- Co?! - spytała
zdziwiona, słysząc ostatnie słowa, wypowiedziane przez towarzysza.
- Długa historia.. - machnął ręką chłopiec. - Chodzi o to, iż mówisz, że zawsze
jest tak jak ja chcę.. A jest wręcz przeciwnie. Żeby coś w końcu zaczęło się
układać, muszę przeżyć prawdziwe piekło! A to nie jest takie proste. I za
każdym razem jest coraz gorzej! To, co się działo na początku tego roku.. Każdy
się ode mnie odwrócił! Nikt mnie nie chciał wysłuchać! Nie miałem nikogo,
rozumiesz?! Nikogo! - wykrzyczał. Jego oczy zaszły mgłą i już niewiele
brakowało, aby za moment wypłynęły z nich łzy.
- A co ja przeżywałam? Jak ty byłeś ślepy i zapatrzony w Kaitlyn.. Igrałeś sobie ze mną i moimi uczuciami. Najpierw prawie mnie całowałeś, gdy niespodziewanie przyszła twoja dziewczyna. Później znów chciałeś to zrobić, a jak się okazało, byłam tylko twoją zabawką na pocieszenie! W ogóle był czas, że kompletnie się ode mnie odciąłeś i miałeś gdzieś to, jak ja się czułam i co czułam do ciebie! Ale wiedz, że teraz na pewno już nie czuję tego, co kiedyś.. Nie tylko ty się wycierpiałeś! - odparła zdenerwowana. Dopiero po chwili milczenia udało jej się nieco ochłonąć i kontynuować, tym razem na spokojnie. - Strasznie mnie skrzywdziłeś.. I to wiele razy.. Wciąż jest mi ciężko walczyć z tymi wspomnieniami.. - Cassidy dłużej nie wytrzymała. Poddała się łzom, próbującym przecisnąć się przez powieki już od samego początku kłótni. Patrzyła jeszcze przez moment na blondyna, a po chwili odwróciła się, nie mogąc znieść myśli, że po raz kolejny ze sobą walczą. Teraz.. gdy wszystko wreszcie mogło zacząć się układać. Na ten widok nawet z głębokich, brązowych oczu Rossa uroniły się słone krople.
- Wiem, że byłem idiotą zapatrzonym w kogoś, kto zupełnie na to nie zasługiwał! I wiem, ile wtedy straciłem! Cały czas tracę.. I masz rację, cieszę się, że zaczyna się jakaś głupia burza.. - rzucił, nasuwając dziewczynie na myśl jedno pytanie : "Co takiego może być szczęśliwego w nadejściu burzy?". Nie musiała długo czekać na odpowiedź, która szczerze złamała całą jej złość i agresję, towarzyszące jej po nieprzyjemnej awanturze. - ..bo wtedy mogę na spokojnie być z moją Cassy.. Nie taką, która trzyma mnie na dystans - zaśmiał się. - Tylko z bezsilną tobą, która panicznie boi się burzy. I jestem pewien, że wiesz, że możesz się we mnie wtulić tak jak kiedyś, bo przy mnie czujesz się bezpieczna. I doskonale wiesz również, że ja cię nie odrzucę, bo mam do ciebie słabość. Więc podejdź tutaj wreszcie i przytul się do mnie - zakończył swą przemowę, rozkładając szeroko ręce. Cassidy mimo faktu, iż słowa blondyna mocno chwyciły ją za serce, zawahała się i z niepewnością spoglądała na niego. - O co ja w ogóle proszę.. - rzucił zrezygnowany, widząc niechęć nastolatki i niczym dziecko usiadł po turecku na piasku.. Zaraz po tym niebieskooka usadowiła się za nim i mocno objęła, opierając głowę na jego plecach.
- Przepraszam, Ross - wydukała po cichu.
Nie chciała sprawiać mu w ten sposób przykrości, gdyż doskonale wiedziała, że wszystko, co mówił było prawdą. Młodzieniec złapał ręce partnerki i jeszcze bardziej przycisnął je do siebie. Aczkolwiek ten moment, przyjemny zapewne dla nich obojga nie mógł trwać dłużej. Został on zakłócony przez deszcz, zbierający się nad nimi od dłuższego czasu. Z każdą kolejną sekundą z chmur lało się coraz mocniej i wcale nie wyglądało na to, że się uspokoi. Nastolatkowie podnieśli się, otrzepali z piasku i postanowili poszukać racjonalnego wyjścia z tej nieciekawej sytuacji, kierując się w stronę najbliższej ulicy. W jednym momencie gwałtowny, potężny grzmot sprawił, że Cassidy odruchowo dosunęła się do blondyna, łapiąc go za rękę oraz chowając twarz w jego ramieniu.
- Ja przepraa.. - zaczęła nieśmiało, jednak blondyn nie pozwolił jej dokończył.
- Nic się nie stało. Od czego ma się przyjaciół - mrugnął do nastolatki. Parę minut później deszcz sączył z chmur zacznie mocniej, a burza zdawała się być tuż nad nimi.
- Ross ja się boję - wycedziła blondynka, wciąż trzymając chłopaka.
- Burzy? - spytał dla pewności, na co dziewczyna przytaknęła. - Nie ma czego - uśmiechnął się. - To tylko.. małe wyładowania elektryczne - pocieszał.
- Mhmm.. Małe wyładowania, które w każdej chwili mogą nas zabić - osiemnastolatek zaśmiał się.
- Skąd w tobie tyle pesymizmu? Spójrz na to z tej strony. Nawet, jeśli zginiemy, to będziesz przynajmniej ze mną - uśmiechnął się.
- Dzięki za pocieszenie - odpowiedziała sarkastycznie.
Jakiś czas później, na ich szczęście doszli do hotelu, a pogoda się uspokoiła. Co prawda wciąż padało, ale nastolatkowie byli już na tyle przemoczeni, że teraz już nie robiło im nic różnicy.
- Ojeejj.. wciąż pada - blondynek uśmiechnął się do Cassy.
- A to pech, zmokniesz - powiedziała do niego zgryźliwie. - Już i tak obydwoje jesteśmy mokrzy, więc jeszcze trochę ci nie zaszkodzi.
- A co ja przeżywałam? Jak ty byłeś ślepy i zapatrzony w Kaitlyn.. Igrałeś sobie ze mną i moimi uczuciami. Najpierw prawie mnie całowałeś, gdy niespodziewanie przyszła twoja dziewczyna. Później znów chciałeś to zrobić, a jak się okazało, byłam tylko twoją zabawką na pocieszenie! W ogóle był czas, że kompletnie się ode mnie odciąłeś i miałeś gdzieś to, jak ja się czułam i co czułam do ciebie! Ale wiedz, że teraz na pewno już nie czuję tego, co kiedyś.. Nie tylko ty się wycierpiałeś! - odparła zdenerwowana. Dopiero po chwili milczenia udało jej się nieco ochłonąć i kontynuować, tym razem na spokojnie. - Strasznie mnie skrzywdziłeś.. I to wiele razy.. Wciąż jest mi ciężko walczyć z tymi wspomnieniami.. - Cassidy dłużej nie wytrzymała. Poddała się łzom, próbującym przecisnąć się przez powieki już od samego początku kłótni. Patrzyła jeszcze przez moment na blondyna, a po chwili odwróciła się, nie mogąc znieść myśli, że po raz kolejny ze sobą walczą. Teraz.. gdy wszystko wreszcie mogło zacząć się układać. Na ten widok nawet z głębokich, brązowych oczu Rossa uroniły się słone krople.
- Wiem, że byłem idiotą zapatrzonym w kogoś, kto zupełnie na to nie zasługiwał! I wiem, ile wtedy straciłem! Cały czas tracę.. I masz rację, cieszę się, że zaczyna się jakaś głupia burza.. - rzucił, nasuwając dziewczynie na myśl jedno pytanie : "Co takiego może być szczęśliwego w nadejściu burzy?". Nie musiała długo czekać na odpowiedź, która szczerze złamała całą jej złość i agresję, towarzyszące jej po nieprzyjemnej awanturze. - ..bo wtedy mogę na spokojnie być z moją Cassy.. Nie taką, która trzyma mnie na dystans - zaśmiał się. - Tylko z bezsilną tobą, która panicznie boi się burzy. I jestem pewien, że wiesz, że możesz się we mnie wtulić tak jak kiedyś, bo przy mnie czujesz się bezpieczna. I doskonale wiesz również, że ja cię nie odrzucę, bo mam do ciebie słabość. Więc podejdź tutaj wreszcie i przytul się do mnie - zakończył swą przemowę, rozkładając szeroko ręce. Cassidy mimo faktu, iż słowa blondyna mocno chwyciły ją za serce, zawahała się i z niepewnością spoglądała na niego. - O co ja w ogóle proszę.. - rzucił zrezygnowany, widząc niechęć nastolatki i niczym dziecko usiadł po turecku na piasku.. Zaraz po tym niebieskooka usadowiła się za nim i mocno objęła, opierając głowę na jego plecach.
- Przepraszam, Ross - wydukała po cichu.
Nie chciała sprawiać mu w ten sposób przykrości, gdyż doskonale wiedziała, że wszystko, co mówił było prawdą. Młodzieniec złapał ręce partnerki i jeszcze bardziej przycisnął je do siebie. Aczkolwiek ten moment, przyjemny zapewne dla nich obojga nie mógł trwać dłużej. Został on zakłócony przez deszcz, zbierający się nad nimi od dłuższego czasu. Z każdą kolejną sekundą z chmur lało się coraz mocniej i wcale nie wyglądało na to, że się uspokoi. Nastolatkowie podnieśli się, otrzepali z piasku i postanowili poszukać racjonalnego wyjścia z tej nieciekawej sytuacji, kierując się w stronę najbliższej ulicy. W jednym momencie gwałtowny, potężny grzmot sprawił, że Cassidy odruchowo dosunęła się do blondyna, łapiąc go za rękę oraz chowając twarz w jego ramieniu.
- Ja przepraa.. - zaczęła nieśmiało, jednak blondyn nie pozwolił jej dokończył.
- Nic się nie stało. Od czego ma się przyjaciół - mrugnął do nastolatki. Parę minut później deszcz sączył z chmur zacznie mocniej, a burza zdawała się być tuż nad nimi.
- Ross ja się boję - wycedziła blondynka, wciąż trzymając chłopaka.
- Burzy? - spytał dla pewności, na co dziewczyna przytaknęła. - Nie ma czego - uśmiechnął się. - To tylko.. małe wyładowania elektryczne - pocieszał.
- Mhmm.. Małe wyładowania, które w każdej chwili mogą nas zabić - osiemnastolatek zaśmiał się.
- Skąd w tobie tyle pesymizmu? Spójrz na to z tej strony. Nawet, jeśli zginiemy, to będziesz przynajmniej ze mną - uśmiechnął się.
- Dzięki za pocieszenie - odpowiedziała sarkastycznie.
Jakiś czas później, na ich szczęście doszli do hotelu, a pogoda się uspokoiła. Co prawda wciąż padało, ale nastolatkowie byli już na tyle przemoczeni, że teraz już nie robiło im nic różnicy.
- Ojeejj.. wciąż pada - blondynek uśmiechnął się do Cassy.
- A to pech, zmokniesz - powiedziała do niego zgryźliwie. - Już i tak obydwoje jesteśmy mokrzy, więc jeszcze trochę ci nie zaszkodzi.
- Umm.. - jęknął
zmieszany. Zapewne liczył teraz na to, że dziewczyna zaprosi go do środka.
Wcale się nie pomylił.
- Ojj żartuję, chodź głupku. Emi nie będzie miała nic przeciwko - uśmiechnęła się i ruszyli razem do wnętrza budynku.
- Oczywiście, że nie będzie miała.. Bo jej nie ma - rzucił zadowolony.
- Umm.. właśnie, że jest. Mówiła mi, że nigdzie dzisiaj nie wychodzi.
- Ale jednak zmieniła zdanie, miała iść do Ratliffa.
- Czemuuu? - spojrzała podejrzliwie na przyjaciela.
- Nie wieeeem - uśmiechał się nerwowo.
- Coś mi się wydaje, że ty za tym stoisz. Nieźle to wszystko sobie zaplanowałeś.
- Ale że co?
- Wszystko - odpowiedziała krótko.
- Ej, ja tylko poprosiłem Emily, żeby poszła, a ten deszcz, to już nie przeze mnie.
- A więc jednak to ty się jej pozbyłeś z domu - słusznie zauważyła. - Czemu? - spytała, otwierając drzwi apartamentu, po czym wpuściła chłopaka do środka.
- Tak sobie, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Dochodzi dwudziesta pierwsza, jest ciemno, a ty pozbyłeś się moich współlokatorów. Zaczynam się ciebie obawiać - Ross zaśmiał się delikatnie.
- Jestem aż taki straszny? Spokojnie, nie mam na myśli niczego umm.. nieprzyzwoitego.
- Więc w czym inni by ci przeszkadzali? - Cassidy drążyła temat.
- We wszystkim - odparł tajemniczo.
- Okeeeej.. Umm.. Ja się idę myć - powiedziała skołowana, po czym ruszyła do łazienki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Ojj żartuję, chodź głupku. Emi nie będzie miała nic przeciwko - uśmiechnęła się i ruszyli razem do wnętrza budynku.
- Oczywiście, że nie będzie miała.. Bo jej nie ma - rzucił zadowolony.
- Umm.. właśnie, że jest. Mówiła mi, że nigdzie dzisiaj nie wychodzi.
- Ale jednak zmieniła zdanie, miała iść do Ratliffa.
- Czemuuu? - spojrzała podejrzliwie na przyjaciela.
- Nie wieeeem - uśmiechał się nerwowo.
- Coś mi się wydaje, że ty za tym stoisz. Nieźle to wszystko sobie zaplanowałeś.
- Ale że co?
- Wszystko - odpowiedziała krótko.
- Ej, ja tylko poprosiłem Emily, żeby poszła, a ten deszcz, to już nie przeze mnie.
- A więc jednak to ty się jej pozbyłeś z domu - słusznie zauważyła. - Czemu? - spytała, otwierając drzwi apartamentu, po czym wpuściła chłopaka do środka.
- Tak sobie, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Dochodzi dwudziesta pierwsza, jest ciemno, a ty pozbyłeś się moich współlokatorów. Zaczynam się ciebie obawiać - Ross zaśmiał się delikatnie.
- Jestem aż taki straszny? Spokojnie, nie mam na myśli niczego umm.. nieprzyzwoitego.
- Więc w czym inni by ci przeszkadzali? - Cassidy drążyła temat.
- We wszystkim - odparł tajemniczo.
- Okeeeej.. Umm.. Ja się idę myć - powiedziała skołowana, po czym ruszyła do łazienki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Godzina 12:30, dom R5*
Ellington kończył jeść śniadanie, wciąż rozmawiając z Rydel, gdy Riker wpuścił
właśnie do mieszkania dwie osoby. Oczywiście był to Luca i Emi, która obiecała Rossowi
zostawić wolne mieszkanie. Brunet od razu podszedł do partnerki, po czym
odsunął lekko na bok, aby spokojnie mogli porozmawiać. W ten sposób już po
krótkiej dyskusji wyjaśnili sobie kilka spraw i znów było jak dawniej. Ich
rozmowę przerwał Rocky, odciągając chłopaka.- Co jest? - spytał zdezorientowany.
- Nic, wychodzimy. Ubieraj się - popędził brunet, ciągnąc przyjaciela za rękę.
- Dokąd?
- Do Luci - odpowiedział.
- Nie, nie, nie.. Ratliff zostaje z nami - wtrąciła Emily, przytulając swojego chłopaka. Rydel tylko przytaknęła głową.
- Obejrzymy sobie film, czy coś - uśmiechnęła się blondynka.
- Ale, ale.. - zaczął Ell, jednak widząc minę nastolatki poddał się. - Wybaczcie chłopacy.. nic nie poradzę, że jestem tak rozchwytywany.
- Serio będziesz się słuchał dziewczyn? Stary, nie daj się - dokuczył drugi.
- Tak wyszło - rzucił smętnie. - Za pół godziny będą miały mnie dosyć, to do was przyjadę - podszedł do kolegi i szepnął mu po cichu do ucha. Przybili sobie "żółwiki", a następnie Luca wraz z Rikerem i Rockym opuścili mieszkanie.
- Więęęęc co oglądamy moje
panie?! - spytał z uśmiechem Ellington.
- Moożeee.. "Spiderman"? - zaproponowała Rydel, wyciągając płytę. Pozostała dwójka nie miała nic przeciwko.
Młodzi przed seansem umówili się, że dziewczyny przygotują kanapki, a chłopakowi zostanie do zrobienia popcorn. Praca w sam raz dla Ratliffa - wstawienie do mikrofalówki paczki z kukurydzą. Chyba nawet on nie mógłby niczego spaprać, a zadanie nie przewyższało jego możliwości. Choć z drugiej strony możliwe, że i to okazało się zbyt skomplikowane. Rydel i Emily już od dobrych dziesięciu minut siedziały na kanapie, wyczekując przyjaciela, wciąż szwendającego się po kuchni. Wkrótce jednak dołączył do koleżanek, które nie były zadowolone na jego widok.
- I to ma starczyć dla naszej trójki? - spytała Ryd, wskazując na małą paczuszkę w rękach chłopaka.
- Umm.. Nie - powiedział, jakby nie wiedział o co chodzi. - To ma starczyć dla mnie - uśmiechnął się, po czym rozsiadł wygodnie między nastolatkami.
- Miałeś zrobić dla wszystkich - wtrąciła Emily.
- Ahh.. No dobra, więc mam wam też zrobić? - spytał niechętnie.
- Owszem, masz - odpowiedziały zgodnie.
- Co? Powiedziałem to z grzeczności. Ja już się z tej kanapy nie ruszam.
- Jakiś ty miły - rzuciła z sarkazmem blondynka.
- Wiem - uśmiechnie się.
- Choć Emi, same sobie zrobimy, bo jego się nie doprosimy. - Na te słowa przyjaciółki wstały i poszły do kuchni. - Gdzie jest popcorn?! - krzyknęła Rydel do chłopaka, nie mogąc znaleźć przekąski.
- Macie pecha! Skończył się! - zarechotał brunet. - Ale podzielę się z wami - ponownie się uśmiechnął.
Po chwili dziewczyny, będące bardzo zdziwione dotychczasowym zachowaniem chłopaka, dosiadły się do niego. Jednak ich zaskoczenie rosło wraz z upływem czasu. Mimo iż Ratliff obiecał podzielić się przekąską, siedział wgapiony w telewizor i dosłownie garściami wpychał sobie do buzi popcorn, rozsypując go dookoła.
- Strasznie się cieszę, że zostałem z wami, zamiast pójść z chłopakami - odparł, obejmując obie dziewczyny.
- Eheem.. Ale weź ze mnie swoje tłuste łapy - marudziła Emily, ściągając z siebie rękę partnera.
- Właśnie, ubrudzisz mi włosy - zawtórowała Rydel.
- Jesteście niemiłe - burknął Ratliff, a następnie wrócił do oglądania. Jednakże wciąż nie przestawał irytować swym zachowaniem towarzystwa. Bez przerwy komentował rozgrywaną w filmie akcję, choć doskonale wiedział, że przyjaciółki tego nie znoszą.
- Ratliff, może jednak chcesz iść do chłopaków? - spytała z nadzieją brunetka.
- Oni zapewne świetnie się teraz bawią, a my oglądamy nudny film - zachęcała blondynka.
- Ależ skąd. Z wami jest tak fajnie. Moje dwie małe dwiewcinecki - uśmiechnął się nastolatek.
- Aww.. No jeśli chcesz z nami zostać, to okej - ucieszyła się Em.
- Ale skoro tak nalegacie, to już do nich idę. Paa - powiedział bez zawahania, po czym jeszcze szybciej ulotnił się z mieszkania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Moożeee.. "Spiderman"? - zaproponowała Rydel, wyciągając płytę. Pozostała dwójka nie miała nic przeciwko.
Młodzi przed seansem umówili się, że dziewczyny przygotują kanapki, a chłopakowi zostanie do zrobienia popcorn. Praca w sam raz dla Ratliffa - wstawienie do mikrofalówki paczki z kukurydzą. Chyba nawet on nie mógłby niczego spaprać, a zadanie nie przewyższało jego możliwości. Choć z drugiej strony możliwe, że i to okazało się zbyt skomplikowane. Rydel i Emily już od dobrych dziesięciu minut siedziały na kanapie, wyczekując przyjaciela, wciąż szwendającego się po kuchni. Wkrótce jednak dołączył do koleżanek, które nie były zadowolone na jego widok.
- I to ma starczyć dla naszej trójki? - spytała Ryd, wskazując na małą paczuszkę w rękach chłopaka.
- Umm.. Nie - powiedział, jakby nie wiedział o co chodzi. - To ma starczyć dla mnie - uśmiechnął się, po czym rozsiadł wygodnie między nastolatkami.
- Miałeś zrobić dla wszystkich - wtrąciła Emily.
- Ahh.. No dobra, więc mam wam też zrobić? - spytał niechętnie.
- Owszem, masz - odpowiedziały zgodnie.
- Co? Powiedziałem to z grzeczności. Ja już się z tej kanapy nie ruszam.
- Jakiś ty miły - rzuciła z sarkazmem blondynka.
- Wiem - uśmiechnie się.
- Choć Emi, same sobie zrobimy, bo jego się nie doprosimy. - Na te słowa przyjaciółki wstały i poszły do kuchni. - Gdzie jest popcorn?! - krzyknęła Rydel do chłopaka, nie mogąc znaleźć przekąski.
- Macie pecha! Skończył się! - zarechotał brunet. - Ale podzielę się z wami - ponownie się uśmiechnął.
Po chwili dziewczyny, będące bardzo zdziwione dotychczasowym zachowaniem chłopaka, dosiadły się do niego. Jednak ich zaskoczenie rosło wraz z upływem czasu. Mimo iż Ratliff obiecał podzielić się przekąską, siedział wgapiony w telewizor i dosłownie garściami wpychał sobie do buzi popcorn, rozsypując go dookoła.
- Strasznie się cieszę, że zostałem z wami, zamiast pójść z chłopakami - odparł, obejmując obie dziewczyny.
- Eheem.. Ale weź ze mnie swoje tłuste łapy - marudziła Emily, ściągając z siebie rękę partnera.
- Właśnie, ubrudzisz mi włosy - zawtórowała Rydel.
- Jesteście niemiłe - burknął Ratliff, a następnie wrócił do oglądania. Jednakże wciąż nie przestawał irytować swym zachowaniem towarzystwa. Bez przerwy komentował rozgrywaną w filmie akcję, choć doskonale wiedział, że przyjaciółki tego nie znoszą.
- Ratliff, może jednak chcesz iść do chłopaków? - spytała z nadzieją brunetka.
- Oni zapewne świetnie się teraz bawią, a my oglądamy nudny film - zachęcała blondynka.
- Ależ skąd. Z wami jest tak fajnie. Moje dwie małe dwiewcinecki - uśmiechnął się nastolatek.
- Aww.. No jeśli chcesz z nami zostać, to okej - ucieszyła się Em.
- Ale skoro tak nalegacie, to już do nich idę. Paa - powiedział bez zawahania, po czym jeszcze szybciej ulotnił się z mieszkania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Apartament przyjaciółek*
Około pół godziny później Cassidy przebrana już w piżamę wyszła z łazienki.
Jednak widok, jaki zastała w salonie lekko ją zdziwił. Na
kanapie, jak gdyby nigdy nic siedział Ross w samych spodniach.- Umm.. Czemu jesteś bez koszulki? - spytała zaskoczona i zarazem trochę niezadowolona.
- Ee.. Spokojnie, ja ją zdjąłem, bo jest cała mokra.. Jeśli masz coś przeciwko, to mogę założyć - wytłumaczył się zmieszany.
- Niee, nie musisz, skoro jest mokra - uspokoiła się i uśmiechnęła delikatnie.
Niebieskooka przygotowała kolację i dosiadła się do blondyna. Nim się spostrzegli na zegarze wybiła dwudziesta trzecia, a oni dalej tkwili w zaciętej dyskusji. W pewnym momencie dziewczynę kompletnie zamuliło. Jej oczy zaszły mgłą, a słowa wypowiadane przez partnera w ogóle do niej nie docierały. Nawet nie zauważyła, gdy dosłownie odpłynęła i oparła głowę na ramieniu chłopaka. Chwilę później pogrążyła się w głębokim śnie. Obudziła się dopiero nazajutrz, o dziwo w swoim łóżku, choć była pewna, że zasypiała na kanapie w salonie. Kolejne zaskoczenie doszło do niej, gdy spostrzegła, iż tuż przy niej leży Ross. Co prawda nie wtargnął pod jej kołdrę, ale sam fakt, co on robi w jej łóżku. Nastolatka od razu zabrała rękę z chłopaka i zaczęła go delikatnie szturchać.
- Ross.. - starała się wybudzić śpiącego. Szybko otrzymała rezultaty. Blondynek otworzył oczy, a na jego twarzy momentalnie zagościł uśmiech.
- Heeej. jak ci się spało? - przywitał miło koleżankę.
- Dobrze, ale.. co ty tutaj robisz? - odparła niepewnie.
- Ee.. No bo ty zasnęłaś
na mnie w salonie, więc przeniosłem cię tutaj i miałem się zbierać do domu, ale
ty tak mocno objęłaś moją rękę, że gdybym chciał ją zabrać, to zapewne byś się
obudziła, a zbyt słodko spałaś, abym mógł cię obudzić.. - opowiedział. -
Położyłem się obok i tak jakoś też usnąłem.. Ja naprawdę nie zrobiłem tego
celowo - dodał.
- Ahaa.. W porządku, nic się nie stało - również obdarzyła chłopca delikatnym uśmiechem. - To przypadek.
- Więc nie masz mi tego za złe?
- Nie - rzuciła krótko. - Skoro to ja ciebie trzymałam, to nie twoja wina.
- To świetnie. Miło mi się spało - powiedział zadowolony, na co blondynka się zaśmiała.
- Skoro pierwszego dnia naszej przyjaźni, my już lądujemy razem w łóżku, to ja się boję, co będzie za kilka miesięcy - zażartowała.
- Ahaa.. W porządku, nic się nie stało - również obdarzyła chłopca delikatnym uśmiechem. - To przypadek.
- Więc nie masz mi tego za złe?
- Nie - rzuciła krótko. - Skoro to ja ciebie trzymałam, to nie twoja wina.
- To świetnie. Miło mi się spało - powiedział zadowolony, na co blondynka się zaśmiała.
- Skoro pierwszego dnia naszej przyjaźni, my już lądujemy razem w łóżku, to ja się boję, co będzie za kilka miesięcy - zażartowała.
______________________________
Hej! ;*
Rozdział jest według mnie totalnie beznadziejny, ale przykro mi, ja nic więcej z nim zrobić nie potrafię. Ostatnio długo myślałam o tym blogu. Praktycznie od jakiegoś czasu cały czas o tym myślę.. i stwierdziłam, że tak serio będzie lepiej. Jak zakładałam mojego bloga, to zrobiłam to dla siebie, ale byłam strasznie szczęśliwa, gdy zaczęło go czytać tyle osób. I wtedy nie pisałam już tylko dla mnie, ale też dla nich (dla Was). Jednak teraz to nie sprawia mi takiej frajdy, nie ciągnie mnie już do tego tak jak dawniej. Mam wrażenie, że ostanie kilka rozdziałów były napisane tylko po to, żeby zadowolić czytelników, a nie dlatego, że ja chciałam, i żeby zadowolić równocześnie siebie. Teraz nie rusza mnie już nawet zbytnio fakt, że kilka osób wciąż do mnie pisze i prosi o dodanie nowego rozdziału. Przecież on jest już dawno skończony, więc gdyby faktycznie mi wciąż na tym zależało, to chyba pofatygowałabym się, aby w końcu go dodać, przecież to tylko kilka-kilkanaście minut. Ale mi się po prostu nie chce, bo to już nie jest dla mnie to co kiedyś. A dzisiejszy rozdział był pisany zupełnie na odwal się. Co prawda wydaje mi się, że mogłabym go poprawić, bo wiem, że potrafię (choć może jednak już nie potrafię), ale ja po prostu chyba nie mam już chęci na to. Tak więc wydaje mi się, że nie ma sensu robić czegoś, co nawet nie wiem, czy wciąż mnie kręci. A pisanie dalej kolejnych rozdziałów na odwal się prędzej czy później doprowadzi do utraty czytelników i tyle mi pozostanie po dotychczasowych staraniach.. to głupie, ale jak to teraz piszę, to chce mi się płakać.. Tak czy inaczej wydaje mi, że zrozumieliście do czego zmierzam. Blog chyba zmierza ku końcowi, a ja raczej nie jestem w stanie już nic z tym zrobić. Trochę mi przykro, że się pożegnamy, i że więcej nie będzie już nowych rozdziałów i przygód R5, Cassy i Emily. Jest mi trudno zamknąć to wszystko, więc nie wiem, wciąż myślę. Albo niedługo dodam ostatni rozdział, który już zaczęłam pisać, albo po prostu zatrzymam się na tym i może jeszcze kiedyś postanowię dokończyć tę historię lub oddać ją komuś innemu (jednak na razie nikomu jej nie powierzę, ponieważ nie jestem na to gotowa). Może za kilka tygodni, może za kilka miesięcy.. Nie wiem. Możliwe, że już w ogóle nie będę miała ochoty kontynuować.. Tak więc póki co żegnam się z Wami w tym momencie. Dziękuję za ponad 20000 wejść, ponad 1000 komentarzy, 22 obserwatorów, prawie 5 miesięcy razem i 56 rozdziałów. Za Wasze wparcie i za wszystkie miłe słowa. Kocham Was ;** <33. Oraz przepraszam, jeśli komuś sprawiłam przykrość :c.
~DarkAngel ;**