł, zostawiając nastolatki same.


________________________

Hej! 
Dodałam wreszcie ten długo wyczekiwany rozdział. Fanom Rossidy zapewne się spodobał haha. Jak widać jest on dosyć długi i tylko o Rossie i Cassidy, zatem w następnym nie będzie kompletnie NIC o nich. Tak żeby było sprawiedliwie. 

~DarkAngel <3

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 77: This is the end station.

*18 maja, ranek*

- Dobra, Riker, to nie jest normalne. Z nim się nie da rozmawiać - odparł Rocky, siedząc na oparciu i szturchając leżącego na niej Włocha. Ten nawet na to nie reagował.
- I co ja mam z tym zrobić? Ja już  serio nie wiem. Spodziewałem się mniejszej reakcji z jego strony. Ty, a może on śpi? - powiedział starszy, poklepując Luce po policzku.
- Zabieraj te łapy, ja nie śpię - rzucił chłopak, odganiając od siebie ręce kumpla, po czym usiadł. - Nic mi nie jest. Prócz tego, że moja godność ucierpiała po całości.
- Nie przesadzaj. Może to było straszne, wstrętne, obrzydliwe, pedalskie i jeszcze..
- Ty to potrafisz pocieszyć - wtrącił sarkastycznie Włoch.
- Sorki - zaśmiał się nerwowo blondyn. - No ale chodzi o to, że przecież nikt tego nie widział, nie nagrywał, więc zapomnijmy o tym.
- Jak to nie? Nie pamiętasz, że kazałeś mi to nagrać? - odparł Rocky, wyciągając z kieszeni telefon.
- Co?! - pisnął Luca.
- No.. ee.. nie codziennie widzi się takie akcje. Poza tym.. to tak tylko na wypadek sprawy w sądzie. Będziesz miał dowód molestowania. Nie ma za co - uśmiechnął się Riker.
- To nie jest śmieszne, usuńcie to - westchnął Włoch.
- Obiecuję, że nikt tego nie zobaczy. Nie mogę usunąć, za dziesięć lat razem będziemy się z tego śmiali - odpowiedział z przekonaniem Rocky.
- Jakoś ci nie ufam.
- A powinieneś. Czy ja cię kiedyś zawiodłem? - spytał pewny siebie brunet. - Nie odpowiadaj.
- Tooo może rundka w bilarda, panowie? - zaproponował najstarszy, łapiąc za kije bilardowe.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Apartament dziewczyn*
Przyjaciółki przebudziły się za świtu mimo, że zasnęły dość późno, bo dopiero po drugiej. Zjadły wspólnie śniadanie, trochę jeszcze porozmawiały, a około trzynastej Jolene postanowiła wrócić do domu, ponieważ wcześniej umówiła się z Rossem mniej więcej w tych godzinach. 

- I co, aż taka zła? - spytała retorycznie Emily. Miała na myśli ich nową koleżankę.
- Nie, nie jest zła. Ale zaprzyjaźniać się z nią nie zamierzam - odpowiedziała pewnie. - Ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką i nikogo więcej nie potrzebuję - uśmiechnęła się. - Mam jeszcze Rydel.
- Dzięki, że ją wczoraj przeprosiłaś. Nie sądziłam, że wciąż ci tak bardzo zależy na Rossie.
- Taa.. Ja też nie. Ale cóż.. Co ma być to będzie, ja nic nie jestem w stanie zmienić - powiedziała wzruszając ramionami. - A jak tam z Ratliffem? - spytała, zmieniając temat.
- Dobrze. Chyba. Nocuję dziś u niego - odparła zadowolona.
- Znowu? I zostawisz mnie samą? Jutro pewnie przyjdzie mama z tym jej gachem - mówiła niezadowolona.
- Wrócę nad ranem, obiecuję - uśmiechnęła się, po czym zmierzyła do pokoiku zaczęła pakować do torby potrzebne rzeczy.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Godzina 23, hotel*
Była to niedziela, zatem Cassidy nie zwlekając dłużej, postanowiła ułożyć się do łóżka. Nie była jeszcze szczególnie śpiąca, ale co miała sama robić o tej godzinie? Wzięła zatem szybki prysznic, zjadła delikatną kolację i parę minut przed północą leżała, grzebiąc coś w telefonie. Wkrótce mimo nieodczuwalnego zmęczenia, zasnęła.

Obudziła się nazajutrz około dwunastej. Spojrzała na zegarek i momentalnie zerwała się z łóżka i pognała do łazienki, gdyż na trzynastą umówiła się z Rossem na pewnym placu. Choć zdawałoby się nie zdąży, na miejscu znalazła się kilka minut przed czasem. Chłopiec przywitał się z nastolatką uściskiem, po czym razem mieli udać się do kina. Cały czas towarzyszyła im spokojna atmosfera do momentu, gdy niespodziewanie któreś z nich niespecjalnie wszczęło temat do kłótni. Początkowa niewielka sprzeczka od słowa do słowa przechodziła w coraz większą i większą awanturę. Padały coraz mniej przyjemne słowa z ust obojga, wówczas dziewczyna będąc u granic wytrzymałości, uderzyła blondyna w policzek.

- Nie sądziłam, że to kiedyś powiem, ale po prostu cię nienawidzę - krzyknęła zdenerwowana, wymierzając cios. Osiemnastolatek syknął z bólu.
- I vice versa! - rzucił, trzymając się za czerwony, pulsujący z bólu polik. - Mam cię dosyć i tego całego twojego zachowania!
- Skoro tak bardzo masz mnie dosyć to co tutaj jeszcze robisz?! I co robiłeś przez te wszystkie miesiące? Huh?!
- No właśnie nie wiem! Marnowałem tylko niepotrzebnie mój czas! - wykrzyczał w furii.
- Przesadziłeś! Nigdy więcej do mnie nie pisz, nie dzwoń, nie przychodź. Zrób mi przysługę i zostaw mnie w spokoju! Żebym tylko nigdy więcej nie musiała cię oglądać!
- Taka przysługa będzie dla mnie przyjemnością - zaśmiał się kpiąco. 
Nie spodobało się to Cassy, która momentalnie odpowiedziała kolejnym uderzeniem. - I to niby ja przeginam? Idź w cholerę! - krzyknął na odchodne i wszedł do auta, po czym odjechał. 

Siedemnastolatka natomiast odwróciła się na pięcie i ruszyła w swoją stronę. Zdążyła przejść kilka kroków, gdy za sobą usłyszała hałas i potężny huk. Odruchowo spojrzała w tamtą stronę i z miejsca zamarła. Jej ciało dosłownie przeszedł paraliż, nogi miała jak z waty, a w głowie pojawiły się niemiłosierne zawroty głowy. Dopiero po dłuższej chwili wgapiania się w obraz, dotarło do niej, co się stało. Wybuchła niepohamowanym szlochem, z trudem łapiąc powietrze. Na drodze w mgnieniu oka wytworzył się karambol, jednak jedynym co nastolatka była w stanie dostrzec był zmasakrowany samochód blondyna. Jego stan był tak tragiczny i opłakany, że oczywistym faktem było, iż na przeżycie kierowca nie miał najmniejszych szans. Stał on przygnieciony przez ogromne, ciężkie bale drewna, - które uprzednio spadły z innego auta, biorącego udział w karambolu - czołowo wbity w latarnie. Cassidy nie mogła w to uwierzyć. To co się z nią działo w tej chwili było nie do zniesienia. Czuła się tak okropnie, chciała tak wiele zrobić, ale nawet sama nie wiedziała co. Poza tym jej ciało odmawiało współpracy, nie mogła zrobić nawet małego kroku.  Jedyne na co jej pozwalało był płacz. Stała zatem zalana łzami, wgapiając się w akcję ratunkową oddziałów ratowniczych. Jeszcze gorszym przeżyciem było to dla niej przez każde złe słowo wypowiedziane tuż przed wypadkiem. Powiedziała, że nigdy więcej nie chce go widzieć i spełniło się to, czego oczekiwała. Tylko dlaczego takim kosztem? Nie tego chciała. Nigdy nawet o tym nie myślała. A wszystko co dziś powiedziała, było tylko pustymi, nic nie znaczącymi słowami. Cholernie się o to obwiniała. Gdyby tylko inaczej zareagowała, gdyby nie pozwoliła mu odejść, tylko zwyczajnie by go przeprosiła. Jedno słowo. Tylko jedno, głupie "przepraszam" mogłoby wszystko zmienić. Ale już za późno. Ratunku nie ma i tak już  pozostanie.



___________________________________________________

Hej! 
Dodaję ten obiecany rozdział. Nie jest on szczególnie długi, jako, że jest to w pewnym sensie drobny "dodatek" ode mnie, w prezencie.. nie szczególnie szczęśliwym dla Was. 



~DarkAngel <3

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 76: What to do?

Przyjaciółki, mimo wciąż nie schodzącego z ich twarzy zdziwienia wywołanego akcją sprzed kilku minut, kontynuowały szykowanie się do babskiego wieczoru. Dochodziła godzina siedemnasta, zatem Jo powinna niebawem być. Tak też się stało i już  kilkanaście minut później cała trójka była w komplecie.

- Tak się cieszę, że mnie zaprosiłyście, to wiele dla mnie znaczy - odparła zadowolona brunetka.
- Daj spokój, przecież to nic takiego, prawda Cass? - powiedziała z uśmiechem Emily.
- Taa.. - odpowiedziała. - Too może na początek obejrzymy film? - zaproponowała, pokazując dziewczynom najwyraźniej przyszykowaną już wcześniej płytę. Obydwie się zgodziły, zatem chwilę później rozpoczął się seans.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* Dom R5 *

~( Szli powoli obok siebie, tym razem w zupełnej ciszy. Dziewczyna po chwili poczuła, jak Ratliff łapie ją za rękę.
- Co ty Robisz? - spytała uśmiechnięta Emi.
- Ee.. - zmieszał się chłopak. - Pomyślałem, że... um.. Przepraszam, chyba nie powinienem. - wykrztusił zrezygnowany.
- Nie, nie. Jest dobrze. -  odparła zadowolona, po czym oboje ruszyli dalej.
Brunet trzymał ją za rękę […] W pewnym momencie objął dziewczynę i przytulił. Emily, początkowo bardzo zaskoczona zachowaniem kolegi, przycisnęłam go do siebie. Stawali się sobie coraz bliżsi. Obejmowali się i przytulali. Niespodziewanie nastolatka poczuła, jak usta partnera znajdują się na jej policzku i stopniowo zbliżają się do ust. Zdumiona, oswobodziła się delikatnie.
[…] - Nie zmuszam cię, jeśli nie chcesz, […] za bardzo cię pośpieszałem. Po prostu spotkałem dziewczynę, z którą świetnie się dogaduję i chciałem, żeby było jak najlepiej […] - wypowiadał się na jednym tchu. Jego przemowę przerwała Emily, która delikatnie ustała na palcach i pocałowała go.)~ rozdział 16 (17.11.2012r.)


Ellington, który zawsze tryskał radością, a energia wręcz go rozpierała, tym razem leżał na kanapie w salonie, niby oglądając telewizję, a tak naprawdę snując rozmyślania. Przytłaczało go wszystko, co w ostatnim czasie się wydarzyło. Mowa tutaj o Emily i Kelly. Obydwie były dla niego bardzo ważne, ale będąc z jedną, straci drugą. Choć i tak miał wrażenie, że tę, z którą był mieszkają w LA, już stracił.


~(- Kocham cię i uważam, że powinniśmy do siebie wrócić - odparła brunetka. Chłopaka zamurowało, nie wiedział co odpowiedzieć. Chciał to usłyszeć, ucieszyło go to, ale.. Przecież on nie może. Jest w całkiem szczęśliwym związku z Emily i ot tak ma sobie to wszystko zaprzepaścić? Po prawie roku spędzonym razem. - Ellington? - rzuciła dziewczyna, widząc niepewność w oczach partnera.
- Umm.. Nie możemy. Ja nie mogę - odezwał się wkrótce brunet. Nie chciał tego mówić, ale co innego pozostało mu w tym momencie?
- Jak to? Masz mi coś do powiedzenia? - speszyła się. Spodziewała się co mu chodzi po głowie, jednak wolała to usłyszeć od niego.
- Jestem z kimś. Przepraszam - odparł niechętnie, wyraźnie zasmucając dziewczynę.
- Jak długo? - spytała z łzami w oczach.
- Dziesięć miesięcy - odpowiedział, wywołując jeszcze większe rozgoryczenie i towarzyszki, która w tym momencie zaczęła ronić łzy. - Kelly ja strasznie cię przepraszam.
- Za co? Za to, że masz dziewczynę? Czy może za to, że przed wyjazdem zapewniałeś, że jestem jedyną? Że wrócisz do mnie? - mówiła coraz bardziej rozpłakana dziewczyna.
- Kelly jest mi naprawdę potwornie przykro. Nie sądziłem, że to wszystko się tak potoczy. To.. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? - zapytał z przejęciem, widząc, że partnerka z każdą chwilą jest coraz bardziej załamana.
- Ellington! Co ja mam ci wybaczać? To że kogoś kochasz? Nie mogę ci tego zabronić, ani cię za to znienawidzić. Rozstaliśmy się prawie dwa lata temu. Żałuję tylko tych dwóch dni. Nie, nie żałuję, bo były to najwspanialsze dni. Jest mi tylko głupio, że zachowywałam się wobec ciebie w taki sposób. Gdybym tylko wiedziała o tym wcześniej, w życiu bym tak nie robiła - mówiła. I choć była całą tą sytuacją bardzo roztrzęsiona, wyrozumiałość wciąż nad nią górowała. Nie zamierzała urządzać brunetowi żadnych afer, nie zaliczała się ona do osób kłótliwych czy mściwych. Tak jak powiedziała - nie są parą od kilku lat, zatem nie mogła mu zabronić romansu. To był jego wybór.
- Czyli, że dalej możemy się spotykać? - spytał z nadzieją.
- Nie, Ratliff. Zostaw mnie, proszę. Nie chcę cię już więcej widzieć - odparła, kierując chłopaka w stronę wyjścia.
- Kelly.. - rzucił łagodzącym głosem. Dziewczyna pokiwała przecząco głową, po czym otworzyła drzwi.
- Ta dziewczyna ma szczęście, że jest z takim facetem jak ty – uśmiechnęła się. – A ja na pewno nie zamierzam się w to mieszać, więc naprawdę idź już sobie. Mam nadzieję, że.. jesteście razem szczęśliwi – powiedziała, w delikatny sposób wypraszając kolegę z mieszkania.)~ nawiązanie do rozdziału 74 (25.12.2013r.)

Jego ostatnia rozmowa z Kelly. Nie chciał, żeby tak wyszło. Zależy mu na niej i to bardzo, ale ona nie chce go znać. Nie robi tego z nienawiści, tylko z miłości. Zbyt bardzo ważny jest dla niej Ellington i nie potrafi udawać, że wszystko jest okej, podczas gdy on ma nową dziewczynę. Ale kocha go i chce, żeby był szczęśliwy, bez względu na to z kim. Pozostaje tylko pytanie, czy chłopak będzie potrafił być teraz szczęśliwy, po tak szokującym spotkaniu ze swoją byłą ukochaną, która wciąż tak wiele dla niego znaczy. Jak to możliwe? Zdawałoby się, że zapomniał o niej ostatniego lata, a nagle z dnia na dzień przypomniał sobie, że wciąż coś ich łączy? A może to jedynie wspomnienia dają się we znaki. Przecież nie da wymazać się ich z pamięci, zwłaszcza, gdy zupełnie niespodziewanie one wracają. Nie, to nie to. Od momentu ich spotkania w Miami nie myśli o niczym innym. Wciąż ta sama myśl – Kelly. Nie może znieść tego uczucia, które dręczy od chwili, w której wyprosiła go z domu. Była tak smutna, cała zapłakana. Nie spodziewał się, że w dalszym ciągu jest on kimś istotnym dla niej. Wprawdzie mówiąc jedyną przeszkodą, aby pozbyć się z głowy Ratliffa tego paskudnego wewnętrznego przeżycia jest zrezygnowanie z Emily. Niby takie proste, ale jakże trudne zarazem. Między nim a Kelly coś jest, ale czuje, że nie byłby w stanie rozstać się z Em. Spędzili razem w szczęśliwym związku dziesięć miesięcy i teraz przez dawną namiętność ma porzucić tę więź, która przez cały ten okres się budowała? To zbyt trudne i przytłaczające.  Chłopiec sięgnął do jednej z półek i wyciągnął z niej kilka pojedynczych zdjęć, po czym kolejno oglądał następne z nich.

~(
- Nie chcę, żebyś stąd wyjeżdżała. - powiedział smutny chłopak. - Słyszysz? Nie chcę!
- Ja też nie, ale oboje dobrze wiemy, że muszę. - odparła nastolatka, wtulając się do swego towarzysza. - Ahh.. Nie chcę się z tobą rozstawać.
- To nie rozstawaj. Zostań tutaj. - uśmiechnął się młodzieniec. […] Brunet spojrzał na ciemne już niebo, robiąc minę zamyślonego, co zazwyczaj oznaczało jakiś głupi pomysł. Tak było i tym razem. Nie zwlekając dłużej, podbiegł do dziewczyny, gwałtownie wziął ją na ręce i wbiegł do niedużego, lecz dosyć głębokiego jeziora, znajdującego się tuż obok.
- Co ty wyrabiasz?! Ja nie umiem pływać! - krzyknęła, zanurzając się pod wodę, gdyż chłopiec wyciągnął ją na taką odległość, że nie miała już gruntu. 
- Co?!! - przeraził się Ratliff. Nie czekając na dalszy ciąg wydarzeń, rzucił się w stronę dziewczyny, wynurzając ją spod cieczy. - O matko!! Nic ci nie jest?! Nie wiedziałem, że nie umiesz pływać, przepraszam.. - odparł wciąż przestraszony zaistniałą sytuacją. 
- Ale ja umiem. - Emily zaśmiała się.
- Ja.. jak to? Eej.. Oszukałaś mnie. - uśmiechnął się.
- Taak. - wytknęła język chłopakowi. - Chciałam zobaczyć, jak zareagujesz.
- Chyba raczej chciałaś, żebym umarł ze strachu. - powiedział całując dziewczynę.)~ rozdział 21. (27.11.2012r.)


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Nie uważacie, że straszna zołza z tej Jonie? Trzeba mieć mega tupet, żeby zabrać faceta przyjaciółce – odezwała się Cassidy. Mówiła o filmie, który oglądała wraz z koleżankami, a właśnie się on skończył.
- Ona wcale jej go nie zabrała. Przecież on i Natalie rozstali się prawie rok temu – skomentowała Emily.
- I co z tego? Co to za przyjaciółka, która umawia się z byłym facetem przyjaciółki? To tak jakbyś ty albo Jolene.. – odparła spoglądając na zdezorientowaną Jo  - ..się teraz spotykała z Rossem. Hello! Przyjaźnimy się, więc takie coś w ogóle nie ma prawa mieć miejsca, prawda kochana?  - uśmiechnęła się, obejmując jedną ręką brunetkę. – Na szczęście wy byście mi czegoś takiego nie zrobiły i za to wam dziękuję, że mam takie wspaniałe przyjaciółki.. A nie jakieś.. dwulicowe jędze jak w tym filmie – powiedziała, wywołując u gościa delikatne wyrzuty sumienia. Mimo wszystko brunetka postanowiła się nie odzywać, twierdząc, że skoro Cassidy tak mówi, to może lepiej będzie jeśli nie powie jej związku z Rossem. Wtedy zapewne by ją znienawidziła, a tego obawiała się najbardziej. Nie zdawała sobie wówczas sprawy, że blondynka dzień wcześniej się o tym dowiedziała, a teraz najzwyczajniej próbuje jej dopiec.
- Tak.. No jasne, że tak – uśmiechnęła się niepewnie Jo. – Obejrzymy coś innego? – zaproponowała.
- Może lepiej teraz trochę porozmawiajmy – stwierdziła Cass. – O chłopcach? Wiem! Poobgadujmy naszych ex – zaśmiała się. – Mogę zacząć? Prooooszę.
- Umm.. Dajesz – odparła bez przekonania Emily. Dopiero zaczynała zdawać sobie sprawę w co pogrywa jej przyjaciółka. Dotychczas myślała, że rzeczywiście postanowiła dać ich nowej znajomej szansę, z każdą kolejną minutą ich pobytu razem przekonywała się, że chodzi tylko o jedno – o uprzykrzenie Jo humoru. Była pewna natomiast, że tylko trochę pogada, po czym przestanie.
- No dobra, więc jako, że nie znasz żadnego z moich byłych chłopaków oprócz Rossa – zwróciła się do Jolene – to porozmawiamy właśnie o nim. Nie dowiedziałam się w końcu jak tam wam wyszła randka, ale pewnie pozytywnie, więc nim zaczniecie chodzić trochę ci o nim poopowiadam. Uwierz mi, że takiego słodziaka jak on w życiu nie spotkałam – powiedziała z podekscytowaniem. 

Przez kolejne kilkanaście minut blondynka opowiadała, jaki to Ross był, gdy stanowili parę. Co chwila zerkała na Jolene, której humor zmieniał się na coraz gorszy. Mimo to, Cass widząc, że nastolatka wciąż nie bardzo reaguje, postanowiła skończyć temat ich słodkich momentów i pójść w nieco innych kierunku. 

- Ale wiecie co.. Z niego to jednak jest też dupek.
- Przed chwilą mówiłaś coś innego - odezwała się Jo.
- Tak, bo nie brałam pod uwagę wszystkich złych rzeczy. Przecież on, gdy zaczynał kręcić ze mną miał dziewczynę, o której ja się dowiedziałam zupełnie przypadkiem - powiedziała. - Kochanie, nie obraź się, ale ja na twoim miejscu nie umawiałabym się z nim na drugą randkę. Nie tylko dlatego, że jesteś moją przyjaciółką, ale dlatego, że on szuka pocieszenia. Takiej naiwnej, głupiej dziewczyny - w tym momencie oczy brunetki zaszkliły się, na co ba twarzy Cass pojawił się delikatny uśmieszek. 
- Przestań - szepnęła po cichu Emily, widząc co się dzieje. Nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka robi coś takiego i w dodatku czerpie z tego jakiekolwiek przyjemności.
- Ja się dopiero rozkręcam - odpowiedziała po cichu. - Powiedzieć ci, dlaczego zerwaliśmy? - spytała brunetki, jednak ta, nie mając już kompletnie żadnej ochoty na wysłuchiwanie tych wszystkich historii, ze spuszczoną głową wzruszyła ramionami.
- To było w Sylwestra..
- Cassidy do pokoju, już! - wtrąciła Emily. Przeprosiła na moment gościa i ze współlokatorką udała się do innego pomieszczenia. - Co ty do cholery robisz? - oburzyła się.
- Nie wiem o czym ty mówisz.
- Doskonale wiesz. I to jest podłe, chamskie i wredne - odparła brunetka.
- A ty mogłabyś mi trochę pomóc - rzuciła Cassy. - Ona już prawie płacze, jeszcze chwila i serio wyrzuty sumienia każą jej z nim zerwać.
- Tak bardzo ci na tym zależy? Tak bardzo, że aż musisz kogoś krzywdzić? Spójrz na siebie. Ja cię nie poznaję, ty się tak nie zachowujesz. Miło ci było, gdy Kaitlyn zgrywała twoją przyjaciółkę? Robisz dokładnie to samo. Jeśli zamierzasz to kontynuować, to proszę bardzo, droga wolna. Ale do mnie masz się nawet nie odzywać, twój wybór - powiedziała Emi, a następnie opuściła pokoik i usiadła z Jolene, która wówczas bliska była płaczu. Brunetka nigdy dotychczas nie widziała w przyjaciółce tyle zawiści i nie przypuszczała, że z powodu jakiegoś kaprysu, może komuś sprawiać tyle przykrości. Niebawem dziewczyna wyszła z pokoju.
- Jo - zaczęła - przepraszam. Za wszystko.
- O co ci chodzi? - zdziwiła się brunetka.
- O to wszystko, co ci mówiłam. Robiłam to po złości. Wiem, że jesteś z Rossem - odpowiedziała Cassidy. - Chciałam, żebyś miała wyrzuty, że jesteś z chłopakiem "przyjaciółki" i w ogóle.. Tylko dlatego cię zaprosiłam - wyjaśniła z trudem. Emily miała rację, że przesadziła i Cass też zdawała sobie z tego sprawę. Nie mogła po prostu znieść tego, że Ross w końcu jest z kimś szczęśliwy. 
- Tylko dlatego mnie zaprosiłaś.. - westchnęła Jo. - Udało ci się, jest mi przykro. Nie ze względu na Rossa, tylko na to, że znów zrobiono ze mnie idiotkę. A ja ci nigdy nie zrobiłam nic złego, nawet nie zamierzałam. Chciałam tylko się z wami zaprzyjaźnić, ale widzę, że to nie dla mnie - rzuciła przez płacz, zmierzając do wyjścia. - Przepraszam za Rossa i za to, że ciągle wam się narzucam.
- Nie wychodź - zatrzymała ją Cassidy. - I nie przepraszaj, bo to tylko moja wina. A Ross to świetny facet i mam nadzieję, że jesteś z nim szczęśliwa - uśmiechnęła się, obejmując dziewczynę. - Chciałabym żebyś została. Jesteś naprawdę fajna, a ja cię z góry oceniłam i chcę to naprawić.
- Awww aż muszę się do was przytulić - ucieszyła się Emily i w następnej kolejności objęła obie dziewczyny.
- Too.. mówiłaś coś, że Ross śpi z kocykiem? - zaśmiała się Jo.
- Zawsze - odparła rozbawiona Cass. - A jak go nie ma, wierci się pół nocy zanim uśnie - dodała.
- To słodkie - stwierdziła Em.

_________________________


Hej! 
Przepraszam, że dodaję ten rozdział kilka dni później niż powinnam, ale doprawdy nie miałam czasu. W dodatku wyszedł mi kiepski i za to też przepraszam. Liczę na to, że zregeneruję się następnym rozdziałem (tym, który miałam dodać w Sylwestra jako rozdział specjalny), gdyż tak jak już pisałam - szykuję dla Was coś "extra". 

W razie jakichkolwiek pytań czy czegokolwiek, możecie skontaktować się ze mną na moim e-mailu : better--together@wp.pl


~DarkAngel <3
Template by Elmo