sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 75: I hate the way I love you.

- Obudź się - szepnęła cicho Cass, wciąż delikatnie szturchając kolegę.
- Ja nie śpię, nie śpię - wyjąkał, powolnie podnosząc się do pozycji siedzącej. - Coo? Czemu się tak cieszysz? - spytał z uśmiechem, widząc zadowolenie na twarzy dziewczyny.
- Tak sobie - odparła, przerzedzając dłonią czuprynę chłopaka. - Włosy ci stały.
- Dobrze, że tylko włosy - zaśmiał się osiemnastolatek.
- Ross - rzuciła rozbawiona Cassidy, klepiąc go w ramię. - Chcesz herbaty?
- Umm.. Może kawy.
- Kawy? - zdziwiła się nastolatka. - A od kiedy ty pijasz kawę?
- Czasem się zdarza. Jak się nie wyśpię czy coś - odparł.
- Oh. Nie licz na kawę ode mnie - powiedziała stanowczo.
- Dlaczego?
- No bo nie. Spójrz, która jest godzina. Jeśli teraz się napijesz, to mi w nocy nie zaśniesz - powiedziała zdecydowanie. - Widzę, że beze mnie przestajesz o siebie dbać - zażartowała, siadając na oparciu od kanapy, oparłszy się na chłopaku. Ten zaśmiał się delikatnie.
- Tak sądzisz? - spytał, spoglądając na przyjaciółkę. Ona wzdrygnęła delikatnie ramionami. - Dziękuję. W takim razie może być herbata - uśmiechnął się. 


Siedemnastolatka odwzajemniła uśmiech, po czym skierowała się do kuchni, by nalać wody do przygotowanych kubków. Chwilę później zaniosła napoje do salonu i postawiła na stoliku, po czym usiadła koło Rossa. Po około pół godziny zadzwonił Ellington, dając znać kumplowi, że może już  schodzić na dół. 

- Cassy dziękuję ci za wszystko - uśmiechnął się, stojąc przed drzwiami gotowy do wyjścia.
- Nie ma za co, serio. Ale mógłbyś częściej sobie o mnie przypominać.
- Wiem. Jeszcze w tym tygodniu się spotkamy, obiecuję.
- Trzymam cię za słowo - powiedziała na odchodne. Chłopiec już przeszedł przez drzwi, jednak cofnął się jeszcze na moment.
- Cassy.. - zaczął z niekontrolowanym, szerokim uśmiechem.
- Tak? - zdziwiła się nastolatka.
- Wiesz, że.. to że ktoś ma zamknięte oczy.. wcale nie znaczy, że śpi? - odparł porozumiewawczo, wyraźnie pesząc towarzyszkę.
- Ee.. Ja.. Może i umm.. się za tym stęskniłam.. To tyle - powiedziała nieśmiało ze spuszczoną głową.
- Mhm.
- Ross posłuchaj ja.. stwierdziłam, że..
- Czemu ty mi to robisz? - spytał z boleścią w głosie, przerywając wypowiedź dziewczyny.
- Ale co?
- Za każdym razem, gdy w końcu zaczynam myśleć, że mi już  przeszło, ty coś robisz i rozkochujesz mnie w sobie na nowo. Coraz mocniej - odpowiedział. Rzeczywiście ostatnio zdawać by się mogło, jakoby chłopcu przeszło trochę na punkcie nastolatki, tymczasem odnosił on wrażenie, że to wszystko znów do niego wraca.
- Słucham? - zdumiała się, gdyż nie za bardzo wiedziała do czego zmierza blondyn.
- Chcę móc cię przytulić, pocałować, chcę cię po prostu mieć. Nawet nie wiesz jak ciężko było mi nie odwzajemnić twojego całusa - wyrzucił szczerze.
- W czym problem? - wciąż dziwiła się Cass. Przecież skoro tak bardzo mu na tym zależy, dlaczego po prostu tego nie zrobi? Tym bardziej, że widzi, iż blondynka sama wykazuje podobne chęci.
- W tym, że nie mogę i po części nie chcę, ale ty jesteś dla mnie jak.. Nie wiem, jak narkotyk – powiedział. W tym momencie zapadła chwilowa cisza, której trwanie wreszcie przerwał chłopak. - Nie przyjdę już  w tym tygodniu, bo przepraszam, ale to dla mnie trochę zbyt trudne.
- Ross do cholery jaki ty masz problem? - spytała z coraz większą dezorientacją. Z jednej strony było jej miło, gdy mówił jakie uczucia w nim wywołuje, z drugiej wiedziała, że nie zmierza to w dobrym kierunku. I tego właśnie się najbardziej obawiała.
- Jest mi dobrze.. Było jeszcze niedawno. Nie wiem, jak będzie teraz.. Ja mam dziewczynę, jestem z Jolene – odparł, kończąc owijanie w bawełnę. 


Po dzisiejszym zachowaniu Cassy nie wiedział jak ma jej powiedzieć o swoim związku, sądząc, iż może ją to zaboleć. Aczkolwiek tym razem już nie dał rady. Zresztą co dałoby mu dalsze ukrywanie tego? Nie mógł jedynie pojąć postępowania przyjaciółki. Co ją tak nagle wzięło na okazywanie uczyć i zaloty? Dotychczas wręcz negatywnie odbierała wszelkie podchody od blondyna, tymczasem sama dosłownie się do niego kleiła. W tej chwili natomiast wyraźnie poruszyły, a tym bardziej zaskoczyły ją słowa kolegi. 

- Oh gratuluję. Pa, Ross – rzuciła znacznie innym niż dotąd tonem, po czym zaczęła zamykać drzwi, tym samym wypychając chłopaka z domu.
- Cassy, proszę cię – próbował na marne zatrzymać zamykane przez nastolatkę skrzydło (drzwiowe).
- Ell już czeka, idź sobie - burknęła krótko. W tym momencie udało jej się zamknąć drzwi tuż przed nosem chłopaka. Po chwili jednak niechętnie ponownie je otworzyła, słysząc, że ktoś puka.  - Powiedziałam ci, żebyś sobie po.. – przerwała, spostrzegłszy w drzwiach przyjaciółkę. - O.. hej Emi – uśmiechnęła się delikatnie, wpuszczając dziewczynę do środka.
- Ja nie wiem.. Czy wasza dwójka w ten sposób okazuje sobie uczucia? Poważnie ja już nie wiem, co mam o tym sądzić - rozkminiała brunetka, ściągając w przedpokoju buty. Nie zdążyła nawet dojść do łazienki w celu umycia rąk, gdy Cassidy momentalnie pociągnęła ją do pokoiku.- Wiedziałaś, że Ross jest z Jolene?! - rzuciła niespokojnie.
- Ee.. Nieeee - odpowiedziała niepewnie. - A jeest?
- Kłamiesz. Wiedziałaś o tym i nic mi nie powiedziałaś? - oburzyła się niebieskooka. - Czyli, że ja się dowiaduję na końcu? Jak zawsze.
- Też się dopiero dzisiaj dowiedziałam. I to przez przypadek od Ella - wyjaśniła Em.
- No dobra, nieważne. Ale jak oni tak w ogóle mogą? Znają się nawet nie miesiąc! I już wielką parę zgrywają? Ja od samego początku wiedziałam, że ta Jolene to wcale nie jest taka kochana i niewinna. Tylko udawała taką miłą dla mnie, żeby później zabrać się za niego! A to zołza!
- Cassy! Czy ty się słyszysz? Chyba nie sądzisz, że ona zaplanowała związek z Rossem tylko po to, żeby ci dopiec - zaśmiała się brunetka. Widząc, że blondynka wcale nie zmienia swojego nastawienia, od razu spoważniała. - A jednak..
- Nie wiem czy zaplanowała czy nie, ale tak czy inaczej ona nie wie o niczym co było między mną a nim. A przecież w końcu się przyjaźnimy - uśmiechnęła się zadziornie do przyjaciółki.
- O niee.. Co ty kombinujesz? - zmartwiła się Emily. Zorientowała się, że jej przyjaciółka ma jakiś plan, jednakże wiedziała również, że nie wyjdzie z tego nic dobrego.
- A nic - uśmiechnęła się szeroko, sięgając komórkę. W następnej kolejności wybrała z kontaktów numer i wcisnęła zieloną słuchawkę. Brunetka wciąż bacznie, z niepewnością przyglądała się poczynaniom dziewczyny.

** - Słucham? - odebrała nastolatka.
- Joleneeee.. Heeej, kochana - przywitała się Cassy. - Mam nadzieję, że cię nie obudziłam? - spytała. Dochodziła już godzina dwudziesta trzecia, więc prawdę mówiąc nie jest to najlepsza pora na telefonowanie. Dziewczynie to jednak nie przeszkadzało.
- Nie, no coś ty. Właśnie robiłam..
- Tak, tak, to świetnie - urwała znajomej. - Um.. Wiesz, dzwonię w takiej sprawie, że umm.. Robimy sobie jutro z Emily ee.. babski wieczór. Tak, właśnie.. I ten.. Pomyślałyśmy, że może też wpadniesz? - zaproponowała.
- Mówisz poważnie? Ojej dzięki Cass, to strasznie miłe z waszej strony. Pewnie, że wpadnę - ucieszyła się brunetka. Była naprawdę zadowolona z takiej propozycji, gdyż od samego początku starała się związać z dziewczynami. Miała nadzieję, że tym razem się uda.
- Im nas więcej tym weselej. To do jutra, Jo. Buziaczki - rzuciła miło do słuchawki, a następnie rozłączyła się. **

- Co to było? - spytała zaskoczona sytuacją Emi. - Czyżbyś jednak postanowiła dać jej szansę?
- Tak, oczywiście, że tak. Przecież to dziewczyna naszego przyjaciela, musimy się LEPIEJ poznać, nie prawda? - uśmiechnęła się przekonująco.
- Zaczynasz mnie przerażać. Serioo nie mam pojęcia co ty planujesz - westchnęła ciężko Emily, po czym udała się do łazienki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*17 maja, piątek*
Tego dnia wypadła kolej na randkę Luci z tajemniczą, nieznajomą dziewczyną z portalu randkowego. Był całkiem podekscytowany, choć prawdę mówiąc po tym co ostatnio przytrafiło się starszemu koledze, miał lekkiego stracha. Co jeśli jemu też trafi się taka wariatka? Albo jeszcze jakaś gorsza? Przez myśl przechodziły mu najgorsze scenariusze, jednak otuchy dodawał mu fakt, że kumple wciąż będą przy nim - oczywiście pod ukryciem - oraz, że choćby było nie wiadomo jak, to będą to tylko kolejne zdarzenia do wspominania. Włoch był romantykiem oraz flirciarzem, miał zatem niezłe gadane do dziewczyn, więc nie obawiał się, że rozmowa sprawi mu problem. O godzinie dwunastej czekał już na umówionej ławeczce w parku i wkrótce zjawiła się jego towarzyszka. Średniego wzrostu, drobna, czarne włosy sięgające za ramiona, ubrana w jeansowe szorty i luźną żółtą bluzkę. Pierwsza myśl chłopców - niezła laska. Mimo to Luca nie nastawiał się zbyt mocno, gdyż poprzednim razem też było 'no no, całkiem ładna" a okazała się być nieco dziwna, delikatnie mówiąc.

- Ciao bella (cześć piękna), jestem Luca - przywitał się, całując partnerkę w dłoń, po czym wręczył jej czerwoną różę.
- Mm czyżby Włoch? - uśmiechnęła się, słysząc mowę chłopaka.
- Cosi (tak) - odparł.
- Masz wspaniały akcent - skomplementowała z wciąż nie schodzącym uśmiechem. - Uwielbiam Włochów.
- Grazie (dziękuję). A ty jak się nazywasz?
- Jestem Danielle.
- Ślicznie - powiedział.
- To co.. Idziemy do mnie? - zaproponowała czarnowłosa.
- Um... Myślałem, że może raczej gdzieś pójdziemy, ale skoro tak wolisz - odparł jednocześnie zgadzając się na propozycję. 


Danielle wyjaśniła, że ma ogród, zatem tam będą mogli sobie posiedzieć, ponieważ tego dnia było naprawdę gorąco, więc komu chciałoby się chodzić. Dziewczyna mieszkała niedaleko, zatem kilkanaście minut później znajdowali się już u niej w ogrodzie, gdzie rozsiedli się na leżakach. Riker z Rockym natomiast zakradli się za krzaki, skąd obserwowali randkę kumpla. Niespodziewanie Danielle usiadła na kolanach dwudziestolatka, po czym objęła go wokół szyi.

- Jesteś tak strasznie przystojny, wiesz misiu? - uśmiechnęła się przejeżdżając dłonią wzdłuż kołnierzyka koszuli bruneta.
- Um.. Dzięki - zaśmiał się niezręcznie. Sam nie wiedział co się dzieje, czuł się dość speszony, gdy zupełnie obca dziewczyna, wskoczyła mu na kolana. No ale przecież nie powie jej tak wprost, żeby sobie zeszła. - Trochę mi gorąco - odparł, licząc iż towarzyszka zrozumie aluzję.
- Mm.. Przy takim ciasteczku to mi też - rzuciła z zadowoleniem, nachylając się do ucha chłopaka. - Myślałeś kiedyś jak to jest zrobić to na dworze? - szepnęła zmysłowo.
- Zrobić co? - zdziwił się coraz bardziej speszony.
- Mhh zgrywamy niewinnego? - mrugnęła do Luci, po czym niespodziewanie zaczęła go namiętnie całować. Włoch w szoku nie wiedział jak zareagować. Z jednej strony było mu przyjemnie, z drugiej nie jest on typem faceta, który z pierwszą lepszą zachodzi tak daleko.
- Danielle, co ty.. - zaczął przerywając pocałunek, jednak ciemnowłosa mu nie pozwoliła, więc postanowiła kontynuować. "O nie.. Kolejna wariatka" pomyślał chłopiec. 


Chyba nie trzeba wspominać, że bracia ukrywający się wówczas w krzakach, wzajemnie powstrzymywali się, aby nie wybuchnąć śmiechem, bo wtedy wszystko by zniszczyli. W tej chwili Dan wzięła się za koszulę chłopaka i szybkim tempem porozpinała guziczki, po czym namiętnie zaczęła całować jego klatę. Nie da się ukryć, że było to dla Luci przyjemne, ale i za razem przerażające. Stwierdził, że pozwoli jej jeszcze chwilę robić to, co dotychczas robi, ale zakończy to, gdy tylko zacznie dobierać się do innych części ubioru. Nie musiał długo na to czekać, gdyż Danielle coraz niżej schodząc z pocałunkami, zaczęła rozpinać rozporek partnera. "Kurcze.. No dobra, jeszcze chwila.." uznał, ponieważ to co robiła dziewczyna, sprawiało mu doprawdy niemałą rozkosz. Wówczas zdarzyło się coś, czego Luca kompletnie się nie spodziewał.

- Włosy ci spadły - powiedział jak gdyby nigdy nic. Momentalnie jednak się ocknął. - Włosy ci spa.. Że co?! - krzyknął przestraszony.
- No chyba nie myślałeś, że to moje prawdziwe, głuptasku. Chłopakom takie nie rosną - zaśmiał(a) się Daniel.
- Madre di Dio (Matko Boska)!! Ty jesteś facetem!! - wrzasnął spychając z siebie transwestytę. - Chyba zaraz zwymiotuję - stwierdził, będąc już  całkiem blisko płaczu.
- Oczywiście, że tak, kochany. Jeśli chcesz mogę zdjąć to wdzianko i zabawimy się po męsku - mrugnął zadziornie do zdeterminowanego i załamanego Włocha.
- Ja nie jestem gejem!!!
- No skoro tak mówisz, to wciąż mogę być twoją seksowną Danielle - ponownie posłał brunetowi oczko, kładąc dłoń na jego klacie, koszule wciąż miał rozpiętą. Niemniej jednak zmarnowany dwudziestolatek momentalnie odepchnął jego rękę.
- Nie mam nic przeciwko homoseksualistom, ale ode mnie trzymaj łapy z dala, ty pieprzony pederasto!!! - rzucił rozwścieczony i od razu najszybciej jak tylko potrafił wybiegł z ogrodu. 


Tuż za nim znaleźli się Rocky i Riker, którzy dosłownie płakali ze śmiechu i wcale nie wyglądali jakby zamierzali przestać. Każdy przechodzień nawet z daleka rozglądał się za nimi, gdyż tak głośno chichotali. Spokojnie można by pomyśleć, że coś wcześniej wypili, bądź zażyli. 

- A proposito di puttana. Merda Santo - mamrotał do siebie Włoch.
- Co ty tam.... gahahahadaasz? - spytał z trudem łapiąc powietrze Riker.
- Bardzo brzydkie słowa - mruknął ozięble.
- Lucaaahahahahahha - rechotał dziewiętnastolatek. - Zawsze mogło być gorzej.
- Dlaczego jaaaaaaaa? - rzucił, siadając na środku chodnika i chowając głowę w kolana. - Całowałem się z.. z.. z facetem!!! - ledwo co powstrzymywał się od płaczu. - I było mi przyjemnie.. - dodał jeszcze bardziej załamanym tonem.
- Chcesz nam może w związku z tym o czymś powiedzieć? Stary.. my u ciebie nocowaliśmy.. - dokuczył na poważnie Rocky. Po chwili jednak wybuchł śmiechem, a wraz z nim i Luca. Ten drugi jednak nie śmiechem, jednak płaczem.
- Całował moja kla.. - urwał i gwałtownie zerwał się na nogi, podbiegając do kosza na śmieci, po czym zaczął zwracać.
- O feee, ja chyba zaraz też zwymiotuję - wydukał Riker, spoglądając na Włocha z głową niemalże wsadzoną do kubła. 


Kilkanaście minut później sytuacja w miarę się uspokoiła. No może z wyjątkiem Luci, który przez całą drogę do hotelu mamrotał po włosku coś pod nosem. Będąc już na miejscu chłopcy postanowili złożyć wizytę Cassidy, gdyż już spory czas się nie widzieli. Emily była dzień wcześniej u Ellingtona, więc mieli okazję się spotkać, z blondynką natomiast nie. 

- Hej chłopcy - uśmiechnęła się dziewczyna, widząc w drzwiach przyjaciół wraz z kuzynem. - Co tam? - spytała, wpuszczając ich do środka i na raz jej mina zrzedła, gdy Luca dogłębnie zaczął jej się przyglądać oraz ciągnąć ją za włosy. - Umm.. Co on robi? - spytała zażenowana nastolatka. Bracia wzruszyli delikatnie ramionami, wpatrując się w poczynania kumpla.
- Na pewno jesteś dziewczyną? A może okłamywałaś mnie przez ten cały czas, co?! - krzyknął podejrzliwie w stronę kuzynki.
- Co to za krzyki? - spytała Em, wychodząc z pokoiku. - Ahh.. to tylko wy - zaśmiała się.
- A ty co? Emily? A może raczej EMIL?! - rzucił, podciągając bluzkę siedemnastolatki do góry. Ta natomiast zszokowana zachowaniem kolegi, gwałtownie ponownie ją opuściła. - Przyznaj się, o wszystkim już wiemy!! Wypychasz sobie cycki i myślisz, że nie mghgmhgm - najstarszy z towarzystwa złapał przyjaciela, zasłaniając mu usta i odciągając od przestraszonej brunetki.
- Tak, właśnie Emi. Lepiej pokaż co masz w majtkach. Rozbierz się tu i teraz, bo inaczej nie uwierzę, że jesteś dziewczyną. O! - rzucił Rocky. - I.. i ty Cassy też - dodał.
- C.. Co? Że co?! - zdumiała się Emily.
- To tylko w celach sprawdzających, nie żeby coś. Ałł - jęknął nastolatek, obrywając od starszego brata.
- Dobra dość! - krzyknęła Cassy. - Co jest grane? Czy on coś ćpał?! - wskazała na Lucę. - I Rocky?
- Nie, no coś ty - zapewnił najstarszy. - Umm.. Luca miał dosyć umm.. bliskie spotkanie z napalonym gejem transwestytą, a Rocky.. Rocky po prostu chciałby po prostu popatrzeć na nagie dziewczyny. To tyle.
- Co? Z jakim gejem? O co chodzi?
- Ojj noo.. Laska, z którą się umówił okazała się być facetem i ogólnie to długa historia. Do jutra powinien się uspokoić. Cześć, dziewczyny - powiedział Riker, wyprowadzając z apartamentu nadpobudliwego kolegę.


___________________________
Hej! :)
Mamy kolejny długi rozdział za nami. Dlaczego tak szybko dodaję? A dlatego, że na Sylwestra zamierzam przygotować dla Was rozdział specjalny, a ponieważ do niego jeszcze trochę wydarzeń, to muszę się sprężyć. Tak więc w poniedziałek kolejny rozdział i 31.12 lub 1.01 rozdział specjalny! Bardzo proszę o komentarze.


~DarkAngel <3

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 74: Here comes that movie scene.

Niedługo później Emily zaszła pod mieszkanie Lynchów oraz jej chłopaka. Drzwi otworzyła jej Rydel. Wywołało to nieco niezręczną sytuację między dziewczynami, jako że od pewnego czasu ich relacje zmieniły się i nie przyjaźniły już tak jak dawniej. Spowodowane to było głównie Ellingtonem, gdyż brunetka nie czuła się dobrze z faktem, że jej przyjaciółka praktycznie każdą chwilę spędza w towarzystwie jej chłopaka, i że czasem dochodziło między nimi do dwuznacznych sytuacji.

- Umm.. Jest Ellington? - spytała Emily, spoglądając niepewnie na blondynkę.
- Tak - odpowiedziała krótko, odsuwając się z przejścia, aby wpuścić koleżankę do środka. - Em, zaczekaj.. - zaczęła, zatrzymując nastolatkę. - Ostatnio trochę się między nami zepsuło i.. nie podoba mi się to..
- Czyżby?
- No tak. Nie wiem co się dzieje, ale chcę to skończyć i może..
- Wiesz... Rydel. Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Wali mi się związek i jedyne co muszę teraz zrobić, to porozmawiać z moich chłopakiem - powiedziała, przerywając blondynce.
- Co? O czym ty mówisz? - zdziwiła się starsza.
- Jakbyś nie wiedziała.. - rzuciła i poszła do pokoiku brunetów. Z początku bała się trochę rozmowy z nim, aczkolwiek wiedziała, że bez tego się nie obejdzie. Zapukała zatem, a następnie weszła do środka. Zastała tam obydwoje lokatorów, których wyraźnie zdziwił widok nastolatki.
- Emi? Co ty tutaj robisz? - spytał Ratliff, podnosząc się z łóżka.
- Umm.. Rocky, mogę porozmawiać z Ellingtonem? - zwróciła się do kumpla.
- Ee.. ta, jasne. Rozmawiaj - uśmiechnął się, rozkładając wygodnie na swoim łożu.
- Miałam na myśli, że na osobności.
- Nie no spoko. Zamknijcie drzwi, to nikt z ciekawskich nie wejdzie. No mówię ci.. ta Rydel to taka ciekawska, że wszystko musi wiedzieć. A Ross? Ten to już  w ogóle. Takie gumowe ucho. Nie potrafi..
- Rocky! Jesteś w tym momencie zbędny w tym pokoju! - krzyknęła dziewczyna. Dziewiętnastolatek podniósł się, przeszył przyjaciółkę przymrużonymi oczami, a w następnej kolejności skierował się do drzwi.
- Pewnie, pewnie.. wyrzuć mnie z mojego własnego pokoju. Później się dziwią, że nie szukam dziewczyny - burknął sam do siebie, zamknąwszy drzwi.
- Więc o czym chciałaś porozmawiać? - odezwał się Ell.
- Ty tak poważnie? Jeszcze kilka tygodni temu na przywitanie objął byś mnie i pocałował.. dziś pytasz co ja tu robię.. - powiedziała z wyraźnym żalem w głosie. Chłopiec zauważył to. Zbliżył się do partnerki, chcąc ją objąć i uczynić to, co przed sekundy wspomniała, jednakże nie pozwoliła mu na, odchodząc kawałek na bok.
- Co jest? - zaniepokoił się. Doskonale wiedział, że rozmowa niekoniecznie przyjemnie się zapowiada.
- Dzwoniłam do ciebie cały dzień, gdzie byłeś? - zapytała poważnie, wciąż z przejęciem.
- Umm.. Tu i ówdzie.. - odpowiedział niepewnie.
- Mhmm.. A telefonu czemu nie odbierałeś?
- Ee.. Nawet nie słyszałem, że dzwoniłaś - odrzekł, łapiąc się za kieszeń. Spostrzegł wówczas, że nie ma tam swojej komórki. - W ogóle nie wiem gdzie mam telefon. Chyba go zgubiłem.
- Może po prostu gdzieś go zostawiłeś.. U jakiejś dziewczyny na przykład.
- Słucham? Emily, czy ty się słyszysz? U jakiej znowu dziewczyny? Kochanie.. - udawał, że kompletnie nie wie o czym nastolatka mówi. Nie zdawał sobie wówczas sprawy, że wie ona z kim spędził dzisiejszy dzień.
- No nie wiem.. U Kelly może.. - drążyła temat. Na raz chłopak złapał głęboki oddech. Nie spodziewał się takiego biegu wydarzeń. - Co? Teraz już taki rozmowny nie jesteś? - rzuciła do Ellingtona, słysząc, że ten tylko coś jąkał.
- Skąd wiesz o Kelly? - zapytał w końcu.
- Odebrała twój telefon. Umm.. Więc.. od kiedy? - spytała z zaszklonymi oczami. Nie chciała jednak płakać przy partnerze mimo, że była już  u szczytu wytrzymałości.
- Od kiedy co? - zdziwił się, nie zrozumiawszy zapytania dziewczyny.
- Mnie zdradzasz - wydukała.
- C-co? Zdradzam cię? Emily, teraz to przesadziłaś. W życiu bym cię nie zdradził. Faktycznie, byłem z nią dzisiaj cały dzień, ale to przecież o niczym nie świadczy. To moja stara.. znajoma, jeszcze z Los Angeles. Spotkałem ją wczoraj na mieście i poprosiła mnie o małe oprowadzenie po mieście. Jest tutaj sama i nikogo nie zna - wyjaśnił na spokojnie. Brunetka powoli zaczynała ochłaniać.
- To czemu od razu mi tego nie powiedziałeś?.. No tak.. Przecież ostatnio prawie wcale nie rozmawiamy.
- Ojeej.. Przepraszam - powiedział słodkim tonem, objąwszy brunetkę. - Może w takim razie zostaniesz już  na noc, perełko ty moja?
- Już nie pamiętam, kiedy mnie tak nazwałeś - uśmiechnęła się szeroko. - Kocham cię - odparła. Dwudziestolatek odpowiedział jedynie delikatnym uśmieszkiem oraz mocniejszym objęciem.
- To co, zostaniesz?
- A Cass zostanie sama?
- I co, to tylko jedna noc. Powiemy Rossowi, że jest sama, to na pewno się ucieszy - zażartował.
- Głupi jesteś - zaśmiała się. - Poza tym, nie będziesz jutro szedł po telefon?
- No taaak.. Ale przecież nie muszę iść z samego rana. Więc? - ponowił propozycję.
- Dobrze. Tak w ogóle to będziesz musiał mnie kiedyś poznać z tą Kelly.
- Taaak, no pewnie - odpowiedział. 

Tak naprawdę wcale nie zamierzał tego robić. Aż tak głupi nie jest, żeby poznawać ze sobą swoją byłą dziewczynę z obecną. Znał Emi i wiedział, że bywa zazdrosna, a co do Kelly.. po prostu nie byłoby przyjemnym dla niej poznawanie nowej partnerki swojego ex. Tym bardziej, że kiedyś byli ze sobą szczęśliwi i zapewne, gdyby nie konieczność wyjazdu bębniarza do Miami, wciąż stanowiliby dobrą parę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nazajutrz najpóźniej z łóżka zwlekli się Ratliff z Emily, jako że znając życie zasnęli o później porze. Niemniej jednak mieli okazję spędzić wspólnie miłe chwile i zregenerować się po ostatnim spadzie w ich związku. Po śniadaniu poszli razem na mały spacerek, a następnie mężczyzna odprowadził ukochaną do domu. Sam zaś poszedł do Kelly, u której poprzedniego dnia zostawił swój telefon. Aczkolwiek po głowie wciąż chodziła mu rozmowa z Emi i uświadomił sobie, że może lepiej będzie, jeśli z byłą partnerką zacznie się nieco bardziej ograniczać, gdyż przecież nie jest on singlem. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę, że będzie to dla niego nie lada łatwe zadanie, ponieważ jego rówieśniczka wciąż, mimo tylu miesięcy rozłąki, coś dla niego znaczy. I to coś bardzo ważnego.

- Hej, Kelly - uśmiechnął się na samym wejściu, gdy tylko brunetka otworzyła mu drzwi.
- Po telefon? - spytała z przekonaniem, wpuszczając przyjaciela do środka, na co ten kilkakrotnie skinął głową. - Dzwoniła wczoraj jakaś dziewczyna. Nie chciałam odbierać, ale nie mogłam odblokować ekranu, żeby go wyciszyć, a ona bez przerwy dzwoniła. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?
- Niee, no coś ty. I już z nią rozmawiałem, jest okej.
- To dobrze - uśmiechnęła się.
- Umm.. Czemu tak na mnie patrzysz? - zaśmiał się Ell, spostrzegając, że od jakiegoś czasu koleżanka bez przerwy mu się przygląda.
- Nieważne..
- Nie no powiedz, proszę.
- No bo.. Chodzi o to, że.. - zaczęła. Była tym lekko zakłopotane, aczkolwiek definitywnie chciała to z siebie wyrzucić
- Długo mi każesz czekać? Chcesz, żebym jajko tutaj zniósł z niepewności? - zaśmiał się Ratliff.
- Wybacz. No dobraa.. Myślałam o tym przez noc.. Wczoraj i.. i przedwczoraj, jak z tobą byłam.. na raz przypomniały mi się wszystkie nasze wspólne chwile. Wiem, że to tylko raptem dwa dni, ale było mi naprawdę dobrze i wróciły wszystkie wspomnienia sprzed laty.. Liczyłam na to, że tobie też coś wczoraj zaświtało - wyrzuciła z siebie z bijącym zadowoleniem.
- No pewnie, że tak. Było świetnie i cieszę się, że mamy okazję wszystko ponadrabiać - ucieszył się, dziewczyna również.
- Ja właśnie też. I jedyne pytanie jakie mi się w tym momencie nasuwa to.. Umm.. - przerwała na moment. Krępowała się trochę o to zapytać. Po chwili jednak się przełamała. - Dlaczego ty.. umm.. wciąż nie spytałeś czy.. czy do siebie wrócimy - rzuciła, patrząc w oczy bruneta. - Gdy tutaj leciałam bez przerwy o tobie.. o nas myślałam, miałam nadzieję, że od razu będzie tak jak dawniej. Później zdałam sobie sprawę, że to przecież aż dwa lata i że może to wszystko wyparowało.. Jednak, gdy się spotkaliśmy i jeszcze wczoraj, czułam, że to wciąż jest.. i że tęsknię za tym. Najbardziej na świecie. Tyle, że nie wiem jak ty.. Dlaczego nic na ten temat nie powiedziałeś. Ja już nie dałam rady, więc to zrobiłam i teraz decyzja zależy tylko od ciebie - wydeklamowała. 

Bez problemu czuć było, że dziewczynie naprawdę strasznie zależy i że każde pojedyncze słowo jest mówione prosto z serca. Każde z nich powodowało jednocześnie coraz większe zamarcie u Ellingtona. W brzuchu czuł "motylki" i skakał z radości, rozum natomiast mówił mu co innego, a serce.. w tej chwili chyba najzwyczajniej nie wiedziało jak zareagować. 

- Kocham cię i uważam, że powinniśmy do siebie wrócić.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejne dni mijały w mgnieniu oka. Riker, Rocky i Luca znaleźli na portalu kolejną partnerkę na spotkanie, którą tym razem zajmie Włoch. Nie był on do końca pewien jako, że poprzednim razem randka najstarszego z chłopców okazała się totalną klapą. Aczkolwiek w związku z tym, że dziewiętnastolatek lubi wyzwania, a jeszcze bardziej lubi dziewczyny, postanowił zaryzykować. Może mu się poszczęści i wyjdzie z tego coś więcej. Przecież to, że jego starszy kumpel trafił na wariatkę, nie znaczy, że jemu również takowa się przypałęta. Ross z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zbliżał się do Jolene, tym samym oddalając od Cassidy, gdyż niemalże każdy swój wolny czas spędzał na szlifowaniu związku z nową znajomą. Polubił ją, nawet bardzo. Nie można być zatem zdziwionym, że wkrótce nie sposób było traktować nastolatków jako tylko przyjaciół. Emily na każdym kroku starała się, aby mieć Ellingtona jak najbliżej siebie. Trzeba przyznać, że wychodziło jej to nienagannie, ponieważ para znów przebywała ze sobą bez przerwy. Brunetka prawie każdego dnia wyciągała ukochanego a to na miasto w celu wspólnego pospacerowania, a to do kina czy do innego miejsca rozrywki, lub po prostu zostawali w domu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*16 maja, godzina 17:30*

Cassidy siedziała znudzona na kanapie w salonie, przerzucając pilotem kanały w telewizorze, próbując znaleźć coś ciekawego. Na nic takiego nie natrafiła, zatem postanowiła całkowicie wyłączyć urządzenie. Wzięła ze stołu pierwszą lepszą gazetę i zaczęła ją czytać. Co prawda tam również nic interesującego się nie znalazło, ale i tak lepsze to niż siedzenie bezczynnie. Emily była wówczas u Ratliffa, więc blondynka została skazana na siebie. Tak by się bynajmniej mogło zdawać do momentu, gdy rozległ się dźwięk dzwonka od drzwi. Wstała, a gdy tylko spojrzała przez wizjerek od razu na jej twarzy pojawił się uśmiech. Bez zastanowienia wpuściła do środka gościa. Był to Ross. Ucieszyło to bardzo nastolatkę, jako że nie widziała się z przyjacielem od ponad tygodnia. Chłopak miał teraz trochę zawalony czas. Jak nie próby z zespołem, to praca na planie najnowszego sezonu Austina i Ally. Każdą wolną chwilę natomiast spędzał z Jolene.

- Heej - rzuciła zadowolona na przywitanie. - Co cię tu sprowadza?
- No ty - odparł z delikatnym uśmiechem.
- Oh czyżby? Jakoś w ostatnim czasie trochę ci się o mnie zapomniało - rzekła z lekkim wyrzutem.
- Przepraszam, Cass. Wiesz, że mam teraz masę rzeczy na głowie - powiedział smętnie, opierając tył głowy o ścianę.
- A skąd mam to wiedzieć? Skoro nawet głupiego SMSa nie raczysz napisać?
- Przepraszam, naprawdę - powtórzył.
- Już dobrze. Usiądź sobie, porobimy coś. Z nieba mi spadłeś, myślałam, że się tutaj sama zanudzę - odparła. Osiemnastolatek zrobił to o co poprosiła go dziewczyna. Chwilę razem porozmawiali, choć tak naprawdę to głównie Cassidy mówiła, a Ross ledwo przytomny od czasu do czasu coś odpowiedział.
- Dobra Cass, ja już lecę - odezwał się.
- Dokąd? Przecież dopiero co przyszedłeś - słusznie zauważyła blondynka. Chłopak przyszedł raptem niecałe pół godziny temu.
- No wieem, ale muszę sobie jeszcze powtórzyć trochę skrypt, jutro rano idę na plan - odpowiedział, podnosząc się z sofy. Zmierzył na przedpokój i powoli zaczął zakładać buty.
- Ty chyba żartujesz? Spójrz na siebie, wyglądasz jak żywy trup, masz podkrążone oczy i w dodatku ledwo co chodzisz, zasypiasz na stojąco - powiedziała, podchodząc do przyjaciela.
- Zdaje ci się - machnął ręką.
- Co mi się zdaje? Przecież widzę. Ty się spalasz, przystopuj trochę. Rozumiem, że masz ten swój serial i zespół, ale przecież nie możesz się nadwyrężać i zawalać nocek - mówiła z przejęciem. Chłopiec rzeczywiście nie wyglądał zbyt ciekawie. Widać po nim było, że w tym momencie najbardziej potrzebuje wypoczynku.
- A co mam niby poradzić? Tego jest zbyt wiele, ja nie nadążam - powiedział bezradnie, siadając na podłodze.
- Zostań jeszcze trochę ze mną - uśmiechnęła się blondynka, siadając obok chłopaka, opierając ręce o jego ramię.
- No nie wiem - rzucił niepewnie.
- Proszę. Zrobię kolację i coś razem obejrzymy czy coś porobimy, położysz się i odprężysz. Martwię się o ciebie, jeszcze trochę i mi w depresję wpadniesz, proszę cię - nalegała.
- Rozleniwię się i nie będzie mi się chciało wracać.
- To zostaniesz.. Ee.. Ratliff zapewne koło dwudziestej drugiej będzie odwoził Emi, to cię weźmie. Odnoszę wrażenie, że nie chcesz spędzić ze mną trochę czasu?
- No coś ty.  Pewnie, że chcę - uśmiechnął się. - Zgoda. Dzięki za troskę - powiedział przez uśmiech.
- Nie ma sprawy. To ja się pójdę umyć, a później zrobię coś do jedzenia, połóż się - rzuciła uprzejmie, wskazując na kanapę.
- A masaż też mi zrobisz? - spytał z uniesionymi brwiami.
- Nie nadwyrężaj mojej dobroci, kochanie. Pomyślę - zaśmiała się. - A teraz idę się myć, zaraz przyjdę.

Dziewczyna tak tez zrobiła, a Ross wygodnie rozłożył się na kanapie. Około dwudziestu minut później wróciła i tak wcześniej oznajmiła, zamierzała zrobić kolację.

- Co będziesz ja.. - urwała, spostrzegłszy, że chłopiec najprawdopodobniej zasnął. 

Uśmiechnęła się do siebie. Poszła na moment do pokoiku i wróciła z kocykiem, którym nakryła blondyna.Następnie usiadła obok niego i delikatnie pogładziła dłonią jego policzek, w następnej kolejności składając na nim pocałunek. Zaraz za nim jeszcze jeden, czuły i subtelny, aczkolwiek delikatny, aby nie zbudzić chłopaka, tym razem na jego ustach. Przez kolejną chwilę z wyczuwalnym smutkiem jeszcze na niego spoglądała, po czym ruszyła do kuchni i wzięła się za przygotowywanie kolacji. Nie wysilała się jakoś szczególnie, zrobiła jedynie kanapki z pomidorem, z szynką, czy z serem a do wypicia herbatę. Zaraz po tym postanowiła obudzić blondyna, szturchając delikatnie ramię.

_______________________________
Hej!
Jak tam u Was? Miałam dodać ten rozdział wczoraj, ale jakoś nie za bardzo miałam czas. Nie jest on bardzo długi, tak jak zamierzałam zrobić dla Was na święta, ale tak jakoś wyszło. W związku z tym postaram się dodać jutro kolejny rozdział. Nie rozpisuję się już. Mam nadzieję, że mieliście udane święta w gronie rodziny, bogatego Mikołaja i że spędziliście piękne chwile. :) 


~ DarkAngel <3

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 73: Who's that girl?

*7 maja*
Nazajutrz Ross od samego rana z podekscytowaniem krążył po salonie. Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie spotka Jolene, ona ściśle mówiąc zawróciła mu w głowie od pierwszego wejrzenia. Wysoka, brunetka, długie nogi i w dodatku ładna oraz wydaje się być sympatyczna. Czego zatem więcej chłopakowi potrzeba do szczęścia? Blondyn założył białą bluzkę, czarne rurki i tego samego koloru trampki oraz bezwzględnie okulary. O umówionej dzień wcześniej porze, spotkał się z brunetką przy fontannie, na placu przed jedną z galerii. Od samego początku nie mógł oderwać od niej wzroku. Ubrana była w niebieską sukienkę, sięgającą mniej więcej do połowy ud oraz białe sandały na niewysokim obcasie.

- Cześć, ślicznie wyglądasz. Cieszę się, że zadzwoniłaś, chyba jestem teraz winien Cassy przysługę - zaśmiał się, witając z nastolatką.
- Dziękuję, ty też niczego sobie - uśmiechnęła się. - To gdzie idziemy?
- Pomyślałem, że po prostu sobie trochę pochodzimy - odpowiedział Ross. - Możemy też iść na plażę - dodał. 

Tak też zrobili, kupili sobie po lodzie i zmierzyli na plażę. Kąpać się nie zamierzali, ale mimo wszystko miło jest posiedzieć na gorącym piasku, wysłuchując szumu oceanu i to w dodatku w przyjemnym towarzystwie. A trzeba przyznać, że obydwojgu bardzo odpowiadała wzajemna osoba. Tak więc już po kilku godzinach spędzonych razem w takich warunkach, para postanowiła umówić się na kolejne spotkanie. Do końca tego dnia natomiast, siedzieli na plaży i toczyli rozmowy. Bez przerwy wspólnie żartowali i śmiali się, żadne z nich nie mogło narzekać na nudę. Pożegnali się dopiero około osiemnastej, oczywiście wcześniej Ross zabrał towarzyszkę na małą przekąskę, gdyż cały dzień o pustym żołądku nie jest dobrym pomysłem na randkę. Niemniej jednak wypadła ona wyśmienicie, zatem na pewno będzie ich jeszcze wiele. 

- Dzięki za miły dzień - uśmiechnęła się nastolatka.
- Spotkamy się jeszcze? Mogę sobie robić nadzieje? - zaśmiał się.
- No pewnie, że tak - odparła, po czym cmoknęła partnera w policzek, wywołując u niego tym samym zadowolenie. - A ja mogę?
- Jeszcze pytasz? Jasne, że tak! Spodziewam się, że.. nie skończy się tylko na kilku randkach - powiedział nieśmiało, łapiąc dłoń dziewczyny.
- Byłoby wspaniale. To do następnego razu - uśmiechnęła się. Ross wciąż nie puszczając jej dłoni, przyciągnął ją do siebie. 
- Żegnasz się? Tak bez buziaka?
- Haha - zaśmiała się brunetka. Po chwili jednak spełniła wolę siedemnastolatka i ponownie cmoknęła go w polik. - Lepiej?
- Zdecydowanie - rzucił. - Już nie mogę się doczeać kolejnego razu.
- Masz już wobec mnie plany na następny raz? - śmiała się dziewczyna.
- Oczywiście - odparł Ross

Postali razem jeszcze przez kilka minut, po czym rozeszli w swoje strony. Wyraźnie było widać, że między parą zaiskrzyło i to całkiem mocno. Z takim przekonaniem chłopiec wrócił do domu. Szeroko uśmiechnięty wszedł do mieszkania, a następnie od razu, wzdychając rzucił się na kanapę w salonie.

- A ty co tak wzdychasz? - zaśmiał się Riker, na którego upadł młodszy brat.
- Właśnie, jak było? - spytała po cichu Cassidy, siedząca na fotelu obok. 

Nie wróciła jeszcze do hotelu, gdyż nie śpieszno jej do rozmowy z mamą. Wciąż ostatecznie nie pogodziła się z tym, że ktoś nowy pojawił się w ich życiu. Ktoś, kto ma zastąpić jej ojca. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała to przyjąć, aczkolwiek wolała później.

- Rewelacyjnie! Jej włosy są ahh.. Jej ciało jest ahh.. A jej oczy są piękne.. - mówił rozmarzonym głosem.
- Jakiego koloru? - zapytał Ellington, będąc pewnym, że kumpel nie zna odpowiedzi.
- Ee.. Zieeeelonee? - odpowiedział niepewnie.
- Są brązowe - wtrąciła Cassidy, na co brunet zaśmiał się zgryźliwie.
- Ojeny no nieważne. Ważne jest to, że jest strasznie ładna, strasznie fajna i że wkrótce ją zdobędę - rzucił radośnie, wykonując jeden ze swoich tańców radości. 
- Riker, możesz odwieźć mnie do domu? - odezwała się do kolegi Cassy. 
- Już idziesz? - rzuciła Rydel. Nastolatka tylko przytaknęła delikatnie głową i od razu skierowała się do drzwi a tuż za nią Riker.
- Cass, zaczekaj - powiedział Ross, podbiegając do przyjaciółki. - Dzięki za wszystko. Gdyby nie ty nie miałbym możliwości poznania Jolene, jesteś świetna - odparł, obejmując dziewczynę.
- I teraz powinnam się powiesić - rzuciła po cichu do siebie.
- Słucham?
- Nic, nic. Spoko, życzę wam.. szczęścia - powiedziała obojętnie i wraz z dorosłym opuściła pomieszczenie. Gdy tylko doszli do auta, wtuliła się w niego.
- Ejj nie płacz, mała - odezwał się blondyn, obejmując mocno niebieskooką.
- Nie płaczę. Kocham go - rzuciła krótko, opierając się maskę samochodu.
- To idź i mu to powiedz.
- Riker.. Ja już nawaliłam i przegrałam, on się przerzucił - westchnęła dziewczyna.
- No wiesz, mimo to wydaje mi się, że wciąż jesteś numer jeden - powiedział pewnie mężczyzna. Otworzył drzwi od pojazdu, wpuszczając do niego przyjaciółkę i odjechali. 

Pod hotel zajechali około dwudziestej a dorosły zgodził się wejść na parę minut do apartamentu przyjaciółek, aby zjeść kawałek ciasta. Ten czas jednak rozciągnął się nieco, gdyż niespodziewanie pojawiła się również Katie. W takim wypadku blondynowi udało się pójść dopiero po godzinie. Oczywiście matka Cassidy cały czas po wyjściu Rikera mówiła jej jaki to z Lyncha dobry chłopiec oraz, że właśnie taki byłby idealny dla nastolatki. Rzecz jasna wszczęło to tylko kolejną kłótnię, bo przecież z jakiej niby racji kobieta ma decydować kto jest dla blondynki odpowiedni? Jakoś ta nie miała nic do gadania na temat faceta dorosłej, zatem jakim prawem ta dyktuje jej swoje spostrzeżenia. Po pewnym czasie szczęśliwie udało się uspokoić dyskusję. Spokojniejsza rozmowa znacznie zmieniła bieg wydarzeń i wreszcie zdawało się wyglądać jakoby siedemnastolatka zaakceptowała związek mamy. Wciąż ją to trochę trapiło, ale przyjaciele mają rację - każdy ma prawo do szczęścia. Obiecała wówczas, że zmieni swoje nastawienie i zachowanie w stosunku do partnera rodzicielki i postara się znaleźć z nim, jak i również z jego synem, wspólny język. Po wyjściu dorosłej, dziewczyny zostały same, co złożyło się na dobre, gdyż wszystko wskazywało na to, że jedna z nich potrzebuje komuś się wygadać.

- Emily, wszystko w porządku? - spytała blondynka, siadając obok przyjaciółki. Widać było, że coś ją trapi. Siedział podenerwowana z komórką w ręku, bez przerwy zerkając na ekran.
- Umm.. Pamiętasz jak kilka miesięcy temu sorka Gilbert przekonywała mnie, żebym wysłała zgłoszenie do tej szkoły "dla zdolniejszych" w Clearwater? - odpowiedziała z zapytaniem no co koleżanka skinęła delikatnie głową. - Dostałam dziś maila, że chcą mnie przyjąć i teraz decyzja zależy tylko ode mnie.. - dodała. Cassidy zaniemówiła na moment. Nie spodziewała się takiej wiadomości. Z jednej strony niby się cieszyła, z drugiej zaś wiedziała, że to oznaczałoby rozłąkę.
- Ee.. I co ty na to? Chciałabyś? - odezwała się po chwili zastanowienia.
- Nie mam pojęcia. Prawda jest taka, że zawsze chciałam mieć możliwość edukacji w szkole z tak wysoką rangą, ale.. Tu mam ciebie i.. Ellingtona. Gdybym wyjechała, nasz związek na pewno by nie przetrwał - powiedziała z boleścią.
- Ale o czym ty mówisz? Przecież byliście z dala od siebie przez cztery miesiące, na różnych kontynentach. Wytrwaliście? Bez problemu. Więc nie widzę co teraz miałoby być nie tak - mówiła pewnie Cassisy. Rzeczywiście ich pierwsza rozłąka jakoś im się udała. Mimo, że obydwoje strasznie za sobą tęsknili, to i tak wiedzieli, że wciąż jest między nimi silne uczucie, które wręcz rosło wraz z kolejnymi dniami spędzonymi oddzielnie.
- To już nie jest to, co było kiedyś, Cass. Już nie jesteśmy taką idealną, słodką parą.. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Wiesz dlaczego? Przez Rydel. To oczywiste, że gdy wyjadę, ona mi go zabierze - wyrzuciła z zaszklonymi oczami. 

Już dawno widziała, że przyjaciele są ze sobą bardzo blisko, aczkolwiek nie przejmowała się tym szczególnie mocno, ponieważ była pewna, iż Ellington kocha ją i tylko ją. Pokazywał to na każdym kroku, w każdym najmniejszym geście. Chociażby poprzez częste sms-y czy nocne telefony, kiedy to brunet mówił, że chciał tylko usłyszeć głos partnerki przed snem. To w pełni uświadamiało ją w fakcie, że jest kimś bardzo ważnym dla Ratliffa. Niestety ostatnimi czasy wiele się zmieniło. Nie spędzają ze sobą już  tyle czasu co kiedyś, czasem nawet zdarzają się dni, gdy ot tak nie rozmawiają ze sobą przez kilka dni a później, gdy się spotykają, nie okazują, ażeby bardzo się stęsknili.

- Emily, o czym ty mówisz? - spytała zdziwiona blondynka, obejmując przyjaciółkę.
- Jak to o czym? Nie widzisz tego? Ona cały czas jest przy nim a on nic sobie z tego nie robi, wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że jemu to odpowiada - wyrzuciła z przejęciem. - Jest ładna, starsza, mieszka z nim, grają razem w zespole, znają się znacznie dłużej niż my i ogólnie praktycznie każdą chwilę spędzają w swoim towarzystwie. Jeśli wyjadę nim się obejrzę on mnie dla niej zostawi - dodała. Momentalnie wybuchła niepohamowanym szlochem, wtulając się w dziewczynę.
- Emi.. spokojnie - zaczęła po cichu, wciąż nie puszczając przyjaciółki. - Ellington taki nie jest. A ten Sylwester to.. Zrozum, może obydwoje za dużo wypili. Gdyby coś się miało dziać, nie dowiedziałabyś się o tym pocałunku. A Rydel to przyjaciółka i nie zabrałaby się za zajętego faceta. Porozmawiaj z Ellingtonem i już nie płacz - mówiła, starając się pocieszyć koleżankę. Nie wychodziło jej to najlepiej, gdyż brunetka wciąż nie przestawała ronić z oczu łez.
- Jak mam z nim do cholery porozmawiać?! Od rana do niego dzwonię! Ale on nie odbiera! - krzyknęła podenerwowana, wymachując telefonem. 
- Może ee.. jest zajęty.
- Byłaś u nich, więc powinnaś wiedzieć co robił, prawda? Więc?
- Ee.. Nie-nie wiem. Siedziałam z Rydel i nie ten.. Nie zwracałam uwagi na chłopców - skłamała. Doskonale wiedziała, że dwudziestolatek z samego rana gdzieś wyszedł, aczkolwiek nie chciała dodatkowo drażnić i martwić przyjaciółki.
- Kłamiesz. Powiedz mi prawdę, proszę - rzuciła roztrzęsiona.
- Noo.. Poszedł gdzieś rano, ale nie wiem gdzie. Wrócił przed osiemnastą, ale Rydel była cały czas w domu, więc nie masz czym się przejmować - odparła zgodnie z prawdą. Emily uspokoiła się nieco z informacją, iż nie jest on z blondynką, jednak spokoju jej nie dawał fakt, dlaczego chłopak nie odbiera komórki. Zwłaszcza, że ponoć jest już w domu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Ten sam dzień, godzina 10*
Ellington, który wciąż do końca nie ocknął się po spotkaniu byłej dziewczyny - niemalże całą noc o niej myślał - postanowił spotkać się z nią tego dnia, tak jak to planował wczoraj. Z samego rana brunetka napisała do niego sms-a, w którym podziękowała za mile spędzony czas zeszłego wieczoru oraz że "wszystko wraca do dawnych czasów". Taka wiadomość tylko jeszcze bardziej przekonała go w fakcie, że Kelly wciąż coś do niego czuje i nie ma co ukrywać, że wpłynęło to pozytywnie na jego humor. Umówił się z przyjaciółką w miejscu, w którym spotkali się wczoraj, gdyż tak jak brunetka wspomniała, nie zdążyła jeszcze poznać okolicy. Mimo, iż Ell lubił sobie czasem dłużej pospać, tym razem chciał jak najwcześniej zobaczyć się z dziewiętnastolatką, więc jeszcze przed jedenastą obydwoje znajdowali się przy fontannie.

- Hej, świetnie, że napisałaś. Zapodziałem gdzieś twój numer i już zacząłem się obawiać, że zmienisz zdanie co do naszego wyjścia - uśmiechnął się brunet, witając z dziewczyną.
- No coś ty, głupku. Jak mogłeś tak pomyśleć? - zaśmiała się Kelly.
- Nie wiesz, że przy tobie głupieję? W pozytywnym sensie - rzucił, wywierając uśmiech u partnerki. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że nie powinien był tak mówić, gdyż jakby nie patrzeć ma dziewczynę, o której kompletnie zapomniał w obliczu swojej ex. - Ee.. Tooo.. Gotowa na wycieczkę po Miami? - spytał z entuzjazmem, próbując wybrnąć z niezręcznej dla niego sytuacji.
- Jasne, że tak - uśmiechnęła się.
- Tak fajnego przewodnika jeszcze nie miałaś, co? 
- Nic nie odpowiem - odparła zgryźliwie nastolatka. 

Chłopiec zmarszczył delikatnie nos w jej stronę a następnie ruszyli w kierunku jednej uliczki. Ellington rozpoczął "wycieczkę" praktycznie bez żadnego konkretnego celu. Szli z dziewczyną wzdłuż uliczek, tocząc rozmowy na różne tematy i co ciekawszą minioną placówkę komentował kilkoma zdaniami. To chyba oczywiste, że nie musi tłumaczyć co takiego można robić na przykład w kinie. W trakcie przechadzki obydwoje nieco zgłodnieli, więc zatrzymali się na moment przy jednej z budek z fast foodem, gdzie zakupili po kebabie. Chłopak nie byłby sobą, gdyby czegoś nie spaprał, więc i tym razem coś musiało się wydarzyć. Będąc zajętym konwersacją z koleżanką oraz pochłanianiem - bo trudno było to nazwać jedzeniem - pożywienia, nie spostrzegł na swojej drodze niewielkiego słupka, z którym kolizja spowodowała nie do końca przyjemne zbliżenie z ziemią. 

- Może byś tak podała rękę? - rzucił do brunetki, która w pierwszej chwili zajęła się śmiechem. Ell również był tym rozbawiony, ponieważ był człowiekiem zdystansowanym i potrafił żartować ze swych wpadek. Tak samo było i tym razem mimo, że upadek należał do raczej bolesnych.
- Jasne, wybacz. Sieroto ty moja - odparła wciąż nie przerywając śmiechu, wyciągając do siedzącego na ziemi chłopaka rękę. 
- Nie przeginaj - zarechotał brunet, otrzepując się z brudu. - Ej chodźmy popuszczać latawiec! - zaproponował z entuzjazmem, zauważywszy tuż obok nich budkę z różnymi gadżetami. 

Oczywiście Kelly się zgodziła, jako że lubiła tego typu zabawy. Zakupili jeden latawiec oraz frisbee i udali się do jednego z pobliskich parków. Rozpakowali tam swoje zakupy, a następnie postanowili je wypróbować. Trzeba przyznać, że nie szło im to najlepiej, gdyż latawiec kilkakrotnie zaatakował dziewczynę (LINK), a frisbee nie chciało latać (LINK). Ale tak to właśnie bywa, gdy kupuje się takie rzeczy za niespełna kilka dolarów. Niemniej jednak dysfunkcje owych przedmiotów sprawiły, że młodzieży towarzyszyło jeszcze więcej śmiechu i zabawy. Około godziny szesnastej zakończyli wygłupy i skierowali się w drogę powrotną do tymczasowego mieszkania dziewczyny.

- Tym razem muszę cię odprowadzić, nie pokazałaś mi jeszcze gdzie się zatrzymałaś - uśmiechnął się Ell.
- Tak czy inaczej musiałbyś mnie odprowadzić, nie trafię stąd sama - zaśmiała się.
- To ten.. Ja już muszę lecieć. Cześć, Kelly - odparł zgryźliwie odchodząc od przyjaciółki.
- Ellington! -  krzyknęła za chłopakiem. Widząc, że ten nie zwraca na to uwagi, podbiegła do niego i ustała na przeciw. - Zostawiłbyś mnie samą? Znowu - spytała, spoglądając na partnera. Brunet uśmiechnął się delikatnie, po czym podniósł koleżankę i ruszył przed siebie.
- No coś ty - odpowiedział. 

Następnie para zmierzyła wspólnie do mieszkania Kelly. Znajdowało się ono około czterdziestu minut drogi z parku, w którym obecnie się znajdowali. Po zajściu na miejsce, dziewczyna zaprosiła kolegę do środka, na co ten oczywiście nie protestował. Posiedzieli sobie, a pół godziny później Ratliff uznał, że pora wracać do domu. Pożegnał się z brunetką i wrócił do siebie. Pechowo zapomniał zabrać od Kelly swojego telefonu, który zostawił na stoliku. Dwudziestolatka słyszała, że ktoś bez przerwy dzwoni, ale mimo wszystko nie chciał odbierać, bo to przecież komórka Ellingtona, a oni praktycznie nie są już parą. Odłożyła zatem urządzenie na bok, a sama poszła się wykąpać. W następnej kolejności zjadła kolację, po której uszykowała sobie przedmioty do rysowania, gdyż jako, że była artystką uwielbiała to robić. Coś jej jednak bez przerwy przerywało w skupieniu się. A mianowicie telefon Ratliffa.

- Uhh jak to cholerstwo wyciszyć?! - zdenerwowała się dziewczyna. 

Niestety nie mogła tego dokonać jako, że chłopak miał ustawioną blokadę ekranu. W tym wypadku stwierdziła, że lepiej będzie, jeśli odbierze i wyjaśni zaistniałą sytuację. Ten ktoś kto notorycznie dzwoni może martwić się o niego, więc chyba lepiej odebrać i powiedzieć co i jak. Długo nie musiała czekać na połączenie, gdyż po kilku minutach komórka ponownie rozbrzmiała. Na ekranie widniało "Emi", co nieco speszyło brunetkę. Mimo to odebrała.

** - Słucham?
- Ee.. - zamarła Emily. Kompletnie zaskoczył ją fakt, że odezwała się jakaś dziewczyna. Tym bardziej, że na pewno nie była to Rydel. - Z kim rozmawiam?
- Jestem Kelly. Wybacz, ale Ellington zostawił u mnie komórkę, więc dziś już raczej z nie porozmawiasz - wyjaśniła.
- Ah tak? Czemu tak długo nikt nie odbierał? - dociekała Emily.
- Nie chciałam odbierać jego telefonu, ale teraz już nie zostawiłaś mi wyboru, bo za cholerę nie wiem jak go wyciszyć. Tak czy inaczej Ratliff ma się dobrze i wszystko jest w porządku, jutro jak przyjdzie po komórkę, przekażę mu, żeby do ciebie zadzwonił. Cześć - uśmiechnęła się i rozłączyła.** 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Apartament dziewczyn*

- Nie wierzę.. - rzuciła Emi. Siedziała z telefonem w dłoni i wgapiała się w jeden punkt. - Był z jakąś dziewczyną. Cały dzień. Czy ty wiesz co to znaczy?! 
- Eee.. że to jego koleżanka, a ty niepotrzebnie panikujesz? - uśmiechnęła się blondynka.
- Nie! Że on kręci z kimś na boku i myślał, że się nie dowiem! - wzburzyła się brunetka wymachując rękoma.
- A ja myślę, że przesadzasz. To Ratliff, on by nie poleciał do pierwszej lepszej napotkanej panny. Poza tym, ty już popadasz w jakąś paranoję. Najpierw uparłaś się na Rydel, teraz na tej nowej. Nie lepiej pierw na spokojnie spytać Ella. Zaznaczam NA SPOKOJNIE - powiedziała Cassidy.
- Ciekawe czy gdyby Ross tak wciąż za kimś latał, to byłabyś szczęśliwa - mruknęła Emily.
- Spotyka się z Jo i jakoś żyję i z tego co widzę, to mam się dobrze - uśmiechnęła się niepewnie. Co prawda nie była zadowolona z tego faktu, ale co miała teraz mówić przed przyjaciółką.
- Agh.. Chodziło mi jak byliście razem.
- No wiesz, nasz "związek" był tak długi i "udany", że ledwo co zdążyłam mrugnąć a jego już nie było - odparła z sarkazmem. 
- Ojeny.. Tobie jak nie zależy to siedź sobie i gódź się na to, żeby Ross latał z tą Jolene i skończ sobie jako stara kocia mama, rozpaczając jaka to byłaś głupia, że nie przebaczyłaś mu w porę, a on sobie znalazł nową, lepszą dziewczynę i to z nią będzie teraz szczęśliwy..
- Zrozumiałam!! - krzyknęła, przerywając jakże ciekawą wizję przyszłości Emily.
- Heh wybacz - zaśmiała się nerwowo.
- I ja wolę psy - wytknęła język do przyjaciółki, na co ta przewróciła oczami.
- Powiedziałam, jak chcesz to siedź sobie tutaj i oglądaj jakieś te twoje tandetne filmy, a ja idę do mojego chłopaka! Żegnaj. Po hiszpańsku arrivederci - rzuciła nastolatka, zakładając trampki.
- Ale to po włosku - wtrąciła Cass.
- Aaaa! - wrzasnęła Em. Złapała bluzę, po czym trzaskając drzwiami wyszła z mieszkania.

______________________________


Hej!

Za nami już 73 rozdział. Jak zauważyliście, ostatnio rozdziały wychodzą mi dosyć długie, więc liczę w zamian za to na komentarze. 

Ah.. Jak Wam się podoba nowy wygląd bloga? Bardzo dziękuję Eveline Dee z Wonder Templates za jego wykonanie.


~DarkAngel <3
Template by Elmo