sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 12: Easy come, easy go.

Cassidy wróciła zapłakana do apartamentu. Nikogo w nim nie było, najwidoczniej Emily bawiła się już z Ratliffem. Siedząc na kanapie - dokładnie na tej, na której siedziała wtulona do Rossa, w tą wyjątkową dla niej noc, sięgała co chwila kolejne chusteczki, próbując zatamować łzy. Miała wrażenie, że dzisiejszego dnia cały świat sprzeciwił się jej. Spojrzała na zegar, dochodziła 16. Czuła się samotnie, zamknięta w czterech ścianach. Niebawem ten szloch minął. Wstała powoli ze skórzanej sofy i wtłoczyła się do łazienki. Rzuciła okiem na lustro. W jego odbiciu ujrzała obraz nędzy i rozpaczy. Potargane włosy, czerwone, opuchnięte oczy, rozmazany tusz - w życiu nie widziała siebie w takim stanie. Szybko przemyła twarz zimną wodą i zmyła cały makijaż. Rozczesała kołtuny i powoli zaczynała wyglądać tak jak dawniej. Ale tylko na zewnątrz, w środku czuła jakby ktoś wbijał w nią gwoździe. Nie mogła dłużej znieść tej ciszy, tego spokoju. Założyła bluzę i opuściła apartament. Szła wzdłuż chodnika, nie zważając na nikogo. Nie myślała o niczym, po prostu kroczyła naprzód. Obraz stawał się dla niej coraz mniej wyrazisty. Traciła równowagę, nie mogła nad sobą zapanować. W głowie kręciło jej się niemiłosiernie, dziwne, że jeszcze nie upadła. Po chwili się uspokoiła i spostrzegła, że znajduje się na samym środku ruchliwej ulicy. Nagle poczuła potężny ból, gwałtownie, z dużą siłą upadła na ziemię. Przed jej oczyma ukazała się jedna, wielka, czarna plama. Jedynym, co udało jej się ujrzeć, była gromada sterczących nad nią ludzi, którzy przybyli z pomocą. Straciła przytomność.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



- Hej Ross, już jesteśmy. - oznajmiła Rydel. Do domu wpakowała się grupka nastolatków.

- Czemu siedzisz po ciemku? - spytał Rocky.
- Bo wystrzeliły korki. - odpowiedział, nie spoglądając nawet w stronę rodzeństwa. Wciąż leżał nieobecny na kanapie i wgapiał się w ściany.
- To czemu ich nie włączyłeś?
- Bo nie. - odparł.
- To nawet lepiej. - powiedziała siostra. - Będziemy mogli posiedzieć w ciszy, a mamy ze sobą wiele do pogadania, Ross.
- Yhymm.. 
- Nie yhymm, tylko już. Rusz się z tej sofy i migiem do mojego pokoju. - blondynek niechętnie wykonał polecenie. Niebawem znajdowali się już w różowiutkim pokoju. 
- Co chciałaś? - spytał smętnie.
- Porozmawiać. 
- O czym?
- Riker wszystko mi powiedział.
- Czyli co?
- Jak możesz być taki w stosunku do Cassidy?! Czemu jej nie powiesz o Kaitlyn?! 
- Ale.. - chciał wtrącić chłopak.
- Nie przerywaj mi! Mówisz, że to tylko przyjaciółka, ale co jeśli ona coś do ciebie czuje? Uważasz, że w porządku jest ją oszukiwać? W życiu bym się tego po tobie nie spodziewała. Nigdy nie przypuszczałabym, że mój brat może się tak zachować wobec jakiejś dziewczyny! Dobrze wiesz, że nie lubię tej wywłoki Kaitlyn, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dla niej nie fair. Dla niej i dla Cassy, a ją akurat bardzo polubiłam. I myślała, że ty też!
- Przestań! - wrzasnął rozzłoszczony Ross, uderzając ręką w biurko. Rydel odruchowo lekko przestraszona odsunęła się od chłopaka. - Ahh.. przepraszam. - złagodniał. - Chodzi o to, że Cassidy wie o Kaitlyn. 
- Powiedziałeś jej? - uśmiechnęła się. - Widzisz.. Tak trudno było to zrobić?
- Tak! To wyszło przez przypadek. A teraz Cassy mnie nienawidzi! - chłopak opowiedział siostrze całą historię, ze wszystkimi szczegółami.
- Kuzynka?!  Ross, jak mogłeś tak powiedzieć? Ja na jej miejscu od razu bym ci dała z liścia. Ale nie jest wcale powiedziane, że cię nienawidzi.
- Dzwoniłem do niej z milion razy! Nie odebrała ani razu.. Martwię się o nią, co jeśli coś jej się stało? - powiedział zmartwiony.
- Nie przesadzaj. Nie ma  ochoty z tobą rozmawiać i tyle.
- Mam złe przeczucia.. A czemu nie lubisz Kait?
- Jak to czemu? Przecież ta.. wypindrzona lala leci tylko na twoją kasę i sławę. - powiedziała ironicznie.
- Nie mów tak o niej! To nie prawda. Dla niej liczę się ja, a nie pieniądze. - oburzył się.
- Jakiś ty naiwny.. Mało wiesz o życiu. Myślisz, że ta pijawka cię kocha, a ona chce tylko twego portfela. - parsknęła.
- Nie masz podstaw, żeby ją tak osądzać.
- Ah czyżby? To trochę dziwne, że w podstawówce, kiedy ty już jako dzieciak tak o nią zabiegałeś, miała cię gdzieś. Była dla ciebie chamska, arogancka i oschła, traktowała Cię jak śmiecia. Pamiętaj, że wtedy nie byłeś jeszcze sławny. W gimnazjum, akurat wtedy, gdy powoli się wybijaliśmy, zaczęła zwracać na ciebie uwagę. Nagle zrozumiała, że przecież zawsze coś do ciebie czuła? Pff.. Nie wydaje mi się. - powiedziała opryskliwie.
- Czy nie możesz zrozumieć, że ona mnie kocha?! 
- Nie, bo to kłamstwo. A powiedz mi, jak zareagowała Cassy na twoją sławę?
- Cassidy nie wie, że gram w zespole. Nie wie, że jestem sławny.
- Tego też jej nie powiedziałeś?! A mimo to się z tobą przyjaźni. I teraz pomyśl sobie, której na tobie bardziej zależy? Dziewczynie, która będzie cię kochać, jeśli tylko kupujesz jej jakieś świecidełka, czy na tej, dla której to, czy masz pieniądze nie ma najmniejszego znaczenia? 
- Zrozum! Ja i Kaitlyn jesteśmy szczęśliwi. Nie wiem, czy ci się to podoba, czy też nie, ale ja wiem swoje i zdania nie zmienię. - wówczas zadzwonił telefon Rossa. Dzwoniła Emily.

***- Co tam, Emi? - rzucił. 
- Ross.. - dziewczyna coś mamrotała, lecz jedyne co było słychać, to szloch.
- Emily, co się stało?! - krzyknął Ross.
- Cassidy... - chłopak drgnął jak poparzony.
- Co z nią?!!
- Przyjedź do szpitala... - wytrajkotała i rozłączyła się.***
Ross zaniemówił. Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Nie wiedział co się dzieje, co ma robić, był zdenerwowany.
- Co się stało? - zapytała Rydel.
- Cassidy jest w szpitalu. Dzwoniła Emily, cała zapłakana. Kazała przyjechać do szpitala. Mówiłem, że mam złe przeczucia..
Obydwoje ruszyli do samochodu. Auto prowadziła Rydel, gdyż Ross nie byłby w stanie teraz tego robić.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



*Szpital*

Jasne promienie zachodzącego słońca rozświetlały pomieszczenie, jednocześnie drażniąc twarz blondynki. Po chwili zaczęła leniwie otwierać swoje powieki, powoli dostrzegając otoczenie. Pierwszą rzeczą, którą ujrzała były duże, przyjazne, a zarazem pełne przerażenia brązowe oczy, intensywnie wpatrujące się w nią. Na jej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Za moment spostrzegła również, że ów osoba trzyma i gładzi delikatnie jej dłoń. To było tak przyjemne. Całą rozkosz przerwał ostry ból przeszywający nogę dziewczyny. Z jej ust wydobył się cichy jęk boleści. Momentalnie ocknęła się i zorientowała, gdzie jest.

- Co się dzieje? Co ja tu robię? - skierowała do chłopaka, który wciąż nie puszczał jej ręki.
- Potrącił cię jakiś motorzysta. Ale spokojnie, na szczęście poza lekkim złamaniem lewej nogi i stłuczoną nogą nic ci nie jest. - odpowiedział blondyn. - Dzięki Bogu, nie był to samochód.
- Tak, faktycznie na szczęście. - zaśmiała się.
- Zaraz przyjdzie Emily. Zeszła na dół do pielęgniarki, a za około godzinę powinna też przyjechać twoja ciocia. - oznajmił.
- Dziękuję, że ze mną jesteś. A w ogóle to skąd ty tu.. - nie dokończyła, gdyż na salę właśnie weszła Rydel, a razem z nią on. Tak, właśnie on - Ross. Riker natychmiastowo puścił rękę dziewczyny.
- Słonko, nic ci nie jest? - rzuciła się na nią Delly.
- Nie, wszystko w porządku. - uśmiechnęła się, lecz ponownie posmutniała, gdy tylko ujrzała Rossa.
- Cassy, jak się czujesz? - spytał czule, nachylając się do niej.
- Wyjdź! - wykrzyknęła.
- Pozwól mi się wytłumaczyć..
- Masz pięć minut. I ani sekundy dłużej. - pozostała dwójka wyszła z sali, zostawiając nastolatków samych.
- Czemu nie odbierasz moich telefonów? 
- Nie przyszło ci do głowy, że nie mam ochoty z tobą gadać? - odpowiedziała.
- Czemu jesteś na mnie wściekła?
- Na serio jesteś taki głupi, żeby się mnie o to pytać, czy tylko udajesz?
- Proszę bardzo, obrażaj mnie i wyzywaj ile tylko chcesz. Ale zrozum, ja przecież nic złego ci nie zrobiłem!
- Wyjdź! 
- Nie! Powiedz mi, o co ci chodzi?!! - krzyknął tak głośno, że najprawdopodobniej było go słychać aż na korytarzu.
- Jeszcze się pytasz, durniu?! Najpierw pieprzysz głupoty, że jestem dla ciebie ważna, że ci na mnie zależy, a później mi mówisz, że masz dziewczynę, a właściwie to ty mi nawet tego nie powiedziałeś, tylko dowiedziałam się przez przypadek! - przestała nad sobą panować. - Idź już.
- Zaraz szlag  mnie trafi! - złapał się za głowę. - Ponoć jesteśmy tylko przyjaciółmi! Więc czemu masz do mnie jakieś pretensje, że mam dziewczynę?!! 
- Cholera jasna, jakimi przyjaciółmi?! Mówiłeś, że przy nikim nie czujesz się tak dobrze, jak przy mnie. Prawie mnie pocałowałeś! - w jej oczach pomału zbierały się łzy. - Czy "TYLKO PRZYJACIELE" się całują?! Nie sądzę!! Idź! - nastała cisza. Ross wpatrywał się w Cassidy, ta natomiast w okno. Milczenie przerwał blondyn.
- To był chwilowy impuls. Nic nie znaczył! Sam nie wiem, co to miało być.
- Chwilowy impuls? Błagam cię.. Nawet dziecko w przedszkolu potrafiłoby to lepiej wyjaśnić. Mam przez to rozumieć, że całowanie nic dla ciebie nie znaczy? Że ja też nic dla ciebie nie znaczę?! Hm..?! Idź stąd!
- Jakie całowanie?! Przecież do niczego między nami nie doszło! - wykłócał się Ross.
- Tak, ale prawie mnie pocałowałeś!
- Ale tego nie zrobiłem!! Oczekujesz ode mnie czegoś więcej niż przyjaźń? Ja ci nie mogę tego dać. - rzucił stanowczo.
- Tak, oczekuję czegoś więcej. Oczekuję, żebyś jak najszybciej stąd wyszedł!
- Cassidy.. - powiedział, tym razem, spokojnie.
- Wynoś się z tego pomieszczenia!! - krzyknęła jeszcze raz.
- Jesteś tego pewna?
- Niczego nigdy nie byłam bardziej pewna!
- Dobra! Więc to koniec? Koniec tego wszystkiego co nas łączyło? Koniec wspólnych spotkań? Koniec naszych spacerów, śmiechów, zabaw? Koniec naszej przyjaźni? - spytał drżącym głosem.
- Niby jakiej przyjaźni? - z jej oczu poleciała łza. - Człowieku. Ja tutaj nie widzę nic poza jedną, wielką, czarną dziurą. To wszystko to był.. - w tym momencie przypomniało jej się wcześniejsze słowo chłopaka. - ..impuls. To nic nie znaczyło. - mówiła z ironią.
- Naprawdę tego chcesz? - spytał ponownie. Jego wyraz twarzy był coraz bardziej przygnębiony.
- Jaa.. - nie mogła wykrztusić ani jednego słowa. Po chwili się przemogła. -..tak będzie lepiej. Nie potrafimy się dogadać od samego początku. Nie dotrzymujemy swoich obietnic. Ja ci przysięgała, że zawsze będziemy się świetnie dogadywać, a ty mi, że nigdy więcej mnie nie skrzywdzisz. - dokładnie na te słowa Ross poczuł mocne ukłucie w sercu. To prawda, obiecywał jej to. Obiecywał jej to zaledwie wczoraj wieczorem. I tak szybko złamał swoje przyrzeczenie.
- Okej. Więc... - złapał głęboki oddech. - ...to koniec. Tak po prostu. - stali jeszcze kilka minut wpatrując się sobie w oczy. Do sali weszła pielęgniarka.
- Panno Blue, pora coś zjeść.
- Żegnaj Ross.. - powiedziała z zaszklonymi oczyma.
- Żegnaj Cassidy.. - odpowiedział. On również wyglądał jakby ledwo powstrzymywał się od płaczu. Lecz dziewczyna już przestała udawać. Wybuchnęła szlochem nim Ross przekroczył próg.

___________________________________________________


Uhuhh.. Rozdział 12 :D
Miałam dodać dopiero w przyszłą sobotę, ale miałam wenę i napisałam na dziś. :)Proszę o zagłosowanie w ankietach z boku ------>
Jak widać są one inne niż poprzednio, ale coś się zepsuło i usunęły się wszystkie głosy.
Do zobaczenia za tydzień! :*

~DarkAngel ;*

15 komentarzy:

  1. Jej! ALe ty to świetnie opisałaś! Matko kocham tego bloga!!! Kocham to opowiadanie! Świetny rozdział! Zapraszam do mnie:
    austin-story-ally.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. ZAJEBISTE!!! po prostu się poryczałam! Kocham tego bloga! Lepszy od mojego...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no masakra . Tak super piszesz . Nie mogę się doczekać dalej . Pozdrawiam . Czytelniczka . ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. extra extra extra! I Ty dziewczyno mówisz, że ja mam lepszego bloga?
    tu się mylisz - to Twoje opowiadanie jest fenomenalne! :)

    swoją drogą było mi żal Cass, że się zawiodła na Rossie. ale on pewnie sam wie, że postąpił źle.;)

    PS: no to widzimy się za tydzień. powodzenia w szkółce!
    ~`BabyBlue

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo matko !!! Cudny rozdział! <3
    Ale ostro się pokłócili, mam nadzieję , że się pogodzą :). A ta Kaitlyn to na serio taka "wywłoka"? :d
    A dosoboty to ja nie wytrzymam!!! :(

    OdpowiedzUsuń
  6. KochamRossaLyncha4 listopada 2012 18:36

    Łeee... Pokłócili się ;(. A ja chce żeby byli razem :/. Mam nadzieję że się pogodzą i to jak najszybciej!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział! <3
    Ale niech Ross i Cassidy się pogodzą! :d

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na mojego nowego bloga: fame-is-not-everything.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. super rozdział ;d ale kiedy kolejny? czekam i czekam i się doczekać nie mogę ;(

    OdpowiedzUsuń
  10. Eejj kiedy cos nowego? Ja juz tutaj umieram z ciekawosci, co sie dalej wydarzy, a ty nas tak w niepewnosci trzymasz ;(. Blagam, dodaj w koncu ten rozdzial! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Za moment się pojawi nowy rozdział :).

    OdpowiedzUsuń
  12. Miało być coś nowegoo a jeszcze nie ma . ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem i przepraszam, ale musiałam wyjść do fryzjera :(
      Ale już wróciłam, więc tym razem na pewno pojawi się za chwilkę ;*

      Usuń
  13. Cassy dobrze zrobila ze mu to wszystko powiedziala. A tak w ogole to rozdzial fantastyczny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniały rozdział. Kurde co ten Ross wyprawia. On ją o wszytko obwinia chociaż dobrze wie że Cassy nic złego nie zrobiła...

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo