poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 87: All of me loves all of you.

Nastolatka odruchowo położyła dłoń na staniku, by nie pozwolić mu upaść. Ross uśmiechnął się delikatnie i przysunął się do partnerki na tyle blisko, że ręka blondynki dotykała jego klatki piersiowej. Następnie pozwolił sobie powolnym krokiem zsunąć z niej biustonosz, po czym odrzucił go na bok, wciąż spoglądając w oczy dziewczyny.

- Nie patrzę – powiedział przez delikatny śmieszek.
- Dlaczego? – spytała nieśmiało Cassidy.
- Bo się wstydzisz – odpowiedział wciąż rozbawiony. – Ale to urocze – dodał. Blondynka spuściła głowę w dół i wtuliła się w chłopaka, po czym sama zaczęła się śmiać.
- Przepraszam. Wiesz, nie tak sobie to wszystko wyobrażałam.. Miało być idealnie, a póki co to wygląda jak scena z jakiejś komedii.
- Dla mnie jest idealnie, naprawdę – uśmiechnął się Ross. – I ty też jesteś idealna.
- Ale na przykład nie mam takich cycków jak twoje byłe dziewczyny i.. – przerwała, widząc jak osiemnastolatek stara się powstrzymać od kolejnego ataku śmiechu. – Z czego się śmiejesz?
- Kochanie, nie interesują mnie piersi moich byłych. Za to twoje są – urwał, zjeżdżając wzrokiem na biust partnerki. Przez krótką chwilę wpatrywał się w nie, po czym wziął głęboki wdech i kontynuował – idealne i tak strasznie seksowne, najpiękniejsze – powiedział z ciężkim oddechem. 


Tym razem już bez zbędnego zwlekania pchnął blondynkę delikatnie na łóżko. W następnej kolejności nachylił się nad nią i powoli, począwszy od szyi, posuwał się wzdłuż jej torsu, zatrzymując się przed dolną częścią bielizny Cassidy. Spojrzał raz jeszcze na jej twarz, po czym chwycił za materiał, subtelnie i bez pośpiechu ściągając go w dół.


- Nie – przerwała mu siedemnastolatka. Brązowooki zgodnie z wolą dziewczyny zaprzestał czynu, jednak pozostał w tej samej pozycji, wyczekując na jakikolwiek znak, co ma dalej zrobić. – Czy możesz ty pierwszy to zrobić? – zapytała przyciszonym głosem.
- Umm.. Rozebrać się? – spytał dla pewności. Cassidy delikatnie skinęła głową. – Jeśli tego chcesz, dobrze – powiedział sympatycznie, podniósłszy się z podłogi, na której dotychczas klęczał. – Ale obiecujesz, że nie uciekniesz? – rzucił w żartobliwy sposób.
-  Z ręką na sercu – uśmiechnęła się młodsza. 


Ross jak to Ross, starając się nieco rozkręcić partnerkę zaczął podśpiewywać fragmenty piosenki, wykonując przy tym kilka swoich seksownych ruchów.
‘’I want you, I want you.
I want you, I want you.
I want you, I want you..” – przerwał, zagryzając wargę. – ‘’I want you ba-ad” – zaśpiewał z nieschodzącym z jego twarzy wyrazem pewności siebie. – Podoba ci się, hmm? Wiem, że tak.
- Celowo to robisz, bo wiesz, że to na mnie działa. Możesz już przestać? – spytała rozbawiona i coraz bardziej niecierpliwa Cassidy. Z każdą chwilą była coraz bardziej pewna, że chce to zrobić, a wszystko, co robił Ross sprawiało, że jeszcze bardziej nie mogła się tego doczekać.
- A coo? Za bardzo cię podniecam? – zapytał, przejeżdżając ręką po swoim torsie.
- Uhm.. Chciałbyś – zaprzeczyła nastolatka. Co prawda chłopiec miał po części racje, aczkolwiek Cassidy nie zamierzała mu tego przyznawać.
- A owszem – przytaknął blondyn, następnie zsuwając bokserki nieco niżej, odsłaniając jeszcze bardziej v-line. – Chcesz, żebym kontynuował? – spytał zadziornie. Niebieskooka wzruszyła delikatnie ramionami. Ross nachylił się nad partnerką, kilkukrotnie musnął jej szyję, po czym zbliżył się do jej ucha. – Nie wiesz? – odparł kusicielsko. – ‘’I can’t help but feel this strong… The way you..’’ – raz jeszcze czule ją cmoknął, kontynuując następnie swoje kokietowanie. – TURN ME ON – mruknął w jeszcze bardziej szelmowski sposób.
- Oh dobrze, zdejmij już te bokserki! – rzuciła gorączkowo Cassidy. Chłopak z niedowierzaniem i uśmiechem zwycięstwa na nią spojrzał. – Nie wiem jak, ale to co robisz wywołuje u mnie takie.. dziwne uczucia.. Nie potrafię tego opisać – wyrzuciła.
- Już ci mówiłem, podniecam cię – powiedział z butnym uśmieszkiem, mrugnąwszy do siedemnastolatki. – I teraz sobie pomyśl, że tak wiele dziewczyn na całym świecie pragnie mnie u siebie w pokoju w takim stanie jak teraz, a tylko ty jedyna możesz to mieć i to na zawołanie. I jeszcze tego nie doceniasz, ty małpo, ty – zaśmiał się, składając całusa na czole Cass.
- To wcale nie było narcystyczne, ani trochę – rzuciła sarkastycznie. Chłopiec wzdrygnął delikatnie ramionami i ponownie zajął się swoimi bokserkami. Odpiął kolejne guziczki i bez dłuższego zastanowienia zsunął je na ziemię. 


Wiadomo, że jakieś drobne, minimalne zawstydzenie mu przy tym towarzyszyło, aczkolwiek podobnie jak wszystko inne, przychodziło mu to ze zdecydowanie mniejszą trudnością niż dziewczynie. Poza tym nie był to jego pierwszy raz, gdy znajduje się w takiej sytuacji, zatem to również dodawało mu pewności siebie.
Żadnym zaskoczeniem było również to, że wzrok Cassidy spoczął na przyrodzeniu Rossa, które tym razem widać było w całej okazałości. Oczywiście nie wgapiała się w nie perfidnie, gdyż czuła się tym nieco speszona. Latała spojrzeniem po wszystkich punktach pokoju, co chwilę zatrzymując się na wiadomym punkcie.


- Nie wyszłaś, nie krzyczysz i nie robisz dziwnej miny.. Zapowiada się dobrze – uśmiechnął się starszy, patrząc na nastolatkę.
- On jest.. Duży.. – skomentowała niepewnie, wywołując u partnera moment zaniemówienia. – Chyba.. Nie znam się.. – blondyn po momencie osłupienia, wybuchł gromkim śmiechem, zasłaniając jednocześnie oczy.
- Dzięki.. Chyba – powiedział wciąż nie przestając się śmiać. Spojrzał z politowaniem na Cassidy, pokręcił głową i zbliżył się do niej. – Kocham cię. Naprawdę strasznie cię kocham, a to.. To jest zdecydowanie najlepszy pierwszy raz –odparł z uśmiechem, składając na ustach nastolatki namiętny pocałunek, w którym obydwoje coraz bardziej się zagłębiali.


Atmosfera zrobiła się nieco poważniejsza. Żadne z nich nie myślało już o głupotach, które dotychczas ich rozpraszały, teraz najważniejsi byli oni oraz to, co się miało zaraz wydarzyć. Ich usta bezustannie tkwiły w jedności, nie zważywszy nawet na to, gdy oboje pozostali bez kompletnie żadnej części garderoby na sobie.
Dla Rossa była to chwila, na którą wyczekiwał od bardzo dawna i mimo, że obydwoje już tak daleko zaszli, wciąż trudno było mu uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. A nawet jeśli, to i tak gdzieś tkwiła obawa, że jednak znów coś się wydarzy i ze wszystkiego nici, tak jak zawsze. Niemniej jednak starał się tym nie trapić i żyć chwilą obecną. Cassidy od samego początku była dla niego osobą, obok której nie mógł przejść obojętnie. Zdawał sobie sprawę z tego, że wiele razy ją skrzywdził, aczkolwiek wiedział również, że gdyby kiedyś tego nie zrobił, teraz mogłoby być między nimi zupełnie inaczej. A jakby nie patrzeć, ta rozłąka dała im tylko jeszcze więcej siły i uczucia na odbudowanie tego, co ich łączyło. Choć może dopiero zaczyna ich łączyć..
Dla Cassidy natomiast całe zdarzenie było czymś, czego doprawdy nie spodziewała się tak wcześnie. Nigdy nie przeszło jej przez myśl, że będąc w jej wieku, może zajść tak daleko z chłopakiem. Jak by nie patrzeć, ma ona dopiero siedemnaście lat, co jest jeszcze dość szczenięcym wiekiem. Jednak Ross miał w sobie coś takiego, co ją przyciągało. Coś, co sprawiało, że nie liczyło się to, czy powinna, czy też nie, tylko to, co podpowiadało jej serce. A wtedy jedyne czego chciała, to być tak blisko niego, jak tylko było to możliwe.
Obydwoje nie potrafili już zapanować nad emocjami. Pragnęli siebie tak mocno jak jeszcze nigdy. Chcieli być blisko siebie, chcieli czuć swą obecność. Nie w sposób, w który okazywali to dotychczas. Uściski, całusy.. To nie wystarczyło. Potrzebowali czegoś więcej. Czegoś, co będzie w stanie zaspokoić tę potrzebę wzajemnej bliskości i czegoś, co wymaże wszystkie złe wspomnienia, które niejednokrotnie ich poróżniły.
Ich wargi nieustannie tkwiły w namiętnych pocałunkach, odrywając się od siebie tylko w konieczności złapania oddechu. Ich oczy naprzeciwko siebie, zamknięte przez większość czasu, otwierały się tylko co jakiś czas, by widzieli, z kim spędzają te czułe, pełne namiętności chwile. Ich dłonie splecione razem, by jeszcze bardziej czuć, iż w tym momencie tkwią w jedności. A ich ciała, jedno przy drugim. Najbliżej jak to tylko możliwe. Tak, że czują każdy swój najmniejszy ruch.

Po trwających kilka minut namiętnościach, które dla nich zdawały się ciągnąć w nieskończoność, para przerwała pocałunki. Chłopiec usiadł między nogami dziewczyny i delikatnie cmoknął ją w brzuch, po czym zaczął przymierzać się do zrobienia ‘’przełomowego’’ kroku. Widząc pewnego rodzaju zawahanie w oczach blondynki odezwał się.


- Powiedz mi, że tego chcesz – powiedział, ponieważ nie chciał tego robić z uczuciem, że ona nie jest tego w stu procentach pewna. To miało być coś, czego obydwoje pragnęli, nie tylko jedna strona.
- Chcę – odpowiedziała pewnie. – Tylko troszkę się boję.
- Nie masz czego, kicia. To tylko ja – powiedział łagodnie, wysyłając jej ciepły uśmiech.
- Ale.. – zaczęła nieśmiało.
- Tak?
- Umm.. Ee.. – próbowała się wysłowić, jednak coś jej nie pozwalało. Chyba wciąż trochę się krępowała. Ross uśmiechnął się do blondynki.
- Będę delikatny, obiecuję – odparł zupełnie jakby czytał nastolatce w myślach. To było dokładnie to, co chodziło jej po głowie, czego nie potrafiła powiedzieć. – A jeśli będzie bolało, to powiedz i przestanę. Zgoda? – Cassidy przytaknęła delikatnie. – Pamiętaj, że to ja, więc jeśli coć będzie nie tak, możesz mi powiedzieć – dodał. Tym razem dziewczyna ma dobre się uspokoiła. Po chwili blondas delikatnym ruchem wszedł w nastolatkę, uprzednio składając na jej ustach pocałunek, by w razie czego, choć trochę zniwelować ból, mogący przy tym towarzyszyć.

__________________________


A teraz dla tych, którzy czytają to w nocy: dobranoc i miłej nocki, a dla tych, którzy czytają to nad radem dzień dobry i miłego dnia. :)


~DarkAngel <33

poniedziałek, 3 listopada 2014

Rozdział 86 :The very first time.

*Ross i Cassidy cd.*

Para wciąż stała w objęciach na hotelowym parkingu, jednak po dłuższej chwili chłopiec zaproponował, by udali się z powrotem do hotelu, jako że nad miastem zbierały się chmury i prawdopodobnie lada moment spadłby deszcz. Dziewczyna się zgodziła, aczkolwiek nie zamierzała wracać na salę, w której odbywało się wesele, wolała wrócić do apartamentu i tam na spokojnie spędzić czas ze swoim nowym chłopakiem.

- No nareszcie trochę luzu – uśmiechnął się osiemnastolatek, odwieszając marynarkę na krzesło, po czym poluźnił nieco krawat.
- Ehh ledwo co weszliśmy do pokoju, a ty już się rozbierasz – powiedziała żartobliwie Cassidy, przewracając oczami.
- Przy tobie, to ja zawsze mam ochotę się rozebrać - odparł chłopiec, poprawiając kołnierz od koszuli.

- No nieźle. Nie wiedziałam, że obnażanie się przed ludźmi sprawia ci frajdę - rzuciła żartobliwie blondynka, jednocześnie sięgając do szafki dwie szklanki. Następnie do każdej z nich nalała soku, po czym jedną podała koledze.
- Aż prawie się zaśmiałem - rzucił w dokuczliwy sposób Ross, zerknąwszy kątem oka na nastolatkę.
- Jesteśmy razem od kilkunastu minut, a ty już chcesz sobie nagrabić - powiedziała Cass. - Rób tak dalej, kochanie - dodała zgryźliwie, cmokając osiemnastolatka w polik.
- O nie, nie - pokiwał głową, ukazując niezadowolenie. Następnie wystawił usta i kilkukrotnie klepnął je wskazującym palcem, dając tym samym dziewczynie do zrozumienia, czego więcej oczekuje. Niebieskooka zgodnie z wolą partnera, cmoknęła go delikatnie we wskazane miejsce, a w następnej kolejności zmierzyła w stronę swojego pokoiku. - Casiiidyyy.... - jęknął Ross, dając nastolatce aluzję, by nie odchodziła.

- Zaraz przyjdę, idę się przebrać - oznajmiła, po czym weszła do pokoju. 

Nie zdając sobie sprawy, że osiemnastolatek postanowił pójść za nią, zaczęła siłować się z zamkiem od sukienki. Stojący wówczas w futrynie drzwi blondyn, widząc, iż dziewczyna nie może się z nim uporać, podszedł do niej i chwycił za suwak, jednak nim zdążył go odpiąć, ta się odsunęła. 


- Co ty robisz?

- Pomagam ci. Widziałem, że miałaś z tym problem - odpowiedział z zadziornym uśmieszkiem.
- W ogóle to jakim prawem mnie podglądasz? - zapytała blondynka, krzyżując ręce na piersi.
Chłopak nie odpowiedział, tylko z wciąż nieschodzącym z jego twarzy uśmiechem, powolnie przejechał nastolatkę wzrokiem z góry do dołu, zagryzając na koniec wargę, co wywołało u niej delikatny rumieniec.
- Wiesz, mogłeś mnie zmierzyć w bardziej dyskretny sposób. Odpowiesz mi teraz na pytanie? - odparła po chwili.
- Śliczna jesteś - skomplementował wymijająco, mrugnąwszy do partnerki.
- Umm.. Czy ty mnie próbujesz uwieść? - spytała nieco zawstydzona, aczkolwiek podobało jej się to, co starszy robił.

- A co, wychodzi mi? - zapytał Ross, ponownie przygryzając wargę przez swój zadziorny, dufny uśmieszek. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i rozejrzała się po pokoju.
- Yhm.. Tak.. - odparła po chwili krótko, zawieszając wzrok na chłopaku.
- W takim razie nie próbuję, tylko to robię - uśmiechnął się flirciarsko, podchodząc bliżej nastolatki, po czym ponownie wystawił usta i rozłożył ramiona.
- Ty zawsze jesteś taki pewny siebie.. Szczególnie, gdy wypijesz - powiedziała rozbawiona, wtuliwszy się w osiemnastolatka.
- Przeszkadza ci to?
- Ani trochę. Wręcz przeciwnie, raczej mnie to.. - przerwała próbując znaleźć słowo.
- Podnieca? - wtrącił z uśmiechem Ross.
- Umm.. Chciałam powiedzieć kręci.. - odparła rozbawiona. Blondyn zaśmiał się delikatnie.
- Jedno i to samo - machnął ręką.
- No właśnie nie do końca - zanegowała młodsza.
- I tak wiem swoje - upierał się blondas. - Ojeejuu Cassy, przytul mnie.
- Przecież cię przytulam - zaśmiała się dziewczyna.

- Ale tak bardziej - wyjaśnił, sunąc rękoma w dół pleców partnerki, zatrzymując je nieco poniżej pasa, po czym przycisnął ją do siebie najbliżej, jak było to możliwe. - Mógłbym tak stać całą noc.. Choć w sumie, to jest wiele innych równie ciekawych.. a nawet i bardziej ciekawych sposobów na spędzenie nocy - powiedział, całując dziewczynę w szyję, jednocześnie zjeżdżając dłońmi jeszcze niżej.
- Ekhem, Ross - zakaszlnęła Cassy, oswobadzając się z objęć towarzysza i poszła w stronę drzwi.
- Ej no.. no nie niszcz takiej chwili. Cassidy.. - rzucił do wychodzącej z pokoju blondynki i ruszył zaraz za nią, zatrzymując się w futrynie. - Przepraszam, nie to miałem na myśli. Nie wychodź - odparł z przejęciem, widząc jak ta kieruje się do drzwi wyjściowych. Ku jemu zdziwieniu, niebieskooka jedynie przekręciła zamek.

- Spokojnie - uśmiechnęła się, idąc z powrotem do blondyna. - Nie zostawiłabym cię - dodała, składając na ustach wyraźnie zadowolonego partnera  namiętny pocałunek.
- Mmm.. - mruknął blondyn, przyciskając do siebie nastolatkę. - Uwielbiam to.
- Tak? A to? - zapytała, zaczynając czule muskać szyję coraz bardziej rozochoconego chłopaka. Ross delikatnie przygryzł dolną wargę, a z jego twarzy nie schodził wyraz zadowolenia.

- Mm.. Jak przyjemnie - rzucił przez uśmiech, cofając się wraz z partnerką do pokoiku. 

Następnie zatrzasnął nogą drzwi i sunął z blondynką na ścianę, wciąż tkwiąc w pocałunkach. Zauważywszy, że Cassidy powoli zaczyna dobierać się z rękoma do jego koszuli, zrobił kilka kroków do tyłu, ciągnąc za sobą nastolatkę, która po chwili znalazła się na nim, na łóżku. 


- Tak, to jest zdecydowanie lepszy sposób na spędzenie nocy - powiedział z szybszym oddechem Ross.
- Tak sądzisz? - uśmiechnęła się blondynka.

-  Mhmm - mruknął coraz bardziej nakręcony chłopiec, zagryzając usta. 

Niebieskooka kontynuowała zatem rozpinanie kolejnych guzików. Robiła to doprawdy powolnie, całując w tym samym czasie to szyję, to dekolt chłopaka, co tylko doprowadzało go do coraz większego rozgorączkowania.


- Kotuś, możesz szybciej? - zapytał niecierpliwie.
- Dlaczego? – spytała z uśmiechem blondynka.
- Bo wcale niełatwo jest mi tak bezczynnie leżeć w tej sytuacji - odparł, na co dziewczyna się zaśmiała, aczkolwiek postanowiła nic sobie nie robić ze słów chłopaka. Co więcej, każdą czynność wykonywała w sposób pobudzający go coraz bardziej z każdą sekundą. - Dobra, koniec. Wybacz kicia, ale teraz moja kolej - rzucił niecierpliwie, próbując gwałtownie przekręcić się na dziewczynę.
- Ej no nie bądź taki - odezwała się Cassidy, nie pozwalając chłopakowi na przejęcie kontroli.
- Ale.. Uhh.. Zaraz tutaj oszaleję, a ty chyba celowo mnie tak przetrzymujesz. To nie jest proste trzymać ręce przy sobie.

- Proszę cię, bądź cierpliwy - odparła prosząco niebieskooka. Ross uśmiechnął się ukradkiem.
- Dobrze - powiedział przez delikatny uśmiech, nie schodzący z jego twarzy. - Spróbuję, ale nie obiecuję, że dam radę.. I może chociaż zacznij od spodni, bo wiesz.. Trochę ciasno mi się tam robi - dodał, kładąc jedną dłoń na biodrze nastolatki.
- Umm.. Myślałam, że masz coś w kieszeni - powiedziała zdziwiona. Blondas pokiwał przecząco głową. - Dziwnie się poczułam - dopowiedziała speszona, zaprzestając wszelkich wykonywanych czynności i pozostając we względnym bezruchu.
- No.. przecież tak się dzieje, gdy chłopak się podnieci..
- Ja jeszcze nic nie zrobiłam, żeby cię podniecić - odparła, będąc w coraz większym zakłopotaniu.
- Mówisz poważnie? - rzucił sarkastycznie. - Siedzisz na mnie okrakiem, całujesz mnie po klacie i rozbierasz! Wyobraź sobie, że to chłopaka podnieca - mówił nieco wzburzony. - Doprawdy niewiele mi potrzeba, aby doprowadzić się do takiego stanu - Cassidy spojrzała na osiemnastolatka z jeszcze większą dezaprobatą. - Z twoją pomocą.. Samemu nie jest tak łatwo.. - kontynuował wypowiedź z lekkim zakłopotaniem, jeszcze bardziej pesząc dziewczynę.

- Ee.. Teraz to ja się boję cokolwiek zrobić - odparła, nie wiedząc jak się zachować. Owszem, wiedziała co i jak w tej kwestii, jednakże była to dla niej nowa sytuacja, więc jak by nie patrzeć, nic dziwnego, że stres dawał się we znaki.
- No przestań.. Niby jak ty to sobie wyobrażałaś? Że w ogóle nie będę reagował na to co robisz? - zapytał, w przeciwieństwie do partnerki, zupełnie wyluzowany brązowooki. - Skoro dziwi cię lub krępuje to, że mi stoi, to co ty zrobisz jak już się rozbiorę i będę przed tobą zupełnie nagi?
- Uhm.. N.. Nie wiem.. - odpowiedziała coraz bardziej roztrzęsiona. Z każdym kolejnym wypowiedzianym przez chłopaka słowem, czuła się coraz bardziej przytłoczona całym zajściem. Fakt, że dla niego to wszystko było takie proste i oczywiste, tylko jeszcze bardziej ją forsował.
- Nie wiesz? Po twojej reakcji na mój wzwód, przypominam, że jestem jeszcze w ubraniu, śmiem twierdzić, że chyba stąd uciekniesz.. - rzucił z wyczuwalną pogardą w jego głosie, jednak starając się nie zabrzmieć przy tym zbyt niemiło. Mimo to, słowa te dotknęły dziewczynę i już po chwili jej oczy zaszkliły się.

- Przestań mi tak mówić, to mój pierwszy raz, stresuję się - powiedziała z załzawionymi oczami, schodząc z chłopaka, po czym usiadła obok, spuszczając głowę w dół. Po tych słowach Ross stwierdził, że może jednak trochę przesadził. Dosiadł się do Cassidy i mocno objął.
- Przepraszam - powiedział, cmoknąwszy partnerkę w głowę. - Przesadziłem.. Ja po prostu już ten... No... - urwał, chwyciwszy rękę dziewczyny. - W każdym bądź razie nie musimy tego robić - odparł, następnie cmokając dłoń Cassidy.
- Ale ja chce. Tyle, że ty mnie stresujesz..
- To co mam zrobić, żebyś się nie stresowała? - zapytał bezradnie. W chwili obecnej kompletnie nie wiedział jak ma się zachowywać, by znów nie doprowadzić do podobnej sytuacji.
- Nie wiem.. - wzruszyła ramionami. 
- Dobrze.. - rzucił przez zaciśnięte zęby Ross, starając się nie pokazywać swojego lekkiego podenerwowania.


Rozumiał, że dziewczyna może się stresować i wcale go to nie dziwiło. Jednakże był już doprowadzony do takiego stanu, że każda chwila zwlekania była dla niego dość trudna do wytrzymania. Wiadomo, ma swoje potrzeby, a w takiej sytuacji jest tym bardziej pobudzony. Nic więc dziwnego, że całe zdarzenie coraz bardziej go irytowało. 

- Więc sam się rozbiorę - powiedział. Wstał z łóżka i zaczął ściągać z siebie kolejne ubrania. Robił to zdecydowanie pewniejszymi i szybszymi ruchami niżeli robiła to niebieskooka. - Może powinienem zamknąć drzwi? Przynajmniej miał bym pewność, że mi zaraz uciekniesz.
- Nie dokuczaj mi - jęknęła nastolatka.
- Nie dokuczam, przepraszam - odezwał się. W tym momencie zsunął z siebie spodnie, pozostając w samych bokserkach. Wciąż niepewny wzrok Cassy spoczął na ostatniej części garderoby chłopca. Z szeroko otwartymi oczami zawiesiła się na dosyć sporej wypukłości. - No ejj.. To niekontrolowane... - odezwał się Ross, widząc jak dziewczyna przygląda się dolnej części jego ciała. Nie peszyłoby go to zapewne, gdyby nie fakt, jakie zaskoczenie jej przy tym towarzyszyło. I z pewnością nie było to żadnego rodzaju pozytywne zaskoczenie.
- Ja nic nie mówię - odpowiedziała, wciąż patrząc w to samo miejsce.
- Ale się dziwnie patrzysz.
- A co mam robić? To samo przykuwa wzrok - rzuciła, wskazując ręka na odstające przyrodzenie partnera.

- Ale.. - zaczął, jednak nie dokończył. - Niee, no niee - rzucił zrezygnowany, samemu nie wiedząc, co dalej robić. Zachowanie dziewczyny przerosło go, zatem ostatecznie postanowił się poddać i sobie odpuścić. - Nieważne.. Zapomnijmy o tym - powiedział niechętnie.

Ustał tyłem do partnerki, oparłszy się łokciami o komodę i spuścił głowę w dół. Był zawiedziony, że z jego planów zbliżenia z dziewczyną nic nie wyszło. Zwłaszcza, że był na to tak bardzo nastawiony. Od kiedy tylko weszli do pokoju, nie mógł przestać o tym myśleć, stąd też pojawiło się rozczarowanie. Jednak bardziej zasmucało go to, że do tej pory myślał, że przy nim Cassy czuje o wiele bardziej swobodnie, i że bardziej mu ufa. Z drugiej strony zastanawiał się czy to nie on w tym wszystkim zawinił. Może, gdyby zamiast naskakiwać na nią i czepiać się o jakieś głupoty, starał się załagodzić jej niepewność w jakiś żartobliwy sposób, czy może nawet, gdyby spróbował na spokojnie jej wszystko wyjaśnić, inaczej by się to potoczyło. Jedno jest pewne - czasu już nie cofnie, więc nie ma co gdybać. A co najbardziej go trapiło, to obawa o to, że teraz jego relacje z Cassidy znów się popsują, że będzie im trudniej ze sobą rozmawiać.


Po kilku minutach dumania, wybiła go z niego dziewczyna, objąwszy go od tyłu, opierając głowę na jego plecach.

- Przepraszam - odezwała się blondynka, wciąż obejmując partnera. Chłopiec odwrócił się przodem do niej i delikatnie przejechał dłonią po jej policzku.
- Za co? - zapytał znacznie spokojniejszym głosem.
- Bo miało być wyjątkowo i idealnie.. - zaczęła po chwili. - A tylko się spinamy..
- Może jeszcze nie czas.. Ja rozumiem, że pierwszy raz może być trochę trudny i.. I krępujący.. - odparł do stojącej na przeciwko, zagubionej Cass. - Ale ja przeżywam dokładnie to samo w tym momencie.. Bo wszystko inne, co było kiedyś jest nieważne i tylko to, co jest teraz ma znaczenie. Też się stresuje - powiedział, posyłając nastolatce delikatny, ciepły uśmiech.
- Ty się stresujesz? Poważnie? - spytała z niedowierzaniem. Starszy zamilkł na moment, po czym wzruszył ramionami.
- Wiesz.. Może tak troszkę.
- Oh wcale mi to nie pomogło. Dla ciebie wszystko przychodzi tak na luzie.
- Nie wszystko - nagiął. - Nawet nie wiesz, ile stresu i w ogóle kłopotów mi sprawiło odzyskiwanie cię - zaśmiał się.
- Warto było? - zapytała, spoglądając w oczy partnera. Ten pokiwał tylko twierdząco głową, po czym cmoknął niebieskooką w czoło.
- Nie musimy tego robić, skoro nie chcesz - powiedział na spokojnie, przerzedzając kosmyk włosów towarzyszki.
- Ja chcę - odparła, jednak w jej głosie wyraźnie można było wyczuć niepewność.
- Ale?
- Ale.. - przerwała, wpatrując się w chłopaka.
- Ej, o co chodzi? - spytał, widząc, że Cassidy trapi coś więcej niż sam stres. - Powiedz mi - nalegał.
- Uhmm.. Bo.. Ktoś mi powiedział, że tyyy.. - mówiła przeciągle. - Chcesz mnie tylko.. Do jednego..
- Słucham?! - oburzył się Ross. - Poważnie?! Uh, chcę cię, bo cię kocham. Jak ty w ogóle możesz w to wątpić? Uważasz, że tyle czasu poświęciłbym na zdobycie kogoś, kogo bym chciał tylko.. przelecieć? Naprawdę masz o mnie takie zdanie? I kto ci takich głupot nagadał?! - rzucał podniosłym tonem na usłyszane o sobie oszczerstwa. Oczywiście chłopiec mówił prawdę, zależało mu na dziewczynie.

- Niee, wcale tak o tobie nie uważam - powiedziała spokojnie.
- Ale powątpiewasz. Gdyby tak nie było, wcale byś się nad tym nie zastanawiała - odparł poruszony Ross.
- Oj przestań, proszę - uspakajała Cassidy.
- Kto ci to powiedział? - zapytał raz, drugi, a nie uzyskując odpowiedzi, tylko znaczące spojrzenie ze strony dziewczyny, był niemalże pewny o kogo chodzi. - Twoja mama. Zgadłem? - rzucił, jednak Cassy wciąż postanowiła się nie odzywać. - Zgadłem - odparł triumfalnie. - Ale dlaczego? Wiem, że mnie nie lubi.., ale niech cię nie buntuje przeciwko mnie.
- Przecież się nie dam zbuntować - zapewniała blondynka.
- Już się dajesz..
- To nieprawda, Ross.. Dobra, może i trochę mnie to ruszyło, ale wierzę tobie, okej? - spytała, gładząc chłopaka po ramieniu. Ten jedynie skinął głową. - Mówię serio.
- No dobrze, spokojnie. Chcesz mi o czymś jeszcze powiedzieć skoro już tak całkowicie się przed sobą otwieramy?
- Mhm.. - przytaknęła dziewczyna. - Wiesz co.. Trochę przykro mi się zrobiło, gdy tak na mnie naskoczyłeś. Odniosłam wrażenie, że byłeś jakiś taki.. Nie wiem, oschły i ironiczny.
- Naprawdę? - zdziwił się osiemnastolatek. Owszem, zdawał sobie sprawę, że może trochę przesadził, ale nie spodziewał się, że dziewczyna aż tak mogła to odebrać.
- Tak. Coś jak "a już jest moja, to mogę sobie pozwolić".

- Cassy, słońce, przepraaszam. Wypiłem trochę i robię głupoty - zaczął się tłumaczyć starszy.
- Nie, Ross - przerwała mu blondynka. - Nie tłumacz się tym.
- Dobrze - odezwał się po chwilowej ciszy. - Masz rację, to tylko i wyłącznie moja wina. Wiem, przesadziłem. Myślałem nie tą częścią ciała, którą powinienem. Ale też spróbuj zrozumieć jak to na mnie działa. Mam na myśli to wszystko, co mi robiłaś. Mam prawie dziewiętnaście lat i już dosyć dawno nikt mi nie sprawił TAKIEJ przyjemności, a wiesz.. trochę już wszystko we mnie buzuje - te słowa wywołały u blondynki śmiech. Ross, który dotychczas utrzymywał w miarę poważny ton, widząc jak jego partnerka się uśmiecha, sam delikatnie się zaśmiał. - I trochę inaczej na te sprawy patrzę - dokończył przez uśmiech. - Cieszę się, że w końcu udało mi się ciebie rozbawić. Atmosfera zrobiła się trochę sztywna - powiedział. Cassidy ponownie zaczęła się śmiać, jednak tym razem blondas nie był pewien o co chodzi. - Cooo? - spytał z szerokim uśmiechem, wpatrując się w rozbawioną nastolatkę.
- Nie nic.. - odparła pół śmiechem, zakrywając oczy dłonią.
- No ejjj, przestań - zarumienił się chłopiec. Chwycił za pierwszą lepszą poduszkę z łóżka i zasłonił nią przednią stronę swoich bokserek.
- Przepraszam - rzuciła przez śmiech, cmokając brązowookiego w usta. - Ale tak to powiedziałeś, że od razu jakoś tak..

- Zawstydzasz mnie - powiedział onieśmielony, ale i zarazem rozśmieszony, wciąż trzymając poduszkę.
- Dobra, już koniec - oznajmiła i zaprzestała śmiechu.
- Cieszę się, że moje męskie przypadłości tak ci poprawiają humor.. A teraz tak na poważnie. Jeszcze raz przepraszam. Powinienem był działać twoim tempem, a nie wymagać od ciebie, żebyś leciała moim. Dlatego możemy z tym poczekać tak długo jak tylko chcesz. Umm.. Ale też bez przesady.. - odparł Ross.
- Kochany jesteś. Dzięki za wyrozumiałość - uśmiechnęła się delikatnie blondynka, przytulając mocno partnera.
- Soł.. Umm.. Mam iść teraz do łazienki się ogarnąć, czy może jeednaak.. zmieniłaś zdanie i sama chcesz.. - Cassidy patrzyła na chłopaka z uniesionymi brwiami. - No wiesz.. to.. to.. Nie?.. Ok.. - odparł zrezygnowany, kierując się w stronę drzwi od pokoju.
- Ross - zatrzymała go Cass. Osiemnastolatek odwrócił się w jej stronę z wyraźną nadzieją.
- Tak, słońce? - rzucił dwukrotnie unosząc brwi.
- Tylko tam nie nabrudź - westchnęła, usiadłszy na łóżku. 


Blondyn rzucił jej przenikliwe spojrzenie i powolnym krokiem, głośno wzdychając zmierzył w stronę drzwi z nadzieją, że dziewczyna może jednak zmieni zdanie. Ta jednak nie odezwała się nawet słowem. Przekręciła jedynie oczami, a ręce chłopaka już po chwili znalazły się wokół jej bioder. Nieśpiesznym krokiem zaczęli powtórnie kierować się w głąb pokoiku. Jednocześnie usta blondyna spoczywały na szyi partnerki, cmokając ją. Bez dłuższego zwlekania Ross chwycił za suwak od sukienki nastolatki oraz pewnym, precyzyjnym ruchem zsunął go na dół i chwycił za kreację, by następnie delikatnie zacząć ją zdejmować. Cassidy złapała gwałtowny oddech, a chłopiec zaprzestał wykonywania czynności.

- Spokojnie - powiedział łagodnie, po czym pogładził dłonią policzek nastolatki. Widząc, że jego słowa zadziałały, wznowił wcześniejszą czynność i już za moment sukienka znalazła się na podłodze. Chłopak wziął głęboki wdech i zagryzł dolną wargę. - Jesteś cudowna - uśmiechnął się, położywszy ręce na biodrach partnerki, która odpowiedziała łagodnym uśmiechem. - Chcesz mnie? - spytał, patrząc w jej oczy. - Bo ja ciebie bardzo, a ty? - zapytał ponownie. Cassidy skinęła głową. - A możesz to powiedzieć na głos? - z zadowoleniem zadał kolejne pytanie.
- Chcę ciebie - odparła z uśmiechem, cmoknąwszy osiemnastolatka. - Zadowolony?
- Nawet nie wiesz jak bardzo - powiedział. - Ale wiedz, że po wypowiedzeniu tych słów już mnie nie zatrzymasz - dodał. Obydwoje jednocześnie się zaśmiali.
- Chcę zobaczyć co potrafisz - odparła z wyraźną zgryźliwością. Blondyn z szerokim uśmiechem i niedowierzaniem spojrzał na Cass. Jeszcze chwilę temu stała niepewnie, nie wiedząc co robić, a teraz odniósł wrażenie, że celowo to powiedziała, by tylko sprowokować go do śmielszych działań.

- No proszę, proszę. To dość odważne słowa jak na taką sytuację - ucieszył się. - Ja bardzo wiele potrafię. Oj długo tej nocy nie zapomnisz, kicia - powiedział.

Nie zwlekając dłużej, objął mocno dziewczynę, a ta oplotła nogi wokół jego torsu. Ross z coraz większym zapałem i namiętnością zaczął muskać jej szyję, dosyć szybkim tempem przechodząc na dekolt. Niebawem obydwoje znaleźli się na łóżku. Lynch, będący wówczas na dziewczynie, stopniowo schodził z pocałunkami niżej, zatrzymując się dopiero na podbrzuszu. Po kilkusekundowym zastanowieniu, podniósł się na poziom stanika partnerki. Uniósł delikatnie jej plecy, a następnie jedną ręką chwycił za zapięcie, po czym jednym ruchem je odpiął.


____________________________

A oto i on! - tak długo wyczekiwany przez wszystkich rozdział. Mam nadzieję, że Wam się podobał i w sumie to nie mam nic więcej do powiedzenia. Postaram się odnowić dawną systematyczność w dodawaniu rozdziałów, gdyż wiem, że jakiś czas temu się ona nieco zepsuła za co raz jeszcze Was przepraszam.

~DarkAngel <3

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 85: Getting back together.


*Rocky i Lexie*

Rocky o umówionej dzień wcześniej porze, stawił się przy wejściu do wesołego miasteczka. Dziewczyny jeszcze nie było, zatem postanowił usiąść na pobliskiej ławce i na nią zaczekać, w międzyczasie robiąc sobie zdjęcia z kilkoma fankami, które zauważywszy swojego idola, nie mogły przejść obojętnie. Wkrótce, po kilkunastu minutach wyczekiwania, dwudziestolatka się zjawiła. Ubrana była w krótkie szorty i luźną, białą bluzkę z nadrukiem. Chłopiec z uśmiechem na twarzy przywitał blondynkę, po czym wspólnie weszli na teren lunaparku.

- To co, gdzie idziemy na początku? – zapytał z uśmiechem Rocky.
- Pozwolę tobie wybrać – odpowiedziała równie zadowolona dziewczyna.
- Więc może na początek coś lekkiego na rozgrzewkę? Diabelski młyn? – zaproponował brunet, wskazując dłonią w stronę karuzeli.
- To ma być dla ciebie lekkie? – zaśmiała się dziewczyna. – Ale dobrze, niech ci będzie. Tylko, że wiesz.. Taka wysokość trochę mnie przeraża, więc nie zdziw się, jeśli przez całą drogę będę cię trzymała – uprzedziła żartobliwie.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się Rocky, po czym objął dziewczynę w pasie.
- Jeszcze nie weszliśmy na karuzelę - dziewczyna spojrzała na partnera roześmianym wzrokiem.
- Umm.. To chodzenie trochę mnie przeraża, więc lepiej będzie, jeśli będę cię trzymał - odparł w żartobliwy sposób brunet, starając się rozbawić towarzyszkę. Po raz kolejny mu się udało, a dziewczyna wybuchła gromkim śmichem.
- A to ciekawe - rzuciła przez śmiech. Chłopak puścił dwudziestolatce oczko, a następnie wciąż nie zabierając swojej ręki z jej talii, para zmierzyła do kasy w celu zakupienia biletów dla siebie i Lexie. Jak każdy z Lynchów, Rocky był dobrze wychowany, zatem nie zamierzał pozwolić na to, by partnerka płaciła.


Po kilku minutach czekania w kolejce, parze udało się wreszcie wejść na karuzelę. Rocky wraz z rodzeństwem dosyć często zabawiali się w wesołym miasteczku, więc owa atrakcja nie wywoływała u niego strachu, jako że nie była to dla niego żadna nowość. Wręcz przeciwnie było natomiast z Lexie, która nigdy wcześniej nie odważyła się wejść na diabelski młyn. Nic więc dziwnego, że od kiedy tylko maszyna ruszyła, blondynka mocno trzymała się ręki partnera. Dodatkowego strachu przysporzyło jej zatrzymanie się karuzeli niemalże w połowie drogi na dół. Rocky natomiast jedynie zaczął się śmiać, widząc panikę dziewczyny.


- I z czego się śmiejesz? Bawi cię to? - spytała, siedząc wtulona w dziewiętnastolatka.
- Trochę tak - odpowiedział przez śmiech.
- No to świetnie. Utknęliśmy kilkadziesiąt metrów nad ziemia, a ty się śmiejesz.
- Oj spokojnie, nigdzie nie utknęliśmy - powiedział. - Oni zawsze to robią, żeby dodać odrobinę adrenaliny. Za moment znów ruszymy - uspokoił pewnie brunet.
- Jesteś pewien? - spytała nieco spokojniejsza Lex.
- Oczywiście. Już kilka razy mi się to przytrafiło.


Zgodnie z zapewnieniami chłopaka, karuzela niebawem ponownie ruszyła, a para szczęśliwie zeszła na ziemię. W następnej kolejce postanowili pójść na roller coaster oraz do nawiedzonego domu. Później natomiast skorzystali z kilku mniejszych karuzeli, aż wreszcie opuścili teren lunaparku. Dochodziła wtedy godzina 17. Po krótkim namyśle Rocky zdecydował się skorzystać z wcześniejszej propozycji rodzeństwa i zaprosił dwudziestolatkę do siebie. Ta bez zawahania przystała na propozycję chłopca, zatem obydwoje spacerkiem ruszyli w wyznaczone miejsce.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Będąc na miejscu, brunet ustał plecami do drzwi wejściowych i spojrzał na partnerkę.
- Ehh.. Więc tutaj mieszkam – powiedział Rocky.
- Bardzo ładnie – skomplementowała Lexie. – A wpuścisz mnie do środka? – zapytała lekko speszona.
- Tak – odpowiedział krótko. Dziewczyna zrobiła krok na przód, jednak zatrzymał ją Lynch. – Alee.. Uprzedzam, że moje rodzeństwo jest.. Umm.. Mogą być trochę natarczywi i mówić różne głupie rzeczy, także proszę, nie słuchaj ich i nie zwracaj uwagi na to, co mówią. Oni lubią mi dokuczać i czasem wymyślają różne historie, żeby mnie ośmieszyć – wyjaśnił z przejęciem.
- Nie ma sprawy – zaśmiała się dziewczyna. – Możemy teraz wejść?
- Alee.. – dziewiętnastolatek ponownie zablokował przejście. – Pamiętaj, że mnie lubisz – uśmiechnął się słodko.
- Oj nie może być aż tak źle – zaśmiała się starsza.
- Mhmm – westchnął ironicznie Rocky, po czym niepewnie otworzył drzwi, wpuszczając do środka swoją towarzyszkę. 
Ellington i Riker, siedzący wówczas na kanapie w salonie, momentalnie spojrzeli na brata i ze zdziwieniem zmierzyli koleżankę brata. – Umm.. Hej wam, to jest Lexie – powiedział lekko skrępowany. 

Dotychczas nigdy wcześniej nie przyprowadził do domu żadnej dziewczyny, gdyż żadna nie wydawała mu się być na tyle ważna, by była taka potrzeba. Z Lexie było natomiast inaczej. Mimo, że znali się dopiero od niedawna, wiedział, że może wyjść z tego coś więcej i zamierzał się o to postarać.

- No proszę, proszę – zaczął donośnie Riker, przyglądając się dwójce, stojącej na przedpokoju. – Czyżby Rocky wreszcie przyprowadził dziewczynę?
- A może to tylko dziewczyna od ulotek? – wtrącił Ratliff. Obydwoje chłopców spojrzeli na siebie znacząco.
- Umm.. To może my już sobie pójdziemy – powiedział zakłopotany Rocky, wycofując się w stronę drzwi.
- Ależ dokąd idziesz, braciszku? – wstał z miejsca najstarszy. Zaraz za nim ruszył Ellington. – Nie poznaliśmy jeszcze twojej dziewczyny.
- Ee.. To nie jest moja dziewczyna – rzucił coraz bardziej skrępowany dziewiętnastolatek.
- Widzisz, mówiłem, że nie jest jego dziewczyną – odparł Ratliff, rzucając spojrzenie starszemu koledze.
- Przeestaańciee – wydukał przez zaciśnięte zęby, zmarnowany Rocky.
- Ojeej, mój mały braciszek się zawstydził – rzucił z uśmiechem Riker, poklepując młodszego po policzku. – Oj nie ma czego. A pamiętasz jak zawsze mówiłeś, że nie dasz się uwiązać? – Rocky z zażenowaniem spojrzał na swoją partnerkę.
- Uhm, chodźmy Lex, nie zwracaj uwagi na tych dwóch pajaców, nie znam ich – powiedział, wskazując dziewczynie drogę na górne piętro. Ta zaśmiała się delikatnie, ale zgodnie z prośbą chłopaka, zmierzyła w kierunku schodów. Sam natomiast cofnął się na moment do kolegów. – A z wami policzę się później – zagroził, mrużąc oczy.
- Ależ o czym ty mówisz, słodziaczku? – zapytał ironicznie Ellington. Młodszy ponownie rzucił dwójce groźne spojrzenie, po czym pobiegł do dziewczyny.
- Ehh.. przepraszam za nich – odezwał się Rocky.
- Nic się nie stało – zaśmiała się starsza. – Są zabawni.
- Zabawni powiadasz? – zdziwił się brunet. – Nie, oni po prostu robią starają się uprzykrzyć mi życie na tysiąc możliwych sposób – zażartował.
- Od czego ma się braci – uśmiechnęła się Lexie.
- Riker, ten blondyn, to mój brat. Ten drugi, to mój najlepszy kumpel – wyjaśnił brunet. – A to dlaczego mieszkamy razem, już ci wyjaśniałem.
- Tak, tak – przytaknęła dwudziestolatka. – A resztę rodzeństwa gdzie podziałeś?
- Ross, ten najmłodszy, zapewne lata gdzieś z dziewczyną. I może to i lepiej, bo przynajmniej od niego nie będziemy wysłuchiwali głupich komentarzy – zaśmiał się chłopak. – A Rydel.. pewnie jest u siebie w pokoju.
- Mhm.. Ją też mi przedstawisz? – uśmiechnęła się przekonująco Lexie.
- Umm.. No w sumie, to czemu nie. Ona jest chyba jedyną w miarę rozgarniętą osobą w tym domu – powiedział Rocky. – No poza mną oczywiście – dodał. W następnej kolejności delikatnie zapukał w drzwi od pokoju siostry, a następnie wszedł do środka. Dziewczyna akurat w dziwny sposób siłowała się z materacem od łóżka, próbując coś spod niego wyciągnąć. – Powiedziałem w miarę… - westchnął brunet. – Ehh, cześć Rydel – przywitał się zmarnowany.
- Cześć, cześć. Może zamiast stać i się gapić, pomógłbyś mi z tym cholernym materacem? Wyobraź sobie, że jest on dosyć cię.. – urwała, zauważywszy nieznajomą dziewczyną, stojącą obok Rocky’ego. Momentalnie puściła materac i poprawiła włosy, by ukazać się w jak najlepszym świetle. – Czeeeść – uśmiechnęła się, podchodząc do gościa z wyciągniętą ręką. – Jestem Rydel, starsza siostra Rocky’ego. A ty jesteś?..
- Lexie – uśmiechnęła się rówieśniczka. – Koleżanka Rocky’ego. Miło cię poznać.
- Mnie również – ucieszyła się Rydel. – Wiesz, cieszę się, że Rocky wreszcie przyprowadził jakąś dziewczynę. Nigdy wcześniej..
- Rydel! – wtrącił się Rocky. – Zdążyłem jej powiedzieć, że jesteś tutaj jedyną rozgarniętą osobą.. Nie zepsuj tego. -  Obydwie dziewczyny się zaśmiały.
- Nie martw się, jeszcze zdążę ci wiele o nim opowiedzieć – zachichotała Rydel, szepcząc drugiej na ucho.
- Ja to słyszałem – mruknął chłopiec. Blondynki ponownie się zaśmiały.
- Jejku, jakie ty masz śliczne włosy – skomplementowała z uśmiechem Lexie, przerzedzając kosmyk włosów rówieśniczki.
- Ah dziękuję – ucieszyła się dziewczyna. – Twoje też są bardzo ładne.
- Może, ale twoje są takie gęste i zdrowe.
- Wiesz, chodź to ci pokażę czego używam. Mam taką super maseczkę na włosy, jest naprawdę świetna – uśmiechnęła się Rydel. Złapała nowopoznaną za rękę i pociągnęła za sobą do łazienki, pozostawiając Rocky’ego samego.
- Ale.. – zaczął brunet. – Co ze mną? – westchnął ze smutkiem, po czym niechętnie ruszył na dół do pozostałych chłopców.
- A tobie co? – spytał Ratliff, widząc grymas na twarzy przyjaciela.
- Rydel zabiera mi dziewczynę – westchnął niezadowolony. Starsi chłopcy wybuchli śmiechem.
- Hahaha, co? – spytał przez śmiech Riker.
- No.. Lexie mówi do Rydel ‘’masz ładne włosy’’, na co Rydel ‘’dzięki, ty też’’, a Lexie ‘’ale nie tak jak twoje’’ – powiedział, naśladując głosy dziewczyn. – I teraz siedzą w łazience i oglądają szampony…
- No popatrz Rocky, dwie randki, a ona już cię olała – dokuczył bratu starszy.
- I to dla dziewczyny – dodał przez śmiech Ellington.
- Ha, ha. Lepiej dla siostry, niż dla jakiegoś gacha – westchnął Rocky.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Sobota, godzina 15; dzień ślubu; dom R5*

- Luca, Luca, Luca.. – zaczął Riker, zamykając drzwi od swojego pokoiku. 


Był w nim wówczas sam na sam z Włochem, który siedział obecnie na łóżku, nie będąc do końca pewnym co się właściwie dzieje. Gdy tylko zdążył wejść do mieszkania przyjaciół, dwudziestojednolatek od razu zaciągnął go do swojego pokoju i zamknął drzwi. Następnie ustał obok zakłopotanego bruneta, oparłszy się o parapet i zaczął mu się przyglądać. Całość wyglądała dla młodszego dosyć krępująco, zatem siedział w bezruchu na łóżku i starał się nie spoglądać na kolegę. 

- Jeśli proponujesz mi seks, to wiedz, że wolę dziewczyny.. – odezwał się wreszcie speszony Luca.
- Co?! – rzucił zszokowany przypuszczeniami kumpla. – Nie, nie proponuję ci żadnego seksu. Boże, nie jestem gejem!
- No ja nie wiem, czego ty tam możesz chcieć, przyjacielu - rzucił Włoch. – Ale proszę cię zatem, abyś kontynuował to, do czego zmierzałeś. O ile to się nie wiąże z seksem..
- Stany mają na ciebie dziwny wpływ.. No ale dobra.. Posłuchaj mnie – zaczął ponownie starszy. – Przyjaźnimy się od pewnego czasu i naprawdę bardzo cię lubię, ale teraz zapomnijmy o przyjaźni i porozmawiajmy o czym innym – kontynuował, siadając obok coraz bardziej zdeterminowanego Luci.
- Uhm.. Jesteś pewien, że nie chodzi ci o seks? – ponownie napomknął dwudziestolatek, którego myśli chodziły już po najróżniejszych drogach.
- Ty weź się jebnij – mruknął Riker, uderzając młodszego w tył głowy.
- Beh1, mów dalej – rzucił krótko brunet.
- No więc chodzi o to, że z zupełnie nieznanych mi przyczyn, zaprosiłeś moją siostrę na wesele.
- Oh, czy to jakiś problem? Nie wiedziałem, że powinienem cię spytać o zdanie. Naprawdę, mi scusi2 – odparł z przejęciem młodszy.
- Nie, nie, nie, spoko – uspokoił Riker. – Po prostu nie sądziłem, że ją lubisz.. Że ją aż TAK lubisz – poprawił się.
- Bardzo ją lubię, jest taka.. meraviglioso – uśmiechnął się chłopiec.
- Że niby jaka jest?
- No, że cudowna – wyjaśnił młodszy.
-  Tak, tak, jest cudowna. Zatem tylko spróbuj ją skrzywdzić, a wierz mi na słowo, że ja skrzywdzę cię o wiele, wiele gorzej – zagroził dwudziestojednolatek. Włoch spojrzał na niego z przerażeniem. – Rydel to moja młodsza siostra, więc bez względu na to czy się przyjaźnimy, jeśli ją zranisz, to nie będę brał pod uwagę naszych relacji – wyjaśnił Riker.
- Oh, jakbyś mnie nie znał. Przecież ja bym muchy nie skrzywdził, a co tu dopiero mówić o takiej słodkiej kobiecie – oburzył się Luca.
- Znam cię i wydaje mi się, że jesteś mądrym chłopakiem, który nie zrobiłby niczego głupiego, ale po prostu cię uprzedzam. Taka jest rola starszego brata – uśmiechnął się blondyn, poklepując młodszego po ramieniu.
- Wiem, rozumiem. Ale serio możesz mi ufać. Sam byłbym w stanie skrzywdzić, gdyby ktoś coś zrobił Faye, także nie martw się. Zaopiekuję się nią, nic jej przy mnie nie grozi – zapewnił pewnie dwudziestolatek.
- Okej, okej, ufam ci – uśmiechnął się Riker, podniósłszy się z łóżka. Zaraz za nim to samo zrobił młodszy i razem zmierzyli do schodów. – Ej.. – zatrzymał bruneta.
- Hm?
- Ty wiążesz z Rydel coś większego? – zapytał.
- Umm.. Nie wiem, naprawdę ją bardzo lubię i chciałbym, żeby coś z tego wyszło. Dlaczego pytasz?
- Bo wiesz, jeśli nie czujesz nic więcej, to zwyczajnie sobie odpuść. Ona nigdy tak naprawdę chłopaka nie miała. Wiem, że cię lubi, więc nie chcę, żeby później cierpiała.
- Riker,  już ci mówiłem. W życiu bym jej nie skrzywdził, wierz mi. Lo giuro – uśmiechnął się brunet. – Czyli przysięgam – wyjaśnił.
- Dobra, zatem powodzenia – powiedział z uśmiechem. – Ah, mógłbyś mieć też oko na Rossa? Z nim to różnie bywa – zaśmiał się starszy.
- Ha, muszę mieć na niego oko. Będzie z moją Faye, także..
- Starszy brat czuwa – uśmiechnął się Riker.
- Zawsze – zaśmiał się Luca.
- A wam co tak wesoło? – spytała Rydel, podnosząc się z kanapy.
- A co? Takie tam męskie rozmowy – odpowiedział rozbawiony mężczyzna. – Co nie, Luca?
- Dokładnie – przytaknął z zadowoleniem. – Jeeej, ślicznie wyglądasz – skomplementował z uśmiechem partnerkę.
- Dziękuję, ty też niczego sobie – odparła usatysfakcjonowana dziewczyna. – Ale wiesz, to zasługa Kelly, ona mnie tak urządziła – przyznała, zwracając się w stronę przyjaciółki.
- Skądże znowu, ja tylko pomagałam – zarzekała się brunetka.
- Ładnemu we wszystkim ładnie – sprostował Luca. – Ale dobra, chyba powinniśmy się zbierać, bo za pół godziny się zacznie - powiedział, spoglądając na zegar. Ślub miał się odbyć o szesnastej, a wówczas było parę minut po wpół do. Rydel zatem zgarnęła jeszcze tylko torebkę i była gotowa do wyjścia.
- Ekhem – kaszlnął Riker. – Ręce przy sobie – powiedział, mrugnąwszy do kumpla, widząc jak ten obejmują dziewczynę w pasie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*hotel Suzie’s, godzina 15*

- Mamooo, długo jeszcze?! - krzyknęła niecierpliwie Cassidy, dobijając się do drzwi od łazienki, w której od dłuższego czasu przebywała jej rodzicielka. - Ja też muszę się pomalować przed wyjściem.
- Chwila, masz jeszcze dużo czasu - odkrzyknęła dorosła.
- Mhm, dużo czasu.. Pół godziny to wcale nie tak.. - urwała, słysząc dzwonek do drzwi. - Otworzę! - oznajmiła, po czym wykonała czynność. W drzwiach stał ubrany w garnitur Ross. - Jakie ciacho - rzuciła Cassy, zagapiając się na kolegę. Ten zaśmiał się delikatnie.
- Hahaha, co? - zapytał rozbawiony.
- Uhm.. Chcesz coś do picia?
- Kto przyszedł? - krzyknęła z łazienki dorosła.
- Eeeeeeeee... - Cassidy wahała się z odpowiedzią, jako że do tej pory nie poinformowała matki, kto będzie jej towarzyszył na weselu. Wiedziała, że gdyby zrobiła to wcześniej, kobieta by się nie zgodziła, zatem zgodnie z radami przyjaciółki, zdecydowała postawić ją przed faktem dokonanym. Przecież w takiej sytuacji nie będzie kazała mu sobie iść... Przynajmniej taką nadzieję miała nastolatka. W tym momencie dorosła wyszła z toalety, a widok Rossa co najmniej ją zaskoczył. Mina na jej twarzy również na zadowoloną nie wyglądała.
- Dzień dobry - przywitał się z uśmiechem blondyn.
- No ja nie wiem czy taki dobry. Cassidy, pozwól na słówko - zwróciła się do córki, a następnie razem udały się do pokoiku.
- Mamuusiu, nim się zaczniesz złościć, to wiedz, że ślicznie wyglądasz, a złość piękności szkodzi - uśmiechnęła się sztucznie.
- Kiedy zamierzałaś mnie poinformować, że go zaprosiłaś? - zapytała stanowczo kobieta.
- Um.. Jakoś mi wyleciało z głowy. Ale teraz już wiesz - uśmiechnęła się szeroko Cass.
- Czy ja wyraziłam się niejasno, gdy zabroniłam ci się z nim zadawać?
- Wyraziłaś się bardzo jasno.. Ale czy ja niejasno staram się dać ci do zrozumienia, że go bardzo lubię? - rzuciła, będąc coraz bliżej płaczu, nie mogła dłużej znieść podejścia jej mamy do Rossa.
- Cassidy, rozmawiałyśmy o tym już wiele razy i nie zamierzam znów do tego wracać. Doskonale znasz moje zdanie i nie licz na to, że je zmienię - odparła zdecydowanie Katie. – Mam ogromną nadzieję, że nie zwiążesz się z tym chłopakiem. Jestem więcej niż pewna, że on od razu zaciągnąłby cię do łóżka. - Nastała chwila ciszy, którą przerwała siedemnastolatka.
- Ross taki nie jest! – zaprzeczyła stanowczo Cassidy.
- A w Sylwestra w piękny sposób to udowodnił.
- Ugh! Dlaczego ty mi to robisz? Jeśli nie pozwolisz mu pójść na to wesele, to wiedz, że choćby nie wiem co, ja też się na nim nie pojawię - rzuciła przez łzy, a nie otrzymując od matki żadnej odpowiedzi, wyszła z pokoju i ruszyła do łazienki.
- Um.. Domyślam się, że mam iść do domu? - odparł zrezygnowany Ross, podnosząc się z kanapy.
- Nie lubię cię, ale skoro już tutaj jesteś, to przecież cię nie wyrzucę. Tylko i wyłącznie ze względu na Cassidy.
- I to właśnie w pani lubię, bezpośredniość - speszył się chłopiec, ponownie siadłszy na sofie.
- Cassidy, pośpiesz się, bo Ross się zaraz tutaj zgrzeje w tym garniturze - powiedziała Katie, delikatnie pukając w drzwi od łazienki. 


Na te słowa nastolatce wyraźnie poprawił się humor. Była niemalże pewna, że jej rodzicielka mimo wszystko zdecyduje się wyprosić Lyncha, co skutkowałoby jedynie kolejną kłótnią. Na jej szczęście myliła się, zatem od razu chwyciła za kosmetyki i kilka minut później była już gotowa do wyjścia. Z domu wyruszyli za dwadzieścia czwarta, więc na miejscu byli dosłownie chwilę przed czasem. Sama ceremonia trwała około godziny, do czego doszło jeszcze składanie życzeń i wręczanie prezentów, a jako, że gości było doprawdy sporo, całość zakończyła się przed osiemnastą. O tej porze wszyscy zaproszeni udali się do lokalu, gdzie miało odbyć się wesele. Rzecz jasna miało ono miejsce u Suzie's, gdyż panna młoda była siostrzenicą rudowłosej właścicielki hotelu.

- Zatańczymy? - zaproponował z uśmiechem Ross, wyciągając rękę do Cassidy. Ta uśmiechnęła się i razem z blondynem odeszła na parkiet. - Coś czuję, że to będzie przełomowa noc w naszym związku - powiedział zadowolony chłopak.
- Związku? - powtórzyła pytająco Cass.
- Mhm - przytaknął Ross. - Całą noc tylko ty, ja i jacyś ludzie, którzy tylko stanowią tło - uśmiechnął się. - Ah, no i oczywiście twoja mama, która najchętniej by mnie teraz zabiła - zaśmiał się.
- Głupiutki..
- Auuustiiin!!!! - para usłyszała donośny krzyk, a chwilę później mała dziewczynka gwałtownie rzuciła się na Rossa z mocnym uściskiem.
- To nie jest Austin - odezwał się chłopiec, stojący obok i obserwując całe zdarzenie. Miał około ośmiu lat, dziewczynka natomiast wydawała się być trochę młodsza.
- Cześć, dziewczynko - uśmiechnął się osiemnastolatek, próbując oswobodzić się z jej uścisku. - Nazywam się Ross, nie Austin - na te słowa, dziecko od razu puściło chłopaka.
- Widzisz, mówiłem ci. On nawet nie jest do niego podobny - odparł przemądrzale starszy maluch.
- Słucham?! - oburzył się Ross. - Przecież to ja!
- Kłamczuch! Przed chwilą mówiłeś co innego - wykłócało się dziecko. Lynch z politowaniem spojrzał na obserwującą całe zdarzenie, roześmianą Cassidy.
- Ross jest aktorem, gra Austina w serialu - wyjaśniła rozbawiona blondynka. Dzieci spojrzały na siebie pytającym wzrokiem.
- To ty nie jesteś prawdziwy? - spytała zdeterminowana dziewczynka.
- Ee.. No jestem prawdziwy, ale.. - Ross nie zdążył dokończyć zdania, gdyż małolatka ponownie rzuciła się na niego z objęciami. Ten mając już dość bezskutecznego tłumaczenia, po prostu odwzajemnił uścisk.


Przez kolejny, dłuższy odcinek czasu młodzieniec zmuszony był zabawiać dwoje maluchów. Dziewczynka imieniem Lena, okazała się mieć siedem lat, natomiast jej brat - Daniel, był o rok starszy. Ten, w przeciwieństwie do swojej młodszej siostry, która wręcz była zapatrzona w osiemnastolatka niczym w obrazek i nie odstępowała go na krok, wciąż sceptycznie podchodził do rzekomego aktorstwa blondyna. Ośmiolatek twierdził, że Ross jest oszustem, bo niby jakim cudem Austin poszedłby na wesele z jakąś inną dziewczyną niż Ally? Mniej więcej tak przebiegła następna godzina wesela. A mianowicie, Lynch "niańczył" kuzynostwo Cassidy, podczas gdy ta z rozbawieniem przyglądała się całemu zajściu. Gdy nareszcie dzieci zostały zawołane przez swych rodziców, Ross z ulgą dołączył do swojej partnerki. Niestety ich "przełomowa noc" została po raz kolejny zakłócona. Tym razem przez jedną z ciotek blondynki.


- Lucy, pamiętasz, to jest Cassidy? I jej chłopak.. przypomnisz jak się nazywasz, chłopcze? - odezwała się kobieta, przedstawiając parę drugiej, stojącej obok.
- Jestem Ross - odparł zadowolony chłopiec.
- Ale my nie jesteśmy parą - odezwała się zawstydzona Cassidy. W tym momencie do grupy podeszła kuzynka niebieskookiej, z którą dziewczyna nigdy nie miała dobrych stosunków, zatem, gdy tylko dowiedziała się, że ona również przyleciała na ślub, postanowiła sobie omijać ją szerokim łukiem.
- Przecież to było oczywiste, że nie przyjdzie tutaj z chłopakiem - rzuciła z pogardą wspomniana wcześniej Caroline. - I to tym bardziej z takim.
- Pozwól mi skończyć - dziewczyna na poczekaniu zaczęła wymyślać jak utrzeć nosa kuzynce. Od kiedy tylko pamięta, za każdym razem, gdy się widziały, Car zawsze dokuczała jej w kwestii chłopaków. Ciągle powtarzała, że dziewczyna nigdy nie znajdzie sobie chłopaka, bo nikt jej nie będzie chciał. - Chciałam powiedzieć, że nie jesteśmy parą.. od długiego czasu. I teraz cię zdziwię, Ross to mój chłopak - uśmiechnęła się z dumą i złapała blondyna za rękę. Osiemnastolatek z zadowolony i zarazem ciekawy tego, co jest grane pomiędzy dziewczynami, bez zastanowienia odwzajemnił uścisk przyjaciółki.
- Ahh tak? - parsknęła z niedowierzaniem brunetka. - A jak długo jesteście razem?
- Umm.. dwa tygodnie - odpowiedziała Cassy.
- Od grudnia - powiedział równocześnie z niebieskooką.
- Haha, ciekawe - zaśmiała się lekceważąco Caroline.
- Za dwa tygodnie będzie pół roku - wykręcił się Ross. - Chodź, kochanie, zatańczymy - rzucił, mając dość wysłuchiwania brunetki, po czym ruszył w stronę parkietu.
- I tak wiem, że to nie twój chłopak. Za wysoka ranga jak dla ciebie. Ale jak dla mnie, to w sam raz - powiedziała zarozumiale, zatrzymując na moment kuzynkę. Ta bez żadnej odpowiedzi, skierowała się do Rossa, a następnie razem zaczęli tańczyć.
- Ross.. - zaczęła niepewnie dziewczyna. - Pocałuj mnie.
- Co? Chyba się przesłyszałem - rzucił z niedowierzaniem blondyn. Cassidy zaśmiała się delikatnie.
- Nie, głupku. Zrób to teraz - osiemnastolatek bez chwili zawahania, z uśmiechem na twarzy, zrobił to, czego chciała partnerka. Ucieszyło go, że wreszcie, po tak długim czasie do siebie wracają. Teraz mogło być już tylko lepiej. - Dzięki. Całkiem miło - uśmiechnęła się Cassidy.
- Rewelacyjnie! Aż trudno uwierzyć, że w końcu sama..
- Myślisz, że Caroline to widziała? - wtrąciła, rozglądając się dookoła. - Obserwowała nas przed chwilą, ale już jej nie widzę.
- A miała widzieć? - zdziwił się starszy.
- No, tak. Dlatego chciałam, żebyś mnie pocałował.
- A nie przypadkiem dlatego, że jestem twoim chłopakiem? - odparł przytłoczony, gdyż dopiero zaczynało do niego docierać, o co tak naprawdę chodziło Cassidy.
- Przecież ty nie jesteś moim chłopakiem - zaśmiała się, jednak po chwili, widząc wyraz twarzy chłopaka, domyśliła się co miał na myśli. - Ojej Ross..
- Wykorzystałaś mnie - przerwał siedemnastolatce. - Ale ze mnie idiota.. Jak mogłem w ogóle pomyśleć, że ty wreszcie.. A zresztą wiesz co? Daj mi spokój - odparł kompletnie zrezygnowany, ruszywszy do wyjścia.


Chłopiec w nerwach opuścił salę, na której odbywało się wesele, by następnie zmierzyć na hotelowy parking, gdzie zaparkował samochód. Co prawda wypił wcześniej kilka drinków i nie był w pełni trzeźwy, jednakże w obecnej chwili nie przejmował się tym i jedyne, czego chciał, to znaleźć się jak najszybciej i jak najdalej od miejsca zdarzenia, ponieważ jego nerwy coraz bardziej dawały się we znaki. Był zarazem nieco zasmucony faktem, że dziewczyna w taki sposób go potraktowała, aczkolwiek złość mimo wszystko brała nad nim kontrolę.
Gdy tylko doszedł do auta, ustał na moment w miejscu, po czym wyciągnął z kieszeni marynarki kluczyki i wsiadł do pojazdu. 


- Ross.. – rzuciła Cassidy, nim jeszcze chłopak zdążył odpalić samochód.
- Nie interesuje mnie to. Mam już dosyć tych twoich gierek. Bez przerwy robisz ze mnie idiotę i chyba celowo igrasz sobie z moimi uczuciami, bo wiesz, co do ciebie czuję. Powtórzę jeszcze raz.. Daj mi spokój – powiedział nieprzyjemnym tonem Ross, po czym zamknął drzwiczki i włożył klucz do stacyjki. Blondynka natychmiast ponownie je otworzyła.
- Masz prawo się wściekać i doskonale cię rozumiem, ale proszę wyjdź z auta. Piłeś, więc nie powinieneś prowadzić.
- Nie jestem pijany – burknął z wciąż nieprzyjemnym tonem chłopak.
- Wiem, że nie jesteś, ale mimo wszystko nie powinieneś jechać. Wyjdź i porozmawiajmy na spokojnie.
- Na spokojnie powiadasz? Dobrze – rzucił poirytowany, wychodząc raptownie z samochodu. – Proszę bardzo, wyszedłem. Czy teraz twoja kuzynka może nas lepiej zobaczyć?!
- Nie mów tak, przepraszam. Nie to miałam na myśli, po..
- Jak zwykle – burknął blondyn, przerywszy dziewczynie.
- Przepraszam, nie powinnam była tego mówić, nie pomyślałam o tym, że mogę cię zranić – zaczęła, podchodząc do Rossa. Widząc, że ten ponownie zamierza się odezwać, uprzedziła go. – Powiem ci coś.. – odparła szybko, by nie pozwolić osiemnastolatkowi niczego powiedzieć. - ..co zamierzałam powiedzieć już wcześniej, ale jakoś nigdy nie mogłam się za to zabrać – kontynuowała tym razem dosyć powolnym tempem. Lynch bacznie, z zaciekawieniem przyglądał się towarzyszce. – Umm.. Jakiś czas temu uświadomiłam sobie.., żeee.. tak naprawdę umm.. – mówiła z wyraźnymi zawahaniami. -..nigdy nic specjalnego do ciebie nie.. nie czułam..
- Oh, no dzięki. Mogłem się domyśleć – wtrącił z wyraźnym zażaleniem. Gwałtownie zabrał rękę z uścisku blondynki i chwycił za drzwi auta.
- ALE.. – ponownie zaczęła mówić Cassidy, raz jeszcze chwytając dłoń kolegi. – Teraz wiem, że..uhm.. jesteś dla mnie naprawdę bardzo, bardzo, bardzo.. ważny i chyba cię.. – urwała, spoglądając w oczy blondyna. – Um.. No wiesz.. – rzuciła nieśmiało, spuściwszy w dół głowę.
- Nie, no właśnie nie wiem – odparł ze znacznie lepszym humorem Ross. Siedemnastolatka powtórnie na niego spojrzała.
- Umm.. – zająkiwała się, a po chwili żwawym ruchem delikatnie cmoknęła usta chłopaka, po czym przytuliła go, nawet na niego nie spoglądając. Blondyn zaśmiał się donośnie.
- A ty co? – rzucił przez śmiech. – Zrobiłaś to tak, jakbyśmy nigdy wcześniej tego nie robili – powiedział rozbawiony, szturchając delikatnie dziewczynę.
- Ojej no.. To było tak dawno temu.. – odparła nieśmiało, wciąż nie podnosząc wzroku na partnera.
- Dobra, dobra – zaśmiał się Ross. – Mimo wszystko, to był mój trzeci ulubiony pocałunek.
- Trzeci? – spytała po cichu Cassidy, tym razem spoglądając na chłopaka. Blondyn skinął głową. – A pierwsze dwa?
- Drugi, to nasz pierwszy pocałunek, na plaży – uśmiechnął się.
- A pierwszy?
- Chcesz wiedzieć? – spytał z szerokim uśmiechem.
- Mhm – kiwnęła głową. 


Chłopak z zadowoleniem przygryzł wargę, a następnie zbliżył się do nastolatki i czule musnął jej wargi. Zaraz po tym kolejny raz, i jeszcze jeden, aż wreszcie tkwili w długim, namiętnym pocałunku. Po dłuższej chwili para przerwała.

- To był ulubiony – uśmiechnął się Ross, mrugnąwszy do Cassidy. Ta uśmiechnęła się szeroko, po czym delikatnie zachichotała, ponownie obejmując chłopaka. – Ja też cię kocham – odparł, cmoknąwszy dziewczynę w głowę.


_____________________________



~DarkAngel <3

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 84: Beach.


Przyjaciele wciąż przebywali na plaży. Męskie grono wygłupiało się w wodzie, dziewczyny natomiast dalej leżały na kocach, opalając się i dyskutując. Prawdę mówiąc rozmawiała głównie Rydel, ponieważ Kelly, jak i również Cassidy, nie potrafiły się do siebie odezwać. Młodsza była raczej negatywnie nastawiona do brunetki ze względu na Emily, starsza natomiast nie chciała powtórki z poprzedniego dnia, zatem postanowiła się nie udzielać. Dopiero po pewnym czasie udało im się przełamać niechęć.

- Rydel, mógłbym prosić na słówko? - zapytał Luca, podchodząc do blondynki. Dwudziestolatka bez problemu się zgodziła, po czym wstała i odeszła z chłopakiem.
- Miło, że się poznałyśmy. Sporo o tobie słyszałam - odezwała się Kelly, chcąc przerwać niezręczną ciszę, panującą przez ostatnie kilka minut.
- Ah tak? - zdziwiła się blondynka.
- Ross to prawdziwa papla – zaśmiała się starsza.
- Mówił ci o mnie? – spytała z delikatnym uśmiechem Cassidy, na co druga przytaknęła. – A co takiego? – dopytywała szesnastolatka.
- Aaa różne takie – odpowiedziała rozbawiona Kelly. – Naprawdę musi cię bardzo lubić.
- Umm a ty za to jesteś przyjaciółką Ratliffa, tak? Też co nieco o tobie słyszałam –zmieniła temat blondynka.
- Domyślam się, że nie były to zbyt przyjemne rzeczy – powiedziała smętnie brunetka. Cass wzruszyła ramionami.  – Nie orientuję się, co dokładnie słyszałaś od swojej przyjaciółki, ale zapewniam cię, że to wszystko nieprawda.
- Nie wiem, co o tym myśleć, ale chyba jednak wolę trzymać stronę przyjaciółki – odezwała się blondynka.
- Byłam z Ellingtonem jeszcze zanim powstał ten ich zespół.. – zaczęła mówić brunetka po kilkuminutowym bezgłosie - ..rozstaliśmy się, gdy wyjeżdżał do Miami, bo uznaliśmy, że związek na odległość by nie miał sensu. Jakiś czas temu przyjechałam tutaj na staż i nawet nie spodziewałam się, że go spotkam, w ogóle nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu, a gdy już przypadkiem na siebie wpadliśmy, nawet nie podejrzewałam, że on kogoś ma. Czy mi na nim zależy? Tak, oczywiście, że tak.. Ale uwierz..
- Wydaje mi się, że to nie jest raczej moja sprawa, tylko twoja i Emily. Po co mi się z tego tłumaczysz? – wtrąciła się Cass.
- Bo nie chcę, żeby teraz wyszło, że jestem jakąś zdzirą, kradnącą facetów. Chcę tylko, żebyś i ty, i twoja przyjaciółka uwierzyły, że naprawdę nie zamierzam rozbijać ich związku. Tak jak mówiłam, zależy mi na Ellingtonie, ale jestem szczęśliwa, że ma on kogoś, z kim jest szczęśliwy. Przecież nie mogę wymagać od niego, żeby przez taki czas był samotny i unikał dziewczyn. Naprawdę.. – ciągnęła z przejęciem.  Cassidy zamilkła w zastanowieniu.
- Może.. na chwilę obecną zapomnijmy o tym wszystkim - zaproponowała. - Obydwie przyszłyśmy się tutaj odprężyć, a póki co tylko się nakręcamy.
- Masz rację - uśmiechnęła się Kelly, a niedługo później dziewczyny, wówczas już z Rydel, ponownie wszczęły rozmowę. 


Tym razem jednak na bardziej pozytywne tematy, zupełnie niedotyczące żadnego z chłopców. Oczywiście nie mogło się obejść bez dopytywania się, co takiego od dwudziestolatki chciał Luca. Jak się okazało, Włoch postanowił zaprosić blondynkę na wesele jako osobę towarzyszącą. Dziewczyna, rzecz jasna, zgodziła się bez dłuższego zastanowienia. Bardzo polubiła Lucę już od ich pierwszego spotkania. Początkowo wiązała jakieś większe nadzieje z chłopakiem, po tym, jak na samym początku ich znajomości zaprosił ją na spacer, jednak później okazało się, że była to tylko jednorazowa sytuacja. Nic więc dziwnego, że Rydel ucieszyła się z propozycji kolegi. "A może jednak coś z tego wypali" zastanawiała się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kilka godzin później, dochodziła wówczas dziewiętnasta, młodzież zdecydowała się pozbierać swoje rzeczy i wrócić do domu. Co prawda mogliby jeszcze trochę posiedzieć, aczkolwiek każdy z nich był już na tyle zmęczony, że nie miał ochoty na dalsze przebywanie na plaży. Tak zatem Lynchowie wraz z Ratliffem i Voosen (nazwisko Kelly) zapakowali się w drogę powrotną do auta, a Cass z Lucą spacerkiem zmierzyli w stronę hotelu. Na miejsce zaszli niedługo przed ósmą. Luca tradycyjnie wrócił do swojego pokoju, a blondynka do swojego. Tam już  wyczekiwała na nią Emily z milionem pytań.

- No w końcu! - rzuciła z wytchnieniem. - Jak było?
- Bardzo fajnie - odpowiedziała. - A Ross zerwał z Jolene - dodała z uśmiechem, ściągając koszulkę.
- Widzę, że bardzo ci z tego powodu przykro - zaśmiała się Emi, podpierając ręką o oparcie sofy.
- Ależ oczywiście, że tak. Przecież Jolene to moja przyjaciółka - powiedziała sarkastycznie, sięgając z półki piżamę. Brunetka przekręciła oczami.
- A jak tam Ellington? Czy ta dziewucha ciągle się przy nim kręciła? - zapytała z przymrużonymi oczami.
- Ee.. Nie - odpowiedziała krótko Cass. - Prawie cały czas była ze mną i Rydel - dopowiedziała.
- I co o niej sądzisz? Widać, że jest wredna.
- Umm.. No wiesz.. Dla mnie była bardzo miła i nic do niej nie mam - odparła blondynka.
- Miła? Jak możesz tak mówić? Ona chce mi zabrać faceta - oburzyła się Emily.
- Mówię tylko jak było. Nawet nie widziałam, żeby go podrywała. Jak dla mnie to zwykli przyjaciele - skomentowała Cassidy, stając w progu drzwi od łazienki.
- No pewnie, teraz mi jeszcze przyjaciółkę zabiera - burknęła Em, składając ręce na piersi.
- Nikt ci nikogo nie zabiera. Jesteś za bardzo przewrażliwiona - rzuciła druga, podchodząc do przyjaciółki. Ta tylko po cichu westchnęła. - A chcesz usłyszeć coś na poprawę humoru? - spytała z szerokim uśmiechem, siadając na podparciu.
- Dawaj - odparła krótko brunetka.
- No więc zgadnij kto idzie ze mną na wesele - zaczęła podekscytowana. Emily skierowała na nią wzrok. - Rooooss - dokończyła zadowolona.
- Aż tak bardzo mnie to nie zdziwiło - ciemnowłosa wytknęła drugiej język. - Ale cieszę się. A co na to twoja mama? Bez problemu się zgodziła? - zdziwiła się.
- Moja mama o tym nie wie.. - odpowiedziała, drapiąc się po głowie. - Poza tym na zaproszeniu wyraźnie jest napisane "Z OSOBĄ TOWARZYSZĄCĄ", więc nic jej do tego kogo zabieram - uśmiechnęła się niepewnie.
- Wiesz, że to z nią łatwo nie przejdzie?
- Wiem - speszyła się Cassidy, po czym markotnie opadła na kolana towarzyszki. - I co ja mam zrobić?
- Może po prostu nic jej nie mów i postaw ją przed faktem dokonanym - uśmiechnęła się brunetka. - No przecież chyba nie każe mu wyjść z wesela, prawa? - zerknęła na Cass, jednak ta nic nie odpowiedziała. - Prawda? - zawtórowała.
- Ehh a kto ją tam wie. W życiu nie widziałam, aby ona aż tak bardzo kogoś nie lubiła. Z reguły pozytywnie była nastawiona do moich przyjaciół.
- No przecież wiem. Nie rozumiem, jakim trzeba być człowiekiem, żeby aż tak zrazić do siebie twoją mamę - pokręciła głową.
- Trzeba być Rossem - westchnęła Cassidy. - Ale za to go jeszcze bardziej lubię - zaśmiała się. - W ogóle jejuu.. Czy ty widzisz co się dzieje?
- Co masz na myśli? - zapytała zdziwiona Emily.
- Ja kto co. Tylko spójrz. Jeszcze rok temu o tej porze siedziałyśmy w naszym nudnym kraju, rozmarzając jak to fajnie byłoby chodzić z jakimś super przystojnym hollywoodzkim ciachem, a teraz? Żyjemy jak w jakimś fanficu! Bo niby ile dziewczyn ma taką szansę? Ile dziewczyn ma szansę przyjaźnić się z kimś sławnym? To jest takie nierealne. Nigdy wcześniej o tym jakoś nie myślałam.. Przecież on i Ratliff mogliby mieć każdą, a polecieli na takie nas, które nawet nie miały pojęcia, kim oni są - mówiła, wpatrując się zamyślonym wzrokiem w sufit.
- Może to właśnie im się spodobało - skomentowała Emily. - Bo wiesz, fakt faktem, że taka fanka na pewno szaleńczo ich kocha i chciałaby dla nich jak najlepiej, ale bądźmy szczerzy.. Większość z nich leci na wygląd. Co prawda mnie na samym początku wygląd Ratliffa urzekł, ale dopiero w jego charakterze się zakochałam - zaśmiała się.
- Pewnie masz rację.. - przytaknęła. - A mnie o dziwo wygląd Rossa nie omamił. Wręcz przeciwnie, byłam jeszcze bardziej pewna, że to jakiś gwałciciel psychopata - zaśmiała się dziewczyna. - Ahh cóż to były za czasy - westchnęła, chwytając dłoń przyjaciółki.
- Najlepsze lato naszego życia.. Idę zadzwonić do Ella. Ostatnio chyba trochę przesadzałam - stwierdziła Emily, po czym podniosła się z kanapy i skierowała do pokoiku, w którym leżał jej telefon.
- To będzie jeszcze lepsze! - krzyknęła za nią uśmiechnięta blondynka, po czym poszła do łazienki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Następny dzień - piątek, dom R5*

Tego dnia Rocky od południa szykował się na spotkanie z Lexie. Umówili się w wesołym miasteczku. Każdy z rodzeństwa, włącznie z Ratliffem, starał się go namówić, aby przyprowadził swoją nową koleżankę do domu, ten jednak stanowczo odmówił. Obawiał się różnych głupich komentarzy ze strony przyjaciół, co u nich było naturalny zachowaniem.
Riker z Ellingtonem natomiast, pojechali do supermarketu na zakupy, gdyż w lodówce powoli zaczynało świecić pustkami. Rydel nieco wcześniej zrobiła im dokładną listę potrzebnych produktów, będąc pewnym, że chłopcy jak to chłopcy, bez instrukcji sobie nie poradzą. Nakupowaliby jakichś niepotrzebnych pierdoł tak jak zwykle i tyle wyszłoby z ich shoppingu.
Ross z kolei brał właśnie prysznic, ponieważ za moment wybierał się na spacer z Cassidy. Dziewczyna tymczasem czekała u niego w pokoju.


- Cassy! - krzyknął z korytarza Ross, wychylając delikatnie głowę przez drzwi od łazienki. - Możesz mi sięgnąć jakąś bluzkę z półki?!
- Spoko! – odkrzyknęła dziewczyna, otwierając szafę z ciuchami chłopaka. Następnie zaczęła przeglądać jego koszulki. Przy okazji natrafiła na coś, czego nie do końca spodziewała się tam znaleźć. W tym momencie do pokoju wszedł blondyn w samych spodniach, wycierając włosy ręcznikiem.
- I co, wybrałaś jakąś? - zapytał.
- Umm.. tak, załóż tę - odparła, rzuciwszy koledze ciuch.
- Dzięki.
- Ross.. - zaczęła Cassidy.
- Tak? - spytał.
- Ciekawe rzeczy masz w półce - odpowiedziała.
- Jakie? - w tym momencie blondynka wzięła do ręki paczkę prezerwatyw i z uniesionymi brwiami, lekko rozbawiona spojrzała na kumpla. Ten łagodnie się zmieszał, a na jego twarzy pojawił się delikatny, wstydliwy uśmieszek.
- No wiesz.. nigdy nie wiem, na co będziesz miała ochotę, będąc u mnie - powiedział po chwili.
- Ha.. ha.. zabawne - zaśmiała się Cass.
- Prawdziwe - mrugnął do niej. - Niee, a tak na serio, to.. to nie wiem jak mam ci odpowiedzieć. Po prostu tam są.. już jakiś czas.. A co, chcesz mi pomóc się ich pozbyć? - zapytał, dwukrotnie unosząc brwi.
- No pewnie, że tak. O niczym innym nie marzę - odparła Cassy, przewracając oczami. Ross zaśmiał się, a następnie założył bluzkę.
- Dobra, możemy już wychodzić - powiedział, ruszając do drzwi.
- Umm.. przed chwilą mi coś proponowałeś.. Tak tylko mówię.. - westchnęła zawiedzionym głosem nastolatka, dalej stojąc przy szafie. Chłopiec odwrócił się i spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem. - Oh żartuję, głupku.. chodźmy - uśmiechnęła się do niego, po czym również zmierzyła do wyjścia z pokoju, obejmując partnera jedną ręką w pasie.
- Uhm.. A może jednak chcesz, żebym wziął te gumki? Tak na wszelki wypadek - rzucił osiemnastolatek, ze zdziwieniem obserwując poczynania przyjaciółki.
- Oj Ross.. - zaśmiała się, obejmując chłopaka.
- No co, leżą tam już tak długo, że jeszcze trochę i stracą ważność.. Korzystaj póki masz okazję. Czy gumki mają w ogóle termin ważności?
- Uhm nie wiem, nie znam się na prezerwatywach...
- Lubię cię taką - uśmiechnął się, objąwszy partnerkę jedną ręką za ramię.
- Czyli jaką?
- Taką.. w stu procentach wyluzowaną - Cassidy zachichotała.
- Zdarza się..
- Zwykle za takie podteksty jesteś na mnie zła.
- A chcesz żebym była?
- To groźba czy propozycja? - uniósł dwukrotnie brwi. - Żarcik - uśmiechnął się słodko, widząc mnie dziewczyny. - Nie, nie chcę żebyś była zła.
- Więc się ciesz - zaśmiała się, a następnie przytuliła towarzysza. Jako, że byli już dworze, Lynch wziął ją na ręce i zaczął iść w stronę plaży.
- Ja też cię takiego lubię - uśmiechnęła się.
- Czyli jakiego?
- Takiego.. zwykłego, prawdziwego. No i przed wszystkim takiego.. mojego - zaśmiała się dziewczyna.
- Mm.. twojego.. - ucieszył się Ross. - Dzięki - w tym momencie chłopiec odstawił niebieskooką i odwrócił się do niej tyłem, lekko nachylając. - Wskakuj.
- Żartujesz, prawda?
- Niee, dlaczego miałbym? No chodź.


W końcu Cassidy zgodziła się i zgodnie z propozycją kolegi, wskoczyła na jego plecy, a ponieważ byli już na plaży, chłopak zaczął iść w stronę wody. Nie zważając na prośby siedemnastolatki, aby tego nie robił, ciągle szedł dalej, aż wreszcie znalazł się po kolana w wodzie.


- Niee.. Proszę..
- Dlaczego?
- Przewrócisz się i będę cała mokra - zmartwiła się dziewczyna.
- Cassy, spokojnie.. Nie przewrócę - powiedział pewnie, uspakajając dziewczynę i odszedł kawałek dalej. W tej chwili nadeszła dosyć spora fala, która wytrąciła go z równowagi i chłopiec momentalnie poleciał do tyłu. - Albo i przewrócę, heh - uśmiechnął się słodko. Nastolatka podniosła się i powolnym krokiem zaczęła iść w stronę Lyncha. Ten z kolei powoli cofał się na coraz głębszą wodę. Zatrzymał się dopiero, gdy ciecz sięgała nieco poniżej jego pasa.
- I co teraz? - zaśmiał się, zasłaniając rękoma. 


Blondynka nie odpowiedziała, tylko ustała blisko niego, położyła ręce na jego pasie i zaczęła zbliżać swoje usta do jego. Ross z uśmiechem na twarzy zamknął oczy i wystawił do przodu wargi. Nastolatka korzystając z okazji, pchnęła chłopaka delikatnie do tyłu, a ten tracąc równowagę pod wpływem fal, ponownie zanurzył się w wodzie. Jego wyraz twarzy momentalnie zmienił się na niezadowolony. 

- No niee! Nie, nie, nie, po prostu nie! Wiedziałem, że to zrobisz! - krzyknął, uderzając rękoma w wodę niczym małe dziecko. - Ja się tak nie bawię! - dodał, składając ręce na piersi. Cassidy stała z politowaniem i rozbawieniem wpatrując się w naburmuszonego chłopaka.
- Oj weź już wstań, bo te fale cię zaraz utopią.
- Nie - odparł krótko chłopak.
- Ty się lepiej ciesz, że nie miałam przy sobie telefonu, bo wtedy bym gorzej z tobą postąpiła - zaśmiała się Cass.
- Cholera! - Ross momentalnie wstał z miejsca i z przestraszoną miną sięgnął do kieszeni spodni, a następnie w pośpiechu wyciągnął z niej komórkę. - No nieeee! Znowu to samo! - zmartwił się, starając uruchomić komórkę. - Zniszczyłem trzy telefony w niespełna rok. Rydel mnie zabije - załamał się Ross. - Ehh trudno..
- Trzy? Jakim cudem? - zdziwiła się młodsza.
- Jeden przypadkiem utopiłem.. zaraz po tym jak cię poznałem, drugim rzuciłem o ścianę.. po naszej rozmowie telefonicznej, a trzeci.. No sama widzisz co się z nim stało - podrapał się po głowie, pokazując dziewczynie urządzenie.
- Jeju, dzieci to ja bym ci pod opiekę nie powierzyła.
- Ejj chwila.. To wszystko twoja wina! - stwierdził po chwili Ross. - Każda śmierć moich telefonów wiąże się jakoś z tobą.
- To nie moja wina. Jak można rzucić telefonem o ścianę?
- Noo.. akurat tylko jego miałem pod ręką - tłumaczył się Ross.
 - A jeśli kiedyś się pokłócimy, a ty będziesz miał pod ręką tylko dziecko lub pieska? - zapanowała chwilowa niezręczna cisza.
- Jeśli kilkuletnie dziecko to pół biedy, bo i tak pewnie nie dorzucę do ściany... A jeśli piesek... – urwał.
- Współczuję wszystkim małym istotom, którym przyjedzie kiedyś z tobą mieszkać - westchnęła blondynka.
- Ale wiesz, że ja tylko żartowałem? - spytał dla pewności Ross.
- Taaak, oczywiście - odparła ironicznie Cass.
- Ale ja mówię poważnie.
- Mhmm - droczyła się nastolatka, wychodząc z wody.
- Serio... Cassy no weź... Ejj no naprawdę! - przekonywał, biegnąc za koleżanką.


__________________________
~ DarkAngel <3

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 83: There's still a hope.

- "Mało wiesz o miłości" powiedziała szesnastolatka - rzuciła do siebie Cassidy, przedrzeźniając głos przyjaciółki.
- Słyszałam! - krzyknęła z łazienki Emily. Blondynka spojrzała z przymrużonymi oczami na drzwi, przewróciła oczami, a następnie ciężko opadła na łóżko, przykrywając głowę poduszką.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Mieszkanie R5, pokój Rossa i Rikera*

Ranek. Promienie słoneczne z niewielkim trudem przebijały się przez delikatnie odsłonięte rolety, drażniąc twarz śpiącego blondyna. Niebawem chłopiec ostrożnie otworzył oczy, by nie pozwolić światłu zbyt mocno przebić się przez powieki. Odwrócił głowę w przeciwną stronę, przetarł oczy, a następnie podwinął żaluzje na samą górę, pozwalając słońcu swobodnie wbić się do pokoju. Spoglądając przez szybę można było wywnioskować, że dochodziła godzina ósma, może dziewiąta, w każdym bądź razie na pewno była to wczesna pora. Pogoda była wręcz idealna. Czyste, bezchmurne niebo, delikatny wiaterek i temperatura wynosząca co najmniej 30°C.  Warunki zatem doskonałe na spędzenie tego dnia na plaży. Właśnie tak postanowił zagospodarować swój czas Ross. Pierw jednak planował odwiedzić Jolene, dopiero później mógł pozwolić sobie na nieco relaksu i odcięcia się od wszystkich i od wszystkiego. "Choć w sumie może fajniej byłoby wybrać się tam z rodziną?" pomyślał, pakując do torby ręcznik. Dawno nie spędzali wspólnie czasu, więc przydałoby się nadrobić te zaległości. Odłożył wówczas bagaż i zszedł na dół do salonu, gdzie najprędzej mógł spotkać rodzeństwo. 

- Hej wszystkim - przywitał się wchodząc do pomieszczenia. - Gdzie wszyscy? - zapytał najstarszego z braci, widząc, że tylko on był tam obecny.
- No nie wiem, pomyślmy.. Jest ósma rano.. Stawiam, że gdzieś w przestrzeni kosmicznej - odparł ironicznie Riker.
- Ha, ha. Znam zabawniejsze żarty niż sarkazm - powiedział Ross. Starszy wzruszył ramionami. - Widziałeś jaka dzisiaj ładna pogoda?
- Nie, nie mam okien w pokoju.
- To ciągłe mówienie przez sarkazm wcale nie jest zabawne. Just saying - oznajmił coraz bardziej poirytowany osiemnastolatek.
- Napraaawdę? A ja myślałem, że ty lubisz, gdy tak mówię - powiedział z wciąż wyczuwalnym sarkazmem.
- No przestań! Dobrze wiesz, że tego nie znoszę! Ugh!! - krzyknął u kresu wytrzymałości i pobiegł na górę. Riker natomiast jedynie zaśmiał się pod nosem. 


Będąc już na górze rozejrzał się, a spostrzegłszy, iż nikogo na piętrze nie ma, zapukał w drzwi od pokoju siostry. Stwierdził, że znacznie bezpieczniej będzie obudzić siostrę, niżeli któregoś z braci, gdyż oni zawsze się o to wściekali. Po chwili drzwi otworzyła mu Kelly, co, nie da się ukryć, nieco go zdziwiło.


- Czyżbym miał nową współlokatorkę? - zapytał z uśmiechem blondyn.
- Tymczasowo - odpowiedziała również uśmiechnięta dziewczyna. - Czyli, że nikt cię nie uprzedził? Wiesz, trochę mi głupio. Prosiłam Ellingtona, żeby spytał każdego o zdanie - dodała lekko speszona.
- Nie no, spoko Kelly, wyluzuj - uśmiechnął się Ross. - Ja ogólnie ostatnio jestem trochę, że tak powiem.. wypaczony z czasu - zaśmiał się. - Nie ogarniam nic, co się wokół mnie dzieje.
- Dziewczyna? - spytała z przekonaniem brunetka, oparłszy się o futrynę.
- Mhm.. dwie.. - westchnął osiemnastolatek.
- Dwie? No to nieźle. A pamiętam jak jeszcze w LA narzekałeś, że nigdy nie miałeś dziewczyny - zaśmiała się Kelly. - Widzę, że teraz nadrabiasz - zażartowała.
- Taa.. Mam straszny dylemat.
- Więc słucham - uśmiechnęła się Kelly, dając koledze znać, że chciałaby mu pomóc.
- No więc jest Jolene.. i jest Cassidy. Tak właściwie, to Jo jest moją dziewczyną. Znamy się..
- A cóż to za dyskusje beze mnie? - rzuciła z uśmiechem Rydel, przerywając dwójce rozmowę.
- Spadaj - zaśmiała się Kelly, odpychając delikatnie blondynkę. - Ross mi się tutaj zwierza z miłosnych problemów, a ty mu bezczelnie przerywasz.
- A pozwierzać się siostrze to nie łaska? - oburzyła się Rydel, składając ręce na piersi.
- Bo siostra o wszystkim wie na bieżąco - odparł Ross.
- Ale z Rikerem zawsze o wszystkim rozmawiasz, czuję się tutaj niepotrzebna. Więc teraz chodź i sobie porozmawiamy razem - uśmiechnęła się dwudziestolatka, po czym usadziła młodszego brata na swoim łóżku. Sama zaś wraz z Kelly rozsiadła się po przeciwnej stronie.

Początkowo nie do końca śmiało Ross zaczął opowiadać wszystko od początku, aby Kelly jak najbardziej mogła wczuć się w historię. Z czasem jednak mówił coraz śmielej. Po pewnym czasie zakończył opowiadanie i jedynym czego oczekiwał była jasna i przydatna rada. Brunetka jednak postanowiła zapytać o najgorszy z możliwych tematów dla Rossa.
- A możesz mi powiedzieć, co takiego zrobiłeś, że się rozstaliście z ta Cassidy?
- Umm.. - zająkał się, po czym pokiwał przecząco głową. - Nie chcę o tym rozmawiać.. Także nie pytaj o więcej, okej?
- Nie ma sprawy, przepraszam. A co do dziewczyn.. Wiesz, Ross, to powinna być tylko i wyłącznie twoja decyzja. Z twoich opowiadań obydwie wydają się być fajne i wnioskuję, że z obydwiema dobrze się dogadujesz, ale skoro jesteś z jedną, a myślisz o drugiej.. to coś w tym musi być – uśmiechnęła się Kelly, wyraziwszy swoje zdanie. Rydel natomiast na znak poparcia przyjaciółki również przytaknęła głową.
- Ehh miłość jest taka skomplikowana – westchnął Ross, opadłszy na łóżko.
- No niestety – zgodziła się brunetka.
- A tak na zmianę tematu.. Nie miałybyście ochoty wybrać się na plażę? Słońce grzeje jak wściekłe, szkoda marnować czas w domu – zaproponował, wstając z miejsca.
- Świetny pomysł, przydałoby mi się trochę opalić – rzuciła zadowolona Rydel. – W Los Angeles plaże są cudowne.. Ale tutaj.. PRAWDZIWY RAJ! – skierowała zachęcająco do koleżanki.
- W takim razie nie mogę się nie zgodzić – uśmiechnęła się Kelly.
- To zgarnijcie resztę, a ja wrócę za jakiś czas i pójdziemy – oznajmił Ross, zmierzając do wyjścia.
- A dokąd się wybierasz? – zapytała blondynka.
- Do Jo – odparł krótko Ross.
- A więc jednak? – uniosła brwi Rydel. Chłopiec jedynie wzruszył ramionami i wyszedł. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Emily i Cassidy od samego rana siedziały na kanapie w salonie, rozkoszując się chłodem wiejącym od wiatraka. Choć w Miami niemalże zawsze na dworze jest ciepło, tak tym razem panowało tam istne piekło. Nic więc dziwnego, że nastolatki postanowiły nic nie robić, tylko rozsiąść się wygodnie na sofie. W taką pogodę odechciewa się wszystkiego, nawet jeść. Jedynym wówczas czego potrzeba do szczęścia jest zimny napój z butelki i wiatrak. Tak też minął cały poranek przyjaciółek. Zresztą nawet, gdyby było nieco chłodniej, Emily i tak zapewne nie ruszyłaby się z miejsca, gdyż wciąż była nie w humorze po sytuacji mającej miejsce zeszłego dnia. Strasznie bolała ją sytuacja zaistniała między nią, Ellingtonem, a Kelly. Mimo, iż nie miała podstaw, była święcie przekonana, że jej chłopak i jego była wciąż mają się ku sobie. Nie chciała nawet słuchać wyjaśnień bruneta. Twardo trzymała się swojego zdania i nie zamierzała odpuścić.
Podczas gdy znużone ciągłym siedzeniem siedemnastolatki oglądały kolejny nudny program w telewizji, z pokoiku rozległ się dźwięk telefonu. Blondynka niechętnie podniosła się z kanapy, by następnie pójść i odebrać połączenie. Jak się okazało, dzwoniła Rydel.

*** - Słucham - odebrała Cass.
- Hej, jakieś plany na dziś? - zapytała żwawo starsza.
- Hej, umm.. chłodzenie się przy wiatraku - odparła Cassidy.
- To w takim razie bierz Emi i Lucę i lecimy na plażę - zaproponowała.
- A kto jeszcze idzie? - spytała.
- Ja, chłopcy..
- Poczekaj, spytam Em - powiedziała, po czym na moment odłożyła słuchawkę.
(- Emi! Rydel pyta czy idziemy na plażę z nią i chłopcami - odparła, stając w futrynie.
- Z nią, chłopcami i zapewne Kelly.. nie, dzięki, odpadam! - burknęła brunetka.) 

- Em mówi, że..
- Słyszałam - wyprzedziła Rydel. - Ehh, głupia sprawa. No, ale.. Ell i Kelly się przyjaźnią, zresztą my wszyscy się z nią przyjaźnimy.. To co, Emily całe życie będzie unikała wszelkiego kontaktu z nią? Jako dziewczyna Ella powinna choć spróbować dać jej szansę - stwierdziła dwudziestolatka.
- Ja naprawdę nie mam zdania na ten temat, nawet nie znam tej dziewczyny. Ale przyjaźnie się z Emily, więc bez względu na wszystko będę trzymała jej stronę - powiedziała stanowczo blondynka.
- Czyli mam rozumieć, że nie idziecie? - spytała lekko zawiedziona.
- Na to wygląda.
- Szkoda - westchnęła Delly. - Ale jakbyście zmieniły zdanie, dajcie znać - powiedziała z uśmiechem, a następnie się rozłączyła. ***

- I co, będziesz teraz całymi dniami przesiadywała przed telewizorem niczym stara babka, oglądając te denne seriale? - rzuciła Cassidy, stając przed ekranem urządzenia, zasłaniając cały obraz.
- Po prostu chcę trochę od tego wszystkiego odetchnąć - odparła, wychylając się na boki, starając dostrzec choć kawałek obrazu.
- Tak bardzo obawiasz się o tę Kelly, ale teraz zamiast iść na plażę, pozwalasz Ratliffowi beztrosko spędzać z nią czas. Bardzo mądrze - wygłosiła blondynka, licząc, że w ten sposób przemówi jakoś do rozsądku przyjaciółki. Sama bardzo chciała wybrać się z paczką na plażę, jednakże nie zamierzała zostawić Emily samej. Starała się zatem przekonać ją, aby zmieniła zdanie i również poszła się z nimi zabawić.
- Cassidy, jeśli chcesz, to idź z nimi. Ja naprawdę nie chcę jeszcze bardziej psuć humoru sobie, ani tym bardziej psuć wam zabawy.
- Przecież cię nie zostawię samej.
- Ale ja chcę pobyć sama. Poza tym, będziesz miała oko na Ellingtona - uśmiechnęła się do Cassy.


Przyjaciółki jeszcze chwilę porozmawiały, po czym blondynka wreszcie postanowiła się zgiąć i skorzystać z propozycji Lynchów. Szybko pobiegła do pokoiku, przebrała się w strój kąpielowy, gdyż oczywistym było, że jak plaża, to i również kąpiel, spakowała potrzebne rzeczy, a następnie zadzwoniła do Rydel, aby dać jej znać, że wybiera się razem z nimi. Umówili się, że za pół godziny spotkają się w umówionym miejscu na wybrzeżu, zatem dziewczyna chwilę jeszcze posiedziała z przyjaciółką, po czym razem z Lucą ruszyła na plażę. Gdy zaszli na miejsce, nikogo z przyjaciół tam nie zastali. Wypakowali więc swoje rzeczy, po czym rozłożyli je na piasku i postanowili na nich zaczekać. Nie musieli długo oczekiwać, gdyż po krótkim czasie z daleka można było usłyszeć wołanie Lynchów.

- Heeej wam! – przywitał się jako pierwszy Rocky, przybijając Włochowi żółwika.
- Hej – uśmiechnęła się Cassy, wstając z koca. – Emily nie udało mi się zgarnąć, ale jestem ja.
- Czemu Em nie chciała przyjść? - spytał Rocky, wyciągając z torby ręczniki.
- Ma swoje powody - odparła Cassidy.
- Chyba jednak wrócę do domu - Kelly szepnęła do Ellingtona.
- Dlaczego? - zdziwił się chłopiec.
- Czuję się jak jakiś intruz.
- Oj przestań.. Cassy, Luca, to jest Kelly - powiedział do przyjaciół, przedstawiając im brunetkę.
- Hej, jesteś przyjaciółką Ratliffa, tak? - spytała badawczo Cassidy. Starsza przytaknęła. - Jestem Cassidy, a to mój kuzyn Luca.
- Ciao - uśmiechnął się dwudziestolatek, po czym złapał dłoń brunetki i delikatnie ją cmoknął.
- Dżentelmen - skomplementowała Kelly.
- Zawsze. Szczególnie dla pięknych dziewczyn – odparł, z uśmiechem spoglądając na nowo poznaną dziewczynę.
- Tak, tak, świetnie, już się poznaliście – wtrącił Ellington, podchodząc do Włocha. – A teraz pomóż mi rozkładać parawan – powiedział, po czym odciągnął chłopaka na bok.
- Urocza dziewczyna – stwierdził Luca.
- Mhmm. Możesz wbić mocniej tego kija? – mruknął nieprzyjemnie Ratliff.
- Przecież to zrobiłem. Już mocniej się nie da – odpowiedział zmieszany chłopiec.
- Widocznie ty tego nie potrafisz – ciągnął nieuprzejmi Ell.
- Jeśli tak sądzisz, to sam spróbuj wbić go mocniej, mój przyjacielu – rzucił spokojnie Luca.
- No pewnie, sam wszystko muszę robić!
- Per l'amor di Dio! – krzyknął poirytowany Włoch, wymachując rękoma w górę.
- I jeszcze mruczy coś po włosku – burknął pod nosem starszy.
- Słyszałem! I wiesz co.. – zaczął podchodząc do kumpla ze skwaszoną miną. - ..ugh! Stupido! – rzucił, a następnie oddalił się do reszty towarzystwa.
- To akurat zrozumiałem - przymrużył oczy Ell. Nie zwlekając ani chwili dłużej, postanowił samodzielnie kontynuować rozkładanie parawanu co, jakby nie patrzeć, nie należało do najtrudniejszych zadań. 

Tymczasem Luca udał się do Rikera i Rocky'ego, którzy powoli zaczęli zdejmować ubrania, by za chwilę móc trochę popływać. Dziewczyny natomiast pierw zdecydowały się trochę poopalać, a dopiero później popluskać się.


- Hej, mała - rzucił Ross, chwytając od tyłu Cassidy.
- Hej.. duży - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.
- Czyżby ktoś sobie zrobił dzisiaj wagary, hm? - zapytał retorycznie. Był środek tygodnia, a rok szkolny jeszcze się nie skończył, zatem dziewczyna powinna jeszcze być w szkole.
- Może - odparła krótko. – Jak tam sprawy? - spytała, zmieniając temat.
- Chyba dobrze - odpowiedział blondyn. - A tam?
- Jakoś leci, nie narzekam - powiedziała bez przejęcia, po czym położyła się na kocu. - Rydel, możesz mi posmarować plecy? - spytała, podając dwudziestolatce butelkę z kremem, jednak ta zamiast wylądować w rękach dziewczyny, została przejęta przez Ross. Chłopiec wylał na dłonie trochę substancji, a następnie zgodnie z prośbą Cass, zaczął ją rozsmarowywać. – Czy ty masz na imię Rydel?
- Powiedziałaś Rydel? Usłyszałem Ross - odparł, nie przerywając smarowania.
- Jak widać Ross ma poważne problemy ze słuchem - zażartowała starsza. - Ale skoro tak bardzo podoba ci się smarowanie pleców, to mi też możesz posmarować - uśmiechnęła się siostra.
- Mhm - przytaknął niezbyt chętnie blondyn. - Jakieś plany na sobotę? - zapytał przyjaciółki, siadając nad nią okrakiem, ciągle smarując jej ciało.
- Owszem. I wiesz, wydaje mi się, że już możesz przestać - powiedziała, widząc jak chłopiec wciąż nie przestaje wykonywać czynności.
- Jeszcze nogi, bo się krzywo opalisz - oznajmił, ponownie wylewając krem na dłonie. - A co takiego zamierzasz robić?
- Moja kuzynka bierze ślub, więc muszę iść.
- Nie wiedziałem, że masz tutaj kuzynkę - zdziwił się Ross.
- Ja też tak do końca nie wiedziałam, prawdę mówiąc nawet jej zbytnio nie pamiętam. Tak jak Suzie przeprowadziła się tutaj kupę lat temu, także nie utrzymywałyśmy ze sobą kontaktu - wyjaśniła blondynka.
- To chyba fajnie, że będziesz miała okazję się z nią zobaczyć. A jeszcze fajniej by było, jakbyś miała partnera, samemu niezbyt fajnie się tańczy.
- A skąd wiesz, że nie mam partnera? - rzuciła Cassy.
- A masz? - spytał zdziwiony, przerywając dotychczas wykonywaną czynność.
- Nie.. - powiedziała krótko. – Zagadam później z Rikerem.. Albo po prostu pójdę z Lucą i tyle. On i tak też jest zaproszony i raczej idzie sam, więc..
- Poważnie? Chcesz iść na wesele z kuzynem? – odparł z delikatną pogardą.
- Czemu nie? Wiesz, mogłabym spytać ciebie, ale są takie trzy rzeczy, które mnie powstrzymały – powiedziała wywołując u Rossa moment zastanowienia.
- Jakie? – spytał lekko rozbawiony.
- Po pierwsze, masz dziewczynę. Po drugie, moja mama bardzo cię nie lubi. Po trzecie.. od piętnastu minut smarujesz mi nogi.. Zaczęłam czuć się dziwnie już po trzech – odpowiedziała, próbując podnieść się do pozycji siedzącej.
- Ross, tak właściwie to czemu nie pływasz z chłopakami? – wtrąciła się Rydel.
- Podczas gdy oni sobie pływają, ja smaruję plecy dwóm ładnym dziewczynom. Wydaję mi się, że rozumiesz – powiedział dumnie.
- Dwie.. – powtórzyła przeciągle Cassy, spoglądając na chłopaka z uniesionymi brwiami, jako że była tam ich trójka.
- No ty i Kelly. Rydel to moja siostra, więc się nie liczy. Jakoś niespecjalnie satysfakcjonuje mnie smarowanie jej pleców.
- Jestem ładna. Dzięki Ross – zaśmiała się Kelly.
- Tak.. Dzięki Ross – zmrużyła oczy Rydel.
- Cass, chodź popływać – zaproponował chłopiec.
- Opalam się, może później.
- Oj chodź, coś ci powiem – nalegał blondyn, nachylając się i ściszonym głosem szepcąc do ucha przyjaciółki. Po chwili nastolatka uległa prośbom chłopaka i odeszła z nim kawałek dalej od przyjaciółek, by móc w spokoju porozmawiać z Rossem.
- Więc co mi chciałeś powiedzieć? – spytała, siadając na piasku.
- Co do tych trzech przeszkód.. Po pierwsze, skończyłem cię już smarować – zaczął, wyliczając na palcach. – Po drugie, choćbym miał ziemię poruszyć, twoja mama w końcu mnie polubi. I po trzecie uhh.. nie mam dziewczyny.. – zakończył ze spuszczoną głową.
- Co? Od kiedy? – zdziwiła się Cassidy. Jeszcze nie tak dawno słyszała jak to wspaniale im się układa, a teraz mieliby się rozstać?
- Od dzisiaj – odparł krótko.
- Ojej Ross, tak mi przykro – rzekła, starając się stłumić uśmiech. Rzecz jasna ta wiadomość nie sprawiła jej smutku, wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że doprawdy ją ucieszyła. Jednakże nie zamierzała okazywać swojej radości Rossowi, będąc pewną, że dla niego wcale nie jest to łatwe przeżycie. – Jak to się stało? Wydawało mi się, że dobrze się razem dogadujecie.
- To prawda. Ale cóż, tak wyszło.
- Naprawdę jest mi przykro Ross, nie wiem co więcej mogę powiedzieć – powiedziała Cassidy, kładąc dłoń na ramieniu kolegi.
- Ah tak, widzę ten smutek na twojej twarzy – zaśmiał się, spoglądając na towarzyszkę, która wciąż zaparcie starała się ukryć uśmiech. Blondynka zarumieniła się delikatnie. – To była moja decyzja. Wiesz dobrze, że BARDZO cię lubię.
- Więc to przeze mnie?
- Tak, to wszystko twoja wina – zażartował, na co Cassidy wymierzyła mu delikatny cios w rękę. – Raczej przeze mnie i przez moją dobroduszność. Gdybym wtedy nie zatrzymał się tym samochodem, teraz zapewne oglądałbym się za każdą seksowną dziewczyną na plaży i zastanawiał, do której zagadać. Ale nie, zobaczyłem taką sierotę, siedzącą na ławce w samym środku nocy i musiałem się zatrzymać, bo przecież mam takie dobre serce – ciągnął w żartobliwym tonie.
- Ja cię o pomoc nie prosiłam. Poza tym, beze mnie twoje życie byłoby nudne – powiedziała, wytknąwszy język w stronę blondyna.
- Tak, masz rację. Życie aktora, grającego w zespole musi być nudne.
- Arogant! – burknęła siedemnastolatka.
- Ej, zerwałem dla ciebie z dziewczyną, bądź chociaż teraz miła.
- Zerwałeś dla mnie.. A czy ja ci coś proponowałam? Może mam ci za to dziękować, hm? – chłopiec zamilkł, nie wiedząc jak odpowiedzieć. – No dobra, miałeś rację.. Z zupełnie nieznanych mi przyczyn trochę mnie wiadomość o twoim zerwaniu ucieszyła.
- Ha, więcej Rossa dla ciebie – uśmiechnął się blondyn, szturchając dziewczynę.
- Nie przesadzajmy – zaśmiała się. – Ah, i skoro tak nalegasz, to bądź u mnie w sobotę o 9. Tylko się nie spóźnij.
- Że co proszę? Nalegam? – spojrzał na nastolatkę z uniesionymi brwiami.
- Nie chcesz, to nie – wzruszyła ramionami Cassy, po czym wstała i zaczęła iść w stronę dziewczyn.
- Koniecznie pod krawatem? – spytał, zatrzymując nastolatkę. Ta subtelnie się zaśmiała.
- Wystarczy koszula – odpowiedziała z uśmiechem.
- No problem – przytaknął. – A powiedz mi jeszcze, dlaczego ucieszyło cię moje zerwanie? – zapytał, ponownie zatrzymując dziewczynę.
- Słucham?
- No bo wiesz, z reguły przyjaciele są smutni w takich sytuacjach..
- Może po prostu.. nie przepadam za Jolene?
- Jasne, a tak na poważnie? – spytał, licząc na szczerą odpowiedź. Cassidy jednak nic nie odpowiedziała. – Czy chociaż raz nie możesz powiedzieć mi wprost? Ja od samego początku zawsze byłem z tobą szczery.. niekiedy aż za bardzo.. – spuścił głowę - ..ale mimo wszystko szczery. Doskonale wiesz, że mi się podobasz; znasz moje myśli.. nawet te krępujące.. I jakoś potrafię z tobą normalnie rozmawiać, a ty zawsze owijasz w bawełnę.. Więc jeszcze raz. Dlaczego cię to ucieszyło? – zapytał ponownie.
- Może mi na tobie zależy  – odparła po cichu po dłuższej chwili.
- Co takiego? Co powiedziałaś? – nadstawił ucho, symulując niedosłyszenie.
- Powiedziałam, że mi zależy.. – zawtórowała nieco głośniej.
- Hmm? Możesz troszkę głośniej? – nie dawał za wygraną osiemnastolatek.
- Zależy mi na tobie, jasne?! – uniosła się dziewczyna. – I doskonale wiem, że słyszałeś już za pierwszym razem.
- Tak, masz rację. Ale chciałem, żebyś to powiedziała na głos – uśmiechnął się zwycięsko Ross. – Ale jak ci zależy? Jak na przyjacielu? – drążył.
- Tak, Ross, jak na przyjacielu – rzuciła ironicznie, przewracając oczami. – Musisz mnie tak męczyć?
- No dobra, na dzisiaj już ci odpuszczę. Usłyszeć z twoich ust, że ci na mnie zależy, to już i tak wiele – zaśmiał się chłopiec.
- Nie przyzwyczajaj się – odparła z przekąsem, a następnie wróciła do przyjaciółek, by kontynuować opalanie.



_____________________________

Łapcie kolejny rozdział, mam nadzieję, że się Wam podobał :*

~DarkAngel <33
Template by Elmo